26.

Danielle

- Och, dajcie już spokój, chce wracać do domu. - zaczęłam, gdy wyszliśmy z podobno ostatniego sklepu, a James rzucił propozycją, aby zajrzeć do kolejnego. Bolały mnie nogi, potrzebowałam napić się kawy, a ręce odpadały mi od toreb, które nosiłam za siebie i Red. 

- Ten będzie ostatni, obiecuje. - przysiągł szatyn, na co wywróciłam oczami, wiedząc że tak tylko sobie mówi.

- Stawiasz mi za to kawę. - westchnęłam ciężko, wchodząc za nimi do środka. Nie byłam typem dziewczyny, która potrafi spędzić cały dzień w galerii handlowej i tym samym go marnując. Po prostu nie mogłam tak, bo było bezsensowne. 

- Dostaniesz w gratisie kawałek ciasta, może być? - zapytał, gdy przechodziliśmy poprzez dział przeznaczony dla kobiet. 

- Uh, no dobra. - zgodziłam się, wiedząc też to, że Wood bezczelnie wykorzystał fakt, iż miałam słabość do słodyczy. 

- Przymierz to. - postanowiła Red, która chyba zbyt mocno wkręciła się w całą tę randkę, bo nic, ani nikt, tym bardziej nie James, nie potrafił jej rozśmieszyć. - I to, no może to też. - dodała, uśmiechając się do mnie niewinnie.

- Zabić cię, to zdecydowanie za mało. - przewróciłam oczami, zasłaniając zasłonkę w przymierzalni. Nawet nie zauważyłam, co wcisnęła mi w ręce, zabierając torby. Westchnęłam cicho, widząc swoje odbicie, po czym zaczęłam się przebierać. 

***

- Nie jadę z wami nigdy więcej na żadne zakupy, zapomnijcie. - postanowiłam, siedząc w kawiarni. Moje nogi w końcu mogły odetchnąć po tylu godzinach stania, czy chodzenia, a organizm dostał żądaną dawkę kofeiny. 

- Teraz tak mówisz, a potem sama będziesz prosić, żebyśmy z tobą poszli. - stwierdziła Red, przez co przewróciłam oczami.

- Tak, jasne, z tobą na pewno. - rzuciłam nieco sarkastyczne, przez co brunetka zaśmiała się cicho. 

- Już nie przesadzaj, Dan. Nie było tak źle. - zaczął James, przez co prawie prychnęłam.

- Nie było aż tak źle? Nie czuje nóg, ty idioto. - jęknęłam, aby wzbudzić w nim poczucie winy. 

- Nie marudź. - stwierdził, upijając łyk swojego latte. - I tak nas kochasz. - dodał, na co Davenport przytaknęła.

- Ja was kocham? Chciałeś powiedzieć, że nienawidzę. - zaśmiałam się, zjadając do końca kawałek obiecanego ciasta, jakie kupił mi James.

- Wzajemnie, słońce, wzajemnie. - uśmiechnął się do mnie sztucznie, po czym rozmowa zeszła na inne tematy. Jednego byłam jednak pewna - nigdy więcej. 

***

Poczułam ulgę, opadając na łóżko w swojej sypialni. Nie obchodziło mnie to, że nie uporządkowałam kupionych rzeczy, musiałam odpocząć, a Matt mógł zająć się dzisiaj ranchem. 

- Umieram. - oznajmiłam, wtulając twarz poduszkę.

- Posuń swój tyłek. - zaczął James, pchając się na materac obok mnie. W pierwszym momencie chciałam go zrzucić, ale zobaczyłam, że ma laptopa, więc wykonałam posłusznie jego prośbę. - Dzisiaj wychodzi nowy odcinek Kości, mam fangirling, okay? - dodał, uruchamiając inteligentne urządzenie. 

- Czemu mi nie powiedziałeś wcześniej? Mogłam zorganizować jakieś jedzenie! - rzuciłam oskarżycielsko, a ten tylko uśmiechnął się do mnie niewinnie. Nasza dwójka była fanatykami wszystkiego, co miało w sobie nutkę tajemniczości, jakieś sekrety, morderstwa, samobójstwa, krew i te inne wyjęte spod prawa rzeczy. Red była miłośniczką romansów, tak jak my zmuszaliśmy ją do oglądania Kości, Kryminalnych Zagadek, czy wszystkiego innego, tak ona zmuszała nas do oglądania komedii romantycznych, Titanica, czy tych innych takich. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top