Zostań, Eriku...

Ten dzień mijał Charlesowi dziwnie wolno. Oczywiście nie narzekał, bo ostatnimi czasy nie miał do tego tendencji. Dodatkowo – znalezienie zajęcia, które pochłaniało go bez reszty bardzo pomagało, a prowadzenie szkoły dla mutantów takim właśnie zajęciem było. Każdy z uczniów był wyjątkowy dla Xaviera. Każdemu musiał poświęcić odpowiednią ilość uwagi. W końcu każdy na to zasługiwał. Po to między innymi otworzył tę szkołę.

Sam nie wiedział, co było z tym dniem nie tak. Godziny mijały zbyt wolno, mimo że miał dużo zajęć z uczniami. Później konsultacje z kilkoma mutantami. Niektórzy z nich wymagali szczególnej uwagi profesora, którą on z chęcią im poświęcał. Całkowicie oddał się prowadzeniu szkoły. Poza nią właściwie nic się nie liczyło. Może poza jednym człowiekiem. Nie wiedział, gdzie był i co się z nim działo. Martwił się, nigdy tego nie ukrywał. Mimo tego wszystkiego co się stało, wciąż traktował Erika jak przyjaciela. Nie potrafił inaczej.

Dopiero wieczorem zajechał do swojego gabinetu, który znajdował się w zachodnim skrzydle wielkiego budynku. Mógł odpocząć po długim dniu.

Przetarł zmęczone oczy, wjeżdżając do środka i zamykając za sobą drzwi. Od razu jednak wyczuł, że coś jest nie tak. Poczuł czyjąś obecność w pomieszczeniu. Zdecydowanie nie był sam. Jednak od razu wiedział, kto go odwiedził.

- Erik? – Rozejrzał się i w kącie gabinetu, na fotelu dostrzegł Lehnsherra. – Erik, to naprawdę ty – dodał z uśmiechem na ustach, patrząc na mężczyznę.

- Witaj, Charles – przywitał się Magneto.

- Co tu robisz? – Podjechał bliżej fotela swoim wózkiem. – To znaczy... Bardzo się cieszę, że cię widzę, ale...

- Nie mogłem odwiedzić przyjaciela?

Charles zmarszczył mocniej brwi, patrząc na Erika nieco podejrzliwie.

- Mogłeś, ale za dobrze cię znam, Eriku. Nigdy nie zjawiasz się na mojej drodze ot tak sobie. – Posłał mu delikatny uśmiech. Zauważył, że Lehnsherr również lekko się uśmiechnął.

- Czytasz w moich myślach, Charles?

- Wiesz, że bym mógł – przypomniał mu. – Twój umysł jest fascynujący, Eriku. Aczkolwiek domyślam się, że wciąż okrywa go mrok. Mam rację? – Przyjrzał się uważnie przyjacielowi. Widział, że ten jakby walczył sam ze sobą. Jakby nie chciał odpowiadać na to pytanie. Xavier znał jednak odpowiedź. Nie musiał jej słyszeć. – Co cię do mnie sprowadza?

- Potrzebuję... Muszę... Czy mogę tu zostać? – zapytał w końcu.

Profesor uniósł nieco brwi i już chciał coś odpowiedzieć, ale Magneto mu przerwał.

- Tylko na tę noc. Rano się wyniosę.

- Nie musisz – odpowiedział od razu Charles.

- Muszę. Ale za jedną noc będę wdzięczny.

Xavier się nie spierał. Postanowił nieco później przekonać Erika do dłuższego pobytu. Na razie się zgodzi.

- Oczywiście. – Skinął głową.

Lehnsherr posłał mu wdzięczne spojrzenie.

- Dziękuję – szepnął.

- Powiedz mi jednak, Eriku, dlaczego tu jesteś? Jakie masz kłopoty? Wiesz, że zawsze ci pomogę.

Magneto milczał. Przez chwilę patrzył jeszcze na profesora, ale w końcu spuścił wzrok. Przenikliwe spojrzenie przyjaciela przewiercało go na wylot.

- Jestem zmęczony – odezwał się wreszcie. – Możemy porozmawiać o tym rano?

Charles posłał mu lekki uśmiech.

- Oczywiście – odpowiedział, aczkolwiek wiedział, że rano Erika już tu nie będzie. Trapiło go coś, być może nawet się ukrywał, a Xavier nie wiedział, dlaczego. I w tym momencie doszła do głosu strona telepaty. Mógłby wniknąć w umysł przyjaciela. Dowiedzieć się, co zajmowało jego myśli. Co sprawiło, że tu się zjawił? Trudno, najwyżej Lehnsherr go wyprosi. Przyłożył palec do skroni, przyglądając się przyjacielowi. Wciąż miał spuszczoną głowę, więc profesor zdąży zajrzeć. Tylko na moment... Tego, co najpierw ujrzał, zupełnie się nie spodziewał. Widział, że Magneto bił się z własnymi myślami, jakby chciał je blokować, jakby nie chciał ich dopuścić do siebie, a z drugiej strony Charles wywnioskował, że to dla nich się tu pojawił. Bardzo go to zdziwiło, bo nie spodziewał się tego po przyjacielu, a z drugiej strony intensywność myśli Erika przyprawiła go o gęsią skórkę, ale ze zdecydowanie przyjemnego powodu.

- Eriku... - szepnął zupełnie się nad tym nie zastanawiając.

Lehnsherr uniósł głowę, spoglądając na Xaviera i nagle zdał sobie sprawę z tego, że mężczyzna właśnie jest w jego głowie. Poczuł narastającą panikę.

- Charles... Nie powinieneś był... - odezwał się, wstając nagle z fotela, czym oczywiście zwrócił uwagę profesora. – Wybacz najście. Pójdę już.

Jak zwykle w takiej czy podobnej chwili Magneto chciał się wycofać.

- Nie. – Charles chwycił Erika za rękę, gdy ten chciał go wyminąć. – Zostań – dodał szeptem, ciągnąc przyjaciela nieco za rękę, zmuszając do pochylenia. – Najlepiej na noc – wyszeptał, układając drugą dłoń na policzku bruneta. Po chwili zainicjował pocałunek. Wiedział przecież doskonale, co chodziło po głowie Lehnsherra. Magneto, przez moment nieco oszołomiony zaistniałą sytuacją, po chwili odwzajemnił pocałunek.

Czy naprawdę tylko po to przyszedł? Wmawiał sobie, że nie, że były przecież też jakieś inne powody. Jednak ten tak naprawdę przeważał. A im więcej Erik o tym myślał, tym bardziej tego pragnął. Wmawiał sobie, że jest inaczej, ale tego płomienia, który rozpalał się w jego wnętrzu na myśl o Xavierze, nie potrafił zgasić.

W końcu ich usta się rozdzieliły, ale oddechy wciąż ze sobą mieszały.

- Tu obok... - zaczął profesor szeptem. – Sypialnia – dodał jednym słowem, wskazując na drzwi po prawej, obok wysokiego regału, zapełnionego książkami. To jedno słowo tak wiele mówiło. Dało znać Lehnsherrowi, że Charles na wszystko się zgadzał. I to było jednocześnie cudowne, ale i przerażające. Czy naprawdę mogli sobie pozwolić na tę chwilę słabości?

Magneto nie pytał o nic więcej. Postanowił odłożyć wszelkie wątpliwości na bok. Pochylił się bardziej wsuwając jedną rękę pod uda Xaviera, a drugą ułożył na jego plecach i dźwignął go z wózka. Od razu skierował się w stronę drzwi. Profesor nacisnął na klamkę, drugą ręką trzymając Erika za szyję. Po chwili leżał już na łóżku, ostrożnie położony tam przez przyjaciela. Spojrzał na niego i przyciągnął do siebie, by ponownie go pocałować. Lehnsherr uklęknął na łóżku odwzajemniając pocałunki, które z chwili na chwilę stawały się coraz bardziej namiętne. Jego dłonie zaczęły błądzić po ciele Charlesa, rozpinając jego koszulę, którą moment później, gdy tylko mężczyzna odrobinę się uniósł, zsunął z jego ramion. Teraz mógł obcałowywać jego szyję, ramiona, tors.

Xavier nie spodziewał się, że Magneto będzie taki niecierpliwy, ale oczywiście schlebiało mu to. W końcu to jego konkretnie chciał. Jego i nikogo innego w tym momencie.

Gdy leżał już całkiem nagi na łóżku, Erik zaczął się rozbierać. Profesor jednak po chwili go zatrzymał.

- Zaczekaj. Pozwól mi – szepnął, przyciągając przyjaciela bliżej do siebie i powoli zaczął rozpinać jego koszulę. Celowo robił to wolno, w opozycji do szybkości, z jaką rozbierał go Lehnsherr. Widział zniecierpliwienie w oczach przyjaciela i bardziej to na niego zadziałało. Zaczął go całować, jakby chciał mu wynagrodzić te wolne ruchy.

Koszula Magneta po chwili wylądowała na łóżku, a Charles zabrał się za jego spodnie. Może i nie mógł chodzić, ale palce miał wyjątkowo sprawne.

Kilka chwil później Erik również był nagi. Spojrzał na Xaviera, jakby ewentualnie chciał mu dać jeszcze szansę na wycofanie się. Widział jednak, że mężczyzna tego chciał.

- Tylko żadnego wchodzenia do głowy – zaznaczył Lehnsherr, zbliżając usta do warg przyjaciela.

- Oh, nie wiem. Przy tobie ciężko się powstrzymać – odpowiedział profesor, unosząc zaraz nieco głowę, by rozpocząć serię wyjątkowo namiętnych, niecierpliwych pocałunków.

Magneto po chwili jednak oderwał się od jego warg i wsunął do ust dwa palce. Był to dość jednoznaczny gest, więc Charles poczuł jak nagle zrobiło mu się bardzo gorąco. Już wcześniej było mu ciepło, ale teraz temperatura zdecydowanie się podniosła. Nie tylko temperatura zresztą.

Palce Erika po chwili odnalazły zupełnie inny, nowy obiekt, który postanowiły zbadać. Xavier westchnął cicho, starając się rozluźnić, gdy brunet wsunął w niego palce. Mimo paraliżu nóg czuł to doskonale, co oczywiście poczytywał za plus.

Lehnsherr wreszcie wyciągnął palce z przyjaciela, usadawiając się wygodnie pomiędzy jego udami. Uniósł nieco jego pośladki, rozchylając bardziej nogi. Zanim jednak w niego wszedł, profesor przyciągnął go do jeszcze jednego pocałunku, który Magneto z chęcią odwzajemnił. Przedłużając pocałunek, Erik zaczął powoli wsuwać się w Charlesa. Ten przyjął to z cichym jękiem, jednak starał się nie przerywać tej pieszczoty, którą raczyły się ich usta i języki.

Chwilę później Lehnsherr zaczął powoli poruszać biodrami. Na początku pchnięcia były jeszcze ostrożne, ale z każdą kolejną chwilą stawały się coraz bardziej niecierpliwe i intensywne.

Xavier dawno tak się nie czuł. To, co robił z nim przyjaciel, przechodziło jego wyobrażenia. A gdy Magneto dodatkowo zacisnął palce na członku profesora, całkowicie pociemniało mu przed oczami. Jęknął głośniej, odchylając na moment głowę, co Erik wykorzystał, przywierając ustami do jego szyi. Wciąż się poruszał, prowadząc ich obu ku spełnieniu. Czuł jak mocno pragnął Charlesa. I najwyraźniej przedmioty, zawierające w sobie choć odrobinę metalu, a znajdujące się w pokoju, również to odczuwały, zaczynając lewitować w powietrzu.

Lehnsherr czuł, że był już bliski spełnienia, a po twardości członka Xaviera wiedział, że on również. Przyśpieszył więc swoje ruchy, wchodząc w swojego kochanka zdecydowanie mocniej i głębiej.

Nie minęło wiele czasu, a usta Magneta naznaczył gardłowy pomruk przyjemności, kiedy doszedł. To sprawiło, że mocniej zacisnął palce na członku profesora i doprowadził go do intensywnego orgazmu.

Oddychali szybko, starając się jakoś uspokoić i wyrównać oddechy, ale po tak silnych wrażeniach było to trudne. Erik opadł na ciało przyjaciela, ale zaraz postanowił się z niego wysunąć. Nie chciał mu sprawiać jakiegoś dyskomfortu, dlatego uniósł się i powoli i ostrożnie wysunął. Przedmioty, do tej pory lewitujące w powietrzu, upadły na podłogę, ale żaden z nich zdawał się nawet tego nie dostrzegać.

Lehnsherr opadł ciężko obok Charlesa. Czuł się przyjemnie zmęczony. Potrzebował odpoczynku, potrzebował schronienia, potrzebował Charlesa...

- Chodź do mnie... - szepnął nagle Xavier, czym nieco zaskoczył swojego przyjaciela. Widząc jego niepewne spojrzenie, wyciągnął do niego ręce. – No chodź... - Uśmiechnął się tak łagodnie, tak zachęcająco, że Magneto przysunął się bliżej i przytulił do niego, obejmując go jedną ręką w pasie. – Zostań, Eriku... - odezwał się ponownie profesor. Jego szept był nieco drżący, ale było w nim tyle ciepła... - Zostań i już nie odchodź.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top