58.
- Nie szukałem nikogo. Próbowałem zapomnieć, odpuścić sobie, poddać się. Ale nie potrafiłem. - przyznałem otwarcie, nadal wstydząc się za samego siebie. - Alkohol, jako jedyny mnie rozumiał. Nie zadawał niepotrzebnych pytań, nie wywyższał się, udowadniając, jak wielki błąd popełniłem i nisko upadłem. Odkąd Red uświadomiła mi, że nie jestem ciebie wart, to odpuściłem. Zgodziłem się z nią, ale dzisiaj coś we mnie pękło. Poczułem zazdrość. Cholernie mocną zazdrość.
- Jak to Red ci to uświadomiła? - zmarszczyła brwi, nadal utrzymując dystans pomiędzy nami. Pomimo to czułem, że jestem na dobrej drodze.
- Była u mnie. - wzruszyłem ramionami. - Powiedziała prawdę, której na początku do siebie nie dopuściłem. Chciałem o ciebie walczyć, próbowałem wymyślić cokolwiek, ale ona uświadomiła mi, że powinienem dać ci spokój, pozwolić zapomnieć i poskładać swoje serce. Spróbowałem. Prawie się udało. Ale dzisiaj nie potrafiłem patrzeć się na ciebie obojętnie. Po prostu. - dodałem, dusząc w sobie cały ten ból, który chyba chciał ze mnie ulecieć razem z wiatrem.
- Próbowałam sobie wmówić, że cię nienawidzę, że lepiej mi będzie bez ciebie, tak jak było za nim się pojawiłeś, wiesz? Ale jakaś cząstka mnie nadal potrzebowała twojej uwagi, twoich ramion, ciebie całego. Tak, po prostu. - zaczęła, robiąc mały krok w moją stronę. Ja też zmniejszyłem odległość, jaka nas dzieliła pojedynczym krokiem. - Myślałam, że uda mi się zapomnieć, unikałam twojego tematu, jak ognia, ale w nocy wszystko do mnie wracało. Wszystkie te chwile, które spędziliśmy razem. To bolało, ale sprawiało, że chciałam przeżyć je jeszcze raz. - dodała, pozwalając, aby łzy, które zebrały się w jej oczach płynęły. Stworzyły niezliczone ilości strumieni na jej policzkach.
- Przepraszam, to było głupstwo, cholerne głupstwo. - wykonałem kolejny rok. - Nie powinienem był zgadzać się na ten pieprzony zakład. Ale on przestał się liczyć. Moje uczucie było stuprocentowo prawdziwe. Nie chciałem cię zranić, ale cały czas do tego dążyłem. Każdy dzień, który mogłem z tobą spędzić był dla mnie ważny, jeśli nie najważniejszy w całym moim życiu. Nie chciałem chować się za kłamstwem, dusiło mnie od środka, ale lęk, że odejdziesz był silniejszy niż chęć wyznania ci prawdy. Przepraszam. Naprawdę przepraszam. - dodałem, zwieszając głowę. Poczułem jej bliskość, ale nie ważyłem się na nią spojrzeć. Po prostu czekałem. Znowu była tak blisko, ale bałem się, że ją wystraszę każdym niewłaściwym ruchem, jak motyla na łące.
- Jesteś dużym chłopcem, który nie wiedział, w co się wpakował, wiesz? - nakryła swoją dłonią, moją. - Ale pokochałam tego chłopca bez względu na to, jaki jest i czy ta twarz, którą miał i na którą patrzyłam była prawdziwa. - dodała, zaglądając mi w oczy. Wyprostowałem się, powoli splotłem nasze palce razem.
- Wróć do mnie, proszę. - przełknąłem ślinę, powoli nie wytrzymując napięcia, które sami zbudowaliśmy. - Ten chłopiec, to ja. Chłopiec chce, abyś znowu była blisko niego. Bliżej niż się da.
- Wrócę. - jej drobne palce w przeciwieństwie do moich były przyjemnie ciepłe. Ogrzewały moje dłonie i serce. - Ale skończmy z kłamstwami. Ze wszystkim, co było złe. Nie chce znowu cierpieć, wiesz?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top