29.

Tego dnia Michael wiedział, że nadszedł czas. Wiedział, że w końcu ujrzy te nieskazitelnie błękitne tęczówki. Był pełen ekscytacji. Przypomniała mu się jedna z ich randek.

Luke kochał rozpieszczać Michaela. Uwielbiał mu pokazywać jak mu zależy, jak wielkim uczuciem go darzy. Raz obdarzał go małymi gestami czy podarunkami, a raz brał go na najlepsze (tak uważał Michael) pod słońcem randki.

Tedy też tak było. Młody Hemmings powiedział chłopakowi, żeby ten przeszedł się z nim na zakupy, a później wstąpią do niego. Zielonooki słysząc propozycję, bez zastanowienia się zgodził. Kochał spędzać czas ze swoim chłopakiem. Kochał każdą najkrótszą chwilę z nim, a wizja spędzenia całego wieczoru razem w łóżku naprawdę go satysfakcjonowała. Po prostu potrzebował bliskości od dokładnie tej osoby.

Jednak Luke miał inne plany. Kiedy odebrał Clifforda nie wstąpił wcale do ich ulubionego marketu (swoją drogą jedyny, z którego dotychczas jeszcze ich nie wyrzucili). Niższy z nich był trochę tym spłoszony, ale nie chciał w to ingerować. Ufał swojemu chłopakowi.

Dotarli na niewielką polankę. Dopiero wtedy Michael zauważył mały pakunek w wolnej ręce Hemmingsa (jedna była zajęta przez trzymanie ręki drugiego ;) ). Blond-włosy wyciągnął sporych rozmiarów koc i położył go na trawie. Wtedy Michael zaczął się oglądać wokół siebie. Widząc to nie mógł uwierzyć własnym oczom. Zawsze marzył być w kinie na dworze z drugą połówką, i właśnie w tym momencie jego marzenie się spełniało.

Bez zastanowienia wskoczył na wyższego oplatając się nogami wokół jego tali. Złączył ich usta w namiętnym pocałunku, który ku jemu zdziwieniu został dość szybko przerwany.

- Słońce, rozumiem te kobiece hormony, ale chodź, zaraz się zacznie- puścił do niego oczko.

Słysząc użyte przez Luka zdrobnienie na twarzy niższego niemal natychmiast pojawiły się rumieńce. Kochał to. Kochał jak za każdym razem z ust jego partnera wychodziły słodkie zdrobnienia w jego stronę. Nie w stronę jakiejś laski, a właśnie w jego. Był z tego cholernie dumny.

Sam Luke przyglądał się jego reakcji. Rumieńce na twarzy jasnoskórego zawsze przyprawiały go o miłe trzepotanie w brzuchu. Uwielbiał tak na niego działać, i patrzeć jak go zawstydza.  Lubił widzieć jak zielone oczy zaczynają się świecić, a Clifford próbuje ukryć uśmiech.

Wtedy na dość sporych rozmiarów ekranie zaczął lecieć film. Dwójka chłopców położyła się na (różowym) kocu, łącząc swoje dłonie ze sobą. Niebieskooki szybko cmoknął czoło kolorowłosego i wrócił do oglądania filmu.

Tak też obydwoje w swoim towarzystwie zaczęli oglądać dumę i uprzedzenie.

W połowie filmu Michael zaczął być znudzony. Jasne, miał przy sobie Luka i to nie mogło być nudne, ale ten był cholernie zapatrzony w ekran.

Dość długo Clifford szukał jakiegoś wciągającego zajęcia. W końcu je znalazł. Zaczął przyglądać się twarzy chłopaka obok.

Jego lekka opalenizna była delikatnie oświetlona przez rozstawiony, prowizoryczny ekran. Czoło było lekko zmarszczone z zamyślenia. Nos tak pięknie zadarty jak zawsze. Wargi lekko rozchylone, proszące się o tonę pocałunków. I oczy. Niebieskie jak ocean. Tonął w nich za każdym razem. Nie umiał od nich uciec. Hipnotyzowały go jak żadna z innych rzeczy.

- Na co tak patrzysz?- spytał Luke, czując na sobie natarczywe spojrzenie.

- Podziwiam jak pięknego chłopaka mam- uśmiechnął się delikatnie.

Wtedy to poczuł. Poczuł, że się wybudza. Nie słyszał już pikania maszyny zza mgły. Słyszał je bardzo dokładnie obok siebie. Ale nie czuł. Cholernie się bał, że stracił czucie. Jednak interesowała go jedna rzecz. Dzisiaj nie było jeszcze przy nim Luka, a Luke musiał wiedzieć, że nic mu nie jest. Świadomość podpowiadała mu, żeby nacisnąć przycisk przy łóżku. Nie wiedział dlaczego i czy aby na pewno to zrobił. Upewniła go w tym jednak pielęgniarka podchodząca do jego łóżka.

- Luke- pierwsze słowa wyszły z jego gardła.

- Jaki Luke?- spytała niezrozumiałe pielęgniarka.

- Mój Luke. Gdzie Luke?

- Jaki Luke? - spytała znowu. Widać było po niej lekkie poddenerwowanie.

- Luke Hemmings.

- Michael, Luke zmarł tej nocy.

W tym momencie nie dało się opisać tego co czuł chłopak. Czy on w ogóle coś czuł? Był sparaliżowany. Czekał tylko na moment kiedy będzie mógł zobaczyć te niebieskie tęczówki. Teraz nie mógł tego zrobić. Już nigdy.

- J-jak to?- spytał rwącym się głosem.

- Popełnił samobójstwo. Nie udało się go uratować.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hej, dawno mnie nie było. Stwierdziłam iż otóż że nie ma co przedłużać. Gotowi na epilog?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top