Wybiła godzina W [pov story]
Wskazówki na twoim zegarku są niemal tak szybkie jak twój oddech. Nie możesz opanować bicia serca, które niemal wyrywa się z twojej klatki piersiowej. Czujesz, że duszne, sierpniowe powietrze wcale nie pomaga ci usiedzieć w miejscu, a grobowe miny wszystkich dookoła tylko potęgują niepokój. Czekasz. Mijają kolejne sekundy, ręce ci cierpną.
Patrzysz w okno zalepione papierowymi paskami, by szyby nie rozsypały się przy wybuchu. Od początku wojny znasz już takie "triki", wiesz, że zimą Caritas będzie rozdawał zupę, którą wzięto nikt nie wie skąd. Pamiętasz, że godzina policyjna co jakiś czas się zmienia, a snajperzy wyłapują w nocy najmniejszy ruch. Tak zginęła twoja koleżanka, która chciała namalować kotwicę Polski Walczącej. Taki był wtedy trend w social mediach i wiele dzieciaków potraciło przy tym życie. Pięknie żyli, głupio umierali, myślisz, stukając palcami w kolano.
Ludzie obok szepczą coś o kanałach. Boją się. Przechodzą cię ciarki na samą myśl o tym. Do twojej pamięci wraca równie traumatyczne zejście do metra, gdzie rozstrzelano więźniów. Ziemia stłumiła dźwięki wystarzałów. Kulisz się, pocierasz ramiona. W twojej głowie są teraz imiona twoich kolegów, którzy zeszli tam na akcję. Zeszli do własnych grobów. Przełykasz ślinę, gdy ktoś kładzie ci dłoń na ramieniu.
– Będziesz z nami – mówi wysoki chłopak o smutnych oczach. Znasz go, ba! wszyscy go znają. To Krzysztof Fiołkowski, "ten, który przeżył". Choć na początku śmiali się z niego, bo był dość niezdarnym harcerzem i zawsze, jak kot, "spadał na cztery łapy", to gdy wyszedł z Pawiaku te słowa nabrały innego znaczenia. Od tamtej chwili nikt już z niego nie żartuje. Uśmiechasz się lekko, czując jego ciepłą, silną dłoń i myślisz o tym, jak straszna musiała być chwila, gdy niemiecki but zdeptał nie tylko tę rękę, ale i kopnął Krzyśka w twarz, w brzuch... Wzdrygasz się.
– Nie wiem czy dam radę... – szepczesz, na co odpowiada ci prychnięcie. To nie Krzysiek, nie. Krzysiek nigdy nie prycha i nie przewraca oczami, od tego ma Leona Czeremchę ps. Lew. Stoi niedaleko i pali papierosa, choć przed wojną ścigał swoich harcerzy za to samo.
– Nikt z nas nie da rady, to proste. I nie o to chodzi. Mamy dać sobie namiastkę normalności. – Rzuca papierosa na ziemię i zgniata go butem, na co Krzysztof odwraca wzrok i krzywi się. Wiesz, że przypomniał sobie chwile z Szucha i dla otuchy chwytasz go za rękę. Uśmiecha się.
– Co dokładnie będę robić? – pytasz, wodząc wzrokiem od Lwa do Fiołka, tak różnych, a jednak tak sobie bliskich. Wymieniają spojrzenia, lecz zanim odpowiadają, do pomieszczenia wchodzi Amnezja. To postawny, groźny z wyglądu facet, który był kiedyś tzw. "borowikiem". Po tym, jak przeprowadzono zamach na Pałac Prezydencki, stwierdził, że odgrzebie w sobie sentyment do harcerzy i wyszkoli ich. Przeprowadzał więc szkolenia na Wawrze. Pamiętasz z nich huk wystrzałów i kule błądzące między drzewami. Drżały ci wtedy ręce. W głowie pojawiały się myśli: czy kiedykolwiek będę w stanie do kogoś strzelić, jak mam zabić człowieka, dlaczego mam to zrobić. Ale Wojna nie daje odpowiedzi. Daje tylko Ciszę, choć może wydawać się inaczej.
To Wolność jest dźwiękiem. Syreną, która rozlega się nagle w całym mieście. Dudni, ale nie zakrywasz uszu. Wiesz, że chcesz zapamiętać ten dźwięk. Że to właśnie on jest początkiem twojego życia. Teraz będziesz żyć. Absurd, lecz nawet jeśli teraz umrzesz, nagle nie boisz się tego. Zaciskasz dłoń na pasie od harcerskiego munduru. Przechodzą cię ciarki, gdy słyszysz, jak Amnezja mówi:
– Jeśli tu przyszliście, umrzecie. Wiem, że powinienem podbudowywać morale, ale nie. W zniszczonym mieście i w zniszczonych ludziach trudno coś zbudować. Najpierw odgruzujmy to wszystko. Dlatego każdy, kto nie będzie miał opaski na ramieniu, dostanie w nie kulę, rozumiecie?
– Mamy... strzelać? – Głos staje ci w gardle. Wbijasz paznokcie w miękką część dłoni.
– Tak. To jest wojna i prawo harcerskie nijak się do niej ma. Jedyne prawo, jakie na niej obowiązuje, to prawo śmierci. Przykro mi, dzieciaki – mówi, klepiąc ciebie i kilka osób obok po ramionach. Czujesz, że kręci ci się w głowie.
– Ruszamy! – krzyczy Antek. Dziwisz się, że ktoś, kogo wszyscy wokół nazywają Aniołkiem, ma niemal szaleńczy głos. Ludzie wokół ciebie to ruiny. Stracili wszystko, a teraz idą stracić samych siebie. Wierzą, że będą bohaterami. Wiesz, że tak, ale przypłacą to życiem. Następne pokolenia będą mówić o ich tragicznej śmierci, płakać nad zdjęciami. Nikogo nie będzie obchodzić, co robili wcześniej. Umarli za Ojczyznę. Ty też umrzesz.
Biegniesz obok Dzwoneczka. Ją też znasz, kochają się w niej wszyscy chłopcy z plutonu, a najbardziej to Krzysiek Fiołkowski, choć nigdy się do tego nie przyzna. Zuza posyła ci uśmiech i poprawia torbę sanitariuszki na ramieniu. Jest bardzo dzielna, przeżyła stratę obojga rodziców, których powieszono na trasie W-Z. Wiesz, że od tamtego czasu nigdy nie poszła w te strony. Wciąż jednak się uśmiecha, tak pięknie i smutno. Zawsze mówi cicho i czule, jakby ktoś poruszył dzwoneczkami.
Tuż za wami biegną łączniczki, prowadzi je Karo. Nie wiesz jak naprawdę ma na imię, zresztą, nie wie tego chyba nikt prócz Zuzanny. Szefowa łączniczek jest taka skryta, poważna i surowa. Widzisz jej usta pociągnięte czerwoną szminką. Za chwilę znika na zakręcie, a wraz z nią kilka dziewcząt. Z tamtej strony padają strzały i wiesz, że to ona strzelała. Zawsze trafia. Nigdy nawet nie mrugnie.
Amnezja krzyczy, żeby wszyscy stanęli jak najbliżej ściany. Sięga po granat i rzuca w stronę Duchów. Tak nazywasz w głowie niemieckich żołnierzy. Boisz się ich, odkąd jednej nocy wyciągnęli z domu twojego brata prosto z łóżka. Od tamtego czasu codziennie sprawdzasz czy nie ma ich po twoim materacem, za drzwiami, w szafie. Ryglujesz okna. Ale oni i tak się pojawiają. Nawiedzają. Straszą. Błąkają się po świecie jak upiory. I zamieniają świat w piekło.
Fiołek oddycha ciężko, widzisz jego bladą twarz i oczy śledzące postać Zuzi, która znika za kamienicą. Wiesz, że oddałby życie i za nią, i za Ojczyznę w równym stopniu. Ocierasz pot z czoła i zaciskasz dłoń na broni. Jej chłód aż piecze w palce.
– Strzelaj! – krzyczy Leon. Przeładowujesz, tak jak uczył cię Amnezja. Unosisz lufę, widzisz Ducha. Trzęsiesz się. W oczach masz łzy. Jego przerażające oczy patrzą prosto na ciebie. Wahasz się, gdy widzisz te oczy. W bajkach, które znasz duchy nie miały oczu. Tylko ludzie. Ale w tym mieście nie ma już ludzi.
Nim zdążysz się zastanowić, pada strzał. Zdejmujesz palce z broni i widzisz, jak z Ducha wylewa się czerwona ciecz. Spływa do studzienki. Być może jest Deszczem dla tych, którzy idą kanałami. Osuwasz się na ziemię. Broń wypada ci z ręki. Chowasz twarz w dłoniach i twoim ciałem wstrząsa płacz.
Ktoś nagle podnosi cię do pionu i wciska znów w ręce mały pistolet. Antek popycha cię do przodu. Idziecie do metra, sanitariuszki poszły do urszulanek. Łączniczki zniknęły, jak Cienie. Chwytasz się bluzy Fiołka, ufasz mu, jak bratu. Aniołek posyła ci uśmiech, wyciąga saszetkę z cukrem. Wiesz, że to słodka herbata to jego słabość, więc odmawiasz. Niech ma choć trochę radości.
Czując jeszcze dreszcze, idziesz za resztą oddziału. Nie wiesz ile czasu mija. Słyszysz, że sanitariuszki cudem wyszły z klasztoru. Krzysztof tuli w ramionach zapłakaną Zuzannę. Karo wciąż nie ma. Leon zgubił gdzieś papierosy. Ulice stają się ciemne.
Gdy schodzicie do metra, czujesz się jak w lodówce. W tym chłodzie dygocze cały oddział. W windzie leży trup Niemca. Ma szeroko otwarte oczy. Odwracasz głowę, starasz się nucić w głowie ulubioną piosenkę, ale nie pamiętasz już przebojów sprzed wojny. Nie pamiętasz życia.
Idąc torami za resztą oddziału, czujesz się, jakby to był marsz w stronę ciemności. Nie ma nic. Nawet ludzie nie wydają się ludźmi. Przechodzą cię ciarki, gdy słyszysz świst. To wiatr, myślisz, lecz wiatr to symbol Ducha Świętego, a jego nie ma w piekle. Bo właśnie tam teraz jesteś.
To świst. Metro jedzie prosto w waszą stronę. Uderzasz głową o ścianę, gdy ktoś popycha cię, by uchronić od ciężkiej maszyny. Strużka krwi spływa ci po policzku. W policzek zawsze całowała cię matka, na dobranoc, przed wyjściem... Potem w policzek uderzono ją, zabrano na Pawiak. Ona nie miała tyle szczęścia, co Krzysiek. Choć czy na Wojnie w ogóle jest szczęście?
Gdy cichnie świst metra, słyszysz płacz. To Aniołek. Nie masz odwagi podnieść oczu. Twój oddech zderza się ze ścianą, gdy do metra wbiegają Niemcy. Czujesz chłód. Wiesz, że zaraz przebije go gorąca kula. Nie możesz się ruszyć. Biało-czerwona opaska osuwa ci się z ramienia.
Wybiła godzina W. Cokolwiek sobie wyobrażasz, nie chcesz stanąć przed takimi wyborami. Pamiętaj.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top