24. Tam dom twój gdzie serce twoje
[Utworek do czytania nieobowiązkowy, ale warto włączyć]
- Vitya, to już ostatnie pudło?- zagaił ciekawsko Japończyk, gdy jego zdyszany trener postawił u jego stóp jeden z wielu kartonów po brzegi wypełniony jego rzeczami. Rosjanin popatrzył na niego z bólem tlącym się w błękitnych tęczówkach, kręcąc w przeczącym geście głową. Nie mógł wyjść z podziwu, ile rzeczy zabrał ze sobą Katsuki ze swojego rodzinnego domu. Oczywiście nie miał mu tego za złe, ale jego kręgosłup miał inne zdanie co do tego. Choć Victor tylko i wyłącznie był sam sobie tego winien, zaaferowany wspólnym mieszkaniem w Petersburgu, był gotów wyręczyć chłopaka, w czym tylko było trzeba. W końcu niecodziennie miłość twojego życia wprowadza się do twojego mieszkania.
- Przedostatnie- wymamrotał, ledwo podnosząc się z podłogi. Przestał liczyć, ile ich przyniósł, nikomu nie było to potrzebne. Yuri i tak zdążył rozpakować już niemal połowę.
Japończyk uśmiechnął się czule, widząc trud jaki Rosjanin, wkłada w odciążeniu go w niektórych obowiązkach i pracach.
- Idź, odpocznij Vi, pójdę po niego- rozkazał, głaszcząc partnera po miękkiej czuprynie. Nie chciał przecież, żeby jego ukochany padł mu po drodze za zawał, to mijałoby się z celem.
- Ale... przecież!- próbował protestować, ale brunet uciszył go jednym zgrabnym gestem ręki. Musiał być stanowczy, bo inaczej Rosjanin łatwo wejdzie mu na głowę. Nie wdawał z nim więc w dyskusję. Ucałował tylko na odchodnym czubek jego głowy, kierując się po nieszczęsny kawałek tektury. Jemu nie sprawiło to żadnej nawet najmniejszej trudności, widać było kto z nich dwóch, jest bardziej wytrzymały. Gdy zadowolony brunet pojawił się z powrotem w ich wspólnych włościach, pan Nikiforov z uporem maniaka ciekawsko przeglądał jego rzeczy. Zupełnie tak jakby nie znał prostego pojęcia zwanego prywatnością osobistą.
- Czego tam tak szukasz?- zapytał niespodziewanie chłopak, powodując iż spłoszony mężczyzna klęczący na podłodze, wzdrygnął się nieprzyjemnie. Znów został przyłapany na czymś dziwnym. Rzeczy trzymane w jego dłoniach spadły z powrotem do pudła, wyrywając z jego ust zbolałe westchnienie.
- Nic takiego..- burknął, z nadal z wielką zawziętością przeszukując jego rzeczy. Nic jakoś specjalnie nie zwracało jego uwagi, dopóki w jego dłonie nie trafiła jedna bardzo ciekawa fotografia. Chłopiec widoczny na zdjęciu mógł mieć około sześciu lat, bez wątpienia był to mały Yuri, ale bardziej dziwił Victora fakt, iż razem z nim na kawałku papieru widniał również mały pudel, aż zanadto przypominający Makkachina.
- Nazywał się Vicc-chan- szepnął Katsuki, widząc co, zainteresowało tak bardzo jego partnera. Jego spojrzenie wyraźnie złagodniało, a na ustach pojawił się łagodny uśmiech. Bardzo kochał swojego psiego przyjaciela z dwóch, a właściwie trzech bardzo ważnych powodów. Po pierwsze zwierzak ten był psem, po drugie był miniaturką Makkachina, a po trzecie nazywał się Vicc-chan, na cześć Victora.
- Musiałeś mnie bardzo uwielbiać- zaśmiał się smutno Nikiforov, zupełnie tak jakby obecnie, chłopak nie żywił do niego takich uczuć. Katsuki idealnie to wyczuł, pokręcił z pobłażaniem głową, uwieszając się na jego zgarbionych placach.
- Baka. ..nadal Cię uwielbiam, a nawet więcej- szepnął, rumieniąc się przy tym lekko. Victor czasem był jak dziecko, niektóre oczywiste rzeczy trzeba było mu powiedzieć wprost. Japończyk nawet nie wiedział skąd ta chwila smutku przyszła mężczyźnie do głowy. To, że to teraz uwielbiał to mało powiedziane. On go przecież kochał. Nie było na świecie silniejszego uczucia niż to, które żywił do niego.
- Yuri? - szepnął Nikiforov, gładząc lekko kciukiem fotografie. Choć jego twarz wyrażała spokój, jego morskie oczy stawały się powoli wilgotne. Nagły przypływ melancholii zalał jego serce, na myśl o tym wspaniałym człowieku, na którego całkiem nieświadomie czekał całe swoje życie. Niesamowite było to, że przez cały ten czas, gdy czuł się przeraźliwie samotny, na ziemi znajdowała się osoba, która uwielbiała go tak bardzo. Zawsze miał kogoś, kto patrzył na niego z podziwem, obserwował każdy jego ruch, inspirując się każdym jego oddechem.
Czy coś takiego nie zdarza się tylko pięknych snach?
- Coś nie tak Vi? - zapytał ostrożnie brunet, lekko zaniepokojony nagłą zmianą w głosie partnera. Powiedział coś źle?
Przecież nie kłamał, nie potrafiłby.
- Wszystko jest dobrze... najlepiej.. po prostu nie mogę uwierzyć, że spotkałem cię dopiero teraz.. Czekałem na ciebie cały ten czas nawet o tym nie wiedząc. Gdybym tylko spotkał cię wcześniej, mógłbym uszczęśliwić cię już wtedy- szepnął, uśmiechając się smutno. Pierwsze słodko-gorzkie łzy spłynęły po jego policzkach, kapiąc na trzymane w jego dłoniach zdjęcie. Chciał móc być z nim od samego początku.
- Vitya... to już nieważne. W końcu jesteśmy razem, tu i teraz. Niczego więcej nie potrzebuje. Jestem taki szczęśliwy- wymamrotał nieśmiało Japończyk, wtulając się mocniej w ciepłe plecy Rosjanina. Sam był bliski płaczu, dziwna mieszanka uczuć kotłowała się w jego sercu, sprawiając że jego serce zaczęło bić nierównym rytmem.
Nikiforov zaśmiał się wesoło przez łzy, dłonią ścierając kilka kropel spływających mu po brodzie. Nie mogąc powstrzymać swojej euforii, natychmiast niemal obrócił się w stronę Katsukiego, wyswobadzając się jednocześnie z jego uścisku. Nadal, klęcząc na podłodze, ujął jego zawstydzoną twarz w dłonie, stykając się czołami. Lekki uśmiech nawet przez chwilę nie zniknął z jego zapłakanej twarzy.
- Mówisz prawdę?- zapytał, chcąc się upewnić prawdziwości jego słów. Jego błękitne tęczówki przeszywały chłopaka na wskroś, nie pozwalając mu nawet na zbędne mrugnięcie. Mężczyzna cierpliwie oczekiwał odpowiedzi, przygryzając lekko wargę.
Katsuki westchnął, patrząc na swojego partnera z pobłażaniem.
- Uważasz, że mógłbym kłamać w takiej kwestii? - naburmuszył się, teatralnie wręcz nadymając policzki.
- No jasne, że nie..- szepnął cichutko Nikiforov, przymykając lekko powieki. Błogi uśmiech nawet na chwilę nie opuszczał jego pogodnej twarzy. Mężczyzna czuł się tak, jakby unosił się kilka centymetrów nad ziemią, bujając w miękkich obłokach.
Wszystko wokół było tak idealne. Jego świat nie był już szary i nijaki, mienił się tysiącem barw, powodując że jego serce biło szybciej z zachwytu.
Yuri widząc szczęście malujące się na twarzy partnera, ujął jego dłoń, którą ten nadal trzymał na jego policzku. Pogładził ją lekko kciukiem, ciesząc się słodką bliskością.
Victor nie pozostał mu jednak dłużny, wyrywając się z otępienia, splótł ze sobą ich palce, czule muskając wargami usta chłopaka. Znów się całowali tak leniwie i zachłannie. Ich serca biły wspólnym rytmem, przepełnione błogim uczuciem spokoju.
***
Po wyczerpujących pracach mających na celu rozlokowania gratów Katsukiego w mieszkaniu strudzona para łyżwiarzy leniła się na victorowej kanapie. Oboje byli lekko zmęczeni i senni. Dla pocieszenia i odzyskania utraconej energii podgryzali zbawienną tabliczkę czekolady. Yuri czuł lekkie wyrzuty sumienia z tego powodu, lecz Vitya kategorycznie wybił mu je z głowy.
- Nie mogę uwierzyć, że mieszkam w twoim mieszkaniu i to jeszcze z tobą- wypalił niespodziewanie Japończyk, wsuwając do ust kolejny kawałek przetworzonego kakaa. Jego umysł miał problem z zaakceptowaniem tak pięknej rzeczywistości, w której obecnie egzystował. Gdyby ktoś jeszcze kilka lat wcześniej, powiedziałby o jego przyszłości z Victorem, to wyśmiałby go bez skrupułów. Ponieważ nawet w najśmielszych snach nie marzył o tym, aby dzielić każdą sekundę życia właśnie z tym cudownym Rosjaninem. A teraz jakby nigdy nic leżał z głową na jego kolanach, dodatkowo traktując jego mieszkanie jako własne miejsce na ziemi.
- Yuriiii.. mała poprawka, od dziś to jest nasze mieszkanie, musisz się przyzwyczaić - sprostował Victor, głaszcząc chłopaka po i tak rozwichrzonej już czuprynie. Dla niego przywczyczajenie się do wspólnego życia było odrobinę łatwiejsze.
- Łatwo ci mówić! To nie ty jesteś w związku z twoim największym idolem - burknął chłopak, wtulając zarumienioną twarz w brzuch partnera. Victor zdecydowanie nie potrafił tego zrozumieć. Nie traktował siebie jak kogoś wyjątkowego. W jego oczach bardziej niesamowity był nikt inny jak jego ukochany Katsuki.
- Nie jestem niezwykły, jestem tylko Victorem.. twoim Victorem- wyszeptał, całując chłopaka w czubek głowy. Nieporadność bruneta wyjątkowo go rozczulała, bycie tak paraliżująco słodkim powinno być karalne.
- W żadnym wypadku nie jesteś zwyczajny. Nie w moich oczach- żachnął się brunet, gładząc delikatnie palcami udo Victora. Poziom jego zawstydzenia i zagubienia właśnie zaczął osiągać swoje apogeum.
Nikiforov westchnął, śmiejąc się przy tym pogodnie. Brunet był uparty jak mały osiołek.
- To samo mogę powiedzieć o tobie- wyznał mężczyzna, wyjątkowo chcąc podroczyć się z chłopakiem.
Yuri na dźwięk tych słów, poderwał się do pozycji siedzącej, wpatrując się w swojego partnera z lekkim niedowierzaniem. Nie lubił żartów tego typu, które de facto żartami nie były. W końcu Rosjanin zawsze był w takich kwestiach szczery i zakochany po uszy.
- Nie drocz się ze mną niedobroto jedna- burknął w odpowiedzi, szturchając palcem w oskarżycielskim geście klatkę piersiową kochanka.
- Ja się droczę? To tylko metody wychowawcze- żachnął się starszy, będąc w pełni słuszny swoich metod. Poza tym nawet, gdyby chciał podejść to tego bardziej profesjonalnie i tak na nic by się to nie zdało. Tradycyjne sposoby dawno przestały działać na Japończyka. A może i nawet nigdy nie działały?
On był po prostu niereformowalnie zakompleksiony i przekonany o swojej niskiej wartości. Co było w rzeczywistości kompletną bzdurą. A Nikiforov obrał sobie za punkt honoru, wyleczenie bruneta z pesymistycznych myśli skierowanych ku własnej osobie.
- Wychowywać to ty możesz Makkachina, choć słabo ci to idzie i tak zwiewa ci na prawie każdym spacerze. - zaśmiał się Japończyk, dumnie wypinając pierś z powodu trafnie sformułowanej docinki.
Rosjanin uniósł w zdziwieniu brew, po części nie spodziewając się żadnej nawet szczątkowej riposty z jego strony.
- Ahhh tak? Czyli próbujesz mi zakomunikować, że nie będziesz się mnie słuchał? - zapytał siwowłosy, chcąc upewnić się, czy aby na pewno poprawnie zrozumiał te słowa. Wszakże bez tego nie mógł wymierzyć mu żadnej kary za niesubordynacje. Zmieniło się to dopiero z chwilą, gdy niczego nieświadomy chłopak potwierdził jego przypuszczenia skinieniem głowy. Wtedy nie miał już żadnych oporów przed tym, aby rzucić się na niego i przygnieść go całym ciałem do kremowej kanapy.
Yuri pod wpływem uporczywego ciężaru, jęknął przeciągle, nieporadnie próbując wygramolić się z tej pułapki. Nie wiedział jednak, że to początek jego kary, dopiero smukłe palce Victora natarczywie łaskoczące jego boki dosadnie mu to uświadomiły.
- Aaaa... Vi....cia... prze. ..stań- wykrztusił, niemal zwijając się ze śmiechu. Brunet od zawsze był wyjątkowo podatny na łaskotki i cierpiał za każdym razem niebywałe katusze.
- Nie! Przynajmniej dopóki nie przyjmiesz do wiadomości, że to teraz też twoje mieszkanie, twój ukochany Victor a co za tym idzie to twoje małe miejsce na tej ziemi- zażądał, nadal nie przerywając swoich małych tortur. Niesamowicie bawił go Katsuki wijący się pod nim w nieco innych spazmach niż zazwyczaj. Było to dla niego coś nowego.
- No.. dobra... zgo...da! Tylko pro...szę przestań- wydyszał, z ulgą opadając bez sił na miękki mebel. Victor zdecydował się bowiem dać mu upragniony spokój. Jednak nadal nie widziało mu się zbytnio, zejście z jego ciepłych pleców. Cały ten czas na nich zalegał i było mu w tej konfiguracji całkiem wygodnie.
- Złaź ze mnie, ciężki jesteś - żachnął się brunet. Wcale nie było mu łatwo oddychać w takiej pozycji. Rosjanin swoje ważył, nie był w końcu małym chłopczykiem tylko prawie trzydziestoletnim facetem w sile wieku.
- Ja ciebie też kocham- szepnął Nikiforov, uśmiechając się pogodnie. Dzisiejszy dzień był początkiem ich wspólnej i długiej wspólnej codzienności.
●●●●●●●●●●●●●●■●●●●●●●●●●●●●●
Od autorki:
Dzisiaj tak nostalgicznie. Ogólnie plan na ten rozdział był taki żeby przedstawić różne podejście do wspólnego mieszkania Yurka i Vici. Taki był plan xD
I proszę państwa to już przedostatni rozdział, niedługo się tu pożegnamy :C
Ale w ostatnim będzie małe ogłoszenie, które na chwilę może was pocieszyć.
Rozdział sprawdzałam samodzielnie, wytykajcie błędy, to poprawię.
Ale, ale Odlotowy_Balkon zlecił mi przeprosić za jej nieobecność. Zresztą niesłusznie bo jej mały urlopik nie jest bez powodu. Napiszcie jej coś ku pokrzepieniu serca 👍
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top