𝐶ℎ𝑎𝑝𝑡𝑒𝑟 𝑆𝑖𝑥𝑡𝑒𝑒𝑛: 𝑇ℎ𝑒 𝑇𝑟𝑢𝑡ℎ 𝐴𝑏𝑜𝑢𝑡 𝐿𝑦𝑛𝑛 𝑆𝑘𝑦𝑤𝑎𝑙𝑘𝑒𝑟 𝑃𝑡. 𝐼
Znajome wejście do miasta znów ją powitało, a wraz z nim, dwójka byłych imperialnych, którzy sprawdzali każdego. Lynn czuła własną adrenalinę płynącą w żyłach, zwłaszcza wtedy, gdy dostrzegła, że na głównej ulicy wręcz roiło się od byłych szturmowców. Chciała wyśmiać Kargę, gdy przypomniała sobie, że mówił o czterech w obstawie, ale szybko zrozumiała, że po akcji, którą przeprowadziła z Mando, klient musiał mieć pewność, że znów ich nie zaatakują. Ostatecznie Lynn działała niejednokrotnie z mniejszymi szansami na przeżycie i tylko przez chwilę czuła stres związany z przewagą wroga. Wiedziała też, że jeśli faktycznie uda im się zabić klienta, to później wszystko pójdzie, jak po maśle i zwiną się z planety, zanim ktokolwiek się zorientuje.
Gdy dotarli do kantyny, w środku faktycznie znajdywało się zaledwie czterech szturmowców, którzy od razu zwrócili na nich swoją uwagę.
— Widzicie? — Odezwał się cicho Karga, prowadząc ich do przodu. — Tak jak mówiłem. Czterech.
Nikt mu nie odpowiedział, gdy skupili się na obecności kolejnej osoby. Klient, którego Lynn zdążyła już poznać osobiście, wstał od stolika i wręcz z niemym zachwytem spoglądał na nich.
— Zobacz, kogo tu mam — zwrócił się do niego Greef, wskazując ręką na Mando i Lynn. — Dokładnie tak jak się umawialiśmy.
Klient tylko zmierzył go wzrokiem, a później przeniósł swoje spojrzenie na Dina. Wyciągnął rękę i zbliżył ją do jego zbroi.
— Cóż za precyzja wykonania. Jakże piękne formy przybiera beskar w kuźniach waszych rzemieślników — następnie odsunął się, by przyjrzeć Lynn. — Znów się spotykamy księżniczko. Zapewne nie tego się spodziewałaś po naszej ostatniej rozmowie.
— Życie człowieka potrafi rozczarować, to prawda — odparła szybko. Miała grać złapaną i oddaną w jego ręce na łaskę, ale nie pozwoliła sobie na to, by stracić swój hart ducha. — Gdzie jest moja córka? Masz mnie, Mando i Młodego — wskazała na transporter. — Kerri nie jest już ci do niczego potrzebna.
— Muszę powiedzieć, że twoja córka odziedziczyła zdecydowanie charakter po tobie — skomentował, a ona ugryzła się w język, że Kerri tak naprawdę to była jak jej ojciec. — Niestety, to nie ode mnie zależy, co się z nią stanie. Zresztą, jak możesz dostrzec, to wcale jej tutaj z nami nie ma.
Lynn poczuła, jak jej serce zabiło szybciej i tylko zacisnęła mocniej palce u dłoni. Tak jak się spodziewała, to nie on stał za tym wszystkim. Był jedynie pośrednikiem, ale w takim wypadku, kto odpowiadał za całą tą sytuację? Miała nadzieję, że za niedługo w końcu się tego dowie, a Kerri mimo wszystko faktycznie była gdzieś tutaj na Nevarro, tak jak wskazywał na to liścik, który przekazała jej Leia.
Klient skinął na robota przy barze, by przygotował drinki, a później wskazał na stolik, przy którym jeszcze sam wcześniej siedział. Karga posadził Mando na fotelu i sam zajął miejsce obok. Dalej usiadła Lynn, a Cara postanowiła stanąć za nią i dla niepoznaki trzymać ją za ramię, by przypadkiem nie uciekła. Imperialna szycha mówiła coś o tym, ile wycierpiał lud Mandalorianów, jednak Lynn nie była wyjątkowo mocno na tym skupiona. Jej uwagę zwróciło to, że w kantynie pojawiło się kilku kolejnych szturmowców. Niepostrzeżenie wymieniła szybkie spojrzenie z Carą i przez chwilę pomyślała, że Dune miała rację, a to wszystko było tylko i wyłącznie pułapką.
— Imperium ubogaca każdy układ. Jaką by miarą nie mierzyć. Dobrobyt, bezpieczeństwo, handel, gospodarka, pokój — mówił klient. Organa czuła, jak wrze na jego słowa. To nie była prawda. Imperium wprowadzało reżim, który non stop musiał kontrolować, a każde wychylenie się, czy własna opinia, która nie była im na rękę, była natychmiast karana. Jedyne, co Imperium mogło dawać to ból, strach i śmierć. — Porównajcie imperialne rządy z tym, co dzieje się teraz. Czy świat jest spokojniejszy od czasów rewolucji? Ja widzę tam tylko śmierć i chaos.
Lynn nie mogła znieść tego, co słyszała. Nie uważała, by Nowa Republika źle się spisywała. Cały senat czekało wyjątkowe wyzwanie po tym, jak przez wiele lat Imperium opanowało całą galaktykę. Sam koniec rebelii był jedynie początkiem wprowadzania zmian i potrzeba było wiele wysiłku, by osiągnąć całkowity sukces. Chociaż chciała powiedzieć, że walka skończyła się w dniu bitwy o Endor, tak to nie było takie proste. Jednak wiedziała, że jeśli ktoś miał doprowadzić do porządku całą galaktykę, to właśnie była Leia.
— Pokaż mi niemowlaka — rozkazał klient.
— Dopiero, co zasnął — oznajmił Karga, wyciągając rękę w stronę transportera. — Lepiej go teraz nie budzić.
Organa musiała stwierdzić, że Greef wyszedł z tego całkiem dobrze. Chociaż klient był wyjątkowo zawzięty i koniecznie chciał zajrzeć do środka, by zobaczyć Młodego na własne oczy. Dopóki jeden ze szturmowców podszedł do niego i cokolwiek mu powiedział, sprawiło to, że przeprosił ich na chwilę, rzekomo tłumacząc się ważnym połączeniem, które musiał odebrać.
Lynn spojrzała na Dina i dostrzegła, że ten zdążył już uwolnić się z kajdanek. Ona sama też czekała na odpowiedni moment, by to zrobić za pomocą Mocy. Zamek nawet nie zgrzytał, a już po chwili trzymała w dłoniach z powrotem swój miecz świetlny, który Cara podała jej potajemnie, tak by żaden ze szturmowców tego nie dostrzegł. Mando również trzymał blaster gotowy do wykorzystania w każdej chwili.
— Nie możemy zaatakować od razu — wyszeptała cicho Lynn. — Ciągle nie wiem, gdzie jest Kerri. Z kimkolwiek rozmawia, tak na pewno to on jest głównym zleceniodawcą.
— Słabo to widzę — pochyliła się nad nimi Cara. — Miało być ich czterech.
— Jest więcej i co, mam przeprosić? — Odparł Karga. Widać było, że był przejęty całą sytuacją w równym stopnia.
Nikt mu nie odpowiedział. Lynn patrzyła na klienta przy barze, który stał do nich zwrócony plecami i czuła, że coś było nie tak. Nie mogła dosłyszeć, ani dostrzec holo osoby, z którą rozmawiał. Jednak Moc dokładnie podpowiadała jej, że nie bez powodu czuła dziwnie, zbliżające się napięcie. I wiele się nie pomyliła, bo zaraz nastąpił ostrzał. Jako pierwszy oberwał klient przy barze, a później poleciała cała salwa pocisków, bez względu na to, kto znajdował się w środku kantyny. Cała czwórka od razu skoczyła w dół. Din przewrócił stolik na bok, tworząc prowizoryczną ochronę.
Ostrzał trwał przez chwilę, a kiedy się uspokoił, szybko wyszli zza swojej kryjówki i przenieśli się w bardziej bezpieczne miejsce. Trudno było mówić o tym, by zamknięci w kantynie byli bezpieczni, ale Lynn oparła się o ścianę tuż przy oknie, które jeszcze chwilę wcześniej znajdowało się za barem. Teraz po nim została jedynie wybita dziura, która pozwalała na to, by zajrzeć, co działo się na zewnątrz.
— Czarni szturmowcy — mruknęła cicho i w tym samym momencie na plac zajechał transporter, z którego wyskoczył cały imperialny pluton. Za nimi z głębi miasteczka przybiegli kolejni, prawdopodobnie wszyscy, którzy aktualnie znajdowali się na Nevarro. — Okej. Byłam w wielu nieciekawych sytuacjach, ale to? — Wskazała kciukiem na zewnątrz. — To jedna z tych, których wolałabym nie powtarzać.
— Mówiłam, że to pułapka — odparła Cara.
— To trzeba było zostać na statku — odpowiedziała jej szybko Lynn. Później spojrzała na Mando, który stał po drugiej stronie okna. — Sprawdź co z Młodym. Jeśli go nie złapali, to ciągle mamy nad nimi przewagę.
— A oni nad tobą, Lynn, bo mają twoją córkę — przypomniał jej, a ona wyjrzała przez okno, ale na placu nie dostrzegła nikogo innego poza szturmowcami. To ją trochę zaczęło przerażać. Bo co jeśli to wszystko było tylko i wyłącznie podpuchą? Może Kerri już dawno nie żyła, a ściągnęli ją tu, bo wiedzieli, że zrobi dla niej wszystko.
Mando skontaktował się z Kuiilem i kiedy usłyszała, że nie są jeszcze na statku, miała nadzieję, że chociaż im uda się do niego dotrzeć w spokoju, a później odlecą z planety jak najdalej. Kuiil nie odezwał się więcej poza tym, że zapewnił ich, że są niedaleko maszyny, kiedy na zewnątrz rozległ się syk charakterystyczny dla imperialnego myśliwca TIE. Maszyna wylądowała na placu, a po chwili z jej wnętrza wyszły dwie osoby. Lynn nie zwracała uwagi na imperialnego dowódcę, ale na Kerri, która znajdywała się obok niego. Nastolatka była prowadzona przez szereg szturmowców i Lynn obserwowała dokładnie to, jak się szarpała i musiała nawet przeklinać pod nosem. Co najbardziej ją zaniepokoiło, to zaschnięte ślady krwi na twarzy córki. Miała przecięty łuk brwiowy i potargane włosy, a Lynn zacisnęła tak mocno palce, że paznokcie wbiły się pod jej skórę. Czuła wyrzuty sumienia, bo zdawała sobie sprawę, że to była tylko i wyłącznie jej wina. Później spojrzała na mężczyznę, który kroczył tuż za nastolatką. Imperialny dowódca wydawał jej się znajomy, ale gdyby miała przypasować go do któregoś z nazwisk, które znała, to byłoby wyczynem.
— Macie tam coś, czego chcę — odezwał się głośno. — Pewnie sądzicie, że wiecie, co macie w posiadaniu, ale nie macie pojęcia. Za chwilę dziecko będzie w moich rękach, a jeśli wszystko dobrze pójdzie, to Kapitan Andor dostanie z powrotem, to na czym najmocniej jej zależy.
— Nie jestem jakąś rzeczą, by tak o mnie mówić, jakby w ogóle mnie tutaj nie było — warknęła Kerri, po raz kolejny próbując się wyrwać, jednak na marne. Mężczyzna spojrzał na Kerri, a ona nie zlękła się jego wzroku i odważnie patrzyła mu w oczy. — Dupku.
— Nie sądziłam, że młoda umie, tak pyskować — odezwała się do niej cicho Cara, a Lynn mimo wszystko, jak bardzo powinna być tym zdruzgotana, tak jedyne, co czuła to duma z powodu zachowania Kerri.
— Jestem pewna, że to wina Hana. Czasami spędza z nim za dużo czasu.
— Niby ty i Cassian, to grzeczni byliście, co?
— Przynajmniej wiadomo, że charakterek to ma po matce — mruknął Karga, a Lynn delikatnie się zarumieniła.
— Jest stąd jakieś inne wyjście? — Zapytała Cara, zwracając się już bezpośrednio do Greefa.
— Nie — pokręcił głową i wskazał ręką na okno. — To jedyne przejście.
— Co z kanałami? — Zaproponował Mando, ale Karga wydawał się tym zbyt zaskoczony, by mógł coś wiedzieć. — Mandalorianie mają na dole bunkier. Jak się tam dostaniemy, to nam pomogą. Poszukam wejścia.
Lynn wierzyła, że tak mogło być, bo już raz widziała na własne oczy, jak im pomogli. Din zaczął klikać coś na swoim nadgarstku i jakby uważniej rozglądać się po pomieszczeniu.
— Jak tylko znajdziesz przejście, pójdziecie do nich i poprosicie o pomoc. Ja zostanę, dopóki Kerri nie będzie ze mną bezpieczna.
— To fatalny pomysł — skomentowała od razu Cara.
— Nie oczekuj ode mnie, że zostawię własną córkę na pastwę Imperium — warknęła Lynn.
— Mówię tylko, że nie możesz zostać tutaj sama — odparła Dune. — Dziwne. Na co oni właściwie czekają? Czemu jeszcze nas nie atakują? — Tym razem to ona spojrzała na to, co działo się na placu i niemal od razu zaklęła. Oparła się z powrotem o ścianę, a później spojrzała w stronę Dina i Greefa. — Właśnie rozstawiają E-Weba.
— To już po nas.
— Nie dramatyzuj — Lynn spojrzała na Kargę, a później zwróciła się bezpośrednio do całej reszty. — Jak zaczną strzelać, to mogę ich zatrzymać.
— Chyba oszalałaś! — Din uniósł swoją głowę znad urządzenia w zbroi i odwrócił tak, by na nią spojrzeć. — To ciężki samopowtarzający się blaster. Nie przeczę, że z twoimi umiejętnościami to możliwe, ale przeceniasz swoje zdolności. To wojskowy sprzęt.
— Dzięki za wiarę we mnie — mruknęła bez przekonania. — Znalazłeś wejście do bunkru?
— Tak, ale...
— Świetnie — przerwała mu i szturchnęła Carę w bok. — Idźcie. Wezwijcie pomoc i mam nadzieję, że spotkamy się na zewnątrz. Będę was osłaniać.
— Lynnea — Din zwrócił się do niej całym imieniem, co zdecydowanie zwróciło jej uwagę. W jego głosie przebrzmiewała troska i niepokój.
— Po prostu idźcie — poprosiła. — Obiecuję, że nic mi się nie stanie.
Din pokręcił głową.
— Tylko sprawdzę to przejście i do ciebie wrócę — zapewnił ją. Lynn chciała zaprzeczyć, ale nie pozwolił jej na to, bo razem z Carą udał się do szybu, który jak się okazało, znajdował się za fotelami w loży.
Przez chwilę słyszała jedynie, jak męczyli się, by przesunąć wszystkie meble, a później Dune sięgnęła po blaster, by zrobić dziurę w przejściu.
— Co jest? — Lynn spojrzała na nich przez ramię.
— Nie jesteśmy w stanie wyważyć krat.
— Ten nagły popłoch wskazuje, że zaczynacie rozumieć swoją sytuację — odezwał się ponownie imperialny dowódca. — Osobiście wolałbym uniknąć dalszej przemocy, więc zachęcam do odrobiny refleksji. Moi ludzie ukończyli montaż ciężkiego samopowtarzalnego blastera E-Web. Jeśli nie znacie tej broni, to na pewno wasza koleżanka komandoska Carasynthia Dune z Alderaan chętnie wam opowie, ilu jej towarzyszy wyparowało w połowie skoku za sprawą poprzednika tego konkretnego modelu.
Gdy spojrzała na Carę, ta była równie zaskoczona, co ona sama. Lynn nie miała pojęcia, kto mógłby mieć dostęp do takich danych, by wiedzieć, kim dokładnie była Cara. Umysł Lynn pracował na najwyższych obrotach, bo skoro była to osoba, której w jakiś sposób ona sama podpadła, tak było niewielu dowódców imperialnych najwyższego szczebla, których mogła wziąć pod uwagę. Bo tylko osoba o wysokiej pozycji mogła zdobyć dokładne dane u Dune. I Lynn wiedziała, że większość z nich albo została stracona, albo przebywała w najbardziej strzeżonym więzieniu w całej galaktyce.
— A może też wyklęty niedawno mandaloriański łowca, Din Djarin, słyszał kiedyś pieśni o Oblężeniu Mandalore, gdy statki wyposażone w podobny sprzęt zabiły całe zastępy Mandalorian w tak zwaną Noc Tysiąca Łez.
Din wyminął Carę i zatrzymał się w połowie kroku, gdy słuchał tego, co mówił imperialny dowódca. Lynn spojrzała na niego i po postawie jego ciała, tego jak był spięty i zaciskał dłonie, było widać, że jest zszokowanym tym, co usłyszał.
— A skompromitowany urzędnik, Greef Karga, kierując się wieloletnim doświadczeniem, może okaże rozsądek i przekona was do poddania się.
Karga przewrócił się w bok i oparł plecami o ścianę. Lynn widziała, że zastanawiał się mocno nad tym, co usłyszał i pewne było, że już szukał rozwiązania, jak wyjść z tego cało.
— I nie mogę zapomnieć o Kapitan Andor — Lynn stanęło prawie serce, a następnie zaczęło bić tak szybko, że słyszała je głośno i wyraźnie w swojej głowie. Po tym, co usłyszała reszta, bała się tego, co dowódca mógł wiedzieć i o niej. — Zdradziecka rebeliantka, który nigdy nie nauczy się odpuszczać, nawet po tym wszystkim... Czy twoi towarzysze i córka wiedzą dokładnie kim jesteś? Lynnea Padme Andor, a może powinienem powiedzieć Lynnea Skywalker? Twój ojciec, twój prawdziwy ojciec, Darth Vader, byłby zawiedziony, gdyby zobaczył, jak odrzuciłaś to, czego cię nauczył.
— O czym on mówi, Lynn?
Ktoś dopytywał o to, czy to była prawda, ale było tak, jakby nagle straciła kompletny kontakt z rzeczywistością, a usłyszane słowa odbijały się w jej głowie, jak bumerang. Był tylko krótki czas, kiedy zwracano się do niej jej prawdziwym, biologicznym nazwiskiem, czego nawet nie pamiętała, bo była zaledwie dzieckiem. Nazwisko Skywalker zostało usunięte z jej kodu sekwencyjnego po tym, jak Organowie ją zaadoptowali i tylko nieliczni mogli dokopać się do wymazanych danych. Jednak jeśli świadomość, że ktoś znał jej prawdziwą tożsamość, niepokoiła, tak fakt, że wiedział o jej czasie spędzonym z Vaderem, wręcz przerażał.
(𝒏𝒐𝒕𝒆!)
RIP Carl Weathers,
Madalorian bez Greefa Kargi już nie będzie taki sam :c
jeszcze w tym tygodniu wrzucę kontynuację tego rozdziału,
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top