Rozdział 20

*pięć lat później*

Minęło już prawie trzy lata, odkąd mój rocznik ukończył Liceum Karasuno, a od kilku miesięcy mieszkam z Tsukki'm, teraz bardziej Kei'em, w centrum Sendai, natomiast Hinata z Kageyamą wyruszyli do Tokio.

Teraz nadarzyła się okazja, przez którą zjechali z powrotem, by pomóc w zorganizowaniu pewnego wydarzenia w naszym karaoke, czyli pokoju klubowym.

- Przesuń to jeszcze trochę w lewo - powiedziałem do rudowłosego, który starał się umieścić równo baner na ścianie.

- Nie nękaj już go tak, Tadashi - wtrącił blondyn - Teraz jest w porządku - powiedział, na co Kageyama przytaknął, Kinoshita oraz Narita przyglądali się wszystkiemu z daleka. Chyba woleli nie ingerować w nasze przygotowania.

Tanaka i Nishinoya byli w kuchni, przygotowując małe przystawki. Z początku bałem się zostawiać im tą robotę, jednak przekonałem się do tego pomysłu, gdy spróbowałem ich zapiekanych bagietek czosnkowych...

- Niech wam będzie - westchnąłem - Pośpieszmy się, bo zaraz przyjadą i nici z tego wszystkiego.

Dzisiaj rocznik starszy o dwa lata, przyjeżdżają z Osaki, gdzie byli przez ostatnie trzy lata. Teraz na stałe wracają do Sendai, bo jak sami przyznali, tam bez nas nudno. Może to czas, żeby ściągnąć naszą mandarynkę z borówką...?

- To Mama! - krzyknął brązowooki, podnosząc do góry swój telefon

- Pewnie już są, skoro dzwoni... Hinata odbieraj, a my się za kurtyny - powiedziałem, po czym wszyscy wykonali polecenie

~Magic Time Skip~

- Zabierzcie mu tą puszkę! - krzyczał Ojciec drużyny, gdy zobaczył, że Nishinoya bierze już szóstą tego wieczoru, pomimo jego słabej głowy.

Ja sam musiałem jeszcze ogarnąć mój rocznik, który na szczęście zaczął już usypiać, ze względu na późną porę. Zostało mi już tylko odstawić ich do domu, czyli w tym przypadku do mojego i blondyna.

- Dobra ludzie, zbieramy ten burdel - powiedziałem, podnosząc się z siedzenia i próbując wybudzić swojego chłopaka.

Samo ogarnianie pomieszczenia nie zajęło długo. Na szczęście najwięcej było pustych już puszek, które wystarczyło tylko wynieść. Naczyń było kilka, za co dziękowałem w duszy chłopakom, bo nie chciało im się robić więcej jedzenia.

Nim wybiła godzina druga w nocy, wszystko było już wysprzątane, a chłopaki w samochodach. Musieliśmy dzwonić po naszego byłego już trenera Ukai'a, bo zabrakło nam już trzeźwych osób do prowadzenia aut.

Zanim dotarliśmy do naszego mieszkania z rozwożenia innych, było już po trzeciej. Gdy Kei jakkolwiek wytrzeźwiał, pomógł mi zanieść naszą parkę z Tokio do pokoju gościnnego. My sami uznaliśmy, że jesteśmy jeszcze trochę zbyt rozbudzeni.

- Herbaty? - zapytał złotooki

- Białą, jeśli jeszcze się nie skończyła - powiedziałem siadając przy stole - Nigdy więcej... Nigdy więcej nie mam zamiaru pozwalać im na tyle alkoholu...

- Mówisz jakbyś był ich matką, a o ile wiem, jest nią Sugawara-san - zaśmiał się gładząc mnie lekko po głowie w oczekiwaniu, aż woda w czajniku się zagotuje

- A właśnie, nie masz jutro pracy? Ta kawiarnia bez ciebie zbankrutuje - powiedziałem, gdy usłyszałem pstryknięcie czajnika

- Jutro jestem cały twój, jak tylko pozbędziemy się tej dwójki pijawek - odpowiedział chłopak, zalewając moją ulubioną białą herbatę o smaku maliny i poziomki - Chciałbyś gdzieś iść? - zapytał siadając naprzeciw mnie i opierając głowę na rękach

- Obawiam się, że najdalej gdzie pójdę, to sklep na rogu, żeby kupić coś na obiad - zaśmiałem się - Ale może pojutrze wpadnę do ciebie do pracy po frappe, a potem pójdziemy do parku. Co myślisz?

Nim się obejrzałem, blondyn już spał. Zebrałem w sobie ostatnie pokłady energii, po czym przetransportowałem chłopaka do naszego łóżka, gdzie również ja się znalazłem po dokończeniu herbaty.

Zdjąłem z niego bluzkę oraz spodnie, nakładając tylko jego spodenki od piżamy, bo było zdecydowanie za gorąco bym nakładał mu jeszcze koszulkę. Następnie również ja się przebrałem i położyłem obok chłopaka, nakrywając nas jeszcze lekko kocem.

Kilka lat temu sprawiłoby mi to niemały kłopot, by zasnąć obok półnagiego złotookiego, jednak przez ostatnie lata trochę się zmieniło i chyba widziałem już wszystko.

Wspólne śniadania, obiady, kolacje... Wspólne kąpiele... Wspólne noce... Wspólne oglądanie gwiazd... Wszystko to jakoś nas do siebie zbliżyło, tak jak bym sobie tego nawet nigdy nie wyobrażał...

~Magic Time Skip~

- Kac morderca! - krzyknąłem wchodząc do pokoju gościnnego, o godzinie jedenastej trzydzieści osiem. Dwóch nocujących chłopaków podniosło się jak na alarm. Po chwili o mały włos nie oberwałem poduszką.

- Nigdy. Więcej. Alkoholu. - wycedził ciemnowłosy rzucając się na łóżku

- Ostatnio też tak mówiłeś, kochanie - zaśmiał się rudowłosy, leżący obok - a wszyscy widzimy jak się to skończyło

- Zbierać się, bo jestem dziś zajęty - powiedziałem pośpieszając gości, póki blondyn jeszcze cudem spał. Nie minęła godzina, a chłopaków już nie było.

Wróciłem do pokoju, podwinąłem rolety, by światło słoneczne dotarło przez okna, a następnie poszedłem do kuchni, gdzie zacząłem przygotowywać śniadanie.

Szybkie jajko sadzone z bekonem oraz tostami było gotowe po około piętnastu minutach, a gdy idealnie skończyłem, do pomieszczenia wszedł blondyn, który złapał mnie delikatnie w talii, w tym samym czasie całując mnie lekko w czoło na dzień dobry.

- Nie ma kaca? - zapytałem zdziwiony

- Jest, ale minimalny - odpowiedział siadając przy stole - Więc dzisiaj ty gotowałeś... Pachnie zachęcająco - stwierdził

- Zjadaj, potem do łazienki myć zęby, ubierać się i wychodzimy - powiedziałem stanowczo, podając mu talerz z posiłkiem

- A to gdzieś jednak idziemy?

- Dowiesz się wszystkiego w trakcie dnia. Teraz jedz - powiedziałem, również zabierając się do spożycia śniadania

Nie minęło dwadzieścia minut, a śniadanie zostało zjedzone, zostałem jeszcze chwilę by pozmywać, a chłopak wszedł do łazienki pierwszy. Kilka minut później dołączyłem do niego, by wykonać swoją poranną rutynę.

Gdy tylko wyszliśmy z łazienki, blondwłosy chwycił mnie za rękę, ciągnąc w stronę naszego pokoju, gdzie położył mnie na łóżku, a następnie zdjął prędko moją i swoją koszulkę, zaczynając bez ostrzeżenia zostawiać znaki miłości na mojej szyi i obojczykach, w międzyczasie jego ręce wędrowały tam, gdzie jeszcze nie powinny. Ja natomiast wiedząc, że nie mam już z nim szans, oplotłem rękoma szyję chłopaka, pozwalając, by ponownie uczynił mnie tylko i wyłącznie swoim.

- A chciałem dzisiaj cię zabrać na oglądanie gwiazd... - powiedziałem w sekundowej przerwie, pomiędzy przyjemnościami

- Gwiazdy, to ja mam w twoich cudownych oczach codziennie... Nic więcej nie potrzebuję do życia, Tadashi...

W ten sposób, mijały kolejne dni, tygodnie i miesiące mojej spełnionej miłości... Miłości, wartej więcej, niż cokolwiek na tym świecie.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

I live for this love, just like you

As long as you trust me, I'll trust you

As long as you want me, I'll want you

As long as you love me, I'll love you

As long as you are mine, I'll be yours

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

----------------------------------------------

Hej, cześć kochani!

Mam nadzieję, że końcówka mi jakoś wyszła, bo szczerze mówiąc, trudno mi się to pisało ze względu na sytuację między mną, a pewną osobą, ale myślę, że już niedługo powinnam się pozbierać do kupy i zacząć pisać obiecane shoty~

Oficjalnie ogłaszam:

Opowiadanie Stars In Your Eyes jest zakończone!

Dziękuję tym, którzy tu dotarli i poświęcili swój czas na moje bazgroły <3

Do następnego!

~Iwa-chan

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top