63.

Luke

Byłem w szoku. I to ogromnym. Składały się na to dwa powody. Po pierwsze nie sądziłem, że wygram, bo olałem ogromną ilość treningów, a poza tym rozmawiałem z jedną z trenerek, która pracuje w Akademii Jeździeckiej. Pogratulowała mi, napomknęła, że szukają takich we Wiedniu i zaproponowała miejsce, przez co prawie zwaliła mnie z nóg. To było moje marzenie. Wyżej nie dałem rady się wspiąć, jeśli chodziłoby o moją karierę. Wszyscy, ci, który uczęszczali do Akademii, albo zostali sławnymi hodowcami, albo byli znani na torach wyścigowych, torach przeszkód, parkurach i czworobokach.  

- Co to była za baba? - zapytał Michael, który znalazł się obok mnie. Byłem tak bardzo zamyślony, ze nie zauważyłem, jak podchodzi. 

- Przyleciała tu z Wiednia. - przełknąłem ślinę, patrząc się na przyjaciela. - Pracuje w Akademii. Miała znaleźć tu parę osób, które dostaną stypendium. Wytypowała między innymi mnie. - dodałem powoli, będąc całkiem poważnym.

- Żartujesz.

- Nie, właśnie, że nie żartuje. - zrzuciłem z głowy toczek, aby wpleść palce we włosy. Dlaczego akurat teraz? Gdy wszystko układało się tak dobrze. 

- Powiesz jej? - zapytał, jakby trafiając w sedno. 

- N-nie wiem. Ja naprawdę nie wiem. - oparłem się dłońmi o ogrodzenie, zwieszając głowę. Zbyt dużo stało się w ciągu tej ostatniej godziny. Nie potrafiłem tego tak szybko przyswoić. - Chciałbym, naprawdę chciałbym, ale nie zostawię jej tutaj. Nie umiem. Nie potrafię. - wziąłem głębszy wdech, odczuwając dopiero teraz, jak szybko i mocno biło mi serce. Nadmiar emocji zrobił swoje. 

- Tu ci nie pomogę, to musi być tylko i wyłącznie twoja decyzja. 

***

- Przecież możemy przenieść się tam razem. - zacząłem znowu. Musiałem wszystko powiedzieć Danielle. Źle się czułem z tym, że jej się nie przyznałem. Po prostu. 

- Nie Luke, nie możemy. - zaprzeczyła, rysując jakieś dziwne wzorki na mojej koszulce. Leżała przytulona do mnie, odzywając się zdawkowo odkąd wyznałem jej prawdę. - Musze tu zostać, tu jest mój dom, poza tym oni nie dadzą sobie beze mnie rady, a nie chce wrócić po tylu miesiącach i zastać tutaj Val Grant z tym jej fałszywym uśmieszkiem. Nie mogę, nie potrafię. - dodała, patrząc mi się w oczy.

- Nie chce cię tu zostawiać. - jęknąłem. Wiedziałem, że nie będę w stanie wytrzymać bez niej tak daleko. 

- Spełniaj marzenia, przecież ja nigdzie nie ucieknę. - zapewniła mnie, ale to mi nie wystarczało.

- To będzie tak daleko. - schowałem głowę w jej włosach, starając się zatrzymać czas, choć to nie było możliwe. - Nie chce się rozstawać.

- I nie rozstaniemy się. Jedyne, co nas podzieli to kilometry i nic więcej. Będę tu na ciebie czekać. Obiecuje. - musnęła moje wargi swoimi, więc przyciągnąłem ją do siebie jeszcze bliżej, aby zwiększyć przyjemność. Wiedziałem, że będzie na mnie czekać. Ale obawiałem się, że ja nie dotrzymam danej jej obietnicy. Że to znowu ja wszystko spieprzę i zranię ją, depcząc szansę, którą mi dała. Ostatnią. 

- Chciałbym, aby było już po wszystkim i żebym tutaj wrócił. - stwierdziłem, zawijając na palec pasmo jej włosów. Bałem się tego. Choć powinienem się cieszyć, to było na odwrót. 

~*~

na górze zdjęcie z Akademii, podziwiajcie, czy coś 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top