03. Sklep (2590)
Rozejrzałam się dookoła, gdy stanęłam już na piętrze biblioteki. Dach w jednym miejscu był oszklony, a całe piętro było jedną wielką antresolą. Przede mną znajdywały się półki z książkami. A zaraz obok mnie było kilka foteli i małych stoliczków. Odetchnęłam z zachwytem przechodząc przez korytarz z książkami. To miejsce wyglądało jak z najlepszego filmu. Gdy zauważyłam czarne długie włosy uśmiechnęłam się do siebie ciesząc się, że znalazłam w końcu dziewczynę, która była właścicielką podręcznika od matematyki. Podeszłam trochę bliżej chcąc się przywitać gdy zauważyłam, że z kimś rozmawia.
- Wiem, wiem, ale nie mamy kogoś z telekinezą. - Powiedziała ciemnowłosa na co dostała w odpowiedzi tylko ciche westchnienie.
Poczułam jak zasycha mi w gardle gdy przytuliłam się mocniej do regału z książkami. Postanowiłam przysłuchać się rozmowie tej dwójki. Wiedziałam, że nie mówi przecież sama do siebie, ale nie miałam pojęcia jak wygląda jej rozmówca.
- Iwan, dobrze wiesz, że potrzebujemy kogoś takiego. - Kontynuowała.
Kogoś takiego? Chodziło jej o mnie?
- Nie potrzebujemy. - Iwan wydawał się być nieugięty. - Ile ona tu jest? Dwa dni? - Prychnął. Już wiedziałam, że ów Iwan nie darzył mnie sympatią.
- Och, Nicole też była świeżakiem gdy do nas dołączyła.
Do nas? Nicole?
Poza tym miałam już pewność, że mówią o mnie. W końcu byłam tu kilka dni i doskonale wiedziałam, że odstaje umiejętnościami od reszty.
Mój oddech stawał się szybszy gdy z zaciekawieniem słuchałam ich rozmowy. Zacisnęłam palce na podręczniku starając się uspokoić oddech, w końcu w bibliotece panowała głucha cisza i byłam pewna, że gdybym się ruszyła, szelest ubrań byłby słyszalny.
- Nie masz prawa o niej mówić. - Syknął.
- Mówię o niej bo wiem ile dla ciebie znaczyła. Nie możesz wszystkich odpychać przez...
- Zamknij się. - Odpowiedział nagle co lekko mnie zdziwiło. Usłyszałam tylko ciche westchnienie. - Skoro tak ci zależy to powiedz o tym Charliemu, na pewno spodoba mu się twój tok rozumowania.
- Jesteś bezczelny. - Podsumowała krótko.
Usłyszałam jak fotel niedaleko się odsuwa. Oderwałam się szybko od szafki chcąc się ukryć w lepszym miejscu, ale na moje nieszczęście potknęłam się o wózek z książkami stojący obok mnie. Przeklęłam pod nosem i spojrzałam dookoła aby upewnić się, że ani Iwan, ani ciemnowłosa nie zmierzają w moją stronę. Szybkim ruchem przeszłam za regał dalej, tym samym mijając się z jakimś blond chłopakiem.
- W środę jest spotkanie, rób jak uważasz. - Odpowiedział Iwan zza moich pleców, więc to on był chłopakiem, który mnie wyminął.
Jego głos był przeszywający. Zupełnie jakby mówił zaraz przy moim uchu. Rozejrzałam się niepewnie, bojąc się sytuacji niczym z filmu, gdy ktoś nagle stoi za podsłuchującym. Nie miałabym pojęcia jak im wytłumaczyć moją wścibską naturę.
Odetchnęłam z ulgą słysząc jak ktoś schodzi po schodach. Postanowiłam po chwili wynurzyć się zza regału. Poprawiłam swoją bluzę i złapałam książkę, która spadła mi przed chwilą na ziemię. Ruszyłam przed siebie i zobaczyłam ciemnowłosą patrzącą przez okno z zamyśloną miną.
- Um... Hej? - Skarciłam się, gdy zabrzmiało to bardziej jak pytanie.
- Och cześć, już myślałam, że zapomniałaś. - Uśmiechnęła się do mnie podchodząc bliżej. Wyglądała zupełnie zwyczajnie, jakby rozmowa przed chwilą nie wywarła na niej żadnego wrażenia.
- Nie, spokojnie, po prostu nie mogłam cię znaleźć. - Podałam jej podręcznik na co ta skinęła głową. Zauważyłam, że robiła to bardzo często. - Ta biblioteka jest ogromna.
- Przyznaję, ale właśnie za to ją uwielbiam. - Odpowiedziała powiększając lekko swój uśmiech. Stanęłyśmy w ciszy, gdy ja przyglądałam się jej bladej cerze i ciemnym oczom, a ona spoglądała na mnie pytająco.
- Nie powiedziałaś jak masz na imię. - Wypaliłam nagle. To była pierwsza myśl, która przyszła mi do głowy i była rozwiązaniem tej ciszy.
- Meiling, ale mów mi Mei. - Podała mi drobną i smukłą rękę, którą od razu uścisnęłam.
- Charlotte. - Odpowiedziałam uświadamiając sobie, że nie mam przezwiska, ani skrótu, którego ktoś mógłby używać.
- Czy to odpowiednik męskiego Charlie? - Zapytała przekrzywiając głowę w bok. Wzruszyłam ramionami delikatnie spinając się na to imię. W końcu przed chwilą słyszałam je z ust Iwana i chyba nie było wypowiadane w dobrym kontekście.
- Nie wiem, chodź mogłoby tak być. Charlotte to francuskie imię.
Siedziałyśmy w bibliotece jeszcze jakiś czas rozmawiając raczej o bieżących sprawach, niż o nas samych prywatnie. Dziewczyna była naprawdę bystra, a ja czułam się przy niej głupio i śmiesznie. W między czasie napisałam również do Nate'a, żeby odebrał mnie ze szkoły na co wysłał mi tylko łapkę w górę, którą odebrałam jako zgodę. Pożegnałam się z dziewczyną i miałam już schodzić ze schodów biblioteki gdy ta odezwała się do mnie nagle.
- Co robisz w środę o dziewiętnastej?
Wtedy na chwilę zamarłam. Czy to było zaproszenie na tajne spotkanie jakiejś grupy? Znów poczułam się jak w filmie, jednak szybko się opamiętałam przypominając sobie, że nie mam na to żadnego potwierdzenia. Spojrzałam na dziewczynę i uśmiechnęłam się delikatnie łapiąc za złotą poręcz drewnianych schodów. Musiałam się uspokoić, bo zaczynałam wpadać na bardzo głupie pomysły. Meiling najpewniej chciała ze mną wyjść i bliżej się poznać, a ja niepotrzebnie łączyłam te dwie sytuacje.
- Kompletnie nic. - Wzruszyłam ramionami, chcąc grać niewzruszoną całą tą sprawą.
- Miałabyś ochotę wyjść na kawę? - Zapytała niewinnie z drobnym uśmiechem. Moja mina zrzedła totalnie. Po co się nakręcałam?
- Jasne. - Odpowiedziałam po chwili.
Pożegnałam się z dziewczyną, która poinformowała mnie o małej kawiarni w centrum miasteczka. Ruszyłam długim korytarzem przed siebie, chcąc wydostać się z tego miejsca. Miałam wrażenie, że zmienia moje myślenie. Byłam osobą, która mimo swojej ciekawskiej natury, nigdy nie starała się szukać odpowiedzi na pytania we własnej głowie. A tego dnia pytań było zdecydowanie zbyt wiele na szukanie odpowiedzi u innych.
Stojąc na parkingu zastanawiałam się czy Nate w ogóle przeczytał to co mu napisałam. Miał odebrać mnie już pięć minut temu i nie podobał mi się fakt, że nie siedziałam jeszcze w jego aucie. Kolejny raz spojrzałam na wyświetlacz w telefonie i prychnęłam widząc, że minęła kolejna minuta, od poprzedniego sprawdzenia godziny. Miałam za dużo czasu, żeby rozmyślać nad tym co się dzisiaj działo. Czy jeszcze kiedyś porozmawiam z zielonookim specyficznym chłopakiem? Nie była to z pewnością miłość od pierwszego wejrzenia. Ale urzekła mnie jego osoba, zaintrygowała. Wydwał się naprawdę ciekawy i warty uwagi. Chciałam go poznać, bo samo patrzenie na niego było tak satysfakcjonujące. Mały kolczyk w brwi, którą unosił do góry i delikatny uśmiech poprzez uniesienie lewego kącika ust. Było w nim coś tak zachęcającego, że nie mogłąm oderwać od niego myśli. Nawet kiedy czarne audi Nate'a stanęło zaraz obok mnie.
Wujek całą drogę narzekał na klocki hamulcowe, które musi wymienić. Poinformował mnie też, że to właśnie dzisiaj wieczorem odda samochód do mechanika. Stałam na tym głupim parkingu pół godziny, żeby uświadomił mnie, że od jutra muszę chodzić na pieszo. Kompletnie mi to nie pasowało, ale nie zamierzałam go uświadamiać. Wierzyłam, że i tak jest mu głupio za to, że musiałam tyle na niego czekać.
- To nie tak daleko, dasz radę. - Uśmiechnął się do mnie i odpiął pasy.
Wysiadłam z auta nawet się nie odzywając. Byłam zmęczona i zła, nie miałam ochoty przerzucać na niego swoich żali.
Rzuciłam plecak pod biurko wchodząc do swojego pokoju. Nie czułam się tutaj tak jak w domu, ale jednak było to pomieszczenie, w którym przebywałam najdłużej, dlatego nazywałam je już swoim. Przez weekend zdążyłam zaakceptować to pomieszczenie.
Rzuciłam się na łóżko i jęknęłam w poduszkę mając nadzieję na to, że jutro obudzę się chora i nie będę mogła nigdzie wyjść. Po chwili jednak dotarło do mnie, że spotkanie z Meiling mogło by się wtedy nie odbyć. Podniosłam głowę przypominając sobie o rozmowie, którą podsłuchałam.
Stresowałam się ale jednocześnie cieszyłam się jak idiotka. Głównie dlatego, że może dowiem się dlaczego Iwan mówił o mnie w taki, a nie inny sposób, może Meiling wytłumaczy mi dlaczego wizytówka Stellarwood School znalazła się w moich dokumentach i dlaczego nie zjawiłam się tutaj wcześniej. Wiedziałam w końcu, że dzieci z nadzwyczajnymi umiejętnościami od razu są wysyłane do szkół, które pozwalają im się rozwijać w tym kierunku. Moi rodzice jednak woleli stworzyć mnie normalną, jakkolwiek źle by to nie brzmiało. Miałam nadzieję, że nie byłam sama i może Meiling miała podobną historię, albo chociaż będzie skłonna odpowiedzieć mi na kilka pytań.
Usiadłam na łóżku przecierając twarz dłońmi i uświadamiając sobie, że zaczyna mnie prześladować wciąż powtarzające się pytanie.
Westchnęłam wstając z łóżka i ruszyłam spokojnym krokiem w stronę kuchni. Spojrzałam na Nate'a, który jeszcze w kurtce, grzebał coś w lodówce. Zmrużyłam oczy opierając się barkiem o framugę drzwi i przyglądając mu się uważnie.
- Kurde. - Jęknął i zamknął drzwi w tym samym momencie spotykając mój wzrok. - Chryste... Nie strasz mnie tak. - Złapał się za serce opierając się o blat. Zaśmiałam się pod nosem na ten widok.
- Jeden - Jeden - Uśmiechnęłam się i podeszłam do stolika w rogu pomieszczenia. Odsunęłam sobie krzesło i usiadłam.
Kuchnia Nate'a była zupełnie pokręcona, większość szafek albo była kupiona w innych miejscach i w innych stylach, albo projektant musiał mieć na prawdę dziwna fantazję. Żadna z nich nie pasowała do tej obok, jedynie blat nie był różnokolorowy, a zwyczajnie szary. Była tu czarna lodówka, szara kuchenka i tego samego koloru mała mikrofala, wszystko czego mógł potrzebować samotny trzydziestoletni facet. Oglądałam tą kuchnie już kilka razy, ale mimo wszystko nie mogłam siedzieć tu w spokoju, kiedy jedna szafka była czerwona, a druga zielona. Po prostu nie.
- Racja... Wybacz. - Uśmiechnął się przepraszająco i spojrzał na mnie zastanawiając się chwilę. - Nie mamy nic w lodówce. - Mruknął jakby sam do siebie na co wywróciłam oczami.
Wstałam, odsuwając krzesło po białych płytkach, co poskutkowało irytującym dźwiękiem. Otworzyłam lodówkę i jedyne co zobaczyłam to kostka żółtego sera, pomidor z pleśnią i piwo w szklanej butelce. Nie wiedziałam czy chce wiedzieć co ten człowiek jadł na co dzień. Spojrzałam na Nate'a, zagryzając przy tym dolną wargę. Zawachałam się aż w końcu odetchnęłam i zapytałam
- Kiedy ostatni raz coś gotowałeś?
- Tydzień temu? - Zapytał patrząc na mnie. Uniosłam brew. - No co? Zazwyczaj zamawiam pizze.
- Zauważyłam. - Mruknęłam tylko. Spojrzałam na zegarek obok lodówki. - Pójdę do sklepu.
- Myślałem, że dzisiaj zamówimy coś z KFC. - Posłał mi niewinny uśmiech.
- Nie ma mowy, chce zjeść coś normalnego. - Prychnęłam sama się sobie dziwiąc.
W końcu uwielbiałam pizze i nienawidziłam gotować, ale po czterech dniach marzyłam o ciepłym makaronie ze szpinakiem i serem feta. Zwykłej wodzie, zamiast CocaColi i świeżym owocem, nie tym zamkniętym w postaci żelka.
Wyszłam z kuchni i ubrałam na nogi czarne Conversy. Były w lepszym stanie niż vansy bruneta, ale nie były już pierwszej młodości. Ubrałam kurtkę i sprawdziłam czy napewno mam telefon w kieszeni. Poinformowałam wujka, że za moment wrócę i wyszłam z domu zamykając za sobą drzwi. Ruszyłam w stronę centrum, bo o ile pamięć mnie nie myli, w drodze do szkoły mijamy właśnie mały sklep spożywczy.
Spokojnym krokiem szłam przed siebie, co jakiś czas podnosząc telekinezą mały kamyczek i rzucając go znów na ziemię. Było to zdecydowanie ciekawsze niż kopanie go tak po prostu. Może i nie używałam swojej umiejętności za często, ale lubiłam w samotności użyć jej chociaż raz, żeby nie zapomnieć jak to robić.
Po kilku minutach dotarłam pod sklep, który swoim wyglądem nie zachęcał do wejścia. Średniej wielkości budynek z nieznanym mi szyldem nad białymi drzwiami.
Cieszyłam się, że jedzenie z mojej stołówki na prawdę zapełnia żołądek.
Weszłam do środka, a słysząc dzwoneczek nad drzwiami zmarszczyłam nos. Wzięłam mały koszyk, który stał obok wejścia i zaczęłam krążyć między sklepowymi półkami. Ten sklep był dobrze zaopatrzony, może nie wyglądał jak supermarket, ale miał wszystko czego człowiek mógł potrzebować. Zastanawiałam się czemu Nate miał taki problem żeby tu przyjść.
Wybierając makaron i ryż ukucnęłam przed regałem i zaczęłam sprawdzać ceny tych dwóch produktów. Kieszonkowe od rodziców nie było dużą sumą, ale człowiek musiał coś jeść. Po wybraniu najtańszego, wrzuciłam go do koszyka i wstałam, tym samym uderzając w czyjś łokieć głową. Jęknęłam łapiąc się za to miejsce i delikatnie je rozmasowując.
- Jejku, przepraszam. Mogłam cię ostrzec, że stoję zaraz obok. - Usłyszałam potok słów więc odwróciłam głowę w lewo patrząc na dziewczynę.
- Nic nie szkodzi, mogłam się rozejrzeć. - Posłałam jej delikatny uśmiech, który odwzajemniła.
Dziewczyna trochę wyższa ode mnie miała skórę koloru mlecznej czekolady. Miała na głowie całe mnóstwo małych czarnych sprężynek, które aż chciało się dotknąć. Po bokach jej okrągłej twarzy kręciły się dwa kosmyki włosów, które ogólnie, spięte były w kitkę. Przekrzywiłam głowę przyglądając się jej jasnoróżowym pełnym ustom, większym ale zgrabnym nosie i dużym karmelowym oczom. Wyglądała jak narysowana przez to, że wszystko co ją tworzyło, pięknie ze sobą współgrało.
- Hej, halo! Chyba na serio się uderzyłaś. - Zaśmiała się melodyjnie wybudzając mnie z podziwu.
- Nie, przepraszam, zapatrzyłam się. - Wyznałam z delikatnym uśmiechem. Spojrzałam na swój koszyk przypominając sobie, że jestem na zakupach.
- Jesteś nowa w mieście? - Spojrzałam na ciemnowłosą z niemałym zaskoczeniem. - Nie patrz tak, widziałam cię dzisiaj w szkole, ale nigdy wcześniej tutaj. - Oparła jedną rękę na biodrach, za to drugą machnęła w powietrzu.
- Już myślałam, że jesteś jakąś psychopatką. - Zaśmiałam się.
- Nie musisz przestawać tak myśleć. - Dziewczyna zaśmiała się z mojej miny. - Czemu nie było cię od początku roku?
Uznałam za dziwne to, że dziewczyna nie miała żadnych problemów żeby zacząć rozmowę z kompletnie nieznajomą osobą w miejscu, które nie było aplikacją randkową ani klubowa łazienką. Osobiście nienawidziłam small talk'ów, ale jeśli każdy jeden miałabym przeprowadzić z tą dziewczyną - to byłby to najlepszy typ rozmowy. Ciemnowłosa emanowała radością i otwartością, to było niepokojące ale jednocześnie przyjemne.
- Przenieśli mnie z poprzedniej szkoły. - Mruknęłam nie chcąc jednak przyznawać się, że mnie wyrzucili.
Dziewczyna tylko uśmiechnęła się i kiwnęła głową jakby z politowaniem. Przeszedł mnie dziwny dreszcz, w końcu jej reakcja była dla mnie co najmniej niezrozumiała. Zupełnie jakby wyczytała z mojej miny, że nie mówię do końca prawdy. Chociaż tak naprawdę nie dostałam dokumentu, który informowałby mnie o wyrzuceniu z placówki. Sama do końca nie byłam pewna całej tej sytuacji.
- Jasne, muszę już lecieć, spieszę się na spotkanie ze znajomymi. - Pokazała ręką kasy, które znajdowały się niedaleko. - Jakbyś potrzebowała w szkole pomocy to śmiało pytaj o Zooë. - Uśmiechnęła się pokazując swoje białe zęby, a ja miałam wrażenie, że coś mignęło mi na jednym z nich.
Machnęłam jej tylko ręką mówiąc ciche "cześć", na co ciemnowłosa odpowiedziała uśmiechem i podążyła w stronę kas. Odwróciłam się i odetchnęłam, czując, że cała sytuacja pozbawiła mnie oddechu. Spojrzałam na koszyk uznając, że pokręcę się po sklepie i pójdę do kasy dopiero gdy będę pewna, że Zooë nie ma w pobliżu. W końcu było by to dziwne stać obok siebie chwilę po tym jak się pożegnałyśmy.
Musiała mieszkać niedaleko skoro była w tym sklepie. Możliwe, że nawet na moim osiedlu. Wzdrygnęłam się na tą myśl. Sama nie wiedziałam skąd u mnie ten nagły stres tymi wszystkimi ludźmi. Skoro Zooë chodziła do tej szkoły, to musiała mieć jakąś umiejętność nadzwyczajną. Zastanawiałam się, co takiego pasowałaby do ciemnoskórej wysokiej dziewczyny, gdy nagle pani za kasą odchrząknęła głośno. Spojrzałam na nią przepraszającym wzrokiem. Nie zauważyłam nawet momentu, w którym podeszłam do kasjerki.
- Dwadzieścia trzy, pięćdziesiąt osiem. - Zapewne powtórzyła zmęczona.
- Kartą. - Wyjęłam swoją kartę z etui telefonu.
Po zapłaceniu za zakupy wyszłam ze sklepu z foliową torebką z małym logo. Zaczęłam kierować się w stronę domu kontynuując moje wcześniejsze rozmyślania. Wyjęłam z kieszeni bluzy telefon i spojrzałam na godzinę. Osiemnasta. Westchnęłam chowając go spowrotem i przyspieszyłam kroku.
W całej okolicy było już ciemno, ale nie było tu strasznie. Uliczne latarnie dobrze oświetlały mój chodnik, a niebo wydawało się wręcz puste.
Po kilku minutach spaceru wparowałam do kuchni i prawie rzuciłam na kuchenny blat reklamówkę z zakupami. Nate siedzący w rogu pomieszczenia przy małym stole spojrzał na mnie znad telefonu.
- Właśnie miałem zamówić chińskie żarcie. - Uśmiechnął się do mnie na co ja zgromiłam go spojrzeniem. - No co?
- Masz makaron, ryż, ser, warzywa i owoce. Zrób coś z tego. - Pokazałam na reklamówkę. Mężczyzna uśmiechnął się do mnie odchylając się na krześle.
- Nie lubię gotować. - Odparł wzruszając ramionami, a ja poczułam, że za moment rzucę w niego paczką ryżu.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top