Prolog
8 years after CIYD*
Początek. Początki. Trudny. Trudne początki. Jak najlepiej zacząć, żeby móc dobrze skończyć?
Wytrwale szukam odpowiedzi na to pytanie, choć wciąż bezskutecznie, bez przerw na oddech czy zaspokojenie pragnień, których mam dostatek. Wystarczająco dużo, aby nie dożyć ich spełnienia i nawet jeśli wzbudza to chwilowy żal, koniec końców i tak warto je posiadać, bo bez nich, dusza jest słaba i łatwo ją złamać, a ja nie mogę sobie na to pozwolić.
Przez długi czas, ludzie wokół mnie byli silni dla mnie, teraz nadszedł moment, by się im odwdzięczyć. Nawet jeśli okaże się, że jestem słabsza niż na początku założyłam to nie pozwolę, aby ci których kocham, upadli. Bez względu na wszystko wytrwam i osłonię ich przed przeszłością, która zdaje się nas coraz szybciej doganiać i powoli pożerać.
A ja nie chcę być zjedzoną. Nie przez niego. Nie przez wilka.
Te koszmarne istoty niegdyś zabrały ze sobą wszystko i pozbawiły mojej wymarzonej lśniącej bańki, której istnienie było krótkie, a moment przebudzenia tym gwałtowniejszy, gdyż wystarczył jedynie krótki moment nieuwagi, by prysła zostawiając po sobie tylko mokry ślad.
Ten ślad, to jedyne co trzyma mnie na powierzchni i nie pozwala utonąć. Gdyby nie on, moje kości już dawno zamieniłyby się w popiół i rozwiały wraz z chłodnym wiatrem.
V.H.
***
1 year after CIYD
Ciemne, zawilgocone, niemal zielone od rosnącego grzyba ceglane ściany, od samego widoku przyprawiały o rosnący ból głowy, nie wspominając już o zapachu, który siłą dostawał się do nozdrzy i wżerał w materiał ubrań, skostniałą z zimna skórę i potargane włosy, niemal składając niemą obietnicę, że zostanie tam na długo. Stopy nawet ubrane w zimowe trapery, odczuwały nieprzyjemny chłód bijący od kamiennego podłoża.
Dosłownie wszystko w tym miejscu krzyczało, aby jak najszybciej się wynosić i nigdy nie wracać, jednak, udałam się tam w konkretnym celu i wiedziałam, że dopóki go nie osiągnę, nie odejdę. Byłam tego tak pewna, że czekając na odpowiedz ze strony rozprzestrzeniającej się przede mną ciemności nogi nawet raz nie drgnęły wmurowywując się w podłogę i manifestując tym samym moją silną pozycję.
-Ty wiesz, że tylko głupiec dobrowolnie pcha się w nasze ręce, a mimo to, chcesz skorzystać z naszej pomocy? Myślisz, że tak łatwo dostaniesz to, czego pragniesz? Że mimo upływu lat nie potrafię już sprawić, aby twoje kolana ugięły się na moje skinienie?- Drgnęłam, gdy w moich uszach rozbrzmiał skrzekliwy, starczy głos, zignorowałam jednak uczucie niepokoju, twardo wbijając wzrok w ciemną plamę mroku, gdzie zapewne czaiła się moja szansa, ukryta pod osłoną pomarszczonej, szarej skóry, siwych, potarganych włosów i cuchnących łachmanów.
-Jestem gotowa na to aby się ugiąć, nie przyszłabym z naiwnymi mrzonkami do Otchłani Mar- mój pewny i mocny głos nie spotkał się z aprobatą z ich strony, spodziewały się raczej dostrzec we mnie choć odrobinę strachu, którym mogłyby się pożywić. Jedna z nich zaskoczyła mnie nagle, odzywając się zatrważająco blisko mojego prawego ucha.
-Ona się nas nie boi- ten równie nieprzyjemny skrzek, mimowolnie stroszył wszystkie włoski na karku.
-Czyżby?- Zacisnęłam zęby i wykorzystałam całą swoją silną wolę by nie zrobić kroku w tył, gdy w zaledwie sekundę, zniekształcona na ciele mara wybiegła z cienia zatrzymując się milimetry od mojej twarzy. Aparycja tej istoty była tak szkaradna, że ciężko było nie odwrócić wzroku. Szara, niewidząca nigdy pełnego słońca skóra, gdzieniegdzie pokryta zaropiałymi ranami, zęby pożółkłe i gnijące, a oczy całe ogarnięte szaleństwem i pragnieniem tego, co mogę im ofiarować w zamian za ich niecodzienne usługi. Mara musiała poprawnie odczytać moje myśli, bo odsunęła się lekko i uśmiechnęła przebiegle- Nadal jesteś przekonana, że chcesz się z nami związać czarną pętlą?
-Gdyby było inaczej, nie przyszłabym do was.
Po raz kolejny poczułam nieprzyjemny uścisk w żołądku, gdy kolejna z mar wypełzła z cienia, jej zachowanie było najbardziej wynaturzone, a rozbiegany wzrok i nieskładna wypowiedź potwierdziły moje podejrzenia, że jest ona obłąkana.
-Czy ona wie? Wie?!- Co słowo zmieniała ton głosu, raz krzycząc, za drugim wybuchając śmiechem- Powiedz jej! Powiedz!
-Spokojnie Gris, ta duszyczka jest już zdecydowana, prawda?- Stojąca przede mną maszkara przekręciła nienaturalnie głowę i posłała mi kolejny obrzydliwy uśmiech.
-Powiedz! Teraz! Chcę widzieć.- Pomylona Mara nie dawała za wygraną.
-Co chce zobaczyć?- zapytałam na pozór spokojnie.
-Nic takiego. Gris jest po prostu głodna, a ty nie jesteś najlepszym źródłem pożywienia. Masz do tego za dużą dumę, ona nie pozwala ci na okazanie strachu, a tego chce Gris, abyś drżała z przerażenia, cierpiała. Osobiście widzę, że nic to nie da, ciebie nie da się fizycznie przestraszyć, za dużo już widziałaś, jednak.. czuję, że w środku krzyczysz z rozpaczy.- Ponownie zbliżyła się wdychając zapach dookoła nas- Tak, to dlatego tu jesteś, cierpisz tutaj.- Kościstym, zakończonym ostrym szpicem palcem dźgnęła mnie w pierś- i zrobisz wszystko by temu ulżyć, prawda? Nie zdajesz sobie jednak sprawy, że niekiedy nasza pętla może zacisnąć się bardzo mocno i zamienić w śmiertelny supeł, dziewczyno Wilka.
-Nie obawiam się tego.- ,,Już nie"
-Dawno nie widziałam tak odważnej pół śmiertelniczki- wychrypiała- niestety tutaj tego nie cenimy, z takich osób ciężko jest się najeść.
-Jeśli mi pomożecie, oddam wszystko czego zażądacie.
-Wszystko? Nawet swoje.. - Mara w powietrzu obrysowała niewielki kształt- serce?
-Wszystko.
-Kuszące- cmoknęła i obróciła się do mnie plecami- niestety, to czego chcesz jest niemożliwe. Nie mamy takiej mocy, by cofnąć zaklęcie, przy którym poświęcono życie, musiałbyś wtedy oddać się jako ofiara rytualna, a my koniec końców nie zyskałybyśmy nic. Z martwego nie ma żadnego smaku.
-Insynuujesz, że pragnę..?- Musiałam się upewnić, o czym konkretnie mówiła Mara.
-O gruszkach na wierzbie, oczywiście, że o cofnięciu zaklęcia, które przerwało most łączący wilkokrwiste i śmiertelników. Jeszcze nie jestem taka niedołężna, by zapomnieć jak odczytuje się ludzkie pragnienia- rzuciła z przekąsem i krzywą miną.
-Tym razem się pomyliłaś.- Pierwszy raz od kiedy się tu znalazłam, to właśnie ja, zaskoczyłam znajdujące się tu Mary Otchłani. Szybko, ta z którą prowadziłam konwersację wróciła do pionu.
-Nie. Ja się nie mylę dziewczyno. Odebrałam twoje pragnienia prawidłowo. To ty się oszukujesz, albo zależy ci na kimś tak mocno, że stawiasz jego potrzeby ponad własne.- Tym razem trafiła w sedno- Zaintrygowałaś mnie hybrydo, córko Reed. Czego zatem potrzebujesz?
***
Cena miała być wysoka. Taka też była.
Czy się bałam? Owszem.
Czy się wahałam? Tak.
Czy żałuję? Zdecydowanie nie.
***
CIYD- Come If You Dare
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top