64.

Danielle

Siedząc na jednym z krzeseł na lotnisku, przypatrywałam się blondynowi, który żegnał się z kumplami. Nadal nie mogło do mnie dotrzeć to, że on jednak wyjeżdża i zostawia mnie tu samą. Przecież wszystko było już dobrze. Wszystko się ułożyło. Przeszło mi przez myśl, aby jakoś go tutaj zatrzymać, ale nie chce być przeszkodą na drodze do spełnienia jego marzeń. Chciałam jego szczęścia, a widocznie odnajdzie je będąc w Akademii. 

- Danielle? - Luke odwrócił się w moją stronę ze zmieszanym wyrazem twarzy. Przygryzłam wargę, omiatając wzrokiem jego sylwetkę. Powoli wstałam i podeszłam do niego, wycierając łzę, która spłynęła w dół mojego policzka. Nie potrafiłam już dłużej udawać, że to mnie nie boli. NIe umiałam tak dłużej. Blondyn objął mnie, gdy znalazłam się na wyciągnięcie jego rąk, a ja już nie wytrzymałam i zaczęłam szlochać cicho. 

- Skarbie, proszę nie płacz. - Luke podłożył dwa palce pod mój podbródek, zmuszając tym samym, abym na niego spojrzała. Pewnie wyglądałam gorzej niż okropnie.  - To, że wyjeżdżam nie oznacza, że musisz płakać. Jakoś damy radę, a potem jak wrócę nic już nas nie rozdzieli - dodał, przez co wtuliłam się w niego najmocniej jak potrafiłam. To tak bardzo bolało. 

- Będę tęsknić. 

- Ja bardziej. - zacisnęłam dłoń na rękawie jego koszulki, starając się opanować, ale nie byłam w stanie. To było silniejsze ode mnie. Tak po prostu. 

- Kocham cię.

- Wiem. Ja ciebie też.

***

- Możecie już sobie darować? - zapytałam, gdy po raz kolejny usłyszałam, że wszystko będzie dobrze. Wiedziałam, że nie będzie, a usilne wmawianie mi, że wszystko się ułoży, a za nim się obejrzę Luke będzie z powrotem przy mnie zaczynało mnie denerwować. Omiotłam spojrzeniem Jamesa i Red, którzy na zmianę wpajali mi to do głowy. - Nie mam ochoty tego słuchać. Dajcie mi spokój. - mruknęłam, opuszczając siodlarnię z szczotkami w dłoniach. Musiałam się czymś zająć, a to był dobry pomysł. 

- Przepraszam. - spojrzałam na brunetkę, która pojawiła się przy mnie, jakby śledząc moje poczynania.

- W porządku. - westchnęłam ciężko. - Po prostu mnie to boli, a świadomość, że w każdym momencie mogę go stracić jest nie do zniesienia. - dodałam, opierając się o drzwi boksu Bajki. Czułam jej ciepły oddech na karku, ale postanowiłam spokojnie porozmawiać z przyjaciółką. 

- Teraz już taki nie jest. - przyznała, przytulając mnie przez drzwiczki. - Naprawdę nie wygląda na już na takiego. Kocha cię i to cholernie mocno. - dodała.

- Tak samo jak ja jego. - wtuliłam się w nią, czując pewnego rodzaju ulgi. Potrzebowałam tego rodzaju zapewnienia, a nie takiego, które dostawałam do tej pory. - Chciałabym, aby te wszystkie miesiące były już za nami. On na dobre nie dotarł do Europy, a ja chce go tu z powrotem. - dodałam, odsuwając się w głąb boksu. Chwyciłam szczotkę w dłoń, aby zająć czymś swoje myśli.

- On też, czasem żałuje, że nazwałam go tym dupkiem, bo zmienił się. Specjalnie dla ciebie, ale to zrobił. - przyznała, dmuchając sobie w grzywkę, która opadła jej na oczy. 

~*~

jeśli chcecie, mogę dodać dzisiaj jeszcze epilog i opublikować II część, cri


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top