Rozdział 15

- Wiemy, że IndominusRex znajduje się w sektorze 5 - powiedział Owen, wskazując na odpowiednie miejsce na mapie, która była rozłożona na gdzieś na szybko znalezionym stoliku.

- Nazywamy to zabawą w chowanego. Zwierzęta szukają zdobyczy, tropią ją - Oparłam się jedną ręką o blaszany blat i spojrzałam po żołnierzach. - Czyli tak jak my, kiedy byliśmy dziećmi. Z tą różnicą, że my raczej nie zjadaliśmy znalezionych. No, chyba, że o czymś nie wiem.

- Kiedy namierzą cel, nie atakujcie! - Zastrzegł Owen, kompletnie mnie ignorując. - Raptory polują stadnie. Najpierw zagonią zdobycz w jedno miejsce, a wtedy wy strzelacie. - Spojrzał po wszystkich twarzach, obecnych tu pracowników InGenu. - Czekajcie na rozkaz, a potem otwórzcie ogień. Cel jest TYLKO JEDEN. Nie strzelajcie do moich raptorów - zaznaczył.

- Naszych - poprawiłam go.

- Ja jestem ich opiekunem. - Grady spojrzał na mnie z uniesioną brwią.

- Co z tego? Dorastały również w moim towarzystwie. - Wzruszyłam ramionami i spojrzałam ponownie na mundurowych.

- W każdym razie - westchnął zrezygnowany - nie strzelajcie do raptorów.

- Ładnie prosimy.

×××

- Spokojnie Blue, już dobrze - mówił Owen do swojej ulubienicy uspokajającym głosem. Uśmiechnęłam się lekko na ten widok i podeszłam bliżej nich. Blue się szarpnęła. - Ejejej, nie boję się Ciebie.

- To chyba było do mnie - odparłam rozbawiona, zwracając na siebie jego uwagę, przez co się uśmiechnął. - Ale ja też się nie boję. - Stanęłam na przeciwko raptora i ostrożnie położyłam dłoń na jej nosie.
Na początku jej nozdrza trochę zafalowały, jednak chwilę potem się uspokoiła.

Uśmiechnęłam się z zachwytem, czując jej łuskowatą skórę pod palcami. Po chwili poczułam, jak ktoś obejmuje mnie w pasie i się do mnie przytula. Odwróciłam głowę w stronę Owena, który brodę oparł na moim ramieniu i patrzył się nieobecnym wzrokiem na Blue.

- Hej, co się stało? - zapytałam delikatnie i wolną ręką przyjechałam mu po policzku.

- Nie chce, żeby coś im się stało - westchnął cicho, a ja uśmiechnęłam się smutno.

- Będzie dobrze - chciałam, żeby to wyszło przekonująco, jednak chyba tak się nie stało, ponieważ Owen spojrzał na mnie kompletnie nieprzekonany.

Przeniósł się naprzeciwko mnie i ponownie objął mnie w talii.

- Możesz mi coś obiecać? Nie rób głupot i nie pakuj się w sam środek tego gówna, które się tu kroi. - Wskazał głową na zamieszanie z samochodami. Zaśmiałam się i pokręciłam głową.

- Tego obiecać nie mogę, ale zapewnię Cię, że będę się starać. - Uśmiechnęłam się.

Nie odwzajemnił tego, tylko pochylił się i mnie pocałował. Blue, na której rękę cały czas trzymałam, mocno się szarpnęła, przez co zaskoczona odskoczyłam.
Owen zaśmiał się głośno, kiedy jego dziewczynka zabulgotała, a w której ślady od razu poszła pozostała trójka, więc po chwili wszystkie śmiesznie skrzeczały, podczas gdy ja próbowałam unormować oddech. Zaśmiałam się cicho i położyłam czoło na barku Owena, który nadal lekko się podśmiewując, oplótł mnie ramionami w talii i pocałował mnie we włosy.

- Owen! Marika! - rozległ się krzyk za nami. Odwróciliśmy się i zobaczyliśmy, jak siostrzeńcy Claire stoją z nosami przyklejonymi do siatki. Uśmiechnęłam się do nich i podeszłam, ciągnąc za sobą Owena.

- Co tam chłopaki?

- Czy one są łagodne ? - zapytał Gray.

- Oj zdecydowanie nie - zaśmiałam się i pokręciłam przecząco głową.

- Jak się wabią? - zainteresował się Zach.

- Charlie, Echo, Delta i Blue. - Grady wskazał wszystkie po kolei. - Ona jest betą.

- To kto jest alfą? - Zmarszczył brwi młodszy z nich.

- Patrzysz na niego. - Wyprostował się dumnie, na co prychnęłam śmiechem.

- Alfą to może tak, ale żebyś był ich ulubionym rodzicem, to nie powiem. - Puściłam chłopcom oczko na co się zaśmiali.

- Słucham?

- Podczas gdy ty próbowałeś nauczyć je dyscypliny, ktoś musiał okazać im trochę miłości w postaci dodatkowych szczurów. - Wzruszyłam beztrosko ramionami i spojrzałam niewinnie na chłopaka.

- Marika! - oburzony już chciał coś więcej dodać, ale nadjechał jeden z wozów wojskowych, kierowany przez Eddy'ego, mojego nadzorce pokazów.

- Eddy! Dobrze, że już jesteś! - krzyknęłam, jak tylko wysiadł z samochodu. Szybko wyswobodziłam się z uścisku Owena i po wyjściu z klatki od razu udałam się do przyjaciela.

- Hej Marika. - Przybił mi piątkę. - Wóz, o który prosiłaś. - Dwa razy poklepał drzwi od bagażnika.

- Super, bardzo ci dziękuję. - Posłałam mu wdzięczny uśmiech. - Claire! - krzyknęłam, odwracając się na pięcie i spotykając się z jej karcącym spojrzeniem. Po jej dwóch stronach już stali chłopcy, a jeszcze za nimi Owen. - O, już jesteście. To jest wasze bezpieczne miejsce. - Z przekonującym uśmiechem wskazałam na samochód za sobą.

Chłopcy zrobili niepewne miny. Zach z powątpiewaniem skakał wzrokiem ze mnie na wóz, jakby chciał powiedzieć, że on nie widzi tej sytuacji w kolorowych barwach.

- No chłopcy, wsiadajcie. - Zaklaskała Claire, chcą jakoś przekonać chłopców. Pomogła wejść młodszemu z nich i chwilę potem oboje znaleźli się pod przeciwległą ścianą. - W razie czego będę z przodu. Wystarczy otworzyć to okno. - Wskazała na szary plastik, który robił za niewielkie okienko. - No dobra, to zapnijcie pasy. - Chłopcy zaczęli się rozglądać w poszukiwaniu materiałowych pasków, jednak nic nie znaleźli.

- Ummm... Claire? Nasi wojskowi chyba nie dbają o tak podstawowe bezpieczeństwo jak pasy. - Spojrzałam na nią, wydymając policzki.

- Oh, okej. No to może po prostu... trzymajcie się za ręce. - Zakończyła i zamknęła drzwi.

- Za ręce - prychnęłam śmiechem. - Serio? Co oni siedem lat mają? - w odpowiedzi posłała mi zmęczone spojrzenie i podeszła do drzwi od strony kierowcy. Chciała je zamknąć, ale przytrzymałam je ręką. Spojrzała na mnie zdziwiona. - Uważajcie na siebie, dobra?

- Nie wsiadasz? - zdziwiła się jeszcze bardziej, a ja zmarszczyłam brwi.

- Oczywiście, że nie! Jadę z nimi! Ja też wychowałam te dinozaury, nie puszczę dziewczyn samych z bandą facetów! - zrobiłam zbulwersowaną minę.

- Skoro tak uważasz - westchnęła cicho i uśmiechnęła się smutno. - Ty też nie daj się zabić.

- Zrobię co się da - odwzajemniłam uśmiech i ruszyłam na tył samochodu. Poklepałam dwa razy w drzwi. - Cześć chłopcy!

- Pa Marika! - odkrzyknęli mi. Uśmiechnęłam się pod nosem i podeszłam do Owena, który stał obok Barry'ego i razem rozwinęli zawiniątko z chipem Indominusa.

- No, to kiedy ruszamy? - klasnęłam w dłonie i zebrałam włosy do wysokiego kucyka. Owen wyprostował się I spojrzał na mnie znad papierów.

- MY? - Spojrzał na mnie z uniesionymi brwaimi, na co ja swoje zmarszczyłam.

- No chyba nie sądziłeś, że puszczę Cię tam samego. - Założyłam ręce pod piersiami.

- Nie ma mowy, nie jedziesz z nami. - Owen przyjął tą samą postawę co ja.

- Owszem jadę.

- Nie, nie jedziesz.

- To ja pójdę sprawdzić kamery. - Barry szybko ulotnił się z naszego towarzystwa.

- Marika, nie możesz ze mną jechać. Będę musiał mieć oko na dziewczynki, a jak dodatkowo dojdzie mi jeszcze pilnowanie ciebie, to już kompletnie zwariuję.

- Pilnowanie mnie? - Uniosłam wysoko brwi. - Słuchaj ty mnie, pięknisiu, nie zgadzam się, żebyś jechał tam beze mnie. Nie puszczę dziewczynek samych z bandą facetów. A tym bardziej z moim chłopakiem, który myśli, że jest pępkiem świata i ma gdzieś to, co pomyślą inni jak go zabraknie. - Za każdym razem dźgałam go palcem w klatkę piersiową. Z emocji oczy trochę mi się zaszkliły, dlatego kiedy się zorientowałam, opuściłam ręce wzdłuż tułowia, pociągnęłam nosem i spojrzałam na niego. Ku mojemu zdziwieniu, on szczerzył się jak mysz do sera. - Co znowu?

- Chłopakiem? - Uniósł jedną brew i uśmiechnął się uroczo. Wypuściłam wstrzymywane powietrze i spojrzałam na niego pretensjonalnie.

- Czy z tego wszystkiego wyłapłeś tylko to? - nie odpowiedział, tylko chwycił moje policzki w swoje dłonie i wpił się w moje usta. W pierwszej chwili stanęłam jak wryta, jednak już po kilku sekundach odwzajemniłam pocałunek. Zanim się zorientowałam, pisnęłam głośno, ponieważ zostałam brutalnie przerzucona przez ramię. - Owen!

- Przykro mi kochanie, ale nie pozwolę Ci się narażać. - Wierzgałam niezadowolona, przykuwając uwagę licznych ciekawskich oczu. Chyba byłam dla nich niezłą rozrywką i poprawiaczem humoru przed pójściem na pewną śmierć. Usłyszałam zgrzytnięcie, które potem się powtórzyło, a następnie zostałam posadzona na metalowej powierzchni. - Zajmijcie się nią - zwrócił się do kogoś za mną. Zerknął na mnie po raz ostatni, a następnie ponownie zamknął drzwi, zanim zdołałam zaprotestować.

- Owen! - krzyknęłam, odzyskując świadomość i ruszyłam na drzwi z pięściami. - Otwórz te cholerne drzwi!

- Wybacz. Mam nadzieję do zobaczenia. - Jeszcze raz uderzyłam pięścią w drzwi i warknęłam sfrustrowana.

- Jeśli dasz się zabić, to cię zabiję.

- Też cię kocham. - Zaśmiał się po drugiej stronie i po chwili usłyszałam buty szurające o żwir.

Fuknęłam zła i z miną obrażonego dziecka usiadłam po turecku, opierając się plecami o drzwi.
Spotkałam się ze zdziwionymi spojrzeniami siostrzeńców Claire.

- No to co chłopcy, gramy w grę "Kto dłużej wytrzyma z Mariką w samochodzie".

1340 słów + notka. Mamy wakacje!
~fanka13

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top