Rozdział 10

,,Nie można zapełnić pustki tym, co się straciło."

– John Green


Czy nie poszłam dzisiejszego dnia na zajęcia, by nie spotkać Rachel? Być może... Czy było to dziecinne? Czy uciekałam od problemu? Oczywiście...

Leżałam na łóżku, wpatrując się w sufit. Ile minut już minęło? A może godzin? Nie wiedziałam. Wiedziałam jednak, że miałam dwadzieścia lat i udawałam chorobę, by nie pójść na uczelnie. Być może tata był dobrym policjantem, lecz do tej pory nie przejrzał żadnego mojego kłamstwa, choć może po prostu nie chciał.

Czułam, jakby z jednej strony mój świat runął, choć z drugiej otworzyła się przede mną całkowicie nowa droga. Kochałam Rachel pomimo tego, że nie była dobrą przyjaciółką, a więź, jaką zbudowałyśmy, była dla mnie ważna. Jednak teraz czułam złość pomieszaną z żalem. Myślałam o wszystkich dobrych chwilach, które razem przeżyłyśmy, a zaraz wyrzucałam je z głowy, przywołując te złe. Chciałam uciec i schować się przed światem, przeczekać aż sytuacja się uspokoi, aż wszyscy o mnie zapomną, a wtedy wyjdę nowa, nikomu nieznana. Niestety, czasu nie można było zatrzymać, a ja musiałam jakoś dać sobie rade sama...

Krzątałam się po kuchni, przygotowując obiad. Uznałam, że skoro odpuściłam zajęcia, to może przydam się w taki sposób. Postanowiłam zrobić zapiekankę, ponieważ była to szybka opcja, która nie wymagała ode mnie zbytniej kreatywności. W międzyczasie popijałam czarną kawę. Miała nadać mi energii, której tak bardzo potrzebowałam. Kroiłam warzywa, całkowicie skupiając się na powolnych ruchach noża. W całym domu panowała kompletna cisza, a jedynym dźwiękiem, jaki można było usłyszeć, był stukot ostrza o drewnianą deskę. Miało dać mi to poczucie spokoju, wyciszając chaos panujący w mojej głowie.

Jednak coś postanowiło przerwać harmonie, którą sobie stworzyłam. Był to dźwięk, którego nie znałam. Wsłuchiwałam się w niego, rozpoznając... Drapanie? Może było to szuranie? Nóż zastygł w powietrzu, a moja dłoń zacisnęła się na rękojeści, gdy szarpnięcie drzwi frontowych przecięło cisze. Ktoś próbował wejść do domu. Głośno wciągnęłam powietrze ustami, powoli ruszając w tamtym kierunku, stawiając krok za krokiem, gotowa w każdej chwili uciec. Nie miałam pojęcia, kto stał po drugiej stornie drzwi. Nie miałam pojęcia, czego chciał i dlaczego próbował włamać się do mojego domu.

Gdy znalazłam się w korytarzu, drzwi ustąpiły, a ja pisnęłam, kompletnie się tego nie spodziewając. Mój oprawca wszedł do środka, a ja odetchnęłam z ulgą.

– Mamo, co ty tutaj robisz? – zapytałam, przykładając dłoń do piersi, czując, jak mocno łomocze moje serce.

– Wróciłam do domu – wyjaśniła, patrząc na mnie i mrużąc przy tym oczy. – Ale nie spodziewałam się, że córka przywita mnie z nożem!

Patrzyłam na dłoń, w której wciąż ściskałam kuchenne ostrze. Czego uczył nas tata w takich sytuacjach? Zadzwonić na policje lub uciekać. Z pewnością nie było to zadźganie oprawcy... W każdym razie telefon leżał na blacie kuchennym. Ewidentnie coś poszło nie tak podczas tych cennych lekcji.

– Wystraszyłaś mnie! – broniłam się. – Dlaczego nikt mi nie powiedział, że dziś przyjedziesz?

– Nie wiedziałam, czy będzie to dziś, czy jutro, więc wspomniałam tylko twojemu tacie.

Mama wciągnęła do środka dużą czarną walizkę, zamykając za sobą drzwi. Jasne włosy opadały kaskadami na smukłe ramionach, a idealnie przylegający kremowy garnitur podkreślał jej figurę. Jak zwykle była w szpilkach pasujących do stroju. Janet Davis była elegancka i piękna, a ja zawsze podziwiałam ją jako kobietę sukcesu, którą pragnęłam być. Chciałam być po prostu jak ona, a stojąc obok w dresie z potarganymi włosami, czułam, że nie dorastam jej nawet do pięt.

– Cieszę się, że wróciłaś – oznajmiłam, z uśmiechem. – Masz ochotę na herbatę? Robię właśnie obiad, więc możesz mi potowarzyszyć.

Mama nigdy nie piła kawy, zwyczajnie nie lubiąc tego smaku. Za to była ogromną zwolenniczką herbaty, a posiadaliśmy całkiem sporą kolekcję. Obie udałyśmy się do kuchni, gdzie wróciłam do przygotowywania jedzenia, a mama zaparzyła sobie białą herbatę. Opowiadała o pracy, nowych klientach, hotelach i miejscach, które udało jej się zwiedzić w wolnych chwilach.

– Tata mówił, że zostałaś ostatnio zasypana kwiatami – zaczęła, z zainteresowaniem. – Czyżby Chase coś przeskrobał?

– Czy Chase przypadkiem cały czas nie sieje spustoszenia? – parsknęłam, udając w pełni rozluźnioną.

– Chyba masz rację – przyznała z uznaniem. – Cały Chase. A jak Bailey?

– Wyjątkowo się nie naprzykrzała – zażartowałam. – Była aniołkiem.

Może nie licząc sytuacji, gdy wtykała nos w moje sprawy. Wyjątkowo była znośna, choć jako młodsza siostra potrafiła naprawdę dopiec. Nic bardziej mnie tak nie irytowało jak podkradanie moich rzeczy przez Bailey. Miałam wtedy ochotę ją udusić.

Resztę dnia spędziłam w domu z rodzicami i Bailey. Wciąż podtrzymywałam wersje, że słabo się czułam, choć chciałam po prostu spędzić czas tylko z nimi. W ostatnim czasie bardzo rzadko było nam dane pobyć w swoim towarzystwie. Każdy z naszej czwórki żył własnym życiem. Nigdy nie uważałam, żeby było w tym coś złego. Może po prostu byłam przyzwyczajona, nie znając niczego innego.

Dopiero wieczorem zamknęłam się w swoim pokoju, przypominając sobie wczorajszy dzień i Rachel. Czy to naprawdę był koniec? Byłam przybita i wiedziałam, że sen tego dnia znowu nie nadejdzie prędko. Dawno nie czułam się tak samotna, niepotrzebna, niekochana... Tak bardzo niczyja. Czy już zawsze miało tak być? Nagle wszystko się posypało i zostało mi odebrane.

Sięgnęłam po telefon, by odezwać się do Jensona, ponieważ napisałam mu wcześniej, że spędzam dziś czas z rodziną, więc kompletnie ze sobą nie rozmawialiśmy. Był jedyną osobą, z którą chciałam w tym momencie porozmawiać. Choć ekran telefonu mi się rozmazywał, wystukałam wiadomość.


Erin: Hej. Wiem, że jest późno, ale czuję się koszmarnie i... Chcesz może pogadać?

Jenson: Cześć. Będę niedługo!

Erin: Nie musisz... Możemy porozmawiać przez telefon.

Jenson: Ja już jadę, Erin.


Wytarłam mokre policzki wierzchem dłoni, po czym podniosłam się z podłogi, na której siedziałam. Musiałam się przebrać, bo nie chciałam, żeby oglądał mnie w starym dresie. Wyciągnęłam z szafy białe spodnie, czarną bluzkę z długim rękawem w białe niezapominajki i stare conversy, które leżały na dnie szafy. Gdy byłam przebrana, uczesałam włosy, by wyglądały odrobinę lepiej. Niestety nie byłam w stanie ukryć tego, w jakim stanie emocjonalnym byłam. Wiedziałam, że nie uda mi się wyjść niezauważona z domu, bo rodzice oglądali film w salonie. Rozwiązanie pojawiło się w mojej głowie natychmiastowo. Być może mój instynkt samozachowawczy działał całkiem nieźle.

Gdy Jenson napisał, że jest już pod moim domem, długo się nie zastanawiając, otworzyłam okno i wyszłam przez nie na zewnątrz. Następnie domknęłam je tak, by nikt nie zauważył, że było otwarte. Nocna ucieczka z domu mogła zostać odhaczona z listy najmądrzejszych pomysłów Erin Davis. Powolnym krokiem, by nie rzucać się w oczy, ruszyłam w kierunku samochodu Jensona, stojącego pod domem moich sąsiadów.

Oddychałam głęboko, by uspokoić chaos, który we mnie panował, ale czułam, że z każdą sekundą tylko rośnie na sile. Po prostu oddychaj – powtarzałam w głowie. Podeszłam do czarnego Jeepa, a chwile później siedziałam już na miejscu pasażera.

– Dziękuję, że przyjechałeś, Jens – wymamrotałam, mrugając kilkukrotnie, bo obraz znowu się rozmazywał.

Przyjechał od razu, gdy tylko potrzebowałam... Chase nigdy by tego nie zrobił. Jego nigdy nie było, gdy przeżywałam trudne chwile, a w odpowiedzi zawsze słyszałam, że histeryzuję. Wprawiało mnie to w zakłopotanie i poczucie, że wymagam za dużo. A potrzebowałam tylko odrobiny uwagi.

Poczułam, jak Jenson łapie mój podbródek i przesuwa moją twarz w swoją stronę. Nie potrafiłam powstrzymać łez, które po prostu popłynęły po moich policzkach. Było mi głupio, bo nie chciałam przy nim płakać. Zawsze wydawało mi się to bardzo osobiste.

Ciepła męska dłoń przyciągnęła mnie do równie ciepłego ciała. Schowałam twarz w zagłębieniu jego szyi, zanosząc się płaczem, mocząc przy tym jego białą koszulę. Nienawidziłam Rachel! Nie chciałam jej widzieć. Nie była już moją przyjaciółką, choć czy kiedykolwiek nią była? A Chase? On był jeszcze gorszy.

– Już dobrze – szepnął mężczyzna.

Poczułam, jak muska ustami moje włosy, trzymając mnie w niedźwiedzim uścisku. Skupiłam się na jego równym oddechu, próbując go odtworzyć i uspokoić własny. Myślałam o jego perfumach, tak intensywnych, że byłam pewna, że zostaną ze mną na długo. Był spokojny i tak ciepły. Był moją ostoją. Uniosłam twarz, zerkając na niego. Oczy mu płonęły żywym ogniem. Mój wzrok zszedł niżej na jego wargi, których tak bardzo teraz pragnęłam. I gdy chciałam przekroczyć tę barierę, Jenson pocałował mnie w czoło, odsuwając się ode mnie.

– Zapnij pas, Erin – nakazał, odpalając silnik samochodu.

Czułam, jakbym właśnie wsiadła na prawdziwy rollercoaster, a wiedziałam, że Jenson jest mi w stanie to zapewnić, więc zgodnie z jego prośbą uczyniłam, o co prosił. Czy ja naprawdę chciałam go pocałować? Miałam ochotę zapaść się pod ziemie, jednak Jens wyglądał, jakby nic się nie wydarzyło, więc postanowiłam pójść w jego ślady.

– Przyda ci się mała wycieczka – rzucił, posyłając mi swój szelmowski uśmiech. – A na miejscu opowiesz mi, co się stało.

– To brzmi jak całkiem dobry plan – przyznałam. – Pragnę jednak zaznaczyć, że wymknęłam się przez okno.

Jenson parsknął, chyba nie spodziewając się, tak dużego poświęcenia z mojej strony. Nie wiedziałam, gdzie jechaliśmy, ale było mi to obojętne. Chciałam po prostu uciec od problemów. Drogi były praktycznie puste, a w radiu grała dobrze mi znana piosenka Sza – Kill Bill, którą bardzo polubiłam w ostatnim czasie. Obserwowałam miasto za oknem, nie widząc zbyt wielu osób. Był poniedziałkowy wieczór, więc kompletnie mnie to nie dziwiło. Byłam znacznie spokojniejsza w towarzystwie mężczyzny siedzącego obok, a przynajmniej do czasu.

– Jenson, zwolnij! – nakazałam, gdy znacznie przekroczył dozwoloną prędkość.

– Nie musisz się bać – zapewnił, choć wyraz jego twarzy mówił zupełnie coś innego.

– Nie boję się. Po prostu... – nie wiedziałam, jak ubrać to w słowa. – Po prostu wolę uniknąć zatrzymania przez policję.

Mężczyzna wyglądał na rozbawionego, choć starał się to ukryć. Samochód zwolnił, a ja mogłam znowu pozwolić sobie na odprężenie i spokój.

– Boisz się mandatu? Wiesz, dopiero co mówiłaś, że zwiałaś z domu przez okno. Myślałem, że dziewczyny takie jak ty niczego się nie boją.

Nie musiałam go dobrze znać, by wiedzieć, że rzucał mi właśnie wyzwanie. Chciał, żebym puściła swoje zahamowania i poszła na żywioł, ale przecież już to robiłam. Będą tu z nim – obcym mężczyzną. Jadąc, nie wiadomo gdzie, późną porą.

– Nie boję się. Zwyczajnie każdy policjant w tym mieście zna Erin Davis – wyjaśniłam, rozkładając przy tym dłonie. – Oto jestem! Ukochana córka porucznika policji.

Brunet wypuścił ze świstem powietrze, kiwając przy tym z uznaniem głową. Cieszyłam się, że mamy tę kwestię za sobą. Za każdym razem, gdy mówiłam o tym nowo poznanym osobą, byłam traktowana jak wyrzutek. W końcu kto chciałby się kumplować z dziewczyną, której ojciec jest policjantem.

– W takim razie – zaczął niewinnie. – Powiedz, gdzie mam cię wysadzić.

Jego głośny śmiech odbijał się echem w całym samochodzie, a ja czułam, jak moje policzki oblewa krwista czerwień. Śmiał się ze mnie, choć o ile chciałam właśnie takiej reakcji niż dziwnych ukradkowych spojrzeń. Przez cały nastoletni okres ludzie z mojego otoczenia naklejali mi łatkę donosicielki, a zmieniło się to dopiero, gdy poszłam na studia. Może właśnie przez uprzedzenia moich rówieśników, nauczyłam się trzymać język za zębami, by nigdy w domu nie rozmawiać o rzeczach, o których mój ojciec nigdy nie powinien się dowiedzieć.

– Na pocieszenie, chciałbym powiedzieć o swojej rodzinie coś równie niezwykłego – zastanowił się przez chwilę, zanim kontynuował. – Muszę cię niestety rozczarować, ponieważ mój ojciec nie ma zbyt dobrej przeszłości.

– W porządku, nie zmierzam cię oceniać przez pryzmat rodziny.

Skinął głową i na pierwszy rzut oka wyglądał, jakby było mu to obojętne, ale dostrzegałam, że jego ramiona nieco się rozluźniły. Wierzyłam, że był dobrym człowiekiem i uważałam, że tylko czas mógł to zweryfikować. Nie zamierzałam wyrabiać sobie zdania na podstawie strzępek informacji wyrwanych z jego życiorysu, a już tym bardziej jego ojca.

– Jenson, czy ja ci w czymś przeszkodziłam? – wypaliłam, wlepiając wzrok w jego białą koszulę.

– Co masz na myśli?

Jego zmarszczone czoło jednoznacznie sygnalizowało, że kompletnie nie wiedział, o co mi chodziło. Wskazałam więc na jego ubiór, a mężczyzna tylko pokręcił głową.

– Spokojnie, nie miałem randki. Byłem tylko w pracy, Erin.

Czy był to kolejny raz tego wieczoru, gdy czułam zażenowanie samą sobą? Odpowiedź była oczywista. Mogłam sobie darować, bo przecież było to logiczne, że nie rzuciłby wszystkiego, gdyby był z inną kobietą. Może po prostu potrzebowałam zapewnienia? Jedno było pewne, moja pewność siebie była tylko i wyłącznie wytworem mojej własnej wyobraźni.

Zatrzymaliśmy się na parkingu, a przez brak jakiegokolwiek oświetlenia, nie widziałam, co było dookoła ani tym bardziej, gdzie dokładnie byliśmy. Wysiadłam z samochodu razem z Jensonem, choć nie czułam się bezpiecznie w tym miejscu. Zwyczajnie go nie znałam. Jednak towarzystwo Jensona podpowiadało mi, że nic złego mi tu nie grozi. Mężczyzna zabrał koc, który wcześniej leżał w bagażniku i razem ruszyliśmy wąską uliczką.

Delikatny wiatr smagający moją twarz, był tak kojący, że miałam wrażenie, jakby odganiał wszystkie moje demony. A cisza... Cisza była magiczna, słyszałam tylko odgłosy naszych kroków. Zniknął chaos, panujący we mnie, a następcą był spokój, którego tak pragnęłam. Moje stopy spotkały się z miękkim podłożem i już wiedziałam, że Jens zabrał mnie na plażę. Nie było to miejsce, w którym zwykle bywałam, ponieważ zawsze wybierałam te najbardziej tłoczne wybrzeża, a to zdecydowanie do takich nie należało. Była to dzika plaża, jednak w tej chwili wydawała się idealna.

Rozłożyliśmy koc, choć nie przeszkadzałoby mi, gdybyśmy usiedli na piasku. Zajęłam miejsce tuż obok Jensona, próbując delektować się każdą sekundą w tym miejscu. Księżyc odbijał się w tafli morza, które było wyjątkowo spokojne.

– Więc co się stało? – zapytał, przerywając ciszę.

Przy nim kompletnie zapomniałam, że cokolwiek się wydarzyło. Potrafił odwrócić moją uwagę, jak nikt inny. Głośno wciągnęłam powietrze, a następnie opowiedziałam mu o wczorajszej kłótni z Rachel, wcześniejszych odwiedzinach przez Chase'a i o tym jak się czułam. Jens słuchał mnie uważnie, pozwalając opowiedzieć każdy najmniejszy szczegół.

– Jest mi po prostu ciężko – wyznałam, bawiąc się nerwowo palcami. – Rachel była moją jedyną przyjaciółką, a teraz... Czuję się po prostu samotna.

– Wiesz, czasami nie warto trzymać przy sobie ludzi, którzy tylko z nazwy są naszymi przyjaciółmi – zaczął, patrząc na falujące morze. – Nie ufam ludziom, ponieważ zawsze mnie zawodzili.

Zastanawiałam się, co takiego go spotkało, że miał takie zdanie. Z pewnością jego doświadczenia życiowe były znacznie inne niż moje. W końcu wychowałam się pod kloszem w kochającym domu. Nie wiedziałam, jak było u niego.

– Mam nadzieje, że będę odpowiednią osobą, której będziesz umieć zaufać. Obiecuję nigdy cię nie zawieść – wyszeptałam, przyglądając się jego twarzy.

Kącik ust powędrował wyżej, a wokół oczu pojawiły się lekkie zmarszczki. Nie znałam go zbyt dobrze, ale z każdą chwilą spędzoną z nim, miałam wrażenie, że doskonale się rozumiemy. Między nami nie było oceny, uprzedzeń czy fałszu. Od samego początku po prostu sądziłam, że mogę być z nim w pełni szczera, choć wiedziałam, że on wciąż miał z tym problem z nieznanych mi przyczyn.

– Mówiłeś wcześniej, że byłeś w pracy – postanowiłam zmienić temat. – Gdzie pracujesz?

– W Senseless – odparł, kładąc się na kocu. – Byłaś tam kiedyś?

Położył się na boku, a głowę podparł na dłoni, by patrzeć na mnie. Senseless było klubem, ale nie takim zwykłym, a przynajmniej tak słyszałam z opowieści. Można było spotkać tam same grube ryby, ponieważ miejsce to promowało się jako klub z klasą, choć może chodziło o kasę? Nie miałam potrzeby, by kiedykolwiek zawitać w tym miejscu. Moi znajomi nie potrzebowali wykwintnego baru, by się upić.

– Nie, nigdy – przyznałam. – Czy się tam zajmujesz? Mogłeś tak po prostu wyjść bez żadnych konsekwencji?

Mężczyzna wydawał się rozbawiony i przy tym wyraźnie odprężony. Nasza wcześniejsza rozmowa widocznie nie odbiła się na jego nastroju.

– Panuję tam... – zastanowił się przez chwilę. – Dosyć elastyczny grafik. Zajmuję się tak naprawdę wszystkim. Może kiedyś będziesz mieć okazję, spotkać mnie za barem.

Puścił mi oczko, a ja od razu poczułam ciepło. Zdecydowanie i mój humor był znacznie lepszy.

– Czy to zaproszenie? – podłapałam.

– Jak najbardziej. Jestem pewny, że ci się tam spodoba.

Pokiwałam głową, zapamiętując te słowa. Może miał być to mój pierwszy raz w Senseless? Chłonęłam nowe doświadczenia, więc w głowie zaczęłam planować ten wieczór. Chciałam zobaczyć go w kompletnie innym wydaniu. Może poobserwować z daleka. Tak jak on robił to ze mną. Ciekawość już zaczynała mnie zżerać, bo tak bardzo chciałam poznać jego świat. Czy było tam miejsce dla mnie?

***


Dajcie znać jak wasze odczucia, co do historii. :)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top