⋆✰five✰⋆

Słońce skryło się za gęstymi chmurami.

Niebo z brzoskwiniowego koloru przeszło w granat.

Lecz gwiazdy były mało widoczne.

Być może z tego powodu niebo zaczęło płakać i krzyczeć w postaci świetlistych piorunów.

Choć tak samo, a może nawet bardziej błyszczące niż gwiazdy, Jungkook im nie ufał. Błyskawice były równie piękne, jednak kryło się za nimi zło. Widział w nich te wszystkie osoby, które prezentowały się bardzo dobrze. Wydawały się wręcz idealne, aż nie rozbłysnęły i nie uderzyły. Przeszyły ostrym bólem. Zraniły i odeszły. 

Dlatego nie poświęcał im większej uwagi, a nawet błagał aby już odeszły.

Znów deszcz go koił. Kojarzył mu się z łzami. Łzy z emocjami. Lecz emocje z pewnością nie kojarzyły mu się z nim.

Nie potrafił okazywać ich innym. Robił to tylko wtedy kiedy był sam. Potrafił się śmiać na ulubionym filmie, lub płakać. Mógł nawet mówić do gwiazd, jak bardzo je wielbi, jednak z ludźmi nie potrafił.

Uratował tamtego chłopca, choć w głębi duszy się bał. 

Czuł iż blondyn nie był z nim szczery, kiedy wypowiedział te wszystkie "miłe słowa". Dlaczego miałby to mówić, człowiekowi który boi się nawet własnego cienia.

Deszcz przybrał na swojej sile. Uderzenia błyskawic także.

Jungkook zacisnął chwilowo oczy aż nie rzucił się do biegu. Chciał jak najszybciej znaleźć się w swoim domu. Ukryć się przed zagrożeniem. Czymś co znacznie go osłabiało.

Łapczywie łapał oddechy. Biegł coraz wolniej.
Nigdy nie miewał najlepszej kondycji, jednak strach powodował iż stawał się słabszy.

Oznaką braku sił był moment w którym runął na ziemię. W trakcie biegu w bucie rozwiązały się sznurówki i to właśnie one były winowajcą całego zdarzenia.

Jungkook starał się podnieść lecz nie potrafił.

Czuł się jak sparaliżowany. Niezdolny do czegokolwiek.

Był obolały, przemoczony i przerażony.

Nawet nie wiedział gdzie był. Nie potrafił unieść głowy z nad brudnej ziemi.

-Przy naszym pierwszym spotkaniu powiedziałeś że to ja jestem niezdarny -Jungkook zaczął się zastanawiać czy czasem nie oszalał gdy usłyszał z dość bliska, pewien głos. -Zamierzasz w ogóle się ruszyć? -Znów rozbrzmiał. Czarnowłosy ostatnimi siłami, wzniósł wzrok wzwyż zauważając zakapturzonego blondyna. Taehyunga. Chłopak wyciągnął do niego dłoń, szczerze się uśmiechając.

-Wybacz za moją sarkastyczność, nie byłbym sobą gdybym jej nie użył, jednak nie potrafię zostawić Cię w takim stanie, po tym co dla mnie zrobiłeś -wyznał, ostrożnie ciągnąc go do góry, Gdy Jungkook złapał się jego chłodnej dłoni.

-Co tutaj w ogóle robisz? -zapytał, ledwo stając na nogach. Czuł się jakby ponownie miał upaść na ziemię, lecz dzięki chłopakowi, uniknął spotkania z mokrym chodnikiem.

-Przyszedłem pod twoją kamienice licząc na jakiś ramenek -wydął wargę, klepiąc się po brzuchu i jęcząc jak to bardzo jest głodny.

-Poczekaj, pod moją kamienicę? -zapytał jakby spadł z marsa. Tae parsknął śmiechem, łapiąc za jego twarz i obracając go przodem do jego miejsca zamieszkania. -Czyli byłem już tak blisko i upadłem?! -od razu się ożywił, a jego dłoń mocno zetknęła się z jego czołem. -Jestem idiotą, skończonym idiotą.

-Jeśli mnie nakarmisz to będziesz bohaterem -mruknął blondyn ciągnąc go w stronę budynku. -W końcu uratowałem Ci życie, więc nie obrażę się za drobną rekompensatę.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top