42.

Następnego dnia odbywał się kolejny etap eliminacji, w których udział brał Luke. Niestety nie mogłam pojechać razem z nim, bo nie umiałabym zostawić całego rancha na głowie Red i Jamesa, ale trzymałam za niego kciuki. Był naprawdę dobry, jeśli chodziło o skoki konne, więc miałam nadzieje, że także tym razem uda mu się zakwalifikować na wyższy etap. 

- Co mamy dzisiaj do zrobienia? - zapytała Red, gdy pojawiłam się w siodlarni.

- To co zawsze, ale przyjeżdża Scott, więc może nam pomoże. - odpowiedziałam, zabierając szczotki należące do koni z tylnej stajni. - Jakby coś, to wiesz, gdzie mnie szukać. - dodałam, a ona przytaknęła głową na znak, że rozumie. Po drodze minęłam się z Jamesem, którego poprosiłam o wyprowadzenie kilku koni na pastwisko, na co odpowiedział mi, że już to zrobił. Posłałam mu uśmiech, odpowiadając na pytanie, gdzie jest Red i ruszyłam w wyznaczonym sobie kierunku. 

Dawno nie zajmowałam się Rubinem, a jego sierść aż krzyczała o wyczesanie, o grzywie, szczotkach pęcinowych i ogonie nie wspominając. Przywitałam się z nim, pogłaskałam po pysku i zabrałam się do pracy, wiedząc, że czas ucieka, a Scott mówił, że chce mnie wyciągnąć na wieczorną przejażdżkę, a ja miałam zamiar skorzystać z tej propozycji. Wykonując kuliste ruchy szczotką sprawiałam, że Rubin znów wygląda jak on, a nie jak jego namiastka. Poza tym ogier w przeciwieństwie do innych koniowatych, zamieszkujących nasze rancho uwielbiał czynności kosmetyczne, parę razy już zdarzyło mu się zasnąć, gdy go wyczesywałam. Po zakończeniu pracy podałam mu miętusa, wygłaskałam go całego i ruszyłam dalej. Lubiłam to robić, zajęcia takie jak rozczesywanie grzywy, czy sierści były odprężające i uspokajające. 

***

Po zakończeniu sprawdzania stanu zdrowia Bajki, Kacperka oraz wszystkich należących do nas koni, Scott zamknął swój niezbędnik i odłożył go na tylne siedzenie swojego samochodu.

- Jakiego konia mogę zabrać? - zapytał, zabierając swoje rękawiczki i kask. 

- Ja zabieram Rubina, więc może przeprosisz się z Muzykiem? - uniosłam brew, proponując mu gniadego ogiera.

- Okay, ma swoje siodło, czy może mam zabrać czyjeś? - zapytał, idąc w kierunku siodlarni. 

- Zabierz Bajki, myślę, że będzie pasować. - dodałam, skręcając po Rubina. 

***

- Kiedy ostatnio byłeś ze mną na przejażdżce, co? - zapytałam, gdy brnęliśmy coraz głębiej w las. Galopowaliśmy wydreptaną przed laty ścieżką, napawając się spokojem i świeżym powietrzem. 

- Rok temu? - zapytał, nie pamiętając ostatniego razu. Szatyn umiał jeździć, nawet bardzo dobrze, ale praca nie pozwalała mu zbyt często rozwijać swoich umiejętności. - Wiesz, jak to jest. - dodał ciężko.

- Może lepiej. - wzruszyłam ramionami, poprawiając się w siodle. - Wiem. - westchnęłam cicho. - A tak w ogóle, to jak ci idzie?

- Całkiem dobrze. - przyznał, gdy mijaliśmy rwący strumyk. - Ostatnio trafił do mnie pies ze złamaną, przemieszczoną kością, ale złożyłem ją i zobaczymy, co dalej, choć już ma nowego właściciela. - dodał wyraźnie dumny ze swoich poczynań. - Molly postanowiła go przygarnąć.

- Kto to Molly? - zapytałam, patrząc się w jego stronę ze znaczącym uśmieszkiem. - Nowa dziewczyna?

- Nie, jasne, że nie. - pokręcił głową, śmiejąc się cicho. - To moja asystentka. Bardzo chciała was wszystkich poznać, może kiedyś przywiozę ją ze sobą. - dodał, posyłając mi lekki uśmiech.

- Trzymam cię za słowo. 

~*~

Drama idzie, hehehe

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top