21.
Danielle
Po całym dniu spędzonym na pracy, weszłam do domu, chcąc tylko i wyłącznie szybkiego prysznica i mojego wygodnego łóżka. Odłożyłam buty na swoje miejsce i pocierając kark, postanowiłam zajrzeć do kuchni. Było tu pusto, a księżyc wpadający przez okno otulał wszystko swoim światłem. Wszystko wyglądało na uporządkowane i utrzymane w porządku, więc postanowiłam iść dalej. Z pokoju Matta słyszałam głośną muzykę, więc wolałam tam nie zaglądać, poza tym i tak nic od niego nie chciałam. Jedyny pokój, w którym świeciło się światło na parterze był gabinet taty. Wzięłam głębszy oddech wiedząc, dlaczego tak długo stamtąd nie wychodził i zapukałam cicho w dębowe drzwi.
- Proszę.
- Cześć tato. - przywitałam się, wchodząc do środka. Zauważyłam cień uśmiechu na jego twarzy, ale był on wymuszony. Martwił się czymś, ale nie wiedziałam czym. - Coś się stało? - dodałam, siadając na skraju jego biurka.
- Val Grant się stała. - mruknął, chowając twarz w swoich dłoniach. - Zaoferowała jeszcze wyższą cenę. - dodał, śmiejąc się cicho. Nie wiedziałam, czy to przez to, że ona jest na tyle głupia, iż nie potrafi sobie dać spokoju, czy może ojczulek już nie wytrzymywał naszej marnej sytuacji.
- Odmówiłeś, prawda? - zapytałam, obracając w dłoniach jego ulubiony długopis.
- Poprosiłem o czas do następnego tygodnia... - zaczął, patrząc mi się w oczy
- Tato, nawet nie kończ. - warknęłam. - Chcesz sprzedać wszystko to, w co zainwestowała mama?! Wiem, że już jej z nami nie ma, ale to nie powód, aby się poddawać. - dodałam, a raczej wysyczałam.
- Danielle, skarbie, idzie nam coraz gorzej. Przecież możemy wyprowadzić się do ciotki na Florydę... - zaczął, ale ja tylko prychnęłam cicho.
- Jedź, nikt cię tutaj nie trzyma, poradzę sobie sama, z Mattem, czy bez, ale sobie poradzę. - stwierdziłam i wyszłam stamtąd, trzaskając drzwiami. Owszem coraz częściej przydarzały nam się gorsze miesiące, ale to nie był powód, aby od razu sprzedawać całe rancho i to jeszcze komuś takiemu jak Val. Oczywiste było, że jeśli chodziło o dojazd byliśmy w lepszej sytuacji, znajdując się znacznie bliżej drogi głównej niż oni. Ludzie, aby dojechać do Firefleid mijali Pine Hollow, czyli nasze rancho.
- Co się dzieje, siostra? - zapytał Matt, który zainteresowany trzaskiem drzwi, wyjrzał ze swojego pokoju.
- Ojciec chce sprzedać dom i rancho Grantom. - mruknęłam, wbiegając schodami na górę. - Chcesz, to jedź z nim na Florydę do ciotki, ja tutaj zostaje - dodałam, będąc już na górze. Tyle walczył, aby wszystko tutaj było dobrze, tyle czasu poświęcił temu miejscu, a teraz co? Chce je tak po prostu zostawić? Po moim trupie.
***
Następnego dnia nie odzywałam się od rana do taty, nie wiem, czy był to pewien rodzaj buntu, czy po prostu nie odczułam takiej potrzeby. Milczałam, gdy się czegoś mnie pytał, albo czegoś potrzebował. Po śniadaniu umyłam naczynia, z których skorzystałam, po czym wyszłam na dwóch zająć się pracą. Znalazłam Jamesa i Red w siodlarni, zabierali swoje osprzęty, pewnie chcieli się przejechać przed całym, męczącym dniem.
- Jadę z wami. - postanowiłam, nie pytając się ich o zdanie. Zabrałam wszystko to, co należało do Rubina i opuściłam pomieszczenie.
- Co się stało? - zapytała Red.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top