Rozdział 25

,,Jutro jest zawsze czyste, nieskalane żadnym błędem.''

Lucy Maud Montgomery


Zatrzymałam się przed barem Charliego i przez kolejne kilka sekund zastanawiałam się, jak usprawiedliwić swoje ostatnie zachowanie. Zaledwie dwa dni temu wybiegłam stąd bez słowa wyjaśnienia, a odnosiłam wrażenie, jakby od tamtego dnia minęło co najmniej sto długich lat.

W końcu ruszyłam do budynku, zdając sobie sprawę, że przedłużając wejście do środka, nie sprawi, że uniknę rozmowy z szefem. Pchnęłam skrzypiące drzwi, by następnie wkroczyć do baru.

Klienci rzucali mi ukradkowe spojrzenia, gdy niepewnie przemierzałam pomieszczenie. Mój wzrok niemal od razu natrafił na niewzruszoną twarz Charliego, stającego za ladą. Wprawdzie ten mężczyzna nigdy nie okazywał przesadnych uczuć, a wręcz uważałam, że od nich stronił, jednak jakaś cząstka mnie, łudziła się, że mój powrót wywoła w nim aprobatę. Nic takiego jednak nie miało miejsca.

Gdy podeszłam bliżej, Charlie skinął głową na zaplecze, więc podążyłam tam za nim. Oparł się o stół, krzyżując ramiona na piersi i czekał, aż jako pierwsza się odezwę.

– Nawaliłam i bardzo za to przepraszam – oznajmiłam, po czym westchnęłam. – Po prostu moje życie skomplikowało się do tego stopnia, że straciłam nad wszystkim kontrole. Nie chciałam, żeby odbiło się to na pracy, ale tak się właśnie stało.

Charlie bacznie mi się przyglądał, nie okazując przy tym żadnych emocji, które mogłyby mi podpowiedzieć, czego się spodziewać.

– Erin, byłaś dobrym pracownikiem, ale nie mogę pozwolić na podobne występki. Bez wyjaśnienia opuściłaś miejsce pracy. Nie widzę przyszłości w naszej dłuższej współpracy – stwierdził wprost.

Pokiwałam głową, zaciskając wargi. Byłam bezradna, bo niczego nie mogłam zrobić. W żaden sposób nie dało się wpłynąć na jego decyzję. Charlie zawsze pozostawał konsekwentny.

Mężczyzna sięgnął po leżącą na blacie kartkę, a następnie mi ją wręczył. Okazała się być czekiem.

– W takim razie dziękuję za współpracę – odpowiedziałam, siląc się na lekki uśmiech.

Pretensję za zwolnienie z pracy, mogłam mieć wyłącznie do siebie. Odwróciłam się i ruszyłam do wyjścia, jednak głos Charliego zatrzymał mnie w miejscu.

– Uważaj na tego mężczyznę – polecił. – Tacy jak on sieją więcej spustoszenia niż dobra.

I nim w jakikolwiek sposób zareagowałam, wyminął mnie, by zająć się nowym klientem. Dał mi tym do zrozumienia, że nasza rozmowa została zakończona.

Szybko wyszła z baru, a gdy znalazłam się na zewnątrz, zaciągnęłam się gwałtownie powietrzem. Czułam się, jakbym tonęła, jakby coś usilnie próbowało wyssać ze mnie resztki życia. A ja przecież chciałam tylko kochać.

Dlaczego odnosiłam wrażenie, że na każdym kroku byłam za to karana? Za miłość, która teraz wydawała się bardziej zakazana niż dotychczas.

Czy powodem mojego zwolnienia naprawdę było opuszczenie miejsca pracy, czy była to tylko podkładka? Pamiętałam reakcję Charliego, gdy Jenson przyszedł do jego baru. Zaoferował, żebym skończyła wcześniej pracę i sprawiał wrażenie spiętego. Zachowywał się wtedy tak, jakby za wszelką cenę chciał pozbyć się Jensona Sullivana ze swojego baru, jednak robiąc to na tyle taktownie, by nikt się nie zorientował.

Palmer również ostrzegała mnie przed Jensonem i jego rodziną. Ona jednak nie bała się powiedzieć prawdy.

Nie rozumiałam jednego, co ci wszyscy ludzie w nim widzieli, co umykało mnie? Czego nie dostrzegałam? Czy byłam zaślepiona? Czy zwyczajnie widziałam wszystko, a mimo to akceptowałam tego człowieka takim, jakim był?

***

Gdy kilka godzin później znalazłam się w Senseless w nowej sukience podarowanej mi przez Jensona, czułam się jak gwiazda. Czerwony materiał opinał moje ciało niczym druga skóra. Dół kreacji był niesymetryczny, przez co z jeden strony sięgała do kostki, by z drugiej uwydatnić całe udo. Nie zabrałam z domu żadnych ubrań, które wpasowałyby się w wieczorowe stroje klientów klubu.

Jenson jak zawsze pomyślał o najdrobniejszym szczególe, chcąc sprawić, bym poczuła się komfortowo. A tego dnia bardzo chciałam pojawić się w Senseless. Nie zamierzałam spędzić kolejnego dnia w samotności, rozmyślając nad życiem. Zbyt wiele tych dni już zmarnowałam na zadręczaniu swojej głowy.

Zamiast tego siedziałam przy barze, popijając Prosecco. Wodziłam spojrzeniem za Jensonem, próbując dostrzec coś, co zdołałoby wyjaśnić mi obawy ludzi wokół, jednak nie widziałam niczego, co nie zdążyłabym już poznać.

Czy w takim razie kierowali się uprzedzeniami? Czy nazwisko Sullivan wywoływało w nich tak wiele strachu i obaw?

W pewnym momencie dostrzegłam drobną brunetkę, która mi się przyglądała. Stała w pobliżu wejścia, zupełnie nie pasując do otaczających ją ludzi. Chwilę mi zajęło, aż rozpoznałam w niej znajomą osobę, a wtedy zamarłam.

Zignorowałam Jensona, który do mnie mówił, skupiając całą uwagę na dziewczynie. Gdy początkowy szok minął, na jego miejsce pojawiła się złość. Niemal pożerała mnie od środka.

Zerwałam się z miejsca, szybkim krokiem idąc w kierunku brunetki. Nie mogłam uwierzyć, że tutaj przyszła. Spodziewałabym się tutaj każdego, ale nie jej...

Nie mojej młodszej siostry.

Złapałam jej ramię z taką siłą, że niemal jęknęła z bólu, gdy szarpnęłam ją do wyjścia. Nie przejmowałam się, że ktoś mógł nas zobaczyć. W tej chwili liczyło się tylko to, by ją stąd wyprowadzić.

– Czy ty zwariowałaś? – zapytałam ostro, naskakując na siostrę.

– Uciekłaś, więc postanowiłam sama cię odnaleźć – odburknęła, wyrywając się z mojego uścisku.

Gdy przeszłyśmy obok ochrony wpuszczającej do klubu klientów, zatrzymałam się, posyłając Calvinowi mordercze spojrzenie.

– Czy ty wiesz, ile ona ma lat? – warknęłam do mężczyzny, który przełknął nerwowo ślinę i już zamierzał się odezwać, ale go ubiegłam. – Wpuściłeś do klubu szesnastolatkę, Calvin.

– Powiedziała, że jest twoją siostrą i że pilnie musi się z tobą skontaktować – wyjaśnił chłopak, przystępując z nogi na nogę.

– Więc trzeba było mnie o tym powiadomić – wtrącił Jensona, który niespodziewanie pojawił się tuż obok nas.

Widząc, że za mną poszedł, postanowiłam zostawić Calvina na jego pastwę, bo sama miałam do pomówienia z siostrą. Zerknęłam na nią, głośno wzdychając.

– Przyszłaś tutaj sama? – dopytywałam, upewniając się, że żadna nastolatka nie znajduję się w klubie wypełnionym pijanymi ludźmi.

– Przyszłam z Lissą – wyznała, przewracając oczami. – Czeka na zewnątrz.

Przełknęłam kolejną falę złości, wypychając Bailey przez drzwi wejściowe. Musiałam upewnić się, że jej przyjaciółce nic nie groziło. Ujrzawszy jednego z ochroniarzy stojącego obok Lissy i wesoło gawędzącego sobie z nastolatką, odetchnęłam z ulgą. Przynajmniej jeden z nich posiadał odrobinę rozumu.

– Nie zdajesz sobie sprawy, do czego mogłaś doprowadzić, przychodząc tutaj – warknęłam. – Jak mogłaś wpaść na tak durny pomysł?

– Gdybyś mi w końcu powiedziała, co się z tobą dzieje, nie musiałabym tutaj przychodzić! – krzyknęłam. – Dlaczego uciekłaś?

Milczałam, nie wiedząc, w jaki sposób mogłam jej to wytłumaczyć. Widziałam w jej oczach zranienie i jednocześnie determinację. Tak bardzo różniłam się od siostry. Ona po trupach dążyła do celu, będąc przy tym nieustraszona. A ja chowałam się w cieniu, by nikt mnie nie zauważył.

– Bailey – odezwałam się miękko, wzdychając. – Czy czułaś kiedyś, że nie możesz oddychać? – Dziewczyna pokręciła głową, na co mój kącik ust lekko drgnął. – Więc wyobraź sobie, że nie możesz zaczerpnąć tchu, a na twoją klatkę piersiową opadają kolejne ciężary, których nie możesz zdjąć, bo nie masz wystarczającej siły.

– Tak się czujesz? – zapytała, a jej oczy się zaszkliły.

Skinęłam głową.

– Cały czas – szepnęłam. – Ale odkąd z nim jestem, uczę się oddychać na nowo i jest inaczej... jest lepiej. Ja po prostu tego potrzebuję, Bailey.

– Nie ufam mu – oznajmiła cicho, a ja zrobiłam krok w jej strony, by przyciągnąć ją do siebie.

– Ale zaufaj mi – poprosiłam. – Obiecuję, że wszystko będzie dobrze.

Dziewczyna odwzajemniła uścisk.

– Dobrze – wymamrotała, po czym dodała: – Ale nie wspominaj tacie, że tutaj przyszłam.

Parsknęłam, nie spodziewając się, usłyszeć od niej tych słów. Nie miałam zamiaru informować o całym zajściu ojca, bo obie miałybyśmy przez to kłopoty. To jednak z mojego powodu Bailey tutaj przyszła, a ja jako starsza siostra nie powinnam była do tego dopuścić. Niezależnie od tego czy miałam na to wpływ.

Drzwi za moimi plecami się uchyliły, a do moich uszu dobiegł dobrze znany mi głos.

– Cóż, nie sądziłem, że poznamy się w takich okolicznościach, mała Davis – powiedział Jenson, stając obok nas.

Gdyby wzrok mógł zabijać, Jens z całą pewnością byłby już martwy przez spojrzenie mojej siostry. Bailey odsunęła się ode mnie, a mężczyzna wyciągnął do niej swoją dłoń.

– Jenson – przedstawił się.

– Wiem, kim jesteś – mruknęła i przez dłuższą chwilę patrzyła na jego dłoń, jednak ostatecznie ją uścisnęła. – Jestem Bailey.

– Rozmawiałam rano z tatą – oznajmiłam, a przez twarz mojej siostry przemknęło zdziwienie. – Nie wspomniał ci o tym?

– Nawet nie wiem, czy już wrócił – przyznała. – Wariuje, odkąd cię nie ma i praktycznie nie ma go w domu.

– Jesteśmy umówieni na rodzinny obiad zapoznawczy – wyjaśniłam, wzruszając ramionami.

– Dlaczego o niczym mi nie mówi? – fuknęła z frustracją. – Widocznie oboje uwielbiacie sekrety.

Posłałam jej przepraszające spojrzenie, jednak Bailey tylko przewróciła oczami.

– Odwiozę was do domu – zaoferował Jenson, zerkając na moją siostrę i Lissę stojącą kilka metrów dalej.

Zgodziłam się z nim, bo wolałam zadbać o to, by obie bezpiecznie wróciły do domu. Cała nasza czwórka wsiadła do samochodu Jensona. W pierwszej kolejności odwieźliśmy Lissę, a następnie pojechaliśmy pod mój dom rodzinny. Gdy upewniłam, że Bailey weszła do środka, poczułam lekką ulgę.

– Chcesz wejść do domu? – zapytał Jenson, na co od razu pokręciłam głową.

Tego dnia zmierzyłam się z ojcem, a później z siostrą. Konfrontacji z mamą chyba bym już nie przeżyła. Zdecydowanie miałam dość wrażeń, jak na jeden dzień.

– Jesteś zmęczona? – odezwał się, gdy ruszyliśmy w drogę.

– Nie, nie jestem – odpowiedziałam, zerkając na niego. – Jeśli musisz wrócić do Senseless to chętnie pojadę z tobą.

– Mam inny pomysł.

Kącik ust lekko drgnął mu ku górze, a ja już wiedziałam, że Jenson zaskoczy mnie po raz kolejny. I jak zawsze postanowił stać się moim lekarstwem, bo uzależniałam się od jego obecności coraz bardziej. Przerażało mnie, że ja już nie widziałam życia, w którym nie byłoby tego mężczyzny u mojego boku.

Byłam gotowa wskoczyć w przepaść przepełnioną jego szaleństwem i mrokiem. Wiedziałam, że cokolwiek się tam kryło, przyjmę to wszystko byle tylko nigdy go nie stracić.

*******

To jeden z krótszych rozdziałów, ale i takie się zdarzają. :)

Zostawcie po sobie ślad, bo to dla mnie zawsze dodatkowa motywacja.

Nika

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top