13.
Było późne piątkowe popołudnie, kiedy wychodziłam ze stajni, po wykonaniu wszystkich swoich obowiązków. Przeczesałam palcami włosy, spoglądając na zegarek spoczywający na moim nadgarstku. Potem rozejrzałam się dookoła, na panujący tu już niezachwiany niczym spokój. Ruszyłam wzdłuż boksów, szukając Red i Jamesa, aby zaproponować im dłuższą przejażdżkę, na której dawno nie byliśmy. Zatrzymałam się na krótko przy paru koniach, dając im miętusy, które chętnie zjadały. Po obejściu całej głównej stajni, postanowiłam zawrócić do tej tylnej, gdzie znalazłam dwójkę rozmawiającą przy boskie Dragona.
- Cześć. - przywitałam się, uświadamiając sobie, że nie widziałam ich od rana, ponieważ panował tu lekki chaos. Afera wracała do domu po zakończonej terapii, a zastąpił ją Hazard, którym miała zająć się Red. Pojawił się też Scott, aby sprawdzić stan zdrowia Kacperka - kucyka, który mieszkał tutaj od źrebaka i którego nie potrafiliśmy oddać. Dorzućmy jeszcze dostawę paszy i czterech chłopaków, którzy prawie wypuścili wszystkie konie z pastwisk przez swoja nieuwagę, ale to nie było dla mnie niczym nowym, ponieważ takie rzeczy już się tu zdarzały. Niejednokrotnie.
- Cześć. - uśmiechnęli się lekko na mój widok, po czym Red zrobiła mi trochę miejsca obok siebie. - Posłuchaj jego planów na wieczór. - dodała, śmiejąc się cicho.
- Po prostu zazdrościsz. - przewrócił oczami, gładząc chrapy swojego konia. - Jadę z Kevinem do klubu, skończył studia, chce to oblać. - dodał, przypominając mi o istnieniu swojego starszego brata.
- Jaki kierunek? - zapytałam zaciekawiona.
- Prawo. - wywrócił oczami, a potem westchnął cicho. - Nie lubię prawników. - dodał, śmiejąc się cicho.
- Pogratuluj mu ode mnie. - uśmiechnęłam się lekko. - Jedziecie ze mną na przejażdżkę? - dodałam po chwili.
- Możesz się zabrać ze mną i zrobić to osobiście. - szturchnął mnie dla zabawy w bok. - A na przejażdżkę możemy pojechać jutro. - dodał, znajdując wyjście z sytuacji. - Ty też możesz, o ile chcesz, wredoto. - dodał do Red, co spotkało go z fuckiem. Zaśmiałam się cicho, a potem popatrzyłam na przyjaciółkę.
- Idziemy?
- Idziemy. - powiedziała bez zastanowienia. - Przyjedźcie po nas o dziewiętnastej. - dodała, ciągnąc mnie za sobą do domu, aby się uszykować. Pożegnałam się z Jamesem, a potem obydwie pokonałyśmy odległość jaka dzieliła nas od domu szybkim krokiem.
***
Patrzyłam się, jakie cuda i cudeńka Red wyrabia z moją twarzą oraz włosami i nie tylko. Miałam na sobie sukienkę w kolorze pudroworóżowym, średniej wielkości obcasy, kilka bransoletek oraz pierścionek na rękach i lekki makijaż. Całość prezentowała się nieźle, powiedziałabym, że bardzo dobrze, ale takie ubiory nie były dla mnie. Zdecydowanie lepiej czułam się w jeansach i T - shirtach. Spojrzałam na Red, która kończyła się malować. Pożyczyła ode mnie sukienkę w odcieniu błękitu z czarnymi wstawkami, która była rozkloszowana od linii talii. Pasowała do figury brunetki, a nawet ją podkreślała. Swoje włosy dziewczyna spięła w wysoki kucyk, dodatkowo je prostując, w przeciwieństwie do moich, które były upięte w koka z kilkoma pokręconymi kosmykami, które opadały mi na twarz, czasami denerwując. Gdy przeglądałyśmy się ostatni raz, usłyszałam z podjazdu dźwięk klaksonu, który oznajmił, że powinnyśmy już schodzić.
- Davenport, czy jesteś gotowa? - zapytałam, zabierając ze sobą kopertówkę, pasującą do całości. Nie była to pierwsza impreza, na jakiej miałam być, ale też nie byłam na nich zbyt częstym gościem. Nie pozwalało mi na to rancho, poza tym nie należałam do osób, które były fanatykami głośnej muzyki, potu i mocnego alkoholu.
- Gotowa. Spadamy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top