17.

- To znowu ty? - zapytała Danielle, rozpoznając blondyna, który już jej podpadł. Westchnęła ciężko, oplatając palcami ciaśniej swoją szklankę, po czym wskazała na miejsce obok siebie. - Siadaj. - dodała, a on niemal od razu to zrobił. Uśmiechnął się do niej miło, a ona po chwili wahania to odwzajemniła. 

- Nie wiem, czy się wcześniej przedstawiałem, ale jestem Luke. - podał jej dłoń, którą niepewnie uścisnęła. 

- Danielle. - wymamrotała, a po chwili kolejne kilka łyków mojito zniknęło w jej gardle. - Gdzie zgubiłeś swoich kolegów? - zapytała, śmiejąc się cicho. Widok trzech zdziwionych chłopaków utkwił w jej pamięci, jak nic innego. 

- Gdzieś tam siedzą, pewnie już się nie znajdziemy. - stwierdził, śmiejąc się cicho, po czym przywołał do siebie barmana, aby zamówić coś do picia. Padło na białe martini, usłyszał jakiś czas temu własny ojciec polecił mu ten rodzaj drinka, poza tym, chciał spróbować drinka, który zarezerwowany był dla odtwórców roli Bonda. - Możemy tamto zajście puścić w zapomnienie? - dodał, po chwili ciszy.

- Jeśli będziesz lepiej traktował Pioruna, to zobaczymy. - zachichotała cicho, przygryzając słomkę. 

- Obiecuje się poprawić i być grzecznym chłopcem. - przyłożył dłoń do serca, próbując udawać poważnego, ale mu nie wyszło. Wybuchnął śmiechem za nim zdążył skończyć, a Danielle dołączyła do niego dosłownie moment po tym. Alkohol rozładowywał atmosferę, a w miarę mijającego czasu w ich żyłach pływało go coraz więcej, wprawiając w jeszcze lepszy nastój.  

- Śmieszny jesteś, Luke. - powiedziała, opierając głowę na dłoni. Po kolejnym drinku, jaki jej zaoferował, jakim było kolejne mojito, tylko, że zrobione na oryginalnej, kubańskiej recepturze jej odwaga wzrosła. Nie czuła się źle z tym, że to ona podtrzymuje rozmowę. 

***

Kilka drinków więcej, a ona w końcu zgodziła się z nim zatańczyć. Luke chciał wykorzystać okazję, iż DJ postawił na wolniejszy kawałek. Wmieszali się w tłum par przytulonych do siebie i kołyszących się w rytm jakiejś dobrze znanej wszystkim ballady miłosnej. Przyciągnął do siebie rudowłosą, która zachichotała cicho, a potem zaplotła dłonie na jego karku, z niewielkim trudem, ale zrobiła to. Był wysoki, okropnie wysoki, najwyższy z całej czwórki. Najśmieszniejszy był fakt, że jeszcze parę lat temu był najniższy z nich wszystkich. Wtulił nos w jej pachnące miętą włosy, po czym zacisnął palce na jej biodrach, uświadamiając przedstawicielom płci męskiej, znajdującym się w pomieszczeniu, że należy do niego, choć wcale tak nie było. Kołysali się w rytm piosenki, upajając swoimi zapachami. Danielle spodobał zapach perfum Luke'a. Były mocne, ale nie za mocne, takie jakie lubiła. 

Blondyn nawet nie zauważył, kiedy rudowłosa zasnęła. Opierając głowę o jego klatkę piersiową, zasnęła kamiennym snem. Z początku zaczął panikować, czy przypadkiem nic się jej nie stało, ale po zobaczeniu, że oddycha raczej regularnie i miarowo, odetchnął z ulgą. W duchu śmiał się, że pozwolił, aby doszło do takiej sytuacji, po czym postanowił ulotnić się z klubu. Muzyka z powrotem zamieniła sie na głośną i dudniącą, więc zabrał Danielle na ręcę w stylu panny młodej i wyszedł na zewnątrz. Zdziwiło go trochę, że jej nie obudził, ale stwierdził, że pewnie ma kamienny sen, po czym zadzwonił po taksówkę, aby móc dostać się do domu. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top