Rozdział 7
,,Była różą
w rękach tych
którzy nie mieli zamiaru
jej zatrzymać.''
Byłam spóźniona, a dzięki temu cały mój plan dnia, musiał ulec zmianie. Pojechałam na uczelnie samochodem, by przynajmniej na zajęcia się nie spóźnić. Chciałam zajrzeć z samego rana do biblioteki, ale jak zawsze nic nie szło po mojej myśli. Wszystko spowodowane było bezsennością. Mój mózg w nocy był bardziej aktywny niż w ciągu dnia, analizując każdy element mojego dotychczasowego życia. Tak wiele się działo, a ja byłam wielkim kłębkiem nerwów.
Zaparkowałam samochód na parkingu uniwersytetu, zabrałam torebkę i ruszyłam pospiesznym krokiem w kierunku uczelni. Stało się coś, czego najmniej się spodziewałam.
– Erin! – zawołał za mną Chase, ale ja udawałam, że go nie usłyszałam. – Zaczekaj!
Przyspieszyłam kroku, patrząc cały czas przed siebie. Nie dało mi to jednak zamierzonego efektu, bo Chase nie potrzebował zbyt dużo czasu, by mnie dogonić.
– Chce pogadać – wyjaśnił, idąc przy moim boku.
– Fajnie – wzruszyłam ramionami, nawet na niego nie patrząc. – Ale ja nie.
Chłopak złapał mój nadgarstek, zatrzymując mnie w miejscu. Stanął naprzeciwko mnie, z uwagą mi się przyglądając, jednak ja błądziłam wzrokiem po koronach drzew rosnących wokół uniwersytetu. Były ogromne, co wskazywało na to, że zostały tu posadzone naprawdę wieki temu. O cały teren uczelni bardzo dbano. Trawa zawsze była krótko skoszona, krzewy równo przycięte i nie można było zauważyć, nawet najdrobniejszego śmiecia dookoła budynku.
– Ostatnio dużo o nas myślałem – wyznał, ignorując moje słowa.
Nie miałam nic do powiedzenia i uważałam, że ta, jak i każda inna rozmowa z nim była całkowicie daremna.
– O nas? – prychnęłam, patrząc na niego z kpiną. – Nas już od dawna nie ma.
Chłopak z frustracją westchnął, przechylając głowę na bok. Jego niebieskie oczy przypominały mi o naszych wspólnych chwilach, jednak zamiast miłych wspomnień odtwarzałam tylko te złe, o których pragnęłam usilnie zapomnieć. Pragnęłam zapomnieć o nim.
– Byłem idiotą, myśląc, że to ty zniszczyłaś mój samochód. Przepraszam...
Słysząc znaczenie jego słów, wydobyłam z siebie histeryczny śmiech. Czy on naprawdę w tym momencie przeprosił mnie za coś, w co byłam wmieszana? Przez cały okres trwania naszego związku, nigdy nie usłyszałam słowa – przepraszam, Erin.
Zawsze, gdy padło przekleństwo z jego ust w moim kierunku, powtarzał, że to ja go do tego sprowokowałam. Zawsze, gdy się kłóciliśmy, wmawiał mi, że to moja wina. Zawsze, gdy go widziałam, flirtującego z Veronicą, tłumaczył, że jestem przewrażliwiona i zazdrosna. Chase nigdy nie przepraszał.
– Byliśmy ze sobą pieprzone dwa lata i dopiero gdy zerwaliśmy, ty pierwszy raz w życiu mnie przepraszasz! – zawołałam, nie kryjąc wściekłości. – Teraz, gdy nie ma to dla mnie żadnego znaczenia.
Nie zrobiło to na mnie wrażenia, nie licząc złości, która się we mnie gromadziła. Było mi już całkowicie obojętne, czy usłyszę od niego kiedykolwiek przeprosiny, czy też nie. Chase przestał istnieć w moim życiu, a jego miejsce zastąpił ktoś, kogo nie zdążyłam jeszcze poznać, a zrobił dla mnie dużo więcej niż Chase przez ostatnie dwa lata.
– Czy ty zawsze musisz robić problem? – warknął, przeczesując kosmyki włosów do tyłu.
Jak zawsze próbował mi udowodnić, że to ja byłam wszystkiemu winna.
Za jego plecami dostrzegłam Veronice, przysłuchującą się naszej rozmowie z zainteresowaniem. Miała na sobie białą sukienkę, która podkreślała jej latynoską urodę i odkrywała ramiona, które smagały jej ciemne włosy. W tym momencie tylko jej widoku mi brakowało. Za każdym razem, gdy na nią patrzyłam, nie mogłam nie przyznać, że była piękna, a przez to nienawidziłam jej jeszcze bardziej.
Spojrzałam na telefon, który cały czas ściskałam w dłoni. Moje zajęcia zaczynały się za chwilę, więc musiałam już iść. Nie żegnając się z chłopakiem, minęłam go i ruszyłam w kierunku uczelni.
– Gdzie idziesz? – krzyknął za mną Chase.
– Gdzieś, gdzie na pewno nie ma ciebie – odpowiedziałam, nawet się nie odwracając.
Dzień ledwie się zaczął, a ja jedyne czego pragnęłam to, by się już skończył. Nie sądziłam, że po zerwaniu z Chasem, nasz kontakt pogorszy się do tego stopnia. Ten chłopak działał mi na nerwy samą swoją obecnością.
Po ostatnich zajęciach z architektury współczesnej wybrałam się z Rachel do naszej ulubionej kawiarni i jak zawsze zajęłyśmy stolik pod oknem. Zamówiłam klasyczną czarną kawę, a Rachel flat white.
– Rozmawiałaś z Chasem? – spytała dziewczyna, zanim zdążyłam zacząć ten temat.
Zdziwiłam się, słysząc to pytanie, bo nic wcześniej jej o tym nie wspomniałam. Chciałam tu przyjść tylko po to, by w spokoju się jej wyżalić, ale Rachel już o wszystkim wiedziała.
– Przeprosił mnie – przyznałam, obserwując jej twarz.
Kącik jej ust uniósł się do góry, ukazując delikatny uśmiech. Wyglądała, jakby właśnie takiej odpowiedzi oczekiwała tylko dlaczego? Ciemnowłosa wystukała coś na swoim telefonie, po czym zadowolona wróciła do naszej rozmowy.
– Wiesz, Harry postawił Chaseowi warunek – wytłumaczyła, gestykulując dłonią.
– Jaki znowu warunek?
Miałam przeczucie co do tego, co Rachel miała zaraz powiedzieć, ale miałam cichą nadzieję, że mój instynkt tym razem się mylił.
– Chase chciał załagodzić sytuację, ale Harry powiedział, że dopóki nie przeprosi ciebie, to nie chce go znać. – Wzruszyła obojętnie ramionami.
Czułam, jak w moim gardle wyrasta wielka gula. Nie mogłam uwierzyć, że moi przyjaciele są tak płytcy. Użyli szantażu, by każdemu dogodzić, chociaż ja wcale tego nie chciałam. Byłam w stanie uwierzyć, że mój były chłopak naprawdę żałował swoich oskarżeń, ale jak zawsze wierzyłam w prowizoryczne czyny. Oni wszyscy byli tacy sami. Najbardziej niezrozumiała dla mnie była radość mojej przyjaciółki.
– Myślałam, że jesteś po mojej stronie – prychnęłam.
– Oczywiście, że jestem. Po prostu chciałam, żeby w końcu się pogodzili. Sama wiesz, że Harry i Chase są nierozłączni. Nie mogłam już z nim wytrzymać.
Nie było to wystarczające wytłumaczenie, by tak po prostu im wybaczyć. Rachel wiele razy mnie zawiodła i tak małe czyny były dla mnie cholernie ważne, ale nawet tego nie potrafiła zrobić. Wiedziałam jednak, że robiąc awanturę, niczego nie zmienię. Moi przyjaciele już tacy byli, a ja z każdym dniem coraz bardziej się od nich oddalałam. Wzięłam kilka głębokich oddechów, po czym napiłam się kawy.
– Masz racje, Rachel. Wiem, że mieliście dobre intencje.
Nie licząc myślenia wyłącznie o sobie, to z pewnością jakieś mogli mieć. Mój telefon leżący na blacie zaczął wibrować, a na wyświetlaczu pojawiło się powiadomienie sygnalizujące nową wiadomość. Od razu sięgnęłam po urządzenie, mając nadzieje, że to Jens i zaraz naprawi mój parszywy humor.
Od: Tata
Jak dalej tak pójdzie, to braknie nam miejsca na kolejne kwiaty!
Do wiadomości było załączone zdjęcie czerwonych goździków i średniej wielkości pudełka. Byłam bardzo ciekawa, co to mogło być i czy znajdę tam kolejną wiadomość od Jensona.
Przez resztę spotkania z Rachel nie mogłam się skupić na rozmowie. Cały czas myślami byłam przy tajemniczym pudełku. Ostatecznie skłamałam, że muszę wracać do domu, bo obiecałam pomóc siostrze z projektem. Nie czułam nawet wyrzutów sumienia z tego powodu.
Droga do domu nie zajęła mi zbyt wiele czasu. Gdy tylko znalazłam się w swoim pokoju, postanowiłam dowiedzieć się, co skrywało kartonowe wieko. Moją pierwszą reakcją było po prostu zdziwienie. W środku otulona czarnym papierem znajdowała się maska, która kojarzyła mi się tylko z balami weneckimi. Była biała, wykonana z czegoś na wzór koronki, lecz dużo twardsza i grubsza. Zakrywać i zarazem zdobić miała przestrzeń dokoła oczu.
Nie rozumiałam skąd pomysł na taki prezent, dopóki nie zauważyłam biletu i zarazem zaproszenia na bal maskowy w weekend w Point. To brzmiało bardzo intrygująco. Miałam jednak nadzieję, że skoro dostałam od niego zaproszenie, to pojawi się tam tego wieczoru. Niczego nie pragnęłam bardziej niż poznania go. W ostatnim czasie był moim lekarstwem na złe dni i miałam cichutką nadzieję, że stanie się lekarstwem na wszystko.
Sięgnęłam po telefon, by napisać do niego wiadomość. Nie wiele myśląc, wystukałam najbardziej idiotyczną wiadomość, jaką mogłam tylko wymyślić.
Do: Jenson
Czy to zaproszenie na randkę?
Miałam wrażenie, że na odpowiedź czekałam latami, a nie zaledwie kilka minut. Przygryzałam wargę ze zniecierpliwienia, zerkając na zmianę na maskę i telefon. Gdy nadeszła wiadomość serce zaczęło mi mocniej bić, a ręce zaczęły się pocić.
Od: Jenson
Nie mogło być inaczej. Zawsze dotrzymuję obietnic, więc w sobotę się zobaczymy... Jeśli przyjdziesz.
Do: Jenson
W takim razie do zobaczenia.
Uśmiech tego dnia pozostał na moich ustach do samego zaśnięcia. Jak zawsze uratował mój zły dzień, zamieniając go w wyjątkowy. Teraz musiałam przeczekać te kilka dni, choć w głowie już układałam scenariusz tego wyczekiwanego wieczoru.
* * *
*Kaur Rupi
Piszcie co sądzicie. Jakieś przemyślenia? Chętnie poczytam wasze opinie :)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top