P. VI / PIĘĆ Z PLUSEM

Ten dzieciak jakimś cudem zmusił mnie do przybicia z nim żółwika nad stołem, mimo tego, że mój poziom cinge'e wyjebało poza skalę. No ale tak się cieszył z tej jednej, debilnej rzeczy, że no nie potrafiłem mu odmówić. Ja pierdolę, czy ja już zaczynam mięknąć? Nieważne, zignorujmy to.

- Wszyscy nazywają mnie Grymas - dodał chłopak, ściągając mnie z powrotem do rzeczywistości. - Chciałbym żeby wołali Tygrys, ale no marzenia dobra rzecz, nie?

Spojrzałem na niego zaskoczony, nawet się z tym nie kryjąc. Jakimś cudem jakaś część mnie instynktownie polubiła tego dzieciaka. I chociaż za nic bym się do tego nie przyznał, mogłem chociaż przestać aż tak kontrolować swoje emocje, gdy rozmawiałem akurat z nim. Chociaż miałem co do całej tej sytuacji kurewsko złe przeczucia. No bo jednak, wyrzutki sobie tak po prostu nie istnieją w licealnej rzeczywistości. To by było zbyt proste. Zresztą sam nie raz, nie dwa, śmiałem się z takich dzieciaków w Kalifornii. Tylko, że tam było to normalne. I wydawało się właściwe, bo tam dzieciaki, które znajdowały się na dnie licealnego życia oceanicznego były albo tępe, albo głupie, albo nudne do usrania. Dokuczanie im było jakieś takie, właściwe. A Atsushi nie pasował mi do tej grupki. A już na pewno nie w Connecticut, skoro nawet w Kalifornii moim zdaniem zrobiłby wrażenie. Kurwa, trzymajcie mnie, naprawdę mięknę.

- Dlaczego? - spytałem, o dziwo szczerze zainteresowany. - I, co?

- Bo podobno śmiesznie się krzywię - wyjaśnił chłopak, wzruszając z widocznym zażenowaniem ramionami. - W sensie wiesz. Jak na przykład nagrali ostatnio snapa, jak ścinają mi włosy to podobno zrobiłem minę, z której mogli się pośmiać. I tak jakoś zostało.

- Nie pomyślałeś żeby pójść do fryzjera i to ogarnąć? - kontynuowałem, krzywiąc się lekko.

I dosłownie sekundę później ogarniając, że to pytanie można zaliczyć do najbardziej absurdalnych, jakie w życiu zdałem. No kurwa, już mi IQ spadło od samego oddychania tym samym powietrzem, co tutejsza drużyna hokejowa. Przecież to nic by nie dało. Chłopak wydałby fortunę żeby jakkolwiek ogarnąć te kudły, a następnego dnia, albo jeśli miałby farta, kilka dni później, znowu wepchnęliby go do damskiego kibla i obcięli jeszcze gorzej. Zawsze dało się bardziej komuś dojebać. Zawsze. I żaden szkolny szympans nie lubił, gdy ofiara mu się w jakikolwiek sposób stawiała. A jakby na to nie patrzeć to próba ogarnięcia się bardzo często widziana była jako takowa.

Pewnie się zastanawiacie, jakim cudem tak łatwo jest mi wejść w umysł tych niedojebanych małp. Cóż, fakt faktem, że mam swoją niezbyt przyjemną historię i nie zawsze byłem najlepszym dzieciakiem na dzielni. Moim przyjaciołom do świętych też sporo brakuje. I dlatego trochę uważam, że cały ten wyjazd do Connecticut to jakaś boska kara. Oczywiście kurwa nie wierzę w żadnego boga, ale gdyby jakiś istniał to właśnie kisnąłby ze mnie bekę, wpierdalając popcorn. I w sumie byłem świadom, jak łatwo mógłbym szybko podskoczyć na drabinie społecznej. Dołączyć do wielkiego gangu prześladujących. To nigdy nie było trudne, a ja miałem za sobą kilka lat doświadczenia. Kwestia była tylko taka, że to jest coś, z czego powinno się wyrosnąć. Chociaż trochę. Że w pewnym momencie powinno się spojrzeć na własne życie, dojść do wniosku, że zachowywało się jak skończony buc i palant i przestać. No chyba, że ktoś jest święty no to nie musi czekać w tej kolejce. No i trochę nie widziałem sensu w dołączaniu do nich na dwa tygodnie. No bo po ki chuj? Zawsze mogłem udawać, że wyjazd do Connecticut mnie zmobilizował do stania się lepszym człowiekiem. Chuj, że to tak dalekie od prawdy, jak Atsushi od szczytu drabiny społecznej.

- Nah, uznałem, że tak to ciekawie wygląda - skomentował to chłopak z lekkim uśmiechem. - Tak artystycznie, wiesz? Nawet ludzie na kółku teatralnym mówią, że tylko ja mógłbym wymiatać z takim fryzem - dodał absolutnie dumnym głosem.

Nie dopytywałem o co chodzi z tym całym Tygrysem. Dzieciak sam z siebie był rozgadany, więc gdyby tylko chciał mi to powiedzieć to przecież by to zrobił. Bo biorąc pod uwagę, od jakiej historii zaczął to raczej wątpię żeby miał jakiekolwiek bariery przed opowiedzeniem czegokolwiek. Takiego to nawet nie trzeba było upijać. No i też nie mogłem się nie zgodzić z tym durnym stwierdzeniem. Atsushi naprawdę wyglądał zadziwiająco dobrze w tym tragicznym fryzie. Nie żebym od razu zamierzał mu to przyznać na głos, czy coś. Miejmy resztki kurwa godności.

- Yo! Grymas! - rozległo się nagle przez pół stołówki, a ja dosłownie zamarłem.

Pamiętacie, jak mówiłem, że to się źle skończy? Czasami wolałbym kurwa nie mieć racji. No ale niestety szkolna rzeczywistość to bagno. I moje życie chwilowo też. Yay. Tak czy siak do mnie i mojego nowo zdobytego kolegi podszedł ten sam pacan, który rano źle mnie pokierował. Pusząc się w swojej żółto - czerwonej, drużynowej kurtce zmierzał ku naszemu stolikowi międląc w dłoniach jakiś papier. Przewróciłem oczami i westchnąłem ciężko. Czy ja w tym zjebanym stanie naprawdę nie mogę mieć pięciu pieprzonych minut spokoju? Czy Doppo Kunikida nie mógłby wziąć porządnego rozbiegu i zajebać baranka w ścianę? Może wylądowałby w szpitalu i zrobił wszystkim przysługę. Może. A na pewno snapchat by po tym oszalał. Same plusy.

Kartka wylądowała na lunchu Atsushiego, który patrzył na nowo przybyłego z wyraźnym przerażeniem. A mimo to próbował się uśmiechać. Nie wiem, czy bardziej miałem ochotę zajebać tacką na twarz Kunikidzie za bycie skończonym chujkiem, czy sobie żeby szybciej skończyć tę męczarnię.

- Hej Kunikida - mruknął Atsushi, usilnie unikając patrzenia na kapitana i na leżącą na jego hamburgerze kartkę.

- Dostałem tylko pięć plus z historii - oznajmił z wyrzutem Doppo, opierając dłonie o krawędź ławki i zupełnie ignorując moją obecność.

Znaczy z jednej strony to lepiej, bo i tak latałem już zbyt wysoko na radarze wpierdolu dla świeżaka, ale z drugiej było mi tak cholernie żal Atsushiego. No i kurwa serio? Robić burdę o piątkę z plusem? Czy ten buc urwał się kurwa z choinki? W sensie to nie tak, że nigdy nikogo nie przekonałem dość niedelikatnie do zrobienia pracy domowej za mnie, ale obruszać to się można o tróję. Może o czwórkę, jak ktoś chce srać wyżej, niż ma dupę. Ale o piątkę? Ja pierdolę. I to oczywiście repertuar w wykonaniu największego mięśniaka i idioty w szkole. A mogłem iść o zakład, że ze swoich prac Atsushi dostawał o wiele gorsze oceny. Ot, przeczucie.

- No tak, to słabo - skomentował białowłosy, gdy cisza zaczęła się przedłużać, a wyraz wielkiego wtf na mojej twarzy zdecydowanie się powiększył. Że co kurwa?

- Nie "słabo" - zacytował jego słowa Doppo, a w jego głosie brzmiała taka agresja, że poważnie rozważyłem kupienie temu gościowi wiadra meliski na uspokojenie. - To niedopuszczalne. Słyszysz? Nie. Do. Przyjęcia. Skończ tyle wpierdalać i siadaj do nauki. To ma się nie powtórzyć - zagroził mu.

Czy oni wszyscy serio kurwa musieli wypowiadać zdania tak, że rozdzielali słowa? Nie żebym miał coś przeciwko, ale chyba troglodyci mieli większą płynność w mówieniu. A ja poważnie powinienem zainwestować w jakiś licznik. Tak wiecie, żebym mógł sobie klikać za każdym razem, gdy powiem czy chociaż pomyślę "o kurwa" albo doznam załamki. A potem miałbym dowód dla matki, że to miejsce źle wpływa na mój stan psychiczny. I na słownictwo. Bo na przykład na widok takiego Doppo miałem w głowie już tylko wiązankę przekleństw. I to nawet nie taką, że formułowałem jakiekolwiek zdania, o nienie, to byłoby zbyt poważne. To był dosłownie zbitek słów, o których używanie moja matka nawet mnie nie podejrzewała.

- Zapamiętam - obiecał Atsushi, odchylając się nieco instynktownie, jakby bał się, że Doppo zaraz mu przyleje. - Poprawię się na następny raz.

- No ja myślę - warknął Kunikida, pstrykając dzieciaka w czoło i odchodząc z dłońmi schowanymi do kieszeni kurtki.

Tylko po chuj on w ogóle nosił tę kurtkę. Oni wszyscy tak w ogóle. W szkole było ciepło. Większość ludzi miała na sobie same podkoszulki, raptem kilkoro miało może jakąś marynarkę czy bluzę. Nawet ja zostawiłem swój płaszcz w szafce i zostałem jedynie w tiszercie i kamizelce. Nawet Atsushi miał na sobie jedynie koszulę z wywiniętymi rękawami do łokci. A cała drużyna hokejowa miała na sobie zajebiście grube i ciepłe bluzy. No na chuj? Absolutny brak logiki, ale może z brakiem szarych komórek szło większe zapotrzebowanie cieplne w życiu. Nie żebym kiedyś miał się przekonać o tym na własnej skórze.

- Odrabiasz za tego pacana pracę domową? - spytałem z niedowierzaniem, w duszy obiecując sobie, że jeśli jednak zostanę tu dłużej niż te nieszczęsne dwa tygodnie to zdecydowanie pomogę Atsushiemu chociaż na tyle żeby dzieciak dał radę sam się obronić.

- Taaaak - przyznał niechętnie białowłosy, wyciągając papier z własnego jedzenia i odkładając go na bok żeby zetrzeć resztki chusteczką. W końcu jakoś to musiał zapakować do plecaka, a nie zamierzał mieć utytłanego wszystkiego w sosach. - Wiesz, dyrektor Kim każe mi go "douczać" - dodał, robiąc cudzysłów palcami w powietrzu. - Jest najlepszym hokeistą w Connecticut, jakby na to nie patrzeć. Zdobył więcej bramek, niż jakikolwiek inny licealista w historii. No i już przedstawiciele uczelni się o niego podobno tłuką. I na jego mecze przychodzą profesjonaliści żeby go obejrzeć i podyskutować czy żeby dać mu radę. To jest wielkie wow. A żebyś Ty widział jego media społecznościowe. Gość po prostu rządzi. Twitter, snapchat, instagram. Nawet kanał na YouTubie. Ma najwięcej polubień i obserwujących w całej szkole. No i wiesz. Laski na niego po prostu lecą - wyjaśnił mi aktualną sytuację i historię tego kurwidołka, wyciągając telefon i natychmiast włączając Instagrama Doppo, który z jakiegoś powodu powinien mnie interesować, przynajmniej dopóki byłem w Connecticut. Mówiłem już, że tęsknię za Kalifornią? Bo z każdą sekundą coraz kurwa bardziej. - A ta laska, co siedzi obok niego przy stole drużyny? Kyouka Izumi. Jego dziewczyna i najlepsza dziewczyna w calutkiej szkole. Królowa wszystkich mediów społecznościowych. W sensie wiesz. Kunikida to jeszcze coś na swoich kontach robi związanego z hokejem, ale do Izumi wszyscy się po prostu ślinią. Pół miliona followersów na Instagramie. A założyła go jakoś tydzień temu na swoją którąś tam miesięcznicę z Kunikidą. Oni są tu jak para królewska.

- To był update, o który zupełnie nie prosiłem - przerwałem mu delikatnie ze śmiechem, tylko na ułamek chwili spoglądając na laskę o czarnych włosach, która zdecydowanie nie robiła aż tak dobrego pierwszego wrażenia, a jej aura była mocno odpychająca.

- Wiesz, od dwudziestu lat nie wygraliśmy sparingu. W zeszłym roku nie mogli Kunikidy wystawić, ale w tym na pewno wygramy. I to dzięki niemu. I wtedy ich królewskość wyjebie poza wszelkie społeczne normy - uświadomił mnie Atsushi, jakbym nie wiedział, jak działają szkolne rangi.

- Nie interesuję się hokejem. Nigdy nie interesowałem i nigdy nie będę - oznajmiłem absolutnie pewnym tonem. Biorąc pod uwagę moją przyszłość to zajebiście trafne określenie, co? Aż sam bym się zaśmiał gdybym kurwa mógł.

- Tutaj będziesz. Czy tego chcesz, czy nie - skomentował to mój rozmówca z niemal współczującym uśmiechem.

- Yo! Grymas! - wrzasnął Doppo.

Zacisnąłem mocniej zęby żeby nijak tego nie skomentować. Może i lepiej, bo dzięki temu resztki mleka, które wylało się dosłownie wszędzie, gdy Kunikida uderzył w kartonik kijem do hokeja, a który to kartonik później wylądował na klatce piersiowej Atsushiego, nie dostały się do moich ust. Bo na koszulce miałem tego brązowego szajsu po prostu od zajebania. Siedziałem jak wyryty, wkurwiony do granic jebanych możliwości. Cała sala śmiała się z nas, choć niektórzy patrzyli współczuciem. Oj, spierdalajcie wszyscy, doskonale wiem, co robicie. Takie rzeczy mogą bawić przygłupów z drużyny hokejowej. Reszta z Was po prostu nie wychyla się z szeregu żeby nie być obranym na następną ofiarę.

- Czekoladka prosto w dziesiątkę! - wydarł się Kunikida, a jego plemienni, przygłupawi bracia zawyli.

I wtedy, cała na biało, wchodzi ona - wybawicielka światów. Nie no żartuję. Nie była ani na biało, ani nie była żadną jebaną wybawicielką. Ba, nawet nie sądziłem, że ucieszę się na jej widok, ale tak. W tamtym momencie tak było. Ta pizgnięta laska, która wbiła się między mnie i Nakaharę stanęła teraz między mną i Grymasem a Kunikidą z założonymi rękoma i wyrazem takiego zacięcia na twarzy, jakby patrzyła na ostatnią parę butów z Deichmanna, które jej się podobały, ale były o rozmiar za małe i zastanawiała się, czy warto cierpieć dla piękna.

- Przesadzasz Kunikida - oznajmiła spokojnie, nic nie robiąc sobie z tego, że chłopak do niej wstał. Aura, która od niej biła, była zupełnie inna, niż wcześniej. Niemal bałem się jej spokoju.

- Oj, Ozaś! - odparł teatralnie Kunikida, wyciągając rękę jakby chciał dziewczynie odgarnąć włosy za ucho, jednak ta chwyciła jego nadgarstek dosłownie kilka centymetrów od swojej twarzy i trzymała w stalowym uścisku. - Nie przeszkadzaj mi w zabawie, bo sprawy na górze się pokomplikują.

- Odpuść sobie zabawę albo zdecydowanie je uproszczę - dziewczyna kontynuowała ich sprzeczkę, jak gdyby nigdy nic, a cała sala wróciła do zajmowania się swoimi sprawami. Nagle wśród ciszy każdy gapił się we własną michę ryżu, jakby nie wolno im było podnieść wzroku. - A jeśli jeszcze raz spróbujesz mnie dotknąć to przysięgam, że do końca życia będziesz się zastanawiał, jak grać w hokeja bez ręki - dodała, puszczając jego dłoń i odpychając ją od siebie ze sporą siłą.

- Ozaki! Mamy ważniejsze sprawy na głowie - rozległ się ostry, choć zmęczony głos Nakahary.

I dziewczyna uśmiechnęła się lodowato do Kunikidy, po czym wymaszerowała stukając obcasami i nawet się nie oglądając. Dopiero gdy ta dwójka opuściła stołówkę, a Doppo usiadł z powrotem na swoim miejscu, rozmasowując nadgarstek, dopiero wtedy wrócił gwar. Atsushi próbował przyciągnąć moją uwagę jakimś gadaniem, ale zorientowałem się o tym dopiero, gdy zaczął machać mi łapą przed twarzą.

- Co? - spytałem, próbując wrócić do rzeczywistości, zupełnie nie rozumiejąc tego, co się właśnie wydarzyło.

- Mówię, że ja to jestem ujebany tym mlekiem, ale z Tobą tez nie obeszło się łagodnie. Wiesz, masz je tak jakby na całej koszulce i twarzy. Sorcia, powinienem był uprzedzić, że Doppo ma świetnego cela - dodał przepraszającym tonem Atsushi.

A moją skalę "co kurwa" wyjebało, no, poza skalę.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top