39.
Danielle
Od rana wszyscy mieli ręce pełne roboty. Dzisiaj zaczynaliśmy gruntowny remont całego rancha, a każdy miał w tym mieć w tym minimalny wkład.
- Czy coś nas ominęło? - zapytał Luke, pojawiając się jakby znikąd obok mnie. Uśmiechnęłam się na powitanie, zakładając dłonie na biodra.
- Trafiliście na sam początek. - przyznałam, mierząc go wzrokiem. Miał na sobie sprane spodnie, czarny T - shirt z logiem Nirvany oraz błękitną koszulę w kratę, choć czerwona by mu bardziej pasowała. - Mamy dzisiaj w planach odmalować tylną stajnię, wysprzątać całe podwórko i naprawić tabliczki przy boksach, a potem zobaczymy. - dodałam, przedstawiając mu coś w rodzaju harmonogramu na dzień dzisiejszy.
- Co mam zrobić? A właściwie mamy? - rozejrzał się dookoła, wsuwając dłonie do kieszeni spodni.
- Zmiotki stoją tam - wskazałam za siebie. - Możecie zacząć z podwórkiem. - dodałam, uśmiechając się lekko, po czym ruszyłam w kierunku taty, aby mu pomóc.
***
- I jak ci idzie? - zapytałam Red, która robiła generalne porządki w siodlarni i nie tylko. Ja skończyłam z tatą malować stajnie, musiało minąć trochę czasu, abyśmy mogli nałożyć drugą warstwę, więc postanowiłam komuś pomóc.
- Jakoś idzie, lubię to robić. - spojrzała na mnie, rzucając w moim kierunku ścierką. - Ale samej mi się trochę nudzi. - dodała, a kąciki jej ust drgnęły w nikłym uśmiechu.
- Mogłaś od razu mówić. - zaczęłam udawanym głosem, pełnym wyrzutu. - Żartuje, na czym skończyłaś?
- Uzdy, siodła ogarnęłam do szesnastej. - odpowiedziała, siadając na blacie. Obok niej leżało kilka wymienionych wyżej przedmiotów, płyn do czyszczenia skóry i parę innych, niewiele znaczących pierdółek. - We dwójkę pójdzie nam sprawniej. - dodała, robiąc mi mi miejsce.
- Też mam taką nadzieje. - zgodziłam się. - Później muszę jeszcze pomalować drugi raz z tatą stajnię, Matt naprawia tabliczki z imionami, a chłopcy sprawdzają jak się miewają płoty przy pastwiskach. - wyjaśniłam, zabierając buteleczkę z płynem w dłonie.
- Więc zostanie jeszcze naprawienie budy i zajęcie się domem. - podsumowała brunetka, a ja kolejny raz przytaknęłam.
- Mam tylko nadzieje, że cała nasza praca nie pójdzie na marne.
***
Miło patrzyło się na czyste i uporządkowane podwórko, oraz budynki, które w odnowionym stanie wyraźnie wracały do lat swojej świętości. Usiadłam na huśtawce obok Red i Jamesa, a chłopak podał mi puszkę piwa, którą chętnie przyjęłam. Po całym dniu, w którym niewiele rozmawiałam z Luke'iem z powodu natłoku pracy zasłużyłam sobie na chwilę odpoczynku.
- Co myślicie?
- Zmierzamy w dobrym kierunku. - stwierdził James
- Co masz na myśli?
- Myślę to, że widok odnowionego rancha skutecznie odgoni myśli o sprzedaży go. Dan, wiesz, o co mi chodzi. - wyjaśnił, patrząc się w moją stronę.
- Wiem i też tak myślę. - przyznałam, przy okazji stukając się z nim puszką. Wszystko wyglądało znacznie lepiej i bardziej zachęcająco, co mogło przyciągnąć tutaj nowych klientów, a nowi klienci oznaczali niezbędne nam pieniądze.
- Zaczynamy wychodzić na prostą, dziewczyny. - zaczął szatyn, patrząc się na nas. - To dobrze wróży, a nawet bardzo dobrze. Może jeśli w końcu wpadniemy w dobrą passę to wyremontujemy tak doszczętnie stajnie. Wyobrażacie to sobie?
- Już tak nie marz. - podsumowałam go, śmiejąc się cicho, ale w duchu w pełni się z nim zgadzałam.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top