44.

Danielle

Podobno w błękitnym mi do twarzy, więc zdecydowałam ubrać się w właśnie taką sukienkę na kolację z Luke'iem. Oczywiście nie było się od przesłuchania, z jakiej to okazji, gdzie, o której i po co, które urządził mi James razem z Red. Było to dla mnie denerwujące, bo było to moje życie, a ich nie powinno to interesować, z drugiej jednak strony ich rozumiałam. Martwili się o mnie, co było naturalną sprawą, ponieważ byliśmy tymi przyjaciółmi od siedmiu boleści.

- Nie ruszaj się, bo źle wyjdzie. - Red skarciła mnie, gdy poprawiłam ramiączko sukienki. Upinała moje włosy w zwymyślanego koka, choć jej o to nie prosiłam.

- Przepraszam. - wymruczałam, bawiąc się palcami. Zdenerwowanie i ekscytacja mieszały się we mnie, tworząc dziwną mieszankę uczuć. - Ała. - mruknęłam, gdy pociągnęła za mocno jedno z wielu pasm moich włosów.

- Denerwuje się za ciebie. - przyznała, przez co zaśmiałam się cicho. Widziałam w lustrze, jak bardzo skupiona była, a to była u niej rzadkość. Wysunęła końcówkę języka, operując swoimi palcami i wsuwkami, które w nich trzymała. Wielokrotnie radziłam jej, aby rozwijała się w tym kierunku, ale chyba mnie nie słuchała. Tym razem i każdym poprzednim. - Chce, aby wyglądało to idealnie. - dodała, podtrzymując rozmowę.

- Samo w sobie już takie jest. - przyznałam. - Nie wiem, jak ci za to podziękuje.

- Wyczyścisz mi siodło i będziemy kwita. - cień uśmiechu rozjaśnił jej twarz, przez co zaśmiałam się cicho.

- Niech ci będzie. - zgodziłam się. - Pierwszy i ostatni raz.

- Wmawiaj sobie. - skrzyżowała w lustrze nasze spojrzenia, śmiejąc się cicho. 

***

- Jesteś pewna, że nie złamie sobie w tym nóg? - zapytałam, widząc wysokie obcasy, jakie przywiózł James. Brunetka poprosiła go o to jeszcze przed zajęciem się moimi włosami.

- Skoro ja tego nie zrobiłam, to ty też nie. - odpowiedziała. - Ubieraj. - dodała, wciskając mi w dłonie buty kolorystycznie pasujące do sukienki. - Musisz jakoś wyglądać. 

- Mam swoje balerinki, przynajmniej wróciłabym w jednym kawałku... - zaczęłam, a ona przewróciła oczami.

- Nie denerwuj mnie. - zmierzyła mnie wzrokiem. - Zobaczysz, spodoba mu się to. - dodała, robiąc w tym samym czasie dwuznaczną minę, przez co moje policzki lekko się zaczerwieniły.

- Obyś miała rację. - westchnęłam, wsuwając stopy w buty. Wstałam, aby przejść kilka kroków i przyzwyczaić się do dodatkowych kilometrów, ale od razu tego pożałowałam. Były za wysokie. Prawie straciłam równowagę, ale pomógł mi James, który starał się powstrzymać swój śmiech.

- Zabije cię, Davenport. - wysyczałam przez zaciśnięte zęby, przechodząc cały pokój wzdłuż i wszerz. Ona posłała mi buziaka w powietrzu, nie robiąc sobie nic z mojej groźby. Pokręciłam głową, przy okazji czując, że poziom moje stresu zaczyna wzrastać. 

- Wyglądasz bosko, skarbie. - zaczął James. - Gdyby nie to, że jesteśmy przyjaciółmi, to już dawno byłabyś moja. - dodał, przy okazji cmokając ustami, a ja wybuchnęłam śmiechem.

- Dobry żart. - stwierdziła Red, a on prychnął i odrzucił teatralnie włosy, których tak naprawę nie miał.

- Danielle! Luke już przyjechał! - usłyszałam z dołu krzyk Matta, przez co przygryzłam wargę.

- Idę.

- Idź.

- Tylko nie połamcie łóżka.

- James! 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top