6.

Do mieszkania nastolatka ktoś zaczął się dobijać. Najpierw po prostu pukał, później zamieniło się to w szarpanie za klamkę i natarczywe dzwonienie dzwonkiem. Każdy kto znał Michaela, wiedział, że ten nie miał w zwyczaju wychodzenia z domu. Osoba po drugiej stronie jednak nie odpuszczała, aż w końcu postanowiła wyważyć drzwi. Postać zaczęła przeglądać każde pomieszczenie w mieszkaniu, kiedy doszła do łazienki. To co tam zobaczyła, mroziło krew w żyłach.

Mulat wyciągnął ciało blondyna. Nie wiedział czy jeszcze żył. Miał nadzieje, że tak. Nie mógł pozwolić na to, żeby jego najlepszy przyjaciel odszedł. Tak, mimo tych wszystkich kłótni uważał Michaela za najlepszego kumpla.

Godzinę później siedział na korytarzu. Nie wiedział co tak na prawdę się stało. Gdy lekarze walczyli o życie zielonookiego, on po prostu siedział i myślał nad tym co właśnie się wydarzyło. Nie wierzył w to. Nie wierzył, że jego przyjaciel znowu do tego wrócił. W końcu mimo wszystko obiecał. Wiedział, że musiało być na prawdę źle, skoro Michael dokonał czegoś takiego. Bo Michael zawsze dotrzymywał słowa...

Po kolejnej godzinie zadzwonił do Ashtona i Luka. Stan siedemnastolatka był krytyczny, ale jednak żył.

W tym samym czasie gdy Calum wysłał wiadomość do dwójki chłopaków, Luke siedział z swoją gitarą. Od pewnego czasu cała energia z niego uleciała. Nie był już tym energicznym i zadziornym nastolatkiem, można się nawet pokusić o to, że był wrakiem człowieka.

Właśnie w tedy dostał tego sms-a.

Cal: Michael się pociął, jest w szpitalu

Luke: Calum jeżeli próbowałeś mnie rozśmieszyć czy wyciągnąć z domu, to ci się nie udało

Tak. Luke nie wychodził od czasu zerwania z Michaelem z domu. Jego rodzice nie wiedzieli co się dzieli, ale widząc stan swojego syna, zgadzali się na wszystko czego zapragnął. W ten oto sposób zamiast chodzić do szkoły, przyjął nauczanie prywatne. Czy mu się to podobało czy nie, musiał mieć jakieś wykształcenie.

Cal: Błagam Cię Luke, to nie czas ani miejsce na żarty!

I w tedy blondyn to zrozumiał. Cal nigdy nie pisał do niego w ten sposób. Miał swój styl, po którym go rozpoznawał. Od razu zerwał się z łóżka i bez zwracania uwagi na inne rzeczy, zaczął biec do najbliższego szpitala.

Za to Ashton...

Ashton był dość cięty na Mikey'a. Nie umiał mu zapomnieć spraw, które między nimi się zdarzyły. Zranił ich, a pozbieranie się po tym, też ich kosztowało. Ashton jednak okazał się najbardziej dojrzały z całej trójki, i starał się opanować sytuację. Choć łatwo nie było. Chciał dla każdego dobrze, ale nie patrzył na siebie. Dopiero po pewnym czasie Cal zauważył, że coś z jego przyjacielem jest nie tak, i pomógł mu wyjść z tej dziury.

Dla każdego z nich odejście Mikey'a było ciosem w serce, ale starali się to ukrywać. Bynajmniej żeby nie było tego widać z zewnątrz.

W momencie dostania wiadomości od Caluma, lokowano-włosy oglądał jakiś denny serial.

Cal: Parówo!

Cal: Michael jest w szpitalu

Ash: Mało mnie to obchodzi

Może to nie było tak, że nie obchodziło go to, że Michael jest w szpitalu, ale nie chciał pokazywać, że mu zależy. ,,Chciał", żeby poczuł jaki to ból, kiedy przyjaciel kogoś rzuca.

Cal: Kuźwa, Ashton!

Cal: On się próbował zabić!

Ash: Sorry Cal, ale nie dam się nabrać na jego marne gatki

Nie wierzył w to, że Michael znowu wrócił do cięcia, w końcu miał inne ,,sposoby", żaby się odstresować. Dalej brnął w swoje i nie chciał uwierzyć w słowa Caluma.

Cal: Jeżeli do jasnej kurwy, za chwile nie będzie Cię koło mnie, w tym jebanym szpitalu, to sam po Ciebie przyjdę, ale nie będzie już tak miło

I w tedy Ashton odpuścił. Już nie wiedział czy ma wierzyć Calumowi, czy nie. Ale ma być koło niego w szpitalu. Czyżby mulat już tam był? Michael złamał obietnicę. Coś się stało. Orzechowooki był przerażony. Jego przyjaciel nigdy nie złamał obietnicy, a tym bardziej nie miał już się ciąć. Może i był świnią, ale dotrzymywał słowa.

Niebieskooki wpadł do szpitala. Nie do końca wiedział co się dzieje. Nie mógł uwierzyć, że jego kochanie coś jest. Może i go zranił, ale on cały czas za nim tęsknił. Chciał go znowu mieć w swoich ramionach.

- Clifford- wydyszał przy recepcji.- Michael Clifford.

- Trzecie piętro, sala numer 11.

Co Luke zrobił zamiast iść do windy? Zaczął biec po schodach. Może i to lepiej, w windzie dużo by o tym myślał, czas by mu się dłużył, a tak.

Gdy dobiegł zobaczył skulonego Caluma. Od razu do niego podbiegł i go przytulił. Tak siedzieli w ciszy około 15 minut, do czasu kiedy nie usłyszeli głosu Ashtona.

- Gdzie jest ten skuriwel. Obiecał. Przecież obiecał...

Kiedy znalazł się obok dwójki chłopaków, można było dostrzec jego łzy. Gdy dołączył się do nich, już szlochał. Nie tylko on. Cała trójka.

Po pewnym czasie Luke nie wytrzymał podbiegł do szyby sali, i zaczął w nią uderzać pięściami.

- Michael! Michael! Mikey, kochanie, proszę! Zostań ze mną! Mikey, Boże, kocham Cię! Nie odchodź idioto! Mój idioto...

Opadł z sił i zsunął się po ścianie. Kiedy widział swoje kochanie coś w nim pękło. Widział jego bladą cerę, która teraz była zupełnie biała. Jego piękne, zielone oczy, były zamknięte. Włosy były w nieładzie, ale nie tym, który zawsze robił Michael. Leżał w bezruchu. Gdy Michael był o krok od śmierci, Luke umierał.


Dobra dodam kolejny bo why not 😂😂

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top