𝐶ℎ𝑎𝑝𝑡𝑒𝑟 𝑇𝑤𝑒𝑛𝑡𝑦: 𝑌𝑜𝑢 𝐴𝑟𝑒 𝑀𝑦 𝐻𝑒𝑟𝑜



Lynn przyznawała, że tęskniła za Leią o wiele bardziej, niż przypuszczała. Bliźniaki – Ben i Celestine – wydawali się zdecydowanie więksi niż wcześniej, ale i tak rzucili się jej do ramion w pierwszej chwili jak tylko ją zobaczyli. Ona sama ich wyprzytulała i wycałowała, najmocniej jak tylko potrafiła, bo nie dość, że dawno ich nie widziała, tak nie była pewna, kiedy znów ich zobaczy. Grogu był przeszczęśliwy, bo znalazł kolejnych towarzyszy do zabawy i cała czwórka szybko się zaaklimatyzowała we wspólnych grach. Din tylko przez chwilę wydawał się spięty, ale Kerri zapewniła go, że będzie się nim opiekować i w jakiś sposób tyle wystarczyło.

Sam obiad był dosyć krępujący, bo kiedy podawano im kolejne dania, tak Din po prostu siedział przy stole i zdawkowymi słowami odpowiadał na każde pytania Lei. Pani senator wiedziała jakie zasady obowiązują w kodeksie Mandalorian, więc od razu zapewniła go, że w jego sypialni będzie czekać na niego posiłek w każdej chwili. Din podziękował, ale i tak postanowił dotrzymać im towarzystwa, co Leia przyjęła z szerokim – jak dla Lynn odrobinę zbyt szerokim – uśmiechem.

— Czy w ostatnim czasie kontaktował się z tobą Luke? — Zapytała starsza Organa. — Musimy go namierzyć w związku z Grogu.

— Rozumiem, ale niestety nie mam dla ciebie zbyt dobrych wiadomości. Ostatni raz rozmawiałam z Luke'iem, wtedy co ty. Kiedy mówiłaś nam o swoim planie.

Lynn zaklęła w myślach. Liczyła na to, że chociaż w tym im się poszczęści, ale czy faktycznie tak szybko chciała odnaleźć swojego brata? Ich spotkanie oznaczało przekazanie mu Grogu, a była do niego przywiązana o wiele bardziej, niż początkowo zakładała.

— I nie wiesz, gdzie może być?

— Znając naszego brata? Obstawiałabym, że wszędzie, to najbardziej prawdopodobna możliwość. — Leia przejechała palcami po blacie stołu, a później uniosła spojrzenie na siostrę. — Sprawdzaliście Tatooine? W końcu tam się wychował, to może ktoś coś wie?

Lynn pokręciła głową. Swoją ostatnią wycieczkę na Tatooine niekoniecznie dobrze wspominała.

— Byliśmy tam i nikt nic nie wiedział.

— Właściwie, dlaczego go szukacie? — Lynn zmarszczyła brwi, a Leia wskazała na nią palcem. — Ty mogłabyś go szkolić. Jesteś tak samo kompetentna jak Luke. Poza tym czuję, jak jesteście z nim związani. To stworzenie będzie załamane, jak go odeślecie. — Leia przeniosła swój wzrok na Dina. — Myślę, że Grogu traktuje was jak rodziców, nawet jeśli tego nie dostrzegacie, ani on sam jeszcze tego nie rozumie.

— Co masz na myśli? — Odezwał się Din.

— Leia jest tak samo wrażliwa na Moc, jak ja.

— Nie tak samo — poprawiła Leia. — W przeciwieństwie do ciebie nie przeszłam całego szkolenia Luke'a.

— To nie ma większego znaczenia. — Lynn machnęła lekceważąco ręką, a jej siostra pokręciła głową.

— Nie zgadzam się z tym. To ma znaczenie. Jesteś tak samo dobrze wyszkolona, co on. I to ty spędziłaś kilka tygodniu u Va... — Leia przerwała w połowie słowa i spojrzała ze strachem na starszą siostrę.

— W porządku. — Lynn westchnęła ciężko. — Din wie, że byłam u Vadera na końcu rebelii.

— Co? Myślałam, że chcesz, to przed wszystkimi ukryć? Skąd nagle...

— To nie jej wina. — Oznajmił Din, zanim zdążyła sama się obronić. Lynn spojrzała na niego i uśmiechnęła się z wdzięcznością. Już dawno nikt nie stawał w jej obronie. — Moff Gideon nam o tym powiedział.

Leia patrzyła na swoją siostrę w zdumieniu. Później przeniosła wzrok na Dina, by ponownie spojrzeć na Lynn. Sama zainteresowana była w stanie przewidzieć całą falę pytań, jakie chciała zadać jej siostra. Może dlatego potrafiła tak mocno odnaleźć się w tym politycznym środowisku. Lynn jednak nie miała siły na przepytywanie, rozkładanie na czynniki pierwsze wszystkiego, co się wydarzyło, gdy sama ciągle żyła tym, co się stało.

— Jak to możliwe? Moff został stracony.

— W jakiś sposób przeżył. Najwidoczniej musiał mnie widzieć u boku Vadera. Jednak bardziej mnie martwi to, że wiedział, że był naszym biologicznym ojcem. Myślę, że powinnaś być ostrożna. Jeśli on wiedział, to mogą być też inni, którzy posiadają taką wiedzę. Wątpię, by senat był szczęśliwy, gdyby okazało się, że ich czołowa członkini ma takie powiązania.

— To może być stosunkowo problematyczne. Będę jednak się tym martwić wtedy kiedy przyjdzie na to czas.


Słońce już zaszło, gdy Lynn w końcu zamknęła drzwi do przydzielonej jej sypialni i oparła się plecami o ścianę obok. Kerri krążyła ciągle gdzieś po domu Lei i Hana, zapewne bawiąc się z bliźniakami i Grogu, ale czuła, że za niedługo i ona wróci cała wymęczona. Din również zostawił ją samą z krótką prośbą, by odpoczęła, a ona obiecała, że przynajmniej postara się to zrobić. Prawda była taka, że miała wrażenie jakby ciągle znajdowała się na Nevarro, słyszała odgłosy broni i wybuchów. Te dźwięki odbijały się echem w jej głowie. Miała wrażenie, że znów walczyła dla rebelii, że znów utknęła w swoich koszmarach i zaraz ktoś ją zaatakuje, a ona będzie walczyć na śmierć i życie.

Trzaśnięcie drzwi wyrwało ją z galopujących myśli. Wzięła głęboki oddech i spojrzała na Kerri, która patrzyła na nią ze zmarszczonymi brwiami.

— Wszystko w porządku, mamo? — Zapytała nastolatka z troską. Lynn uśmiechnęła się, podeszła do swojej córki i poprawiła delikatnie jej włosy.

— Jak najbardziej. A u ciebie? Bliźniaki i Grogu nie wykończyli cię?

— Cała trójka jest genialna. Wolałabym, aby Celia i Ben byli starsi, ale nie są źli. Opiekowałam się nimi, jak przystało na starszą, odpowiedzialną kuzynkę. Byli mega zafascynowani naszą jaszczurką. Tylko nie mów Mando, że taką mu dałam ksywkę. Poza tym Młodemu się podoba, a przynajmniej tak mi się wydaje, bo jeszcze ani razu mnie nie ugryzł, jak go tak nazywałam.

Lynn zaśmiała się na to niespodziewane porównanie.

— Skoro Grogu się to podoba, to nie mamy o czym dyskutować. Poza tym pamiętaj, że nie musisz być tą odpowiedzialną w stosunku do bliźniaków. Sama ciągle jesteś dzieckiem. Nie mówię tego z żadnego konkretnego powodu. Chcę jedynie, byś pamiętała, że sama zasługujesz na rozrywkę i jeśli nie chcesz spędzać z nimi czasu, to nikt cię do tego nie zmusza.

— Nie czuję się zmuszana — odparła od razu. — Uwielbiam ich i nie mam nic przeciwko temu, że chcą się ze mną bawić. Czasami wolę towarzystwo ich i Poe zamiast moich rówieśników.

— Wiem, jak ich kochasz, więc nie ma w tym nic złego.

Kerri skinęła głową. Zagryzła dolną wargę i widać było, że coś – i zdecydowanie nie jedna rzecz – krążyła po jej głowie. Lynn tylko czekała na moment, w którym zacznie zadawać pytania. Chciała, by jej córka się przed nią otworzyła i powiedziała jej, co czuła w związku z tym, co się stało. Takie wydarzenia były traumatyczne dla dorosłych, a co dopiero dla dziecka. Kerri podeszła do łóżka, na którym leżały przygotowane dla nich ubrania na przebranie i chwyciła swoje w dłonie. Lynn zrobiła mentalną notatkę, by podziękować swojej siostrze z samego rana.

Nastolatka usiadła na miękkim materacu i uniosła wzrok na swoją rodzicielkę.

— Mamo? Możemy porozmawiać o tym, co się stało? Ponieważ ja... Nie wiem, co mam o tym sądzić i jesteś jedyną osobą, która może mi to pomóc zrozumieć.

Lynn zajęła miejsce obok córki.

— Sama chciałam o tym z tobą porozmawiać. Wiem, że usłyszałaś informacje o mnie, których nie wiedziałaś wcześniej i...

— Czyli to prawda?

— Zgadza się — powiedziała niepewnie. Spodziewała się krzyków, co ostatnio bardzo często zdarzało się Kerri. Ona jednak siedziała cicho, czekając na resztę tego, co miała usłyszeć od swojej matki. — Nie jestem dumna z tego, co wtedy zrobiłam, ale w tamtym momencie wydawało się to całkiem rozsądne. Byłam przekonana, że w ten sposób uda nam się wygrać, a przynajmniej, że moje poświęcenie w jakiś sposób pomoże to osiągnąć. Pamiętasz, jak zniknęłam na kilka tygodni, a ty zostałaś pod opieką cioci Leii?

Lynn uśmiechnęła się, przypominając sobie ośmioletnią Kerri. Moment, w którym po całym zwycięstwie w końcu mogła trzymać ją w ramionach z perspektywą, że zapewniła jej bezpieczeństwo na przyszłość, że nie będzie musiała dalej wychowywać się w tak okropnych czasach, jak byli do tego zmuszeni jej rodzice.

— To było wtedy, prawda? Pamiętam, że niedługo potem rebelianci wygrali i wszystko zaczęło się zmieniać. Opowiesz mi dokładnie o wszystkim?

Prośba Kerri tylko odrobinę ją zaskoczyła, ale uznała, że jej córka była już na tyle duża, by to wszystko zrozumieć, albo jakąś część tego, co się wydarzyło. Dlatego Lynn zaczęła jej opowiadać o wszystkim od samego początku. O jej biologicznych rodzicach i tych nielicznych elementach, które sama o nich pamiętała, o śmierci matki i tym, jak razem z Leią trafiła do Organów. Gdy dorastała, a już zwłaszcza w momencie, gdy chciano wydać ją za mąż wbrew jej woli, nie cierpiała Baila za to, że wpadł na ten pomysł, ani Brehy za to, że na przystała. Teraz wiedziała, że próbowali dbać o jej bezpieczeństwo, bo w porównaniu do swojego rodzeństwa ona już wcześniej była znana jako córka Anakina i Padme, chociaż wszyscy próbowali to ukryć. Trudno było jednak ukryć wręcz żywe podobieństwo do jej biologicznych rodziców. Mogła się cieszyć jedynie z tego, że koniec końców znów się spotkała z Bailem i Brehą i chociaż nie spędzili wiele czasu razem, tak zawdzięczała im naprawdę sporo, a oni przywitali ją z powrotem z otwartymi ramionami, nawet jeśli wróciła do domu w ciąży i pierścionkiem na palcu, który nie należał do żadnego, wysoko postawionego senatora, a prostego chłopaka, który nie posiadał wiele, ale zaoferował jej o wiele więcej, niż każdy inny – swoje serce i miłość.

Lynn nie zagłębiała się w swoją historię z Cassianem, ani z Organami, bo o tym Kerri wiedziała. Jednak wyjaśnienie wszystkiego wiązało się z tym, że musiała wspomnieć te trzy zmarłe osoby, bo miały wiele znaczenia w jej życiu. Dlatego skupiła się na tym, by przekazać jej tę drugą część, tej którą nie wiedziała, której nie pamiętała. Opowiedziała jej o tym, jak po raz pierwszy trafiła w ręce Imperium, gdy sama Kerri miała zaledwie dwa latka oraz to jak wtedy spotkała Vadera, a on rozpoznał w niej swoją pierworodną córkę, którą rzekomo szukał po całej galaktyce. Na jego statku spędziła dobrych kilka dni, zanim Cassian całkowicie szalenie i samozwańczo wyrwał ją z tej niedoli i zaprowadził z powrotem do domu.

Opowiadana historia zmusiła ją, by wróciła myślami do tego, co się stało na Scarif i jak straciła Cassiana i chociaż czuła, że znowu była gotowa, by się zakochać, że może już nawet tak się stało, tak ciągle bolało ją serce na samo wspomnienie. Miała go przy sobie przez tak krótki czas i straciła go w tak tragiczny sposób, że to miało prawdopodobnie towarzyszyć jej do końca życia. Postanowiła być całkowicie szczera z Kerri, gdy mówiła jej, że niewiele pamiętała z tego, co działo się po śmierci Cassiana. Trwała w jakimś zawieszeniu, które jedynie mówiło jej, że mogła walczyć dla rebeliantów i opiekować się swoją córką.

Leia tchnęła w nią nową siłę do walki i jedyne na czym jej zależało to, żeby zakończyć ten konflikt. Chciała spokojnego życia, takiego, o którym zawsze marzyła i rozmyślała, że w końcu kiedyś uda im się go osiągnąć. Jednak żeby tak się stało, potrzeba było wiele czasu, wielu wyrzeczeń i strat, a kiedy morale rebeliantów zaczęło słabnąć i kolejne akcje spisywały ich na straty, Lynn wymyśliła swój szaleńczy plan, który nawet duchowi Cassiana wcale nie przypadł do gustu. Ona jednak jakoś przekonała swoje rodzeństwo, że to wcale nie był głupi pomysł i tak oto zdecydowała się przyjąć propozycję Vadera, którą usłyszała podczas ich pierwszego spotkania – że chce ją szkolić i mieć ją przy swoim boku.

Do tej pory nie miała pojęcia, czy była aż tak świetną aktorką, czy kierowała nią całkowita wściekłość i nienawiść, czy jej biologiczny ojciec po prostu wiedział, że kłamała, a i tak mimo wszystko starał się chronić ją przed Palpatinem. Na tyle na ile mógł, albo chciał, bo ciągle była torturowana, ciągle była wystawiana na próby, w których kazali jej zabijać niewinnych i ciągle była narażona w każdej chwili na śmierć, gdy wysyłała zaszyfrowane wiadomości do Lei. Nie spodziewała się, że wyjdzie z tego żywo, ani że kiedykolwiek jeszcze zobaczy Kerri, ale na koniec wszystko się udało. Do tego stopnia, że w ostatnich chwilach swojego życia Vader jeszcze raz zmienił stronę, wyrzekł się Ciemności, uratował ją i Luke'a, a później mogła zobaczyć jego ducha w towarzystwie Obi-Wana i Yody, dokładnie w takiej odsłonie, jaka czasami śniła jej się po nocach. Jako Anakina, jej prawdziwego ojca.

— Bałaś się? — Zapytała Kerri, gdy usłyszała całą historię swojej matki. — Gdy szpiegowałaś?

— Przez cały ten czas. Bałam się, że do ciebie nie wrócę i teraz gdybym miała drugi raz podjąć tę decyzję, to tego bym prawdopodobnie nie zrobiła.

— To dlaczego wtedy to zrobiłaś? Nie chodzi mi o fakt, że rebelia traciła przewagę. To nie mógł być jedyny powód.

— Może masz rację — skinęła głową. — W tamtym czasie byłam wściekła i chciałam się zemścić za śmierć twojego taty, na każdym na kim tylko miałam okazję. Myślałam, że w ten sposób uda mi się tego dokonać.

Kerri przez chwilę milczała, jakby starając się ułożyć w głowie to, co usłyszała. Nastolatka zdążyła podciągnąć kolana do góry i teraz trzymała ręce na swoich udach, uważnie się w nie wpatrując. Lynn wykorzystała ten moment, wyciągnęła swoje dłonie i zacisnęła palce na Kerri.

— Wiem, że nie jestem idealną matką. I pewnie po tym wszystkim jeszcze bardziej się w tym utwierdzisz...

— Nie, to nie prawda — przerwała jej Kerri i uniosła na nią swój wzrok. — Zawsze byłaś przy mnie i przez lata poświęciłaś wszystko, by mnie wychować, tak bym w najmniejszym stopniu odczuła brak taty. Przepraszam, że wcześniej nie potrafiłam tego docenić. To, co zrobiłaś dla rebelii... Niczego nie zmienia. Wręcz przeciwnie. Jesteś moją bohaterką, mamo.

Lynn poczuła łzy w oczach, a później po prostu objęła swoją córkę ramionami i przyciągnęła do siebie. Nastolatka nie oponowała i sama objęła ją w pasie i przytuliła się do niej.

Lynn nie były obce komplementy o jej wyczynach w trakcie walki rebeliantów. Jednak to właśnie ten był dla niej najważniejszy i najcenniejszy. 





(𝒏𝒐𝒕𝒆!)

hello! 

dzisiaj troszku mniej naszej zakochanej parki, 

ale obiecuję, że w następnym rozdziale będzie się działo! 

<3 <3 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top