35.

Po lekcjach poprosiłam Riley'a, aby zawiózł mnie w jedno miejsce. Był dociekliwy chcąc się dowiedzieć czyje to mieszkanie, ale ja milczałam i kazałam mu zająć się własnymi sprawami.

- Jadę teraz do Rose, o której po ciebie przyjechać? - zapytałam, zanim zdążyłam wysiąść.

- Jakoś wrócę - puściłam mu oczko.
- Mama z tatą chcieli dzisiaj z nami pogadać.

- O czym? - zapytałam zdziwiona.

- Nie wiem. Po prostu powiedzieli, że chcą z nami porozmawiać.
Skinęłam tylko głową i się pożegnałam. Mam o 19 być w domu. Mam nadzieję, że to nic poważnego... Jak na przykład rozwód.
Poczekałam jak bart odjechał z podjazdu. Weszłam do środka budynku i szłam po schodach pod numer 4. Te mieszkania były dziwne, za to bardzo wygodne i duże.

Stanęłam pod drzwiami z cyferką"4" i nacisnęłam dzwonek. Słyszałam jak odklucza drzwi. Speszyłam się. Kiedy poczułam jak drzwi się otwierają, zaczęłam szybko mówić, że nie zdążyłam otworzyć oczu.
- Wiem, że jestem nachalna i wykorzystałam cię, ale nie chciałam cię urazić w żaden sposób...! I jest mi bardzo przykro... Bardzo cię przepraszam. Proszę nie bądź na mnie zły i wybacz mi! - spojrzałam na dziewczynę w drzwiach.

- Nie skrzywdziłaś mnie - powiedziała obojętnie młoda dziewczyna. Popatrzałam na nią jeszcze chwilę w osłupieniu.

- Przepraszam, chyba pomyliłam mieszkania...
- Nie pomyliłaś - zobaczyłam w przejściu Jason'a. Uśmiechnęłam się na jego widok.

- Przepraszam... - powiedziałam szczerze.
- Słyszałem - lekko się uśmiechnął.
- To może wejdziesz? - zapytała dziewczyna w drzwiach. Spojrzałam na mężczyznę, który skinął mi głową.

Ominęłam dziewczynę i weszłam do środka. Jason był w dresach, które kiedyś mi pożyczył i w samej bluzie z zamkiem. Nie była do końca zapięta, więc miałam otwarty widok na jego umięśnioną klatkę piersiową. Wow... Po chwili podszedł do mnie i odebrał ode mnie płaszcz.

- Nie chcę przeszkadzać... - powiedziałam może trochę za późno.

- Nie przeszkadzasz. To moja młodsza siostra.

- Cześć, Daisy - przywitałam się podając jej rękę.

- Liv... - ścisnęła moją dłoń

Spojrzałam na mężczyznę, który nie był sobą. Powiedział swojej siostrze, że idzie ze mną pogadać, a ona ma być grzeczna i nie broić. Usiadłam na łóżku w sypialni i poczekałam jak Jason zamknie drzwi. Usiadł koło mnie.
- Ile ma lat?

- Olivia ma 15... - westchnął. - Dzisiaj przyjechała.

- To dla tego wziąłeś wolne? - skinął głową. - Myślałam, że przeze mnie...

- Nie.

- W porządku? - zapytałam zatroskana. Był zamyślony.

- Nie... - mężczyzna oparł się o kolana i ukrył twarz w dłoniach. - Nie wiem co robić... Moja mama miała wypadek. Leży w śpiączce.

- Kiedy się dowiedziałeś?
- Dzisiaj od Liv'i.
- Weź ją i lećcie do matki. Ona tego teraz potrzebuje... - położyłam dłoń na jego ramieniu, dodając mu otuchy.

Spojrzał na mnie. Miał załzawione oczy, a łzy spływały po jego policzkach. Delikatnie się uśmiechnęłam i otarłam palcami jego policzki.
- Co jeśli ona umrze? Mam tylko ją... - płakał.
- Masz Liv...
- Ona nie jest moją siostrą. Znaczy jest, ale przybraną.

Za oknem było ciemno. Pokój oświetlały małe lampki postawione po obu stronach łóżka na szafkach nocnych. Jason był całkowicie nieogarnięty! Jego włosy rozczochrane, miał większy zarost niż wczoraj, nawet skarpetek nie miał...
Objęłam jego twarz i pocałowałam go w czoło.
- Będzie dobrze.
Złapał mnie w ramionach, czułam jak powoli się załamywał.
Moje usta z jego czoła przeniosły się na jego oczy. Całowałam jedno po drugim, chcąc, aby już nie uroniły żadnej łzy.

- Pomogę ci się spakować...

~•~
Czekam na wasze komentarze i ★. xx.A

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top