25.

Każdy tlen dawał im nadzieję. Każde słowo wydawało się być tym ostatnim. Każdy pocałunek wydawał się być tym jedynym. Każda przerwa, w której się nie widzieli, zdawała się trwać nieskończoność.

Nie umieli tak naprawdę bez siebie żyć. Kiedy jeden wychodził do swojego mieszkania, drugi zaczynał już tęsknić. Można pokusić się o stwierdzenie, że kochali się bezgranicznie.

Wszystko uległo zmianie po pojawieniu się Brook'a.

Może i chłopak nie chciał namieszać w prywatnym życiu Clifforda, ale jednak tak się stało.

Cały ich związek zaczął się rozsypywać, przechodzić w ruinę. Luke kochał Michaela, ale nie mógł wytrzymać, jak ten ciągle go rani. Zdarzało się to coraz częściej. A tu jakaś kłótnia, tu brak czasu. I kiedy wszystko się nakładało Luke nie wytrzymał.

Za to Michael bardzo dobrze wiedział do czego doprowadza. No może nie do końca, bo tak naprawdę od pewnego czasu stał się jeszcze bardziej nieznośny. Zaczął zauważać jak rani Luka, ale wiedział, że nie zdoła się zmienić, więc zaczął być jeszcze gorszy... myślał, że jeżeli będzie tak postępował to młodszy sam zerwie i będzie to dla niego mniej bolesne.

Ale czy aby na pewno tak było?

Pierwszy tydzień był dość specyficzny. Niby ich bolało, ale obydwoje mieli nadzieję, że to tylko jakieś urojenie i nadal są razem.

Niestety czas płynął. Luke starał się nie o tyle co wymazać z pamięci okres z Michaelem, bo był on dla niego mimo wszystko bardzo ważny, a pozbyć się bólu.

Michael za to był pod wpływami Brook'a... Nie umiał mu odmówić. Bał się, że kolejna osoba odejdzie, a wtedy zostanie sam i na pewno nie da rady. Jedynie nocami zamykał pokój za klucz, żeby przypadkiem ktoś do niego nie wszedł, na zmianę płakał i zrobił swoje nadgarstki nowymi dziełami.

Wiem, że krótki, i że ble ble ble i ble ble ble, ale myślę, że takie rozdziały muszą się czasami pokazać, żeby ujawniać tą sytuację i bohatera. I między innymi dlatego nie mogłam się wziąć za ten rozdział. Ale ostatecznie jest 😅

xoxo

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top