Rozdział 2

Zsiadłam z konia i szeroko uśmiechnęłam się do chłopaków. Nie byli zadowoleni z mojej wygranej.

- Nic nie mów. - Matt skierował swój wzrok na Felixa. - Trzeba było cię słuchać. - Uśmiechną się w jego kierunku.

- Mówiłem, że nigdy z nią nie wygrasz. - oznajmił zirytowany Felix.

Chłopcy zeszli ze swoich koni, a siodła i uzdy, które z nich zdieli zawiesili na ogrodzeniu. Tina, duży koń, nieco wyższy od Altiego, o czarnej maści i białej różyczce na czubku głowy. Star, mniejsza od Altiego, jasno brązowe umaszczenie, czterech białych skarpetkach i bialej latarni na głowie. Wszystkie w podobnym wieku.

- Chodźcie bo się spóźnimy. - krzyknął Felix wybiegając już z pastwiska.

- Spokojnie, zdążymy. - Matt pobiegł zanim.

Pożegnałam się tylko z Altim, zamknęłam furtkę i pobiegłam za chłopakami. Jest mało osób, większość nie chciało się ruszyć na ostatni dzień. Ja też bym została w domu, ale wolę spędzić te ostatnie dni z chłopakami. Możliwe że to ostatnie dni z nimi spędzone. Chciała bym je dobrze wykorzystać.

Staliśmy już przed klasą. Felix wszedł pierwszy, a my za nim. W klasie były dwie osoby plus nauczyciel. Allan, jasno brązowe włosy, niebiesko szare oczy i czarno-czerwona koszula w kratę. Druga to Maja, koleżanka z ławki, ciemno brązowe pofalowane włosy, brązowe oczy i bluza z padną. Nauczyciel łysy w błękitnej koszuli w kratę.

Wszyscy usiedliśmy na swoje miejsce.

Majka robiła coś na telefonie, zresztą tak jak reszta. W końcu to ostatni dzień szkoły. Nic nie trzeba robić.

'x_x'

Po lekcjach

Altivo już słychać z daleka, a ledwo co wyszłam ze szkoły. Chłopcy muszą jeszcze coś załatwić więc wracam dzisiaj sama. Stanęłam przy ogrodzeniu, a mój wieszchowiec przede mną. Ocierał się o mnie i uderzał kopytem o ziemię, zawsze tak robi gdy się cieszy. Z Altim jak z psem, zostawiasz go na cały dzień samego, a po powrocie zachowuje się jak by cię rok nie widział, lub zostawiasz go na 3 minuty, jego reakcja będzie identyczna. Już miałam zamiar otworzyć bramkę gdy za sobą usłyszałam znajome głosy. Bląd włosy zaczesane do tyłu i brązowe oczy. Peter ze swoimi kolegami. Jedynymi zresztą, Luck i Alek. Jak zwykle muszą kogoś pozaczepiacz. Tym razem jako cel wybrali sobie Maję.

- Daj mi chwilę Alti, zaraz wrócę.- poklepałam go po szyi i poszłam w ich stronę.

Altivo już wiedział co się dzieje, zaczą rżeć żeby mnie zatrzymać i tym samym nieumyślnie poinformował chłopców, że się zbliżam, odwrócili się w moją stronę. Mają po osiemnaście lat, a zachowują się jak dzieci, do tego boją się dziewczyn. Cofnęli się trochę do tyłu, jedynie Peter stał nieruchomo. Stanęłam przed nim, dzielił nas tak około metr. Maja podeszła do mnie i ustawiła się za mną.

- Co chcesz? - spytał chłopak, starał się tego nie pokazywać, ale na jego twarzy było widać strach.

- Chyba coś ci mówiłam, pamiętasz?

- Myślisz że będę się słuchać zwykłej wiesniary.

- Powinieneś. Pamiętasz co było ostatnio?

Spojrzał się tylko tak jak by miał mnie zaraz zabić i odszedł bez słowa. Odwróciłam się w stronę Mai.

- Zrobili ci coś?

- Nie, spokojnie. - Uśmiechnęła się lekko. - I tak by mi nic nie zrobili, tym bardziej, że wie, że jesteś w szkole. - Przy pastwisku było widać Felix'a i Matt'a, który obserwowali całą sytuację.

- Idota z niego, myśli że skoro jest z miasta to wszystko mu można. "Jestem waszym królem, macie się przede mną kłaniać"

Zaśmiałyśmy się obie głośno, ale po chwili nie było już tak wesoło. Ostrzeżenie Felixa przed nadchodzącym Peterem dotarło do mnie zbyt późno. Chłopak popchną mnie, a ja przewróciłam się na ziemię raniąc przy tym kolana i ręce, ale i tak stłumiłam krzyk bólu. Ledwo co zdążyłam wstać, a nade mną stał już gotowy koń do ataku. Uśmiechnęła się na widok Altiva.

- Coś jeszcze, książę?

- Pierdol się. - powiedział i odszedł, tym razem go przypilnowałam.

Poklepałam konia po boku na znak aby się uspokoił, a następnie spojrzałam na wystraszoną Maję. Podeszła do mnie i złapała mnie za ręce, które były cale czerwone i brudne.

- Chodź, pójdziemy do pielęgniarki. - dziewczyna starała się zachować spokój.

Maja odkąd pamiętam była bardzo wrażliwa. Zawsze wszystkiego się bała i unikała, więc nie dziwi mnie jej reakcja.

- Nic mi nie będzie. To tylko draśnięcie. - Odwróciła swój wzrok i się odsuneła.

- Odprowadzić cię? - Spytałam zaniepokojona dziewczyny. Ta tylko kiwnełam głowa na znak że się zgadza.

- Co się stało? - Usłyszałam za sobą głos Felix'a.

- Peter znów ma problem.

- Czyli tak jak zwykle. - Odezwał się Matt.

- Będziemy lecieć, muszę jeszcze coś załatwić.

- Spoko, my sobie poradzimy. - Oznajmił brunet.

Wsiadłam na konia razem z Mają i wolnym tempem ruszyłyśmy w stronę jej domu. Był niedaleko więc szybko tam dotarłyśmy. Maja mieszka sama z ojcem Davidem i babcią Mabel. Pan David jest znany z przygarniania pezpańskich psów więc już na wejściu przywitała nas ich gromadka. Znam je wszystkie bardzo dobrze, bez problemu jestem wstanie powiedzieć ich imiona, poziom na jakim są w stadzie i ich historię przed tym zanim tu trafiły.

Usiadłyśmy sobie na schodach przed wejściem i zaczełyśmy zajadać się nalesnikami, które spakowała mi wcześniej Marta. Rozmawiałyśmy o różnych głupich i bezsensownych rzeczach, śmiejąc się przy tym głośno. Po dłuższym czasie temat się wyczerpał i nadszedł czas rozstania. Dziewczyna odprowadziła mnie do furtki i pożegnała.

- Dzięki, za wszystko. - powiedziała tylko krótko, przytulając mnie przy tym i poszła do domu.

Nie zwlekając razem z Altim ruszyliśmy w stronę naszej farmy. Nie śpieszyliśmy się, szliśmy powoli. Daleko na polach było widać sarny i ptaki latające na niebie. Gdy w pewnym momencie na drogę wybiegł nam ruda lisiczka o zielonych oczach, nie byle jaka bo ma nawet imię, Lee. Gdy byłam młodsza i chciałam pójść zobaczyć gdzie zawsze znika na tyle czasu, wystarczyła że skręciła za drzewo i już niej nie było. Była jak duch, dlatego nigdy  żadnemu leśniczemu nie udało się jej złapać. Dodatkowo nie bała się ludzi i to w niej lubię, nie czuje lęku.

Nie minęła sekunda, a ta zniknęła w zaroślach. Resztę drogi nic się nie wydarzyło, wróciłam na farmę gdy było już ciemno, zaprowadziłam konie do boksów i sama wróciłam do domu. Marty nie było więc zjadłam i poszłam na górę się położyć i zasnęłam.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top