10. "Witaj mój nowy wspólniku."

- Czyli co, obchodzimy się bez policji? - upewniłam się z przekornym uśmiechem.

- Jeżeli tylko nie będę musiał cię wyprowadzać. - Harry nie pozostał mi dłużny.

- Nie śmiałabym cię tak trudzić dżentelmenie - odpowiedziałam, nadając całemu zdaniu teatralny wydźwięk.

Zabawne, że gość, który jeszcze chwilę temu był gotowy posłać mnie do więzienia, rozmawiał ze mną jak ze zwykłą koleżanką.

- Jak zamierzasz stąd wyjść? Bo chyba nie przez okno, tak jak się odgrażałaś?

"Łał, czyżby to była ironia?"

Spojrzałam na niego ostatni raz tej nocy.

- Zależy czy chcesz mieć tutaj przewiew. - Wzruszyłam ramionami tak, jakbym naprawdę mogła rozbić tę szybę po prostu od niechcenia.

Niestety (albo na szczęście dla kogoś, kto musiałby to naprawiać) nie mogłam.

- Dzięki, wystarczy mi klimatyzacja - stwierdził.

Przez parę sekund między nami trwała cisza, w czasie której bałam się nawet wziąć oddech w obawie, że ją zagłuszę.

Oceniłam, że był to właściwy moment na odejście. Odwróciłam się więc plecami do Harry'ego i skierowałam w stronę, z której się tu dostałam.

"Przez kratkę weszłam, to kratą i wyjdę. Ah jaki smutny czeka mnie los... Skończysz się wreszcie nad sobą użalać?"

- Przepraszam - powiedziałam na pożegnanie, nie oglądając się nawet przez ramię. - I dzięki... dziękuję za rozmowę.

Wskoczyłam na stół, od którego odbiłam się, doskakując do kraty wentylacji. Odrzuciłam ją, przechwytując przedmiot nogami, natomiast rękami podciągając się do wnętrza tunelu.

Ostatnim potencjalnym problemem było wsadzenie kraty z powrotem na miejsce tak, żeby nie wypadła, pozostawiając po sobie głuchy łoskot, a po mnie jeszcze gorsze wrażenie.

Na szczęście wszystko udało się załatwić bez zbędnego przedłużania i powtarzania słowa "przepraszam".

Po paru sekundach zostałam więc sama ze swoimi myślami kłębiącymi się wśród wąskiej przestrzeni tunelu. A uwierzcie, że było ich bardzo dużo...

                    ***

Patrzyłem na to, jak dziewczyna wychodzi, orientując się, że nawet nie spytałem ją o imię.

Przez chwilę przyglądałem się jej niezgrabnym ruchom, które jednak wystarczyły, żeby odeszła.

Zanim zniknęła, przed oczami stanął mi Spider-man. Nie tak dosłownie, ale...

Te same niezidentyfikowane intencje, podejście w stylu 'Nie chciałem nic złego'. Byli do siebie tacy podobni, a ja wcześniej tego nie zauważyłem!

Jak ja mogłem pozwolić jej tak po prostu zwiać? Złodziejce!
Znaczy, niby nic nie ukradła, ale w końcu po coś tu przyszła, więc...

Mam nadzieję, że mój ojciec nie dowie się o tym zajściu, bo będę musiał się zdrowo tłumaczyć.

Istnieje szansa, że jest zbyt zajęty, żeby zwrócić uwagę na tą sprawę. W końcu nic poważnego się nie stało, prawda?

                    ***

"Co. Ja. Tu. Robię?!"

Chciałam wykrzyczeć te cztery słowa, ale wtedy rozbrzmiałyby sobie po caaałym budynku, a przynajmniej piętrze, na którym się znajdowałam.

"Jak można być tak głupim? W ogóle ta cała akcja nie miała sensu! Co ja niby chciałam osiągnąć?".

Niestety trochę późno zaczęłam dochodzić do wniosków, które wy pewnie wysnuliście już kilka dobrych rozdziałów temu.

"Super, Sęp mnie nienawidzi, a Harry pewnie ma za idiotkę i jakiegoś kłamcę, albo niezrównoważonego żartownisia. Albo klauna" -  dramatyzowałam wewnętrznie, czołgając się po wentylacji bez konkretnego celu.

W końcu nie miałam pojęcia o ich rozkładzie w czterdziestoparo piętrowym budynku.

"Może będę miała okazję się tego nauczyć. No w końcu Norman Osborn mnie chce" - rzuciło mi się na myśl, co wywołało u mnie tylko kolejną lawinę paniki i niedowierzania w swoje niemyślenie.

"On nie chce mnie, tylko moje 'umiejętności' przedzierania się taranem przez szybę. A poza tym ja już mam pracę! W której nic nie zrobiłam! Jameson mnie chyba wyleje..."

Przed oczami stanął mi obraz wąsacza krzyczącego coś o tym, że spodziewał się jak bardzo będę bezużyteczna, ale mimo tego chciał dać mi szansę, której nie wykorzystałam, a tak w ogóle, to pewnie spiskuję ze Spider-man'em i miałam dla niego szpiegować.

"Nie... pewnie nie byłoby aż tak źle. - Uśmiechnęłam się pod maską. - Byłoby gorzej".

W tej chwili miałam szczerą ochotę posłuchać swojej podświadomości i naprawdę zacząć współpracę z Pajęczakiem. Uwolnić się od tych wszystkich ludzi, o których nie wiedziałam co myśleć, i skupić się na celu, o którym oczywiście zapomniałam, aż do teraz.

"Serio, co ja tu robię...?"

Zamknęłam oczy i położyłam się na stalowej posadzce. Byłam zmęczona i najchętniej zasnęłabym tu i teraz.

"Tylko minutę i idę dalej" - zarządziłam, jednak jak może z doświadczenia wiecie, na minucie rzadko kiedy się kończy.

Nie mam pojęcia ile tak tutaj leżałam - sześćdziesiąt sekund, sto dwadzieścia, a może trzydzieści sześć tysięcy! (Kto policzy ile to jest? ;)

Wiem tylko, że w stanie czuwania, który balansuje u mnie gdzieś na granicy snu, a rzeczywistości, samowolnie uaktywniają się moje... umiejętności. Miałam nadzieję, że nie będzie tak i tym razem, ale tak szczerze, nie zastanawiałam się nad tym zbyt długo.

W pewnym momencie po prostu zaczęłam słyszeć dźwięki, jakby ze snu.

- Na to Spider-man nie będzie przygotowany.

- Skoro tak twierdzisz... A więc witaj mój wspólniku.

Z chwilą, w której otwarłam oczy, oba głosy ucichły.

Podniosłam się, zapominając o tym, gdzie się obecnie znajduję. Na szczęście moja głowa jeszcze nie zdążyła dotknąć górnej części tunelu zanim nie wyciszyłam tego dźwięku rękami, wciskając je szybko między swoją makówkę, a zimną stal.

Skrzywiłam się, zabierając przytrzaśnięte przez samą siebie palce.

"Auć. Jakby mało mi było guzów i obciachu."

Kiedy moment, w którym uświadomiłam sobie, że dotykanie bolącego miejsca wcale nie pomaga, minął, miałam zamiar iść dalej, byleby tylko wydostać się z tego metalowego labiryntu.

Niestety nie czułam się bardziej wyspana. Więc co w ogóle dało mi to leżenie i to niewiadomo ile?

Witaj mój nowy wspólniku.

Przez moje ciało przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Poczułam jednocześnie zimno i ból, a to tylko przez jedno zdanie, które rozbrzmiało tajemniczo w mojej głowie.

Zamknęłam oczy i ignorując nawracający chłód, zmusiłam się do przypomnienia drugiego głosu.

Spider-man nie będzie przygotowany.

Czy to możliwe, że niepokojące knowania są tylko wytworem mojej wyobraźni? W końcu przed snem czy w jego trakcie słyszymy różne rzeczy, prawda?

A z drugiej strony, jeżeli oba są rzeczywistością i w tym budynku naprawdę dzieje się coś złego, to Pajęczak może mieć niezłe kłopoty.

A ja mogę im zapobiec.

Tylko jak miałabym wytrzymać w miejscu, w którym tak naprawdę nikt mnie nie chce?

I czy warto narażać się dla powodu, który może w ogóle nie istnieje?

Równy tysiączek :D
Jak tam się bawicie w szkole? Ja obecnie... robię co innego, hah.

Nie wiem jakie by wam tu pytania zadać do refleksji, więc po prostu... O! To już 12:00?

Jak ja nie lubię hejnałów...

No to do zobaczenia!

(02.11.2020)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top