20.

Luke

Było całkiem późno, gdy wracaliśmy na rancho. Po paru godzinach spędzonych głównie w lesie głowa znów zaczęła mnie boleć, ale tym razem był to wynik nadmiaru świeżego powietrza, a nie kaca.

- Denerwujesz się? - zapytał Michael, gdy wprowadzałem do boksu Pioruna.

- Trochę. - przyznałem, zdejmując jego grzbietu siodło. - Z resztą jak zawsze. - za parę dni miały odbyć się pierwsze eliminację w konkursie skoków, w których miałem wziąć udział. Denerwowałem się, bo dziwne byłoby gdybym tego nie robił. Miałem jednak nadzieje, że wszystko pójdzie dobrze. 

- Choć nadal ten cały pomysł z zakładem, no nadal dla mnie zwykłe dno, to może zaprosisz Danielle, hm? - zapytał, gdy odnosiliśmy cały osprzęt do siodlarni.

- W sumie. - zacząłem, bo to nie był taki głupi pomysł. - Dzięki, Gordon. - dodałem, czochrając jego włosy.

- Nie ma za co. - zaśmiał się, poprawiając je szybko. - I nie nazywaj mnie Gordon, nienawidzę tego imienia. - dodał, a tym razem to ja się zaśmiałem. 

- Życie, po prostu życie. - wzruszyłem ramionami. - Chodź, spadajmy do domu. - dodałem, wychodząc z pomieszczenia na wieczorne powietrze. 

***

Następnego dnia postanowiłem wcielić pomysł Clifforda w życie. Po treningu poprosiłem chłopaków, aby przygotowali mi kilka prostych przeszkód, bo chciałem jeszcze poćwiczyć, a przy okazji miałem nadzieje, że Danielle to zauważy. Można powiedzieć, że chciałem jej zaimponować? Cała trójka patrzyła się na mnie oraz Pioruna, co trochę mnie denerwowało, bo mogli znaleźć sobie inne zajęcie. Nie potrzebowałem ich jako gapiów, gdy miałem zamiar poprosić dziewczynę o towarzyszenie mi na eliminacjach. Skupiłem się na przeszkodach, ignorując ich docinki, gdy coś mi nie wyszło, albo gdy ogier zawahał się przed skokiem. Nie miałem zamiaru go za to karać, bo wiedziałem, że znowu mógłbym podpaść Danielle, a tego nie chciałem. Gdy miałem przeskoczyć ostatni raz prowizoryczny okser Piorun się zawahał, ale zamiast uderzyć go palcatem, wycofałem się i zrobiłem kolejne podejście, które było już udane. 

- Nie można tak było od początku? - usłyszałem znajomy głos, a po rozpoznaniu do kogo dokładnie należy, uśmiechnąłem się pod nosem. 

- Może. - obejrzałem się w tamtym kierunku, a moim oczom ukazała się rudowłosa, opierająca o płot. Uśmiechała się lekko, więc postanowiłem podjechać w jej kierunku. 

- Niezły z ciebie skoczek, Luke. - zaczęła, a następnie otworzyła mi bramę.

- Dzięki. - powiedziałem, zeskakując na ziemię. - Robisz coś w najbliższy weekend? - dodałem, idąc w kierunku boksu. Dziewczyna zainteresowana moim pytaniem, powędrowała za mną, a ja zdążyłem zauważyć, że chłopaki na migi pokazują mi, że jest dobrze. Przewróciłem na to oczami, ale potem uśmiechnąłem się w duchu. 

- Chyba nie, oprócz standardowej pracy, a dlaczego pytasz? - odpowiedziała w końcu, a ja przełknąłem ślinę, za nim wyjaśniłem, o co mi chodzi. 

- W sobotę mam eliminację, może chciałabyś mi potowarzyszyć?

- A chłopcy z tobą nie jadą? - zapytała, a ja zdałem sobie sprawę, że bawi się ze mną w grę słowną. 

- Jadą. - odpowiedziałem, wprowadzając ogiera do boksu.

- Więc po co jestem ci potrzebna? - zaczęła opierając się o ścianę. Zmarszczyła brwi, patrząc się w moim kierunku. 

- Bo chce gdzieś z tobą wyjść i mieć świadomość, że to zapamiętasz. - zaśmiałem się cicho. - To jak? 


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top