Rozdział 19

- Dzięki Barry - uśmiechnęłam się wdzięczna do czarnoskórego przyjaciela, który przyniósł mi nową porcję lodu, który przyłożyłam do rany na głowie. - Ale i tak uważam, że mogę pomóc tym ludziom.

- Swoje już zrobiłaś - zapewnił mnie i zwrócił się do czarnowłosego chłopaka. - Młody, pilnuj jej, żeby nie poszła znowu ratować innych.

- Nie ma problemu. - Zach zaśmiał się, zerkając na mnie przez ramię.

- Będzie ci jej brakowało? - zapytał cicho Gray, kiedy Barry odszedł do innych rannych.

- Kogo? - odszepnęłam.

- Belli. Była twoja podopieczną.

Chłopiec leżał na ławce z głową na moich kolanach, a ja plecami opierałam się o plecy Zacha, tak że oboje mieliśmy oparcie. Znajdowaliśmy się wraz z innymi ludźmi z parku w doku samolotowym. Było wielu rannych. Ofiar śmiertelnych pewnie też.

- Oczywiście, że będzie. - Przełknęłam ślinę. - Spędziłam z nią kilka lat. Wychowałam ją. - Uśmiechnęłam się smutno. - Mam nadzieję, że sobie poradzi - wyszeptałam.

Nagle Claire obok mnie gwałtownie wzięła oddech i krzyknęła szeptem.

- To wasi rodzice!

Chłopcy szybko wstali, a ja skrzywiłam się nieznacznie, kiedy mały przypadkiem wbił mi łokieć pod żebra, gdzie miałam dużego siniaka.

Przed nami nagle stanęła kobieta w białym płaszczu i mężczyzna w bordowej bluzce. Oboje przytulili chłopców i wszyscy zaczęli płakać.

Ja nie.

Jestem twardą kobietą.

Ja nie płaczę.

No dobra, też zaczęłam płakać.

Na moje usprawiedliwienie powiem, że był to bardzo uroczy widok.

Odłożyłam okład i przytuliłam lekko wiewiórkę, która również nie powstrzymywała łez.

Blondwłosa kobieta puściła Graya i przygarnęła do uścisku moją przyjaciółkę, co spowodowało, że obie znowu zaczęły płakać. Uśmiechnęłam się na ten widok. Kiedy Zach odczepił się od mamy, odwrócił się do mnie.

- Dotrzymałaś obietnicy - powiedział nagle, a ja spojrzałam na niego z niezrozumieniem. - Wyciągnęłaś nas stamtąd.

- Oczywiście - zaśmiałam się przez łzy i poczochrałam go po włosach, pomimo że był trochę wyższy ode mnie. - Nie mogłabym postąpić inaczej.

W tym momencie jego mama rzuciła mi się na szyję. Zdziwiłam się tak bardzo, że nawet nie syknęłam z bólu kiedy ścisnęła moje żebra. A zrobiła to naprawdę mocno.

- Dziękuję - wyszeptała cicho a następnie odsunęła się ode mnie na długość ramion. Skinęłam jedynie głową i uśmiechnęłam się przez łzy.

Za nią zobaczyłam Owena, który odszedł właśnie od kogoś rannego i rozejrzał się po pozostałych obecnych w doku, a jego wzrok padł na mnie. Delikatnie wyswobodziłam się z uścisku mamy chłopców, która ponownie przegarnęła ich do przytulasa. Spojrzałam na Claire i wskazałam głową na czekającego na mnie chłopaka. Rudowłosa uśmiechnęła się znacząco i skinęła głową.

Odwróciłam się i powoli przesuwałam się między rannymi do Owena, stojącego w głównej alejce.

- Jak się czujesz? - zapytał, jak tylko do niego doszłam.

- Żyję. - Uśmiechnęłam się krzywo, a chłopak pokręcił głową. - I co teraz?

- Trzymamy się razem. - Wzruszył ramionami, jakby to była rzecz oczywista. - W końcu wiszę ci burgera.

- Po tym co przeszliśmy to oczekuję czegoś więcej niż burgera - prychnęłam i uśmiechnęłam się chytrze, natomiast chłopak uśmiechnął się lekko.

A następnie chwycił mnie za rękę i ruszyliśmy w kierunku wyjścia.

478 słów + notka. Tak oto dotrwaliśmy do końca tego opowiadania. Dziękuję wszystkim, którzy zaszczycili mnie miłymi słowami i motywowali do wstawiania kolejnych rozdziałów. Obiecuję, że kiedyś na pewno pojawi się kolejna część, jednak na razie wrócę do Troubles bo mnie tam inaczej rozszarpią. A no i na moim profilu pojawiło się PRICELESS, czyli chęć zrobienia wam smaka na kolejne opko. W każdym razie, kiedy już napiszę trochę do przodu 2 część Stay Alive - dam wam tutaj znać. A więc do zobaczenia kochani!
~fanka13

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top