Rozdział 20

,,Potwory istnieją, duchy także. Żyją w nas, a czasami wygrywają.''

Stephen King


Promienie słoneczne padały na moją twarz, otulając ją swoim ciepłem. Patrzyłam na rozpościerający się krajobraz miasta i poczułam, jakbym zupełnie zatrzymała się w czasoprzestrzeni. Lubiłam to chwilowe wyrwanie z pędzącej rzeczywistości. Dawało mi to złudne wrażenie, że panuję nad własnym życiem.

Poprawiłam okulary przeciwsłoneczne, które zsunęły mi się z nosa i wciągnęłam powoli powietrze. Byłam spokojna. Nie pozwoliłam demonom przejąć nad sobą kontroli. Nie tym razem.

Usłyszałam dźwięk kół podążających po żwirowej drodze prowadzącej na wzgórze. Moje serce szybciej zabiło, wiedząc, że on zaraz tu będzie. Odgarnęłam niesforne kosmyki z twarzy i czekałam. Obserwowałam, jak czarny Jeep zatrzymuje się tuż obok mojego auta. Ścisnął mi się żołądek, zupełnie jakbym odczuwała stres, choć może właśnie tak było?

– Dzień dobry, Erin – odezwał się mężczyzna, wysiadając z pojazdu.

Ruszył w moją stronę, poruszając się z tą swoją charakterystyczną pewnością siebie i gracją drapieżnika.

– Witaj, Jensonie – odpowiedziałam, posyłając mu delikatny uśmiech.

Zatrzymał się przede mną i nachylił, by zostawić na moim czole czuły pocałunek. Wstrzymałam oddech, nie spodziewając się tego gestu, jednak rozpaliło to moje serce. Jego obecność była tak hipnotyzująca, że odnosiłam wrażenie, że uzależniałam się od tego człowieka, a to mogło być groźne, a wręcz niebezpieczne.

– Dziękuję za kwiaty – powiedziałam, gdy odsunął się ode mnie. – Lubisz o sobie przypominać.

Jenson parsknął krótko, nie odrywając ode mnie swojego spojrzenia.

– Cóż... – zaczął leniwie i uniósł dłoń, którą następnie pogładził mój policzek. Ciepło jego palców pozostawiło po sobie niewidzialny ślady na mojej skórze. – Uważam, że nie muszę o sobie przypominać. Jestem pewien, że i bez tego nieustannie o mnie myślisz.

I oczywiście miał rację. Jenson Sullivan pojawiał się w każdej mojej myśli. Nie potrafiłam wyrzucić go z głowy. Całkowicie nią zawładną i był o tym święcie przekonany. Gdy już chciałam coś odpowiedzieć, on mnie wyprzedził.

– Zupełnie jak ja o tobie.

Czy on był świadom, co ze mną robił? Czy wiedział, jak wielką wagę miały dla mnie jego słowa? Czy zdawał sobie sprawę, że moje serce należało już wyłącznie do niego? W końcu tylko przy nim czułam tak wiele.

– Czy to moja kawa? – zagadnął, jak gdyby nigdy nic, sięgając po jeden z papierowych kubków stojących na masce mojego samochodu.

– Tak – wymamrotałam i również sięgnęłam po swój napój.

Upiłam łyk wciąż ciepłej kawy. Jenson oparł się tuż obok mnie o auto tak, że nasze ramiona się ze sobą stykały.

– Jak minął ci weekend?

– Nic specjalnego – przyznał obojętnie. – Wczoraj byłem cały dzień w Senseless. Czy u ciebie działo się coś bardziej spektakularnego?

– Spędziłam trochę czasu z mamą, bo niedługo znowu wyjeżdża w delegację – wyznałam, wzruszając ramionami, ponieważ nie było w tym niczego nadzwyczajnego.

Upiłam kolejny łyk kawy, upajając się błogą ciszą. Słyszałam śpiew ptaków, szybujących po niebo. Przymknęłam na moment powieki, odchylając do tyłu głowę. Było mi tutaj dobrze. Zupełnie jakbym za każdym razem odnajdowała tu swoją ostoję. A nawet i kotwice, która pomagała mi zacumować w gonitwie wydarzeń i myśli.

– A jak wygląda twoja rodzina, Jensonie?

Milczał. Zastanawiałam się, czy powinnam pytać o tak osobiste sprawy, jednak byliśmy sobie coraz bliżsi. Pragnęłam poznać więcej szczegółów z jego życia. Gdy nadal jedyną odpowiedzią było jego milczenie, zerknęłam na niego, by upewnić się, że usłyszał pytanie. Patrzył w dal na horyzont przed nami. Jego twarz była spokojna, nieokazująca żadnych emocji, które mogłyby podpowiedzieć mi, czy było to jedno z tych niewygodnych pytań.

– Wychowywał nas ojciec – odezwał się w końcu. – Matki nawet nie pamiętam, więc nie jest mi szczególnie bliska. Zostawiła nas, gdy byłem dzieckiem.

Współczułam mu braku kontaktu z mamą i nie potrafiłam sobie wyobrazić, jak wielki żal musiał do niej czuć, ani tego jak wielką pustkę miał przez to w sercu.

– Próbowałeś ją odnaleźć?

– A czy ty próbowałabyś szukać kogoś, kto cię porzucił? – zapytał, unosząc jedną brew. – To był jej wybór. Moim jest to by nigdy nie skrzyżować z tą kobietą swoich dróg.

Pokiwałam głową, rozumiejąc jego decyzję. Ciężko było mi się postawić w jego sytuacji, ponieważ nigdy nie była w podobnej. Jednak znając samą siebie, pewnie odszukałabym ją, by powiedziała mi w twarz, dlaczego odeszła. Jenson stąpał twardo po ziemi i z pewnością nie potrzebował podobnych wyjaśnień.

– Masz rodzeństwo? – dopytałam, mając nadzieje, że będzie to o wiele milszy aspekt jego rodzinnej historii.

– Noah to mój starszy brat, choć niewiele, bo między nami jest tylko rok różnicy.

– Macie dobry kontakt? Nigdy o nim nie wspominałeś.

Nagle uświadomiłam sobie, że Jenson na ogół mało o siebie mówił. Zastanawiałam się, z czego to wynikało. Czy był skrytą osobą? Czy zwyczajnie nie lubił o sobie mówić?

– Noah jest... – urwał na moment, próbując dobrać odpowiednie słowa. – Jest bardzo blisko naszego ojca, co powoduje między nami wiele konfliktów. Podąża za nim ślepo i zdecydowanie to on jest tym złym bratem.

– To przykre, że jesteś pozostawiony sam sobie – stwierdziłam ze smutkiem.

– Zwyczajnie podążam własnymi ścieżkami, Erin. Nie zostałem przez nich porzucony – przyznał z lekkim uśmieszkiem. – Nie musisz się o mnie martwić, a już na pewno nie powinnaś mi współczuć.

Skinęłam głową, starając się go posłuchać. W końcu nigdy nie dał mi odczuć, żeby w jego życiu było coś nie tak. Wydawał się zadowolony z tego co miał, więc zamierzałam zaufać, że właśnie tak było.

Pomyślałam o Bailey i o tym jak została przeze mnie potraktowana. Było mi szczerze wstyd, a ogromny żal wypełniał moje serce. Wyrzuty sumienia wciąż gryzły mnie od środka, jednak nie mogłam powiedzieć jej prawdy. Nie chciała wciągać ją w pasmo kłamstw.

– Wszystko w porządku? – zapytał Jenson, obejmując mnie jedną ręką w talii.

– Zamyśliłam się – wymamrotałam, siląc się na uśmiech. – Powoli muszę zbierać się do pracy.

– No tak – parsknął Jenson. – Niemal zapomniałem, że pracujesz u mojej konkurencji.

Spojrzałam na niego z politowaniem, choć wiedziałam, że tylko żartował. Klienci w barze Charliego byli zupełnie innym typem klienta niż ci przychodzący do Senseless. Oboje doskonale zdawaliśmy sobie z tego sprawę.

Jenson odsunął się od samochodu i zrobił krok naprzód. Sięgnął po telefon, by odczytać otrzymaną wiadomość, w międzyczasie wciąż do mnie mówiąc.

– Pamiętaj, że w Senseless zawsze znajdzie się dla ciebie miejsce, gdybyś postanowiła być odrobinę mniej niezależna.

Zaśmiałam się, kręcąc przy tym głową. Mężczyzna schował telefon i spojrzał na mnie, unosząc jeden kącik swoich ust.

– Już ci mówiłam, że nigdy nie będę dla ciebie pracować.

Jenson podszedł bliżej mnie tak, że teraz moje kolana stykały się z jego ciałem. Ujął dłonią mój policzek, gładząc przy tym kciukiem moją skórę. Patrzyliśmy sobie głęboko w oczy.

– Nie dla mnie, a ze mną – poprawił mnie. – To nie tak, że jestem jakoś specjalnie pamiętliwy, ale jeśli dobrze kojarzę, to jeszcze kilka dni temu byłaś w stanie wykrzyczeć ludziom w twarz, by nazywali cię Lady Boss.

Widziałam w jego oczach iskierki rozbawienia, co tylko spotęgowało ilość wypieków na mojej twarzy. Miałam ochotę zapaść się pod ziemie, na samo wspomnienie tych durnych słów wypowiedzianych pod wpływem emocji i alkoholu. Sullivan natomiast bawił się świetnie, wywlekając je na światło dzienne.

– Jesteś bezduszny – rzuciłam w swojej obronie, odtrącając jego dłoń i zsuwając się z maski auta na ziemie.

Chciałam odejść, żeby dłużej nie przyglądał się mojemu zażenowaniu, jednak gdy tylko zrobiłam krok, Jenson złapał mnie w talii i przycisnął moje plecy do samochodu. Uwięził mnie pomiędzy swoimi ramionami, nie spuszczając ze mnie spojrzenia. Już ze mnie nie drwił, a na jego twarzy można było dostrzec tylko powagę i skupienie.

– Nie uciekaj przede mną – szepnął tuż przy moich ustach.

– Nigdzie się nie wybieram – odpowiedziałam równie cicho, zupełnie jakbym składała mu obietnicę, którą miało usłyszeć tylko nas dwoje.

Miękkie wargi Jensona musnęły moje, powodując, że na moment straciłam całkowicie resztki zdrowego rozsądku. Serce galopowało mi w zawrotny tempie, zupełnie jakby zapomniało jak prawidłowo działać. A wszystko przez to, że...

Liczył się tylko on.

Usłyszałam głośny alarm dochodzący z mojego telefonu. Ustawiłam go, by nie spóźnić się do pracy i po to, by nie zerkać co kilka minut w urządzenie. Jenson odsunął się ode mnie, a ja sięgnęłam po telefon leżący na masce samochodu i wyłączyłam dzwonek.

– Czas do pracy – wymamrotałam pod nosem niechętnie, a następnie zwróciłam się do mężczyzny. – Dziękuję za dziś.

– Odezwę się do ciebie później – obiecał.

Na pożegnanie pocałował mnie w czubek głowy, a ja doszłam do wniosku, że chciałabym, by każdego dnia tak mnie żegnał. Ten maleńki gest sprawiał, że czułam się bezpiecznie, sprawiał, że niczego się nie bałam. Było to tak niewiele, a jednocześnie wszystko, czego potrzebowałam. I stało się to moim pragnieniem.

***

Stałam za barem, nalewając do szklanki burbon dla Coopera. Klienci siedzący przy ladzie dyskutowali o wynikach nadchodzącego meczu, a ja całkowicie pochłonięta byłam ich rozmowami. Choć kompletnie nie interesował mnie sport to z uśmiechem przysłuchiwałam się ich sprzeczką o to kto wygra.

– Może się załóżcie, a wygrany postawi następnym razem kolejkę – podsunęłam im swój pomysł, na co mój szef tylko parsknął śmiechem.

– Te stare dziady nie są tego warte – żachnął się Cooper, pocierając swoją siwą brodę.

– Oczywiście, odezwał się ten najbardziej skąpy – prychnął Bill.

– Ja zwyczajnie brzydzę się hazardem – rzucił w swojej obronie Cooper.

Postawiłam przed nim szklankę z alkoholem, który wcześniej zamówił. Mężczyzna nie czekając ani sekundy dłużej, złapał ją i upił spory łyk.

– Spokojnie, ja nawet nie miałbym ochoty spędzić z wami wieczoru – stwierdził nagle Jerry, a następnie dodał po chwili: – Poznałem kogoś.

Spojrzenia nas wszystkich spoczęły na Jerry'm, który z całkowicie niewzruszoną miną, podjadał solone orzeszki. Mężczyźni czekali na dalsze wyjaśnienia, jednak one się nie pojawiały. Cooper jako pierwszy nie wytrzymał.

– A kogoż to niby?

Jerry jednak wciąż nie zamierzał pociągnąć tematu dalej. Milczał, ignorując zacięte spojrzenia swoich towarzysz.

– Chyba nie masz na myśli Harriet? – zapytał Bill z niedowierzaniem, ale mina Jerry'ego jednoznacznie wskazywała, że właśnie ją miał na myśli.

– Pieprzony bufon! – warknął Cooper, a następnie wypił całą zawartość swojej szklanki. Mężczyzna odłożył naczynie z hukiem na ladę, by chwilę później ruszyć do wyjścia z baru.

– Naprawdę musiałeś ze wszystkich kobiet na ziemi, wybrałeś akurat byłą żonę Coopera?

Oniemiała patrzyłam na rozgrywającą się scenę. Choć nie znałam życiowych historii żadenego z tych mężczyzn to moje serce się ścisnęło na sam widok wyrazu twarzy Coopera. Wyglądał, jakby ktoś wymierzył mu siarczysty policzek. Mogłam tylko się domyślać, że nigdy nie przestał kochać swojej żony. Musiał jednak istnieć poważny powód, dla którego już nie byli małżeństwem.

– Porozmawiam z nim – oznajmił Jerry, ruszając do wyjścia, na co Bill przeciągle westchnął.

– Chyba i ja muszę wyjść – odezwał się do mnie i Charliego. – Bez rękoczynów się nie obejdzie.

Nigdy nie sądziłam, że praca w tym barze przysporzy mi tak wiele emocji. Obserwowałam ludzi, próbując ich wszystkich zrozumieć i jedyne, do jakich wniosków doszłam to to, że życie potrafi być całkowicie przewrotne. Troje tych mężczyzn przyjaźniło się od wielu długich lat, a jednak w ogólnym rozrachunku nie znaczyło to kompletnie nic. Ludzie potrafili ranić się na każdym kroku, nie zważając na to jak bliska relacja ich łączyła. Przerażało mnie to i jednoczenie napawało przekonaniem, że nic nie jest na zawsze.

Moją uwagę odciągnął dźwięk przychodzącej wiadomości. Sięgnęłam do tylnej kieszeni spodni, by ją sprawdzić.

Tata: Gdzie jesteś?

Przez kilka sekund skanowałam wzrokiem tekst, a gdy sens słów do mnie dotarł, oddech uwiązł mi w gardle, a żołądek zacisnął się w supeł, bo... On już wiedział. Walter Davis wiedział, gdzie jestem i było już po mnie.


****

Dajcie koniecznie znać, jak podoba się Wam książka. :)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top