Starry night
(1386 słów)
*^*^*
Gwiazdy świeciły niezwykle jasno, kiedy Moonbyul cierpiała z powodu księżniczki Yongsun.
Dla niej ostatnie noce były nie tylko bezksiężycowe, ale i bezsenne. Myśli, które kłębiły się w umyśle służki, już od dłuższego czasu nie dawały jej spokoju, gdyż to, co radowało cały pałac, zabijało dwie kobiety. Teraz wszystko sprowadzało się tylko do jednego: księżniczka wychodzi za mąż.
I żadna z nich nie może nic z tym zrobić.
Jedna dlatego, że jest tylko służącą, druga dlatego, że jest aż księżniczką. Obie dlatego, że są kobietami, a kobiety w świecie mężczyzn nie decydują o swoim losie.
Moonbyul wiedziała, że popełnia grzech, kochając swoją panią w sposób głębszy, niż poddana powinna. A jednak wielbiła ją całym sercem i wiedziała, że nigdy się to nie zmieni. Cierpiała tym mocniej, że uczucie, którym obdarzyła filigranową księżniczkę, było odwzajemnione. Bo jakie znaczenie miała wzajemność, skoro nigdy, nawet w najśmielszych marzeniach we śnie i na jawie, nie mogłyby być razem?
Dotychczas kobietom wystarczała ich wzajemna obecność w pałacowej rzeczywistości, ale wkrótce nawet to miało zostać im odebrane raz na zawsze. Księżniczka miała wyjść za księcia koronnego innego państwa, a co za tym idzie wyjechać i raczej już nie powrócić. Sama myśl o tym, że pewnego dnia po przebudzeniu się, jej pani nie będzie już w pałacu, wywoływała u Moonbyul fizyczny ból w klatce piersiowej. Urodziła się po to, by jej służyć, by ją chronić i opiekować się nią, a od jutra miała zostać oddana na służbę księżniczce Hyejin. Oczywiście kochała młodszą siostrę swojej pani, ale ona nie była jej Słońcem. Małżeństwo Yongsun odbierało jej nie tylko miłość, ale i dotychczasowy sens życia. Kobieta nie była pewna, czy zdoła odnaleźć kolejny.
Już jutro. Jutro pożegna księżniczkę i rozpadnie się na kawałki. Nie potrafiła zasnąć w tej sytuacji, przez co stała i wyglądała przez niewielkie okno swojej komnaty, która przylegała bezpośrednio do tej należącej do jej pani. Ciemne i długie, gęste włosy miała miała splecione w luźny warkocz, który spływał jej po ramieniu i schodził aż za piersi. Patrzyła na gwiazdy, które radośnie błyszczały na ciemnym niebie, rozchylając przy tym małe usteczka i zastanawiała się, czy chociaż Yongsun była w stanie zasnąć.
— Jak możecie się tak cieszyć, kiedy już tylko kilka godzin zostało do wschodu, który zabije wasze światło? — zadała głośno pytanie, posyłając je w eter. Gwiazdy nie mogły jej odpowiedzieć, ale zrobił to ktoś inny.
— Cieszą się ostatnimi godzinami, które mogą spędzić w swoim towarzystwie.
Melodyjny głos, który rozległ się w pokoju, należał do księżniczki. Musiała wejść przez drzwi dla służby, które łączyły ich komnaty w razie nagłych wypadków. Moonbyul odwróciła się i skłoniła głęboko.
— Proszę mi wybaczyć, nie słyszałam pani wezwania. Nie może pani spać? Czy powinnam przygotować ciepłe mleko?
— Obejdzie się. Moonbyul, nikt nas nie usłyszy. Możesz mówić normalnie — Yongsun uśmiechnęła się promiennie, ale uśmiech ten nie objął jej oczu, co nie uszło uwadze drugiej kobiety.
— Nie możesz spać, prawda?
Księżniczka pokiwała głową i podeszła do stojącej wciąż przy oknie służącej.
— Jutro stracę swój Księżyc i będę żyć w wiecznej nocy bez światła. Z taką myślą nie można zasnąć.
— Gwiazdy także rozświetlają noc — podsunęła Moonbyul, chcąc choć trochę ukoić ból ukochanej.
— Nie tak, jak Księżyc.
— Dziś świecą niezwykle jasno.
— Ja ich nie widzę. Jedynym światłem, jakie odnajdują moje oczy, jesteś ty, Moon — wyszeptała Yongsun i sięgnęła dłonią ku twarzy drugiej kobiety, aby założyć jej wyplątany z warkocza kosmyk za ucho.
Moonbyul przymknęła oczy i całą siłą woli powstrzymała się od płaczu. Nie mogła pozwolić sobie na ten luksus. Nie miała prawa buntować się wobec tradycji i decyzji cesarskiej rodziny. Nawet, jeśli robiła to gdzieś w głębi duszy.
— Tak bardzo boję się jutra, Sun. Wiem, że kiedy odjedziesz, moje serce umrze. Dlaczego nie możesz zabrać mnie ze sobą? — mówiła cicho, wciąż zaciskając powieki.
— Rozmawiałyśmy o tym już wiele razy. Moja matka oddała cię Hyejin w prezencie. Ja... ja podejrzewam, że ona się domyśliła. To cud, że jeszcze żyjesz, a gdybym spróbowała zabrać cię ze sobą, skazałabym cię na śmierć.
— Wolałabym umrzeć przy tobie, niż żyć tutaj zdala od ciebie — odpowiedziała Moonbyul, choć wiedziała, że nie mogłaby tego zrobić, bo to zraniłoby jej Słońce najbardziej.
Otworzyła oczy i milcząco zlustrowała twarz ukochanej. Starała się zapamiętać każdy, nawet najmniejszy szczegół. Mały, zgrabny nos, pięknie skrojone wargi, pieprzyk pod brwią, okrągłe oczy o długich i podkręconych, czarnych rzęsach. Wszystko w księżniczce było dla niej idealne.
Yongsun również przypatrywała się swojej miłości i nieświadomie robiła to samo co ona. Wiedziała, że już za kilka godzin przyjdzie im się pożegnać, i obie będą umierać z tęsknoty za tą drugą.
Właśnie dlatego księżniczka wpadła na pewien śmiały pomysł. Złapała zaskoczoną Moonbyul za dłoń i zaczęła prowadzić w kierunku drzwi do swojej komnaty.
— Pani, nie możemy — kobieta spróbowała zaprotestować, przez co przez przypadek użyła języka formalnego.
— W takim razie, to rozkaz — odparła księżniczka, która nieraz potrafiła zamienić swoje szlachetne zachowanie na psotne i godne prawdziwego chochlika.
Zaprowadziła służkę do swojego łoża i usadziła ją na nim.
— Nie denerwuj się. Przecież wiesz, że nikt nie może tutaj wejść bez pozwolenia — zapewniła ją. — Nie chcę zmarnować naszej ostatniej nocy, Moon. Chcę cieszyć się twoim towarzystwem, tak jak gwiazdy cieszą się swoim, dopóki słońce nie wzejdzie. Chcę mieć widok na swój Księżyc ten ostatni raz i nikt mi tego nie odbierze.
Moonbyul ułożyła swoje dłonie na ramionach Yongsun i oparła głowę w zagłębieniu jej szyi.
— Kocham cię.
Powiedziała jej to wprost po raz pierwszy, mimo że od lat te dwa słowa cisnęły jej się na usta, kiedy tylko przebywała w pobliżu księżniczki.
— Ja ciebie też — odpowiedziało jej uwielbione Słońce.
Yongsun pragnęła tego zdania od dawna. To ona jako pierwsza zaczęła starać się o względy drugiej kobiety.
Niewiele myśląc złapała za jej ramiona, delikatnie odsunęła ją od siebie, po czym nachyliła się, łącząc ich usta w delikatnym pocałunku. W tym momencie spadły niewidzialne więzy strachu, które wystarczająco długo powstrzymywały kochanki od takiej formy pieszczot. Choć Moonbyul była zaskoczona, pozwoliła sobie na delektowanie się uczuciem posiadania warg Yongsun na tych swoich. Była to dla niej nowa, nieoswojona i niezapomniana przyjemność.
Ostatnia noc, pierwszy pocałunek.
Księżniczka ośmielona westchnieniem, które wydała w jej usta druga kobieta, podciągnęła się na łóżku i wsunęła jedną dłoń na jej plecy. Delikatnie położyła Moonbyul na posłaniu, gdzie w dalszym ciągu delikatnie i z należytą dozą czułości pieściła jej drobne wargi. Tym pocałunkiem obie chciały oddać namiętność, której od zawsze były pozbawione.
Kiedy Yongsun przeniosła drugą dłoń na biodro leżącej pod nią kobiety i pogładziła je powoli, Byul przerwała pocałunek i delikatnie ściągnęła rękę.
— Nie chcesz tego? — zapytała cicho starsza, patrząc uważnie w oczy ukochanej. — To nasza ostatnia szansa, abyśmy się sobie oddały.
— Chcę tego, ale nie mogę zabrać czegoś, co nie należy do mnie. Wybacz Sun.
— Zawsze będę twoja — zapewniła księżniczka.
— Ale tylko w sercu.
— Aż w sercu.
Po tych słowach Moonbyul objęła starszą ramionami i mocno wtuliła się w jej ciało. Pragnęła dotyku Yongsun, ale wiedziała, że gdyby pozwoliła na niego, wspomnienie tej nocy nigdy by jej nie opuściło. Nie chciała uzależnić się od czegoś, czego już więcej nie otrzyma. To jak skazać się na jeszcze większe cierpienie.
— Pozwól mi utulić się do snu. Będę czuwać przy tobie aż do wschodu słońca.
— To będzie nasze pożegnanie, prawda? — zapytała księżniczka, ale ułożyła się w taki sposób, aby druga kobieta mogła wtulić ją sobie w pierś.
— Tak.
Rozdzierającą scenę obserwowały jedynie gwiazdy zza okna w komnacie Yongsun. Moonbyul głaskała starszą po włosach i szeptała uspokajające słowa, kiedy smutek rozstania w końcu opuścił jej oczy w postaci łez. Obiecała, że odnajdzie ją w innym życiu, skoro w tym nie były sobie przeznaczone. Siedziała dalej, kiedy księżniczka usnęła i dopiero wraz ze świtem wysunęła się spod jej głowy, układając ją delikatnie na poduszce.
Wróciła na chwilę do swojej komnaty i z niewielkiego, ozdobnego pudełka na biżuterię wyciągnęła spinkę w kształcie księżyca, z którą nigdy się nie rozstawała. Poszła do Yongsun i włożyła ozdobę w jej otwartą dłoń, zaciskając na niej delikatnie palce, po czym złożyła na jej czole delikatny pocałunek — ostatni w ich życiu, na drogę.
Rankiem księżniczka nie zobaczyła już swojej służącej. Ujrzała ją dopiero w momencie, w którym po pożegnaniu z rodziną wsiadała do powozu. Kobiety nie potrzebowały już żadnych gestów ani słów, gdyż wszystko zostało wypowiedziane w nocy. Spojrzały jedynie z daleka w swoje oczy. Moonbyul uśmiechnęła się, kiedy mignęła jej złota spinka wpięta w czarne włosy.
Słońce stało wysoko na niebie, kiedy odjeżdżający korowód rozdzielił dwa bijące dla siebie serca.
*^*^*
Witajcie, zagubieni ludzie :>
Oto i moja miniaturka. Mogła wyjść odrobinę krindżuwa, bo to moje pierwsze GL. Wpadłam na ten pomysł randomowo i stwierdziłam, że muszę pisać. To było silniejsze ode mnie, więc wybaczcie za ewentualne uszczerbki na poczuciu estetyki.
Jako że jestem niewyżyta pisarsko, one shoty pojawią się jeszcze nie raz, ale pisane już w pełnym składzie.
Wasza Jin
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top