25.
Jeongin stał przed wejściem na lotnisko. Nigdy się tak nie stresował. Czuł jak przez całe jego ciało przechodzą fale gorąca lub chłodu. Zegarek w telefonie pokazywał 7.24. To wczesna pora, ale yang był bardzo rozbudzony, mimo nie przespanej nocy. Czekał z utęsknieniem. Nie mogł się doczekać gdy ujrzy ukochanego blondyna i zatopi się w jego objęciach.
Ludzi przybywało. Jedni odlatywali, a inni dopiero czekali na odbiór bagażu.
Minęła godzina odkąd samolot chana miał przylecieć. Zdenerwowany chłopiec odblokował komórkę i wybrał numer przyjaciela.
-Chan, gdzie ty jesteś? Samolot się spóźnił czy się zgu...
~Jeongin, nie ma mnie w korei, ani w samolocie.
-Czekaj... To znaczy, że nie przyleciałeś...
~Wytłumaczę Ci to...
-Nie. Obiecałeś, że będziesz.
~Zapomniałem, że mam egzamin i...
-Jasne, chris nie tłumacz się. Nie ważne.
~Jeon...
Koreańczyk zerwał połączenie i poczuł na policzkach ciecz. Powoli zaczynał dusić się łzami a nogi się pod nim ugieły.
Dlaczego został tak potraktowany, przecież sobie na to nie zasłużył. Przecież bang go kochał, a nie przyleciał. Może kłamał? Może yang nic dla niego nie znaczy? Nie. Nie okłamał by go.
Yang próbował wszystko to sobie tłumaczyć. Nawet nie zauważył ile czasu stał na środku lotniska. Zmęczony i wyprawy z emocji w końcu ruszył w stronę wyjścia.
________________________
Prawdopodobnie pojawia się dzisiaj jeszcze 2 rozdziały.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top