Część IV: D jak Derek
-No dawaj Stiles, jeszcze jeden sklep obiecuję –
-Tak samo mówiłaś jakieś pięć sklepów temu! –
-Stiles zamknij się z łaski swojej, nie masz tu nic do gadania. Alison i ja potrzebujemy jakieś sukni na bal i nie spoczniemy dopóki jakieś nie znajdziemy- powiedziała rudowłosa piękność prychając na chłopaka, który wyglądał jakby przebiegł maraton z dzikimi dzikami , rozwiązując przy okazji równania matematyczne.
-Ale gdzie w tym wszystkim miejsce dla mnie ? Z tego co pamiętam ja nie potrzebuje sukni – powiedział chłopak , pozwalając ciągnąc się po zatłoczonej galerii handlowej dziewczynie swojego najlepszego przyjaciela – Alison.
-Powiedziałam nie marudź! Im mniej się będziesz opierał tym mniej będzie bolało – powiedziała Lydia wchodząc do sklepu. Stiles, bo tak nazywał się ten chłopak , który został wybrany w sposób eliminacji do tej samobójczej misji trafił do innego wymiaru wypełnionego sukienkami, butami ,torebkami , apaszkami i biżuterią. Ale nie mógł narzekać, przynajmniej dowiedział się że kolor rubinowy w tym sezonie jest passe, a szafirowy jest na topie tak samo jak w sumie koronki. Chłopak obiecał sobie solidną zemstę na Scottcie i Jacksonie, którzy wystawili go na pożarcie tym dwóm zakupoholiczką , jeśli uważał że bitwa o karpia była przegięciem, to to co dzisiaj zobaczył, jak tabuny dziewcząt wręcz były gotowe zabić o jakiś ciuch z przeceny ... to było straszne. Na samą myśl przeszedł go dreszcz. Stiles nawet nie zauważył kiedy został sam a jego przyjaciółki zniknęły gdzieś w głębi sklepu. Chłopak westchnął i potarł sobie zakłopotany kark - Co on tu ma robić ? Po chwili wahania podszedł do najbliższych wieszaków - brzydka, też brzydka , brzydka , jak to się do cholery zakłada ? O! Ta jest nawet spoko.
-Przepraszam bardzo. Gdzie znajdę grafitową sukienkę do kolan ? – Cholera ten głos jest przyjemny , nawet bardzo. To była jego pierwsza myśl , druga gdy już się obrócił była taka, że mężczyzna ma niesamowite zielone oczy.
-Cóż chłopie, chyba na sklepie nie ma twojego rozmiaru - Stiles przyjrzał mu się dokładnie. Wysoki , czarnowłosy z zarostem i dobry boże! On chyba mieszka na siłowni, nie ma innej opcji i na dodatek słodko się rumieni.
-To n-nie dla mnie t-tylko dla młodszej siostry na jakiś b-bal w szkole czy coś w ten deseń. – Ohh i na dodatek się jąka . Stiles zaczął się poważnie zastanawiać czy nieznajomy zaraz nie ucieknie przestraszony w las, bo tak strzelał dookoła siebie oczyma, z dobroci serca postanowił się nad nim zlitować.
-Spoko stary , rozumiem. Czekaj, jeśli na bal to twoja siostra pewnie chodzi do Liceum Beacon Hills, mam rację ? – pyta się zaciekawiony chłopak uśmiechając się najserdeczniej jak potrafił w stronę nieznajomego.
-Tak .Przepraszam jestem Derek Hale – powiedział Derek wyciągając dłoń , którą Stiles z przyjemnością przyjął i uścisnął ją energiczne.
-Stiles Stilinski , bo też chodzę do tego liceum. Czekaj Hale ? Twoje siostra to nie przypadkiem Cora ?-
-Znacie się ? – Pyta się Derek ,unosząc jedną brew do góry. Chłopak wzruszył ramionami.
-Taa, notorycznie wbija moją głowę w pobliskie szafki, drzwi i inne powierzchnie płaskie – stwierdził chłopak , uśmiechając się szeroko w stronę Dereka, który widocznie się zmieszał.
-Ohh... jak chcesz mogę z nią pogadać –
-Cóż, szczerze powiedziawszy byłoby miło , szafki nie są zbyt wygodne stary -możesz wierzyć mi na słowo. Na to stwierdzenie Derek uśmiechnął się, ukazując światu a zwłaszcza Stilsowi swoje królicze zęby, a chłopak już wiedział że wpadł i to jak śliwka w kompot, i miał jakieś dziwne przeczucie że tegoroczny bal nie będzie należał do tych z gatunków nudnawych a wręcz przeciwnie może się okazać bardzo udany.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top