Rozdział 11

- Claire, gdzie dokładnie jedziemy? - odwróciłam się do czerwonowłosej.

- Sygnał z atrakcji urwał się niedaleko granicy, w strefie zastrzeżonej - odpowiedziała szybko, rozglądając się po leśnej okolicy. Przed chwilą minęliśmy wyłamaną bramę od ogrodzenia.

- Myślisz, że sami tu wjechali, czy raczej... zostali do tego zmuszeni? - Owen spojrzał na nią niepewnie we wsteczny lusterku.

- Nie wiem - westchnęła ciężko i przetarła twarz dłońmi.

- Uważaj! - krzyknęłam, widząc resztki plastikowej kuli przed nami. Chłopak gwałtownie zachamował i jako pierwszy wysiadł z samochodu z bronią w ręku.

Od razu poszłam w jego ślady i już po chwili znajdowałam się obok niego, uważnie oglądając wrak. Przeszłam kilka kroków dalej i ukucnęłam nad śladami, próbując je rozszyfrować.

- To nie wygląda dobrze - mruknął pod nosem brunet. Spojrzałam na niego kątem oka i dostrzegłam, że uważnie oglądajął najprawdopodobniej ząb potwora, wystający z dużego fragmentu przezroczystej kulki dla chomika.

- Nie nie nie - zaczęła Claire, przez co przykuła moją uwagę. Dziewczyna drżącymi rękoma podniosła telefon, zapewne jednego z jej siostrzeńców. Wiewiórka zaczęła szybciej oddychać, próbując powstrzymać łzy.

- Hej - powiedziałam cicho, a ona spojrzała na mnie swoimi zielonymi oczami. - Uciekli. - Wskazałam na ślady pod swoimi nogami.

Claire odetchnęła z ulgą i szybko ruszyła w stronę, w którą prowadziły, Owen zaraz za nią. Westchnęłam ciężko i ruszyłam za tą dwojką.
Poszlaki zaprowadziły nas do wodospadu, co o mało nie spowodowało kolejnego zawału panny Dearing.

- O mój Boże, skoczyli. - Zaczęła się wachlować dłonią.

- Odważne dzieciaki. - Podsumował Owen.

- ZAAAACH! GRAAAY! - Moje oczy z przerażenia rozszerzyły się do rozmiaru spodków pod filiżanki na dźwięk krzyku rudowłosej.

- Szzzy, Sz, Szyyy! - Mężczyzna zaczął ją uciszać, podczas gdy ja rozglądałam się wokół w poszukiwaniu Indominusa.

- Hej! Nie jestem jednym z twoich tresowanych zwierzątek. - Odepchnęła jego rękę, którą chciał zakryć jej buzię.

- Nie da się ukryć. One potrafiłby się zachować w takiej sytuacji. - Podeszłam do nich, jednocześnie związując włosy w kitkę. Zapowiada się grubsza akcja.

- Dzieciaki żyją, ale my zaraz zginiemy, jeśli będziesz dalej tak krzyczeć - wysyczał w jej stronę.

- Więc, możesz ich wytropić? - odszepnęła mu i zaczęła dziwnie wymachiwać rękami - Ummm... Po śladach?

- On nie jest Indianinem tylko marynarzem - prychnęłam śmiechem na widok urażonej i niedowierzającej miny Owena.

- Więc co mamy robić? - Tupnęła zniecierpliwiona nogą.

- Ty wracasz, a ja ich znajdę - odszepnął jej surowo.

- ZnajdzieMY. - Wskazalam dłonią rowniez na siebie.

- Właśnie, MY. - Tym razem Claire uwzględniła również siebie.

- W tych bucikach nie przeżyjesz nawet dwóch minut - wyszeptał zirytowany chłopak.

Claire spojrzała na niego z niedowierzaniem, które od razu zmieniło się w złość. Chwyciła za pasek od bluzki, który rozpięła, a następnie rozpiela bluzkę, ukazując fioletowy podkoszulek. Następnie zawiązała końcówkę białej koszuli pod biustem i podwinęła rękawy, aby potem położyć ręce na biodrach i posłać nam wyzywające spojrzenie.

Uniosłam wysoko brwi, nie bardzo wiedząc co ona robi i spojrzałam na Owena, który był równie zbity z tropu.

- I co to miało być? - zapytał już normalnym tonem.

- Jak to co? - Spojrzała na niego dziwnie - To znaczy, że jestem już gotowa - powiedziała pewnie na co prychnęłam śmiechem.

- Jednak buty zostały te same. - Wskazałam na jej obuwie, które było najbardziej problematyczne z całego jej stroju.

- Claire, będziesz nam tylko utrudniać. - Owen opuścił ręce, nie wiedząc jak przekonać rudą koleżankę.

- Claire, teraz zrobi się niebezpiecznie, a bardzo prawdopodobne jest, że chłopcy zmierzają w stronę Parku. Ktoś musi ich stamtąd zgarnąć. - Spojrzałam na nią znacząco. Wydawała się bić z myślami, aż w końcu westchnęła ze zrezygnowaniem.

- Niech będzie - mruknęła. - Ale macie mnie informować. - Pogroziła nam palcem.

- Mam krótkofalowkę i telefon. Jak coś, będę się odzywać. - Poklepałam się po kieszeni, na co wiewiórka skinęła głową.

- Dobra, daj mi te rzeczy. - Owen przypomniał o swojej obecności. Zmarszczyłam brwi i spojrzałam na niego z niezrozumieniem. - Ty też nie idziesz. To zbyt niebezpieczne.

- Zapomnij! - prychnęłam.

- Marika...

- Nie Marikuj mi tutaj. - Wytknęłam w jego stronę palec. - Nie puszczę Cię tam samego. - Owen wyglądał jakby chciał coś na to odpowiedzieć, ale po chwili zrezygnował i powiedział coś innego.

- Okej, ale ja tu dowodzę. - Spojrzał na mnie z góry.

- Możesz próbować. - Uśmiechnęłam się zwycięsko i odwróciłam się do Claire.

- Uważajcie na siebie. - Przygarnęła mnie do uścisku. Na początku trochę się zdziwiłam, ale po chwili go odwzajemniałam. - I przeprowadźcie moich siostrzeńców. - Przypomniała na odchodne.

- Masz robić to, co Ci powiem - wyszeptał do mnie Owen, kiedy odwróciliśmy się do niej plecami.

- Słucham?! - zapytałam zbulwersowana.

- Wyluzuj. - Przekręcił oczami. - To będzie jak spacer po lesie - przeładował swoją broń. - 65 milionów lat temu.

714 słów + notka. Siedzę sobie w domku chora, więc pomyślałam "a co mi tam!" Łapcie rozdzialik kochani. Do następnego.
~fanka13

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top