𝐶ℎ𝑎𝑝𝑡𝑒𝑟 𝑇𝑤𝑒𝑛𝑡𝑦 𝑇ℎ𝑟𝑒𝑒: 𝑌𝑜𝑢'𝑟𝑒 𝐻𝑎𝑝𝑝𝑦
Gdy się obudziła, przez chwilę nie wiedziała, gdzie dokładnie się znajduje. Czuła również przyjemny ciężar na swoim ciele i kiedy odwróciła się na bok, od razu uśmiechnęła się na widok śpiącego Dina. To on trzymał rękę przerzuconą przez jej ciało i przytulał ją do siebie. Wykorzystała tę chwilę, w której on sam jeszcze spał i zaczęła mu się przyglądać. Chciała wykorzystać ten krótki moment, w którym mogła to zrobić, bo wiedziała, że jak tylko się obudzi, to obydwoje będą musieli wstać i być tym, kim byli.
Lynn zastanawiała się, czy poprzednia noc coś zmieniła. Nie chciała, by to był tylko jednorazowy wyskok. Nie potrafiła sobie wyobrazić tego, co tak naprawdę miało się wydarzyć, ale pragnęła więcej. Po tylu latach miała wrażenie, że w końcu była w stanie ruszyć dalej i zamknąć za sobą pewien rozdział, a co lepsze, rozpocząć nowy.
— Przyglądasz mi się — wymruczał zaspany Din, a ona zarumieniła się na to, że została złapana na gorącym uczynku. — Czuję to.
— Przepraszam — wyszeptała i schowała głowę w zagłębieniu jego szyi. Zaraz poczuła, jak poprawił uchwyt wokół jej ciała i złożył pocałunek na jej głowie.
— Musiałbym oszaleć, żeby się na ciebie gniewać.
Lynn zachichotała cicho i wysunęła twarz z powrotem do góry, by znów na niego spojrzeć.
— Dzień dobry — przywitała się, ale Din, zamiast odpowiedzieć jej tym samym, tak złączył ich usta. Nie był to gorący pocałunek, ale delikatny, który sprawiał, że nie mogła przestać się uśmiechać. — W taki sposób mogłabym budzić się codziennie.
— Całkiem miła perspektywa, nie przeczę, ale obawiam się, że prędzej czy później ktoś zacznie nas szukać.
— Może nie. Moja siostra musiała wczoraj późno wrócić, a Kerri już uważa, że jest niezależna, więc nie będzie potrzebować towarzystwa swojej matki przez kilka najbliższych godzin.
— Jest jeszcze Grogu, którego ciągle...
— Musimy odprowadzić do mojego brata, który zapadł się pod ziemię — jęknęła z niezadowoleniem. Oparła czoło o ramię Dina i wtuliła się w jego nagą klatkę piersiową. — Zawsze kiedy jest potrzebny, to go nie ma.
— I tak musimy go znaleźć. Chyba że nie jesteś pewna, czy to dobry pomysł... Ze mną... Znaczy, czy chcesz lecieć ze mną?
Din zaczął się niespodziewanie jąkać i Lynn wydawało się, że słyszy coś takiego po raz pierwszy w jego wykonaniu. Szybko uniosła głowę do góry i położyła dłoń na jego policzku. Czuła pod palcami to jak kuł ją jego kilkudniowy zarost, ale przede wszystkim starała się zapamiętać fakturę jego twarzy, by móc wspominać ją, gdy nie będzie mogła na niego patrzyć w tak wolny sposób.
— Nie mogłabym tego przegapić. Zapytam Leię, czy Kerri będzie mogła tutaj zostać jeszcze przez jakiś czas, ale jestem pewna, że nie będzie mieć z tym żadnego problemu.
— Nie masz wątpliwości co do tego, by znowu zostawiać swoją córkę? Nie wolałabyś spędzić z nią tego czasu?
Lynn westchnęła cicho, a później podniosła się do góry. Przyciągnęła kołdrę do swojej nagiej klatki i podciągnęła do góry swoje kolana. Czuła, jak Din przejeżdżał palcami po linii jej kręgosłupa i sam ten delikatny dotyk powodował, że po całym ciele przebiegały ją ciarki. To było przyjemnie uczucie, którego od dawna nie zaznała. Gdy odwróciła się, by na niego spojrzeć, na jej twarzy widniał delikatny, chociaż i smutny uśmiech.
— Kerri zawsze była wyjątkowo niezależna — wyznała, niemal od razu przypominając sobie te momenty, w których jej córka prędzej wolałaby popełnić jakiś błąd tysiąc razy, niż poprosić ją o pomoc. — Nie potrzebuje mnie, tak jak bym tego chciała. Poza tym nie jest już małym dzieckiem i chyba muszę zaakceptować to, że za kilka lat sama będzie chciała mnie opuścić.
— Wydaje mi się, że jesteś w błędzie — oznajmił niespodziewanie. Lynn zmarszczyła brwi, a Din wyprostował się i pochylił w jej stronę. Wyciągnął rękę w stronę jej twarzy i dwoma palcami złapał ją za podbródek. — Twoja córka potrzebuje cię bardziej, niż myślisz. A ty za mało siebie doceniasz. Jesteś świetną matką, Lynn. Może ty tego nie dostrzegasz, ale ja jako osoba trzecia, widzę, że Kerri traktuje cię jak swój wzór do naśladowania. I nie chcę, byś z mojego powodu traciła jeszcze więcej czasu z nią. Chciałbym, byś leciała ze mną, ale nie zmuszam cię do niczego, pamiętaj o tym. Mamy czas, powinnaś się dobrze zastanowić.
— Rozumiem, że od tej pory będziesz robił za mój głos rozsądku? — Zapytała z rozbawieniem, a Din parsknął cicho.
— Mogę spróbować, chociaż i tak wiemy, że zrobisz po swojemu.
— Też prawda — zgodziła się, a później pochyliła się w jego stronę. Położyła dłoń na jego szyi, przerzuciła nogę przez jego ciało i kołdra wylądowała między nimi. Naparła swoimi piersiami na jego klatkę piersiową i zaraz poczuła, jak objął ją mocno swoim ramieniem. — Myślisz, że mamy jeszcze trochę czasu?
— Myślę, że coś uda się znaleźć.
I Lynn pocałowała go mocno i zachłannie.
Faktem było to, że nikt ich nie szukał. Jednak obydwoje w końcu uznali, że musieli zebrać się z łóżka. Lynn zrobiła to z wielką nie chęcią, zwłaszcza że czekała ją jeszcze perspektywa przedostania się do swojej sypialni w ubraniach z wczoraj. Gdy żegnała się z Dinem i sprawdzała, czy na pewno nikogo nie ma na korytarzu, czuła się trochę tak, jakby cofnęła się o te piętnaście lat, gdy wykradała się do pokoju Cassiana na Ferrix.
Pocałowała ostatni raz Dina, zanim ten założył swój hełm, a później wyszła na korytarz. Była cała zaczerwieniona, włosy miała rozczochrane, a uśmiech zdecydowanie nie schodził z jej twarzy. Zastanawiała się, czy w ciągu ostatnich kilku lat czuła się tak szczęśliwa i zadowolona, jak teraz, ale nie była w stanie tego powiedzieć. Owszem było wiele wspaniałych chwil, których była świadkiem – chociażby narodziny bliźniaków Lei i Hana, ich ślub, czy wiele sytuacji, w których Kerri sprawiała, że była z niej cholernie dumna. Jednak to wszystko różniło się od tego, co teraz czuła.
Euforia. Prawdopodobnie tego słowa mogłaby użyć, gdyby miała to określić w jakiś konkretny sposób.
Lynnea popchnęła drzwi do sypialni, a następnie cicho je za sobą zamknęła.
— Tak myślałam, że nie było cię tutaj przez noc — odezwała się Leia, a starsza Organa odwróciła się do niej i spojrzała z zaskoczeniem na siostrę. — Skradałaś się jak nastolatka, która nie chce być przyłapana?
— Nie mam pojęcia, o czym mówisz — odparła szybko, starając się udawać, ale widziała, że cała jej postawa temu przeczyła.
— Masz na sobie wczorajsze ubrania — zauważyła Leia. Wstała z fotela, na którym siedziała i podeszła do swojej siostry. Lynn była tylko odrobinę zaskoczona, że Leia wyglądała całkiem promieniście, jak na to, że zerwała poprzednią noc, urabiając senatorów. — Rozczochrane włosy, resztki makijażu i ten uśmiech na twarzy, który świadczy o tym, że świetnie się z kimś bawiłaś w nocy.
— Leia!
— No co? Jestem twoją siostrą. Co, jak co, ale ja znam cię najlepiej ze wszystkich.
— To akurat prawda — Lynn wskazała na nią palcem. Wyminęła siostrę i podeszła do szafy, by wyciągnąć z niej świeże ubrania. — Jak impreza? Udała się? Mam nadzieję, że nie przeszkadzało ci to, że się zwinęłam wcześniej?
— Żaden problem. Wiem, że nie cierpisz tego typu spotkań. Chociaż nie powiem, że Kerri ma w sobie ukryty talent. Nie uwierzysz, jak ci powiem, że pomogła mi przekonać kilku senatorów, by mnie poparli na następnym posiedzeniu.
Lynn spojrzała przez ramię na swoją siostrę.
— Nie jestem tym zaskoczona. Młoda potrafi owinąć ludzi wokół swojego palca.
— To u was rodzinne. Skoro o tym mówimy, to z chęcią posłucham o tym, co ty robiłaś w nocy.
Lynn zaczerwieniła się jeszcze mocniej i dziękowała, że stała zwrócona plecami do swojej siostry, bo Leia dopiero wtedy nie dałaby jej spokoju.
— Od kiedy to ty mnie wypytujesz, a nie ja ciebie? To ja jestem starszą siostrą, tak tylko przypominam.
— Więc ty i Mandalorian...?
— Daj spokój — Lynn wyciągnęła w końcu ubrania z szafy i zatrzasnęła nią odrobinę mocniej, niż powinna. — Przyjaźnimy się i...
— Ty się w nim zakochałaś!
— Co? Nie!
— O tak — uparła się Leia. — Widzę, jak ci się oczy świecą. I uśmiechasz się, ale nie tak jak zawsze. Od lat nie widziałam tego rodzaju uśmiechu na twojej twarzy.
— Przyznaj się, ile wypiłaś wczoraj wieczorem? Bo coś bredzisz.
— Nie bredzę. Znam cię. Wiem kiedy się uśmiechasz, bo musisz, kiedy faktycznie cię coś rozbawi, albo wtedy kiedy ukrywasz przed innymi, że coś cię trapi, bo nie chcesz nikogo obarczać swoimi problemami. Ten ostatni... ten opanowałaś do perfekcji, bo masz go na swojej twarzy niemal zawsze od śmierci Cassiana. Ale teraz — Leia wskazała dłonią na swoją siostrę, a później zbliżyła się do niej. — Ten, który masz teraz, jest inny. Twoje oczy się uśmiechają. I nie jest wymuszony. Patrzę na ciebie i mam wrażenie, jakbym... Znów widziała moją starszą siostrę sprzed lat.
— I stwierdzasz to tylko po moim uśmiechu?
— Nie — Organa pokręciła głową. — Ciągle potrafię cię doskonale obserwować. Wiem, że cała ta misja w poszukiwaniu Grogu cię zmieniła, a raczej nie to, co się wydarzyło w trakcie, tylko to, kogo spotkałaś. Muszę przyznać, że uważałam, że postępujesz nie do końca rozsądnie, starając się odnaleźć tak naprawdę igłę w stogu siana, ale teraz widzę, że tego potrzebowałaś. Jesteś... Szczęśliwsza.
— To, czemu mam wrażenie, że robię coś złego?
Lynn wyznała w końcu szczerze. Była szczęśliwa, temu nie zaprzeczała. Jednak ciągle gdzieś na końcu głowy miała myśl, że wcale nie powinna. Że przecież ślubowała Cassianowi dozgonną miłość, że to tylko przez jego upartość wróciła z misji Łotra i przeżyła jako jedyna.
— Wydaje mi się, że się boisz — odparła Leia i położyła dłonie na ramionach swojej siostry. — I rozumiem to, ale nie możesz obwiniać się do końca życia za to, co się stało. Wiem, że walka wywarła na tobie o wiele większe piętno, niż na mnie, czy na Luke'u... Zaufanie komuś na nowo może być przerażające, zwłaszcza po tym, co przeszłaś. Jednak jeśli ktoś, kto według mnie najmocniej zasługuje na szczęście, to właśnie ty. Nie powinnaś go odtrącać, jeśli już cię odnalazło.
Lynn nie odpowiedziała, a jedyne co zrobiła, to przytuliła się mocno do swojej siostry. Była za nimi wiele nieporozumień i kłótni, ale zawsze była osobą, na którą mogła liczyć.
Kerri znalazła w jej ulubionym miejscu w domu Lei i Hana – w bibliotece. Nastolatka rozsiadła się wygodnie na jednym z miękkich foteli, a na kolanach trzymała książkę, którą Lynn prawdopodobnie widziała po raz pierwszy na oczy. Zresztą nawet nie pamiętała, kiedy sama czytała jakąś tylko i wyłącznie dla relaksu. Przez chwilę aż było jej z tego powodu wstyd.
— Wiesz, że poświęcono ci cały rozdział w książce? — Odezwała się Kerri, prostując się i spoglądając na matkę. Zagięła róg książki w miejscu, w którym czytała, zamknęła ją i uniosła do góry, tak, że Lynn mogła dostrzec okładkę.
— Historia rebelii i jak nie powinno się jej prowadzić — przeczytała na głos Lynn. Nie myliła się – po raz pierwszy słyszała o tym tytule. — Brzmi dosyć...
— Jest okropna — przerwała jej nastolatka. — Strasznie koloryzuje fakty. To, co dokonaliście z tatą i resztą na misji Łotra, zamknęli tylko w przypisach do rozdziału, a przecież dzięki temu zdobyto plany Gwiazdy Śmierci, którą później zniszczyliście.
— Nie wydaje mi się, by ta książka była idealnym źródłem informacji, które swoją drogą i tak już posiadasz.
— Potrzebowałam coś lekkiego do czytania. Przy okazji sądziłam, że dowiem się z tego czegoś, o czym jeszcze nie wiedziałam.
— I się udało?
— Nie — Kerri pokręciła głową. Odłożyła książkę na stolik dosyć energicznie, a nie z największą delikatnością, tak jak to miała w zwyczaju. Chociażby po tym, Lynn wiedziała, że ta książka faktycznie nie przypadła do gustu jej córce. — Z początku wydawało się w porządku, ale gdy dotarłam do rozdziału o tobie i o tym, jak krytykowali wszystko, co robiłaś, to nie mogłam dalej tego czytać.
— To dobrze, że ktokolwiek kto to pisał, nie wiedział o mnie wszystkich faktów — Lynn zażartowała, a Kerri prychnęła cicho. Widać było, że jest mocno poruszona tym, co wcześniej zdążyła przeczytać. — Nie przejmuj się tym, co piszą w tej książce. Cokolwiek to jest – ty znasz prawdę. I to całą, łącznie z tym czego nigdy nie chciałam ci mówić, ale i tak się o tym dowiedziałaś.
— I obiecujesz, że już nic więcej przede mną nie ukrywasz?
— Ukrywam jedynie niektóre fakty, które dzieci nie powinny słyszeć.
Kerri przez chwilę patrzyła na matkę, z początku nie rozumiejąc, o co chodziło. Później wzdrygnęła się i skrzywiła, gdy zdała sobie sprawę, co jej matka sugerowała.
— Ohyda. Udam, że tego nie słyszałam.
Lynn zaśmiała się wesoło i podeszła do swojej córki. Usiadła na fotelu obok niej, a następnie odgarnęła ciemne kosmyki włosów z twarzy Kerri.
— Właściwie to cię szukałam. Chciałam z tobą, o czym porozmawiać.
— Mam nadzieję, że nie o twojej przyjaźni z Mando. Jakby wiesz, nie mam nic przeciwko temu. Chcę, żebyś była szczęśliwa.
— Wiesz, że słyszę to już dzisiaj drugi raz?
— Tak? Kto powiedział to jako pierwszy?
— Leia. I chyba rozumiem skąd twoje zainteresowanie polityką. Masz to zdecydowanie po niej.
— Albo po prostu chcę wiedzieć, co się dzieje, by wcześniej móc zareagować w odpowiedni sposób. Tak, jak ty to robiłaś, czy tata.
— Trafne spostrzeżenie.
— To o czym chciałaś ze mną rozmawiać, mamo?
Lynn uśmiechnęła się i przez chwilę patrzyła na swoją córkę, jakby nie mogła uwierzyć w to co widzi. Kerri jeszcze nie tak dawno była słodkim szkrabem, a teraz wyrosła na niezależną i wygadaną nastolatkę, za którą czasami nie była w stanie nadążyć. Jak to się mówiło? Małe dzieci – mały kłopot, duże dzieci – duży kłopot?
— O Młodego — wyjawiła spokojnie. Lynn złączyła razem ze sobą dłonie i nie opuszczała swojego wzroku z Kerri. — Musimy odnaleźć Luke'a, by mógł go odpowiednio wyszkolić i chciałabym przy tym być. To wiąże się z tym, że...
— Znowu wyjeżdżasz — bardziej stwierdziła, niż zapytała nastolatka. — Na jak długo?
— Trudno powiedzieć. Dlatego chcę wiedzieć, czy się zgadzasz, żebym znowu wyjechała? Nie chcę cię zostawiać, żebyś myślała, że cię odtrącam lub opuszczam na zawsze.
— Wiem, że nie taki masz cel — uspokoiła swoją matkę. — Ciągle uważam, że to, co chcesz zrobić z Młodym, to jest szlachetne zachowanie. Ktoś inny mógłby się nim w ogóle nie zainteresować. Powinnaś lecieć i załatwić tę sprawę do końca.
— Naprawdę tak uważasz?
— Tak — Kerri skinęła pewnie głową. — Będę za tobą tęsknić, ale wiem, że nie pozwolisz mi lecieć razem z tobą, nawet jeśli zastosuję mój ulubiony argument o tym, że byłaś niewiele starsza, gdy uciekłaś na Ferrix.
— Po prostu... Zawsze chcieliśmy – ja i twój tata – byś miała spokojne dzieciństwo, a nie wychowywała się w chaosie tak jak my.
— Rozumiem to. Nie musisz mi tego tłumaczyć. Powinnaś polecieć z Mando i odnaleźć wujka Luke'a, by szkolił Młodego. Jednak mam małe warunki.
— Warunki? — Lynn wyprostowała się i zmarszczyła brwi na swoją córkę. — Nie spodziewałam się, że będziemy dogadywać jakieś warunki umowy.
— No dobrze, to nie warunki, a bardziej prośby. Pierwsza – chcę zostać u Lei i Hana. Tęsknię za Yavin i Poe, ale czuję, że właśnie tutaj teraz powinnam być.
— Nie ma problemu. I tak miałam zostawić ci decyzję o tym, gdzie chcesz zostać — Lynn zgodziła się od razu. Może nawet odetchnęła trochę z ulgą, bo nie wyobrażała sobie, by teraz miała prosić Damerona o pomoc z Kerri. Kes miał wystarczająco na głowie po śmierci Shary. — Co z resztą?
— Druga sprawa, to mój trening Jedi. Obiecałaś mi, że będziesz mnie szkolić, więc chcę, byś dotrzymała obietnic. Nie chcę lecieć do Luke'a, gdy ty możesz mnie wszystkiego nauczyć.
— Trzeci raz nie mam zamiaru się z tobą rozstawać — zapewniła ją Lynn. — Uważam, że od Luke'a mogłabyś się więcej nauczyć, bo ja i bycie Jedi... To skomplikowana historia, o czym ty doskonale wiesz.
— Dlatego to musisz być ty — Kerri złapała swoją matkę za dłonie. — Bo poznałaś obie strony i masz wiedzę, którą Luke nie posiada.
Lynn nigdy nie zastanawiała się nad tym w ten sposób. Może dlatego, że ten czas, który spędziła u boku swojego ojca, chciała po prostu wymazać z pamięci i udawać, że nigdy nie miał miejsca. Jednak Kerri miała rację, bo w tracie tych miesięcy, miała okazję zdobyć wiedzę, której Luke nie miał nigdy okazji poznać. Zawsze opierał się Ciemnej Stronie i nie wiedział, jak to było się w niej zatracić, a przede wszystkim jak ciężko było z nią zerwać i nawet jeśli jej się to udało, tak z pewnością nigdy nie mogła wrócić do tego, co znała wcześniej.
— Obiecuję — zgodziła się w końcu. Nie była pewna, czy to był dobry pomysł, ale prawdą było, że kolejnego rozstania z Kerri, by już chyba nie zniosła. To musiało być ostatnie. — Jeszcze jakieś życzenia?
— Chcę lecieć na Ferrix. Mówiłaś mi, że kiedyś mnie tam zabierzesz, więc to jest ten moment. Jestem gotowa, mamo, byś pokazała mi planetę, która stała się twoim domem i gdzie poznałaś tatę.
Lynn uśmiechnęła się z trudem i nie pozostawało jej nic innego, jak się zgodzić. Wiedziała, że Kerri była gotowa na tę wyprawę już od bardzo dawna. Jednak czuła, że ona sama nie była gotowa, by wracać do miejsca, które skrywało tak wiele wspomnień.
(𝒏𝒐𝒕𝒆!)
jak widać nie zapomniałam o tej dwójce xd
miałam trochę zastoju, brak weny nie pomagał, ale jestem zadowolona z tego rozdziału,
kończymy akcję z Leią, i od następnego rozdziału wkraczamy z tym, co działo się w 2 sezonie,
oh, nie mogę się doczekać, bo przed nami rozwój tego, co się dzieje między Lynn i Dinem, a także akcja z porwaniem, ooo będzie się działo!
mam nadzieję, że uda mi się coś szybciej opublikować, ale postanowiłam już nic nie obiecywać, bo nigdy mi te obietnice nie wychodzą xd
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top