14.
Luke
Był piątek, a ja postanowiłem wyciągnąć chłopaków na małą imprezę. Potrzebowałem odreagować po całym tygodniu treningów i wykorzystać okazję, iż pan Walker jutro ma jakieś ważniejsze sprawy na głowie i nie może przeprowadzić mojego treningu. Choć udałem smutnego, to w duchu skakałem z radości. Żywiłem ogromną niechęć do tego faceta, odkąd według niego wszystko robiłem źle i co trening dostawałem za to opieprz, który mi się nie należał.
Wysiedliśmy z mojego samochodu pod naszym ulubionym klubem i całą czwórą weszliśmy do środka. Od razu poczułem znajomą mi mieszankę alkoholu, potu i gorąca. Wdarła mi się do nosa i otulała moją twarz, powodując, że od razu po przekroczeniu progu stwierdziłem, że muszę się czegoś napić. Nie obchodziło mnie to, że jestem kierowcą i raczej nie powinienem. Zawsze mogliśmy zadzwonić po taksówkę, gdy uznamy, że dosyć na dzisiaj, a jutro mógłbym wrócić po samochód bez żadnego problemu. Z niewielkim trudem dotarłem do baru i zamówiłem kilka kolejek shotów, szukając wzrokiem chłopaków. Zajęli jedną z loży, jakie znajdowały się we wnętrzu klubu, utrzymanego w stonowanej kolorystyce. Ruszyłem w ich kierunku po dostaniu do swoich rąck tacki z kieliszkami wypełnionymi prawie po brzegi. Usiadłem obok Gordona i o nic nie pytając zabrałem jedno z naczyń, a jego zawartość zniknęła w moim gardle.
- Szybko zaczynasz. - stwierdził Irwin.
- To przez Walkera. - mruknąłem, omiatając wzrokiem parkiet, na którym zaczęło pojawiać się coraz więcej ludzi, a co najlepsze - coraz więcej dziewczyn, więc mieliśmy na czym zawiesić oko. - Mam go dość. - dodałem, sięgając po kolejny kieliszek.
- Nie tak ostro, Lucy, bo padniesz w połowie. - zaśmiał się Clifford, przez co przewróciłem oczami i pokazałem mu subtelne 'pierdol się'. - Poza tym już to mówiłeś. - dodał, a ja machnąłem ręką.
- Za co tym razem? - zapytał Hood, unosząc swoje szkło do góry. Któryś z chłopaków, nieważne było który, rzucił krótkie hasło, stuknęliśmy się, po czym kolejna porcja alkoholu zniknęła w moich ustach. Przeczesałem palcami włosy i rozsiadłem się wygodniej, bezwiednie zagryzając wargę.
***
- Hemmings! - brunet próbował przekrzyczeć muzykę, ale mu nie wychodziło. Zrozumiałem dopiero, że czegoś ode mnie chce z ruchu jego warg.
- Co? - zapytałem, nachylając się w jego strony. Zostałem tu z nim sam, Ashton spotkał swojego starego kumpla i poszedł z nim do jego stolika, a Clifford poszedł porandkować z dziewczynami czy barmankami. Nie obchodziło mnie to, co robili, póki nie wplątaliby mnie w jakiekolwiek kłopoty.
- Patrz, kogo my tu mamy. - zaczął, wskazując głową za siebie. Powędrowałem w tamtym kierunku wzrokiem i zauważyłem, że parę stolików dalej siedzi Danielle, jej przyjaciółka oraz dwóch innych facetów, z czego obydwaj wstawali i ruszyli na parkiet, mając prawdopodobnie wystarczająco dużo alkoholu we krwi, aby móc się bawić w ten sposób. Chwilę później mój obiekt zainteresowania został, nie wiedziałem, gdzie zniknęła ta brunetka, ale zniknęła w tłumie ludzi szybciej niż się tego spodziewałem.
- Działaj, Romeo. - zaśmiał się brunet, przy okazji uśmiechając się chytrze.
- Spieprzaj. - fuknąłem, ale wypiłem jeszcze jeden kieliszek, poprawiłem koszulę oraz włosy, po czym ruszyłem w stronę jej stolika.
- Mogę się przysiąść?
- To znowu ty?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top