8.
- Mikey... Mikey ma białaczkę...
Calum i Ash spojrzeli na siebie porozumiewawczo. Ich też bolała ta wiadomość, ale wiedzieli, że Luke przeżywa to jeszcze bardziej. Podeszli do niego i go przytulili. Pamiętali, jak Luke mówił im, że najbardziej na wszystko pomaga mu bliskość drugiej osoby. Tu miał aż dwie.
Na drugi dzień każdy z nich zrobił potrzebne badania. Wyniki miały być po południu. Każdy z nich chodził jak na szpilkach. W tym czasie pozwolono Lukowi wejść do jego ,,narzeczonego". Ten od razu po usłyszeniu tej wiadomości pobiegł w kierunku jego sali. Gdy już tam był, z jego oczu zaczęły lecieć łzy. Widok osoby którą kochał, łamał mu serce. W każdym momencie gdy widział Mike'a, każda z jego części umierała. Martwił się. Chciał mieć go znowu przy sobie.
Michael był w śpiączce...
- Mikey, kochanie- zdołał z siebie jedynie wydusić.
Złapał zimną rękę blondyna. Kręcił po niej kółeczka kciukiem. Potem pocałował wiesz jego dłoni. I kiedy jego emocje były były jakiś sposób opanowane zaczął znowu mówić.
- Czemu mi nie powiedziałeś o tym pieprzonym raku?! Nie, to nie twoja wina... to mnie w tedy nie było. Tak bardzo Cię przepraszam. To wszystko potoczyło by się inaczej, gdybym Cię nie opuścił. Mikey, wróć. Kocham Cię. Czekam na Ciebie. Calum, Ashton i ja. Jesteśmy z tobą. Zrobiliśmy dzisiaj badania. Mam nadzieję, że chociaż któreś będzie pozytywne, ale ponoć największą zgodność da się otrzymać w rodzinie...
Jego emocje znowu zeszły ze nitu. Łzy spływały masowo po jego policzkach. Nie mógł tego powstrzymać. Chwilę się zastanawiał czy to zrobić, ale w końcu się odważył. Złożył krótki pocałunek na ustach Michaela i wybiegł z sali.
Dobra teraz serio ostatni
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top