day 4 • idol/music au

Day 5 • idol/music au

Wakatoshi pamiętał kiedy pierwszy raz go usłyszał. Jego muzyka była inna. Inna od tej, którą słuchał i od tej jaka zwykle rozbrzmiewała na tej scenie. Była hipnotyzująca.

Było to na jego koncercie. Ushjima był tam oświetleniowcem. Po pokazie Guess Monster dał mu swój numer. Jego twarzy była wtedy równie czerwona co włosy.

I w ten sposób wylądował tu gdzie był teraz. Leżał na kanapie w nowoczesnym apartamencie. Na ścianach wisiały obrazy Satoriego, który malował, aby radzić sobie w ten sposób ze stresem. Z ogromnych głośników leciał Vivaldi, którego Ushjima uwielbiał. Muzyka jego narzeczonego była jedyną, która mu się podobała i nie była Bethovena, Mocarta, Chopina…

Obecnie Tendou nagrywał płytę ze swoim Guess Squadem. Miała nazywać się 120% i po niej chłopaki chcieli zrobić sobie przerwę. Ushjima widział jak Satori ciężko pracuje przy tym projekcie. Codziennie byli w studiu po parę - czasami nawet paręnaście - godzin. W nocy zaś często nie spał i pisał teksty. Kosze w każdym zakątku ich domu były zapełnione piosenkami, które nie satysfakcjonowały Tendou.

Ushjima westchnął ciężko. Było popołudnie, a on nie miał co robić. Zastanawiał się, czy nie zadzwonić do Akaashiego, ale gdy już miał to uczynić, rozległ się dźwięk otwieranych drzwi. Mężczyzna wstał z kanapy i podszedł zdziwiony do przedpokoju, gdzie Satori właśnie zdejmował buty.

Było widać po nim, że ciężko pracuje. Jego oczy były podkrążone, włosy w jeszcze większym nieładzie niż zwykle, skóra była blada, a na szyi miał apaszkę, która chroniła jego zdarte gardło. Popatrzył zmęczonym wzrokiem na narzeczonego i lekko się uśmiechnął.

— Skończyliśmy, Toshi. — Mówił cicho z chrypką. — Skończyliśmy 120%.

— Gratuluję. Musisz być bardzo zmęczony, idź się połóż, ja przyniosę ci wodę i coś na gardło. — Satori kiwnął tylko głową i poszedł okupować ogromną kanapę.

Po chwili jego narzeczony wrócił do salonu, położył tabletkę na stolik i podał mu szklankę, którą Tendou chętnie chwycił i zaczął pić małymi łyczkami wodę. 5 minut później Satori leżał na brzuchu na Wakatoshim. Miał zamknięte oczy i powoli ssał lek na gardło. Był wyczerpany.

Ushjima zaczął powolnymi ruchami gładzić jego plecy.

— Jesteś zadowolony z tego co zrobiliście? — Zapytał cicho, a Satori równie cicho odpowiedział.

— O tak. Razem z chłopakami zrobiliśmy kawał dobrej roboty. — Westchnął głęboko. — Gdybyś widział z jaką werwą Sowa grała na perkusji… Semi Semi zdarł chyba 10 strun, wiesz? A Lis cudownie grał na klawiszach. Naprawdę jestem z nas dumny, Toshi. Z każdego z osobna.

— Z której piosenki jesteś najbardziej zadowolony? — Wakatoshi przeniósł ręce na jego włosy i je zaczął przeczesywać palcami.

— Hmm, nie jestem pewny. Chyba z Goodbye my paradise. Ty jej chyba nie słyszałeś jeszcze. Nie mogę się doczekać, kiedy to zrobisz. — Wokalista wiedział, że jego partner też chcę wszystko usłyszeć jak najszybciej. Najlepiej na żywo.

— Tak, chyba jeszcze nie.

Leżeli tak przytuleni do wieczora. Potem jedynie przenieśli się do sypialni. Tendou odsypiał wszystkie noce, które spędzał na pisaniu, a Wakatoshi po prostu był przy nim. Nie opuścił go od tego koncertu, kiedy usłyszał go po raz pierwszy. I nigdzie się nie wybierał.

Muzyk i oświetleniowiec.

Jeden tworzył sztukę, drugi pozwalał mu być lepiej widocznym.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top