7 - Rumieniąc się masz tę pewność, że żyjesz.

-skreślenia-


~ Kiyoshi ~

O-och, już wrócił!

Natychmiast wstałem z podłogi, a zdradliwe rumieńce wkradły mi się na twarz.

- P-przepraszam, ja...

Głupi, głupi, głupi, tak dać się ośmieszyć przed księciem! głupi, głupi...!

- Nawet nie chcę wiedzieć. - westchnął głęboko i odwrócił wzrok.

Mam ochotę się schować pod pawilonem poduszek i już nigdy stamtąd nie wychodzić.

Tak ośmieszyć się przed Rei'em, to takie...

- ...urocze.

. . .

...urocze?

Popatrzyłem się chwilę na niego w szoku, po czym przyłożyłem dłoń do jego czoła.

- Dobrze się czujesz, Rei?

On FAKTYCZNIE jest trochę czerwony na twarzy...

Odtrącił tylko moją dłoń i szybkim krokiem udał się w drugą stronę.

- Poszedłem poszukać futonu, żebyś nie musiał czuć się... niekomfortowo.

Czy on się martwił o mnie...?

(chcesz, żeby tak było, zwłaszcza teraz, kiedy już znasz i jesteś w stanie nazwać swoje uczucia)

A może po prostu nie chciał spać obok mnie?

W końcu mnie nienawidzi.

Nie myśl teraz o tym, nie myśl.

Więc, gdzie jest ten futon, o którym wspomniał...?

Spojrzałem ponownie na księcia, nie mogąc się dopatrzeć wspomnianego fragmentu materiału.

- Ale nie udało mi się ukończyć tego zadania. Poczekaj chwilę.

Odwrócił się do mnie plecami, kierując w stronę ogromnego łoża (na którego widok wciąż mam ciarki) i jednym ruchem podniósł masywną kołdrę, jednocześnie zsypując na podłogę równie czerwone płatki róż.

Następnie rozłożył go na podłodze i odwrócił się w stronę dużej skrzyni, by zacząć wyjmować z niej kilka koców.

Co on wyprawia...?

- Ano, Rei, mogę wiedzieć, dlaczego...

- Nie będziemy przecież spać na jednym łóżku. Tradycja nie nakazuje niczego takiego, tak samo jak nie przymusza nas do seksu.

Jak on może powiedzieć słowo na ,,s'' z tak prostą i obojętną twarzą?!

 Nawet głos mu nie zadrżał...!

On na pewno jest człowiekiem...?

I dlaczego dopiero teraz dowiaduję się o tym, że nie muszę z nim t-tego zrobić?!

Tyle mentalnej walki i nic?!

Nie, żebym tego chciał, oczywiście!

(-a miałeś siebie nie okłamywać, wciąż pamiętasz jego zapach, ciepło, tęsknisz za tym ulotnym uczuciem-)

Przyjrzałem mu się uważniej, i dopiero teraz zauważyłem, że jego ruchy są nieco nerwowe, zupełnie, jak gdyby z całych sił starał się ukryć złość albo chęć mordu.

A jestem jedyną osobą w zasięgu kilkunastu metrów, ale chyba nie zrobi mi krzywdy, prawda?

Aaach, i znowu się zaczynam denerwować, tym razem z zupełnie innych powodów!

Dlaczego ksią... kr... Rei'owi tak często zmienia się nastrój?

Jest jakiś bipolarny, czy co?

- Um... D-dziękuję...? - cholera, znowu mi głos drży.

I to chyba nie powinno było wyjść jako pytanie, prawda...?

Wdech, wydech.

Może po prostu wciąż jest na ciebie zły za tę całą wcześniejszą sytuację z Arbitro?

Tak, to na pewno to...!

Spróbuj mu to ponownie wytłumaczyć, może ci tym razem uwierzy.

Tylko niech chociaż tym razem nie załamie ci się tak żałośnie głos. 

- A-ano...

- Kładź się spać i się już nie odzywaj.

Dobra, najwyraźniej teraz nie jest najlepszym momentem na rozmowę.

Posłusznie położyłem się na podłodze, na co książę tylko przyłożył dłoń do czoła w geście irytacji.

Co niby tym razem...?

- Ty na łóżku. - westchnął, na co miałem ochotę spojrzeć się na niego jak na kompletnego kretyna.

A że chciałem zachować swoją głowę, tylko wyjąkałem jak jakaś panien... to znaczy, uh. Po prostu nieco mi głos zadrżał!

- N-nie, jest w porządku, jestem przyzwyczajony do spania na podłodze, więc...

Poza tym, to co on sobie myśli? 

To on jest królem (przyszłym, ale jednak), więc...

Poza tym, to naprawdę nie byłby pierwszy raz, kiedy to spałbym na twardej powierzchni, a wątpię, żeby Rei'owi się to często zdarzało.

W końcu, kiedyś często nocowaliśmy z Mią u różnych znajomych rodziców, kiedy to ci oferowali nam jakieś drobniejsze wakacyjne prace, a że nie zawsze istniała możliwość spania na łóżkach, szybko się z Mią do tego przyzwyczailiśmy.

Albo pierwsze noce, kiedy to spaliły się nasze futony...

Dopiero po kilku dniach jedna z sąsiadek się zlitowała i podarowała nam stary, ale wciąż w bardzo dobrym stanie materac.

- Powiedziałem, że masz spać tam, więc tam będziesz spał.

Jakoś coraz bardziej i bardziej zaczyna przypominać króla.

I dlaczego mnie to lekko irytuje...?

- A-ale Rei...

- To rozkaz. - przez jego wyraźnie zdenerwowany głos od razu umilkłem.

Czy to naprawdę możliwe, żeby wciągu jednego dnia zacząć brzmieć jak prawdziwy król?

Tak, że nie miało się ani siły, ani chęci, czegokolwiek, żeby się sprzeciwić?

Poza tym, nie rozumiem go, ani trochę.

Raz marchewka, raz kij.

Raz się uśmiecha, raz się gniewa.

Raz mnie ignoruje, a raz za chłodnym tonem ukrywa naprawdę miłe ciepło; tak jak teraz. 

On naprawdę musi być bipolarny.

Powoli wstałem z materaca, i postałem tak chwilę, próbując znieść jego oczy, które zdawały się przeszywać mnie na wylot.

Come on, spójrz już w inną stronę.

Czuję się, jak gdyby zaraz miał na mnie naskoczyć i mnie zjeść.

Może mam coś na twarzy?

Albo na ubraniu?

Nadal na sobie mam ten dziwny, biały garnitur, który ważył chyba z tonę, i z przyjemnością bym się go pozbył.

Rzuciłem ukradkiem spojrzenie na Rei'a, a potem szybko odwróciłem wzrok i ogarnąłem spojrzeniem pomieszczenie.

I jeszcze ta dziwna cisza.

Co by tu zrobić, żeby tylko ją przerwać...?

On najwyraźniej wciąż nie wie, że ja wiem, że on się na mnie tak nachalnie patrzy.

Chyba, że mu to po prostu nie przeszkadza, a pojęcie przestrzeni osobistej (uh, a może jakoś inaczej się to nazywało?) jest mu obce.

Co by oznaczało, że jest dziwną istotą której nie powinien był w ogóle zaliczać do ludzi.

Myśl, myśl, co by tu zrobic...

Zdobiona lampa (zgaszona); sugestywne płatki róż; drzwi balkonowe; romantyczne świece; mahoniowy stolik; słodkie, torańskie wino; biały, puchaty dywan, w którym mógłbym spędzić resztę mojego życia; ogromne (będące pewnie w stanie pomieścić z 7 osób, jak nie więcej) łoże; kryształowy żyrandol; Rei, który ma na sobie równie biały garnitur i, wygląda w nim naprawdę...

Dobra, zły pomysł, spójrz w inną stronę...!

Drugie drzwi...

No tak! Toaleta!

- P-pójdę wziąć prysznic.

Jak to dobrze mieć te nieliczne przebłyski istnego geniuszu.

Ruszyłem się z miejsca, zgarnąłem z łóżka schludnie zwiniętą piżamę (która wcześniej znajdowała się pod kołdrą) i szybkim krokiem wyszedłem z tej części komnaty.

A on wciąż uporczywie podążał za mną wzrokiem.


~ Rei ~

Dlaczego jestem tak miły dla tego zdrajcy...?

,Ale przecież cię jeszcze nie zdradził.'

Jeszcze. 

To tylko kwestia czasu, i tak, jak wszyscy inni; odejdzie, zaśmieje się mi tylko w twarz, i z uśmiechem na ustach weźmie pieniądze, by zabawić się ze swoim nowym kochankiem.

,Chyba, że nie ma żadnego kochanka.'

Niby czemu miałbym w to uwierzyć?

(-bo chcesz, bo chcesz, bo szczerze chcesz w to uwierzyć-)

Zwłaszcza po tym jakże przyjemnym poranku, który zafundował mi mój wuj.

Nie dość, że wpycha się w każdą sprawę, to jeszcze zapewne romansuje na boku z Kiyoshim.

Bo po co miałby tak zawzięcie przekonywać mnie o tej jego rzekomej niewinności?

I jeszcze te dokumenty z rana, które próbował mi wepchnąć tuż przed nos.

Czy on naprawdę sądził, że skoro nie uwierzyłem mu, to uwierzyłbym stosowi głupich papierków?

I niby co tam takiego było?

Jego życiorys? Dowód tej jego rzekomej niewinności? Zasięgnął porady od lekarza w tej kwestii? A może to jakaś ckliwa historyjka o biednej sierocie, która wychowywała się na ulicy? Powieść o biednej prostytutce?

A może to były dowody wpłaty? Pokazanie, że pieniądze przeznaczył na organizację charytatywną, albo postawił dom chorej babci?

Jakbym jeszcze w to uwierzył.

W dzisiejszych czasach wszystko można już sfałszować. 

Zwłaszcza coś tak nietrwałego i bezużytecznego jak pliki dokumentów.

Dobrze, że nawet na nie nie zerknąłem.

(-a chciałeś, nadal chcesz, żałujesz, że ich nie przeczytałeś-)

Nie chciałbym wiedzieć, na co wydał te pieniądze, bo po co?

Nic by to nie zmieniło.

Nadal byłby niczym więcej, a kolejną własnością Toran'u.

(-zmieniłoby, czułbyś się spokojniejszy, wiedziałbyś, w jaki sposób powinieneś na niego patrzeć-)

,A może ty po prostu nie chcesz czuć się zawiedziony?'

Zawiedziony?

Niby dlaczego?

To nie byłoby nic niespodziewanego.

Przecież już od samego początku wiedziałem o tym, na co dokładnie się piszę, więc to na pewno nie ja miałbym ponosić jakiekolwiek konsekwencje.

- T-toaleta jest wolna.

- Dobrze, już i...

...

Cholera.

Jest źle.

A nawet bardzo źle.

Wzrokiem powędrowałem po jego ciele.

Kropelki wody spływają po ciemnych włosach. Kierowały się w dół, po bladej szyi, by schować się pod koszulą piżamy.

Kto do cholery wybrał akurat ten krój stroju?

Niby nie jest za duża, ale odsłania część jego ramienia; ramienia, na którym wciąż jest najdelikatniejszy ślad po...

Cholera.

Delikatny obojczyk, ma tak bardzo delikatną tę część.

Jego twarz, jest nieco zrumieniona; to od wody, czy od wstydu? Zdradza mieszane uczucia. 

I jeszcze te jego usta, nieco rozchylone, nieco spierzchnięte wargi, po których przejechał językiem...

- U-um, książę? To znaczy kró... Rei?

. . .

Nie odpowiadając mu wstałem i skierowałem się do toalety. Prysznic zdecydowanie mi się teraz przyda.

I to taki wyjątkowo lodowaty.


~ Kilkanaście minut później ~

Właśnie leżę na Kiyoshim, wdychając jego słodki zapach, patrzę na jego zarumienioną twarz, i jednocześnie zastanawiam się, jakim cudem znalazłem się w tej wyjątkowo dziwnej i niekomfortowej... sytuacji.

I dlaczego nie mam aż tak bardzo przeciwko, jak powinienem teraz mieć.


~ Kilka minut wcześniej ~

15 minut brania prysznica, i jakoś wciąż nie czuję się lepiej, aniżeli zanim wszedłem do łazienki.

Wściekłość; po prostu przypomnij sobie, dlaczego go nienawidzisz.

(-znowu się okłamujesz, znowu, znowu, znowu-)

Racja, przecież to oczywiste, że nie może być brzydki albo nieatrakcyjny.

(-jest piękny, podoba ci się; delikatny, kruchy, drobny, blady, idealny-)

Tym bardziej, że to właśnie za jego ciało mu zapłacono.

Nie ma w tym więc nic w tym dziwnego.

Brzydka dziwka nikomu by się nie przydała.

Nie zmienia to faktu, że wciąż, w tym jego wyglądzie nie ma nic specjalnego.

Jest taki sam, jak tysiące innych; taki, jak te wszystkie poprzednie dziwki Yuki'ego, albo jak moja matka.

Wiem to.

Dobrze to wiem, a jednak... a jednak jakoś wciąż, nadal, nie mogę w pełni przekonać samego siebie.

Dobra, nie ma sensu siedzieć ani sekundy dłużej pod strumieniem zimnej wody.

Jestem zmęczony, i aktualnie myśl o śnie wydaje się być najbardziej atrakcyjna, nawet jeżeli to ja zajmę podłogę; ale to akurat to tylko i wyłącznie dlatego, że źle by to wyglądało, jakbym to ja spał na ogromnym łożu.

To tylko kwestia poprawnej etykiety!

(-nie chciałeś, żeby czuł się niekomfortowo, chciałeś mu dogodzić-)

. . .och. 

Kurwa.

Zapomniałem wziąć ze sobą piżamy. 

Zostawiłem ją na łożu.

Świetnie. Normalnie punkt dla mnie.

I ty niby nie miałeś mu dawać żadnej nadziei?

Jak cię tak zobaczy, to na pewno pomyśli sobie nie wiadomo co.

Chociaż, z drugiej strony, nie będę tu tak stał nie wiadomo ile czasu, prawda?

Z głębokim westchnięciem opasałem się białym, puchowym ręcznikiem i skierowałem w stronę drzwi.

I idealnie w momencie, kiedy je uchyliłem, omalże nie dostałem ataku serca, kiedy to na linii wzroku ukazała się ciemna czupryna.

- KYAH?!



~ Teraz ~

I właśnie w ten, jakże un-książęcy i prawdopodobnie totalnie nieetyczny i nieelegancki sposób, mały stracił równowagę, a ja (jako dżentelmen z natury), nie chciałem, żeby musieli go zaciągać do szpitala by zakładać szwy na głowie.

(-nie chciałeś, żeby stała mu się żadna krzywda-)

Instynktownie spróbowałem go osłonić przed bolesnym upadkiem, tym samym ryzykując własnym zdrowiem.

Ale on się tego najwyraźniej nie spodziewał w żaden sposób, przez co jakimś magicznym cudem znalazłem się na nim.

I najgorsze jest to, że przez chwilę w głowię utkwiła mi myśl, że nie chcę się stąd (z niego) wcale ruszyć.

Zapach, silniejszy niż wcześniej; i jeszcze widok jego delikatnego ciała, i obojczyk - teraz tak dobrze widoczny po tym, jak koszula od piżamy się nieco zsunęła, i jeszcze wciąż jest nieco wilgotny od prysznica.

Ta myśl, że to tu jest jego miejsce. Przy mnie. Pode mną.

Może... może tak długo, póki zostanie mi lojalny; nawet jeżeli musiałbym mu za to płacić; to może pozwolę mu zostać (u mego boku)?

(-powiedz to, na głos, dlaczego wciąż sam sobie zaprzeczasz?-)

Ale tego nigdy nie powiem mu na głos.

...

Nie jestem jednak jedynym, prawda?

Nie jestem jedyną osobą, która czerpie przyjemność z jego obecności.

Przyjemność z jego zapachu, z jego ciała.

Poderwałem się jak błyskawica, i tym razem z piżamą w dłoni ponownie skierowałem się do toalety.

Nie mogę. Nie mogę mu pozwolić zbliżyć się do mnie ani o krok bliżej.

To jego wina, to wszystko jego wina.


~ Kiyoshi ~

IDIOTA, IDIOTA, IDIOTA, IDIOTA!

DLACZEGO W OGÓLE MYŚLAŁEŚ, ŻE ZANIESIENIE MU PIŻAMY DO TOALETY, GDZIE JEST PRAWDOPODOBNIE NAGO, JEST DOBRYM POMYSŁEM?!

Kretyn, głupek, imbecyl, idiota, baka...!

Kończą mi się przymiotniki, ale to i tak nic nie zmienia!

Buu... 

Mam ochotę wtulić się w te uber-super mięciutkie piżamy (poważnie, z czego oni je robią? Całe życie nosiliśmy to, co tylko udało nam się wygrzebać ze szmateksowych półek, a teraz jestem cały oblepiony chmurami. Może uda mi się Mii taką wcisnąć?) i spędzić tu resztę życia, nie ruszając się z miejsca.

Zaraz, nie czas rozwodzić się o piżamach, niezależnie jak cudowne one by nie były!

Achh, teraz na pewno będzie jeszcze bardziej niezręcznie między nami! I niby jak tu się odezwać, tym bardziej że...

...och.

Widziałem go w samym ręczniku.

Kiedy był niemalże całkowicie nagi.

. . .

HUH?!

Dopiero teraz to do mnie dotarło!

W-widziałem jego klatkę piersiową.

I mięśnie.

Dużo mięśni.

Jest... jest naprawdę dobrze wyrzeźbiony, ale nie wygląda jak Hidetada Yamagishi (który, nadal według mnie jest sfotoszowany).

Ma po prostu... um, no po prostu dobrze wyglądał.

A nawet cudownie.

Cholera, i jak tu nie zazdrościć...?

Może i nie jestem gruby czy coś, ale nawet gdybym ćwiczył, to w życiu nie miałbym takiej klaty, już nie mówiąc o bicepsach i...

...on leżał na mnie.

Z-zapach, znowu go poczułem. Przygwoździł mnie do podłogi, jak wtedy, pierwszego dnia po tym nieporozumieniu, którego z resztą nadal mu nie wytłumaczyłem, i...

I jeszcze te oczy; tak głębokie, niebieskie, zszokowane, a jednak tak szczere; i ten jego głos, i...

- Mogę już zgasić światła?

...!

KIEDY ON TU WSZEDŁ?!

Czy wszyscy w rodzinie królewskiej to jacyś ninja?!

W sumie, to całkiem możliwe, jeżeli zwróci się uwagę na to, że Toran jest ściśle związany z japońską kulturą; może jakiś jego praprapradziadek był rodowitym ninja z jakiegoś super uber-klanu cienia?

Tak jak w tej mandze, o której...

- To mogę zgasić to światło?

- T-tak, oczywiście.

U mnie zapadła ciemność nieco wcześniej, jako że zawstydzony ukryłem się pod kocami i zawinąłem się niczym jakiś mrówkojad.

Waah, tak niezręcznie.

Muszę nauczyć się przestać tak odpływać co chwilę.

Zawsze źle się to dla mnie kończy.

Cisza opanowała pomieszczenie już chwilę po tym, jak Rei położył się na tym prowizorycznym posłaniu.

Nie widzę jego twarzy, ale... czy mi się wydaje, ale Rei wydaje się dość... zdenerwowany?


~ Rei ~

Mimo, iż zgasiłem światło dobre kilkanaście, jak nie kilkadziesiąt minut temu, to wciąż nie mogę zasnąć.

I to wszystko jego wina.

Cały czas o nim myślałem; nie mogę przestać nawet teraz.

Mimo, iż dobrze wiem, że nie powinienem.

Cholera no; tyle się dziś działo, że byłem święcie przekonany, że padnę na twarz i spokojnie zasnę.

A tu nic.

Czuje się jak kompletny idiota.

Najpierw ten cały ślub i pocałunek, o którym z resztą również, wciąż, uporczywie nie mogę zapomnieć  (-a nawet nie chcesz zapomnieć, chcesz go powtórzyć-).

A potem jeszcze ta moja idiotyczna, sztuczna rodzina i ich akt, już nie mówiąc o moim bracie.

Ich to z wielką przyjemnością podrzuciłbym hienom na pożarcie; może nareszcie znaleźliby godne sobie towarzystwo.

A potem jak jakiś kretyn szukałem wszędzie ,,zaginionego'' chłopaka, tylko po to, żeby ostatecznie okazało się, że cały ten czas, jak gdyby nigdy nic, był na balkonie.

Brawo ja.

To było bardzo inteligentne z mojej strony.

I niby ja mam zostać przyszłym królem.

Jak się tak chwilę zastanowię, to pod wpływem paniki nawet nie sprawdziłem, czy nie załatwiał się wtedy w toalecie, a wnioski o jego zniknięciu wyciągnąłem po prostu z nieobecności wszelakich odgłosów prysznica.

Jeszcze lepiej.

Ciekawe, czy w ogóle uda mi się zmrużyć tej nocy oko.

Pewnie nie.

Nie wiedzieć czemu, poczułem głęboką potrzebę przerwania tej ciszy.

Powoli usiadłem i skierowałem spojrzenie w stronę tej wysokiej, kocowej góry.

Nawet, kiedy go nie widzę, to wciąż jest niesamowicie uroczy. 

Boże, ratuj mnie.

Z jednej strony, usiadłem z powodu chęci zaczęcia jakiejś rozmowy, a jednak nie mam najmniejszego pojęcia, jak w ogóle mógłbym to zrobić. 

Mam wrażenie, że ciężko będzie nam znaleźć wspólny temat; poza tym nic o nim nie wiem, ani o jego zainteresowaniach, ani o jego przeszłości, ani o...

...

Właśnie poczułem żal do samego siebie, i momentalnie pożałowałem odmówienia przeczytania tych papierków od Arbitra.

Może wtedy nie czułbym się teraz w ten skomplikowany sposób...?

- Masz rodzeństwo?

Świetnie. 

Pytanie z listy ,,100 najgłupszych i najbardziej pospolitych pytań/łamaczy lodów dla plebsu''.

Następne z listy to te o jego ulubiony kolor i znienawidzone jedzenie.

Kulka koców zatrzęsła się lekko, najwyraźniej nie spodziewając się nagłego pytania. Po chwili spod materiału wyłoniła się czarna czupryna, a po chwili i reszta chłopaka, który spojrzał się na mnie wyraźnie zdziwiony.

- U-um, mam s-siostrę. 

Cholera. Mimo iż jego głos jest śpiący i zaspany, to wciąż drży w ten sposób, w ten uro...

- A ty...? - odpowiedziałem mu tylko spojrzeniem z wysoko uniesioną brwią.

A on się zarumienił.

...

Dlaczego on się zarumienił?!

To nie jest tak, że zrobiłem coś zboczonego, albo że go dotknąłem, albo spojrzałem się na niego namiętnie i z pożądaniem, albo że jestem nagi, albo że...

- Mam... jednego brata. - niemalże wywarczałem, a on od razu spuścił wzrok.

Świetnie. Jestem księciem, a nie jestem w stanie nawet poprowadzić konwersacji dłuższej niż dwa zdania z moim małżonkiem, bez potrzeby zaczęcia zachowywać się jak jakiś pies.

- L-lubisz książki?

Och, wow.

A myślałem, że tylko ja jak się bardzo czymś stresuję albo po prostu jestem nerwowy, to korzystam z tych 100 łamaczy lodu.

Ale już samo to, że w ogóle chciał kontynuować rozmowę ze mną, pozwoliło mi się nieco rozluźnić, a sam nie byłem już nastawiony na jednostronny atak.

- Tak. - dziwnie rozmawia się w ten sposób.

Zbyt długo nie miałem bardziej pospolitego, luźnego towarzystwa.

Jestem najwyraźniej już zbyt przyzwyczajony do atmosfery mojej rodziny i ich ,,przyjaciół''.

A teraz, ten zalążek rozmowy; niczym nieograniczona wolność. 

Nie ma potrzeby zachowania odpowiedniej postawy. Nie muszę uważać i przemyśleć dokładnie każdego słowa.

Nie muszę się ukrywać.

A on mnie słucha, ale jednocześnie nie ocenia.

Może więc warto nagrodzić go kontynuacją tej rozmowy?

- Słyszałeś może o ,,Inteligencji Emocjonalnej'' Daniela Goleman'a?

Kiedy chłopak pokręcił przecząco głową, lekko uśmiechnąłem się pod nosem.

Tak jak myślałem.

Nie wie, a jednak sam tytuł zdawał się rozbudzić w nim ciekawość.

Może to faktycznie dobry temat do rozmowy?

- Autor opisuje najróżniejsze sytuacje, a następnie je analizuje, pozwalając czytelnikowi na wyciągnięcie wniosków. Nie skończyłem jej czytać. Wtedy, w bibliotece; przerwałeś mi.

- N-nie chciałem, to nie było specjalnie, j-ja...

- Nie jestem na ciebie zły. Chciałem... ci coś opowiedzieć.


~ Kiyoshi ~

Dobra.

Tego się nie spodziewałem, ani trochę.

Po kilkunastu minutach (dokładnie 23; wiem, bo liczyłem mijające sekundy, tym samym próbując usnąć) zadał mi to ciche pytanie, a ja mogłem tylko spojrzeć się na niego z rozszerzonymi oczami.

Zapytał się mnie o moje rodzeństwo.

Odpowiedziałem mu.

Zapytałem go o jego rodzeństwo.

A on podniósł brew w tym dziwnym geście.

A ja się zarumieniłem na ten widok. Dość mocno.

I on, dzięki lekkiej poświacie księżyca to zobaczył.

Ale jak tu się nie rumienić?!

Sposób w jaki się we mnie wtedy spojrzał był taki... taki nieksiążęcy. 

Tak bardzo typowo ludzki.

Wyraźnie czułem, że należy do Rei'a, a on sam już nie udaje, odłożywszy swoją maskę gdzieś na bok.

Dopiero wtedy doszło do mnie, że zadałem jakże idiotyczne pytanie, na które i tak znałem odpowiedź. A zadałem je tylko i wyłącznie ze stresu.

A on i tak mi odpowiedział. Z lekkim zdenerwowaniem, ale jednak.

Nie wiedziałem jak zareagować, więc przeleciawszy dalej przez listę 100 najżałośniejszych łamaczy lodu, zadałem następne w kolejności pytanie.

A on, dzięki Bogu, wyraźnie się rozluźnił, i odpowiedział.

A potem zaczął opowiadać.

Mówiłem już, że uwielbiam jego głos?

- Jesień. Rodzina, dość zamożna. Jedno dziecko. Mała dziewczyna, 12 lat, miała nocować u przyjaciółki, ale zamiast tego postanowiła zrobić drobny psikus rodzicom. Schowała się w szafie. Kiedy wszyscy poszli spać, wyszła z niej, robiąc nieco hałasu. Ojciec, przekonany że to włamywacz, wyjął spluwę z szafki obok. 

Poczułem jak zamiera mi oddech. On chyba nie... 

- Dziewczyna ukryła się za drzwiami. Kiedy tylko mężczyzna otworzył drzwi, to ta spróbowała go przestraszyć; głośno krzyknęła. - przerwał, by wziąć głęboki wdech. - Dziewczyna umarła na miejscu. - spojrzał się na mnie wyczekująco, dokładnie mnie obserwował. 

Pod jego czujnym spojrzeniem nie mogłem się nawet ruszyć.

- Jak sądzisz; kto zawinił?

Kto? 

Stała się tragedia, a ty zadajesz pytanie o to, kto zawinił?

Czy to takie ważne?

Czy to ważne, kto zawinił?

A nie ważniejsze jest to, gdzie teraz jest ta dziewczyna?

Albo jak się czują jej rodzice?

Co myślą jej przyjaciele?

Co się stało z jej ojcem?

Mimo, iż nie znałbym na te pytania odpowiedzi, to właśnie one wydawałyby się o wiele bardziej ludzkie.

Bez namysłu powiedziałem pierwszą rzecz, która tylko przyszła mi do głowy.

- Bóg.

Rei spojrzał się na mnie z rozszerzonymi oczami, najwyraźniej nie spodziewając się takiej odpowiedzi.

Nie rozumiem tylko, dlaczego wydawał się taki zdziwiony.

Bo w końcu, mylę się?

To przez niego zginęli moi rodzice.

To przez niego Mia zachorowała.

To przez niego Rei ma swoje demony.

To przez niego rodzina królewska odgrywa ten sam akt, odgrywa i odgrywa, bez chwili wytchnienia.

To przez niego muszę być teraz uwięziony w tej klatce.

Wiem, że nie powinienem był tak myśleć.

Gdyby Mia tu była, to by pewnie mnie walnęła, i kazała spojrzeć na to z innej strony.

A ja, jak zawsze, przyznałbym jej racje.

Przypomniałaby mi, że to właśnie dzięki niemu istniejemy na tym świecie.

To dzięki bogu nabyliśmy wspomnienia z rodzicami.

To dzięki niemu mieliśmy przyjaciół.

To dzięki niemu możemy samolubnie jeść, tworzyć, bawić się, korzystać z przyziemnych przyjemności.

To dzięki niemu cieszyliśmy się każdym dniem razem.

To dzięki niemu spotkałem Rei'a.

...

Mia miała rację; jak zawsze.

Jakoś... jakoś w jednej chwili bóg przestał się wydawać taki zły.

I jakoś dopiero teraz zauważyłem, że słowa cichej piosenki wypłynęły z moich ust.

Kiedy tylko skończyłem, nie pamiętałem już nawet jej słów.

Ogarnęła mnie przyjemna ciemność, i delikatna cisza.

Cisza przerywana równomiernym oddechem drugiej osoby. 


~ Rei ~

Jakoś... jakoś uspokoił mnie swoją piosenką.

Jego głos, taki... tak bardzo spokojny.

Nie wiem, dlaczego to teraz zrobił, ale zaśpiewał cichutką melodię.

Słodką.

Jej słowa były jednak dla mnie niezrozumiałe; jedyne, co zrozumiałem, to jedne, ostatnie słowo.

- Dziękuję.

Kiedy tylko muzyka ucichła, spojrzałem się na sufit i zamknąłem oczy.

Jego oddech był równie powolny i spokojny jak mój.

Dlaczego zaśpiewałeś tę melodię?

Dlaczego tak bardzo zależy ci na tym, żebym ci uwierzył?

Dlaczego nie jesteś w stanie dać mi jakiegokolwiek dowodu na swoją niewinność?

Kim jest twoja siostra? A co z twoimi rodzicami?

Gdzie mieszkasz? Albo raczej, mieszkałeś?

Ulubione jedzenie? Piosenka? Artysta? Film?

Chciałem zadać te wszystkie pytania, ale zamiast tego, wypowiedziałem inne.

Te, które już od jakiegoś czasu nie dawało mi spokoju.

- Co miałeś na myśli, kiedy powiedziałeś, że jesteś przyzwyczajony do spania na podłodze...? - wyszeptałem, zupełnie jak gdyby pytanie skierowane było bardziej do mnie, niż do niego.

On już mnie jednak nie usłyszał.

Zasnął.

Niemalże bez najmniejszego problemu.

Może był już aż tak zmęczony?

A może po prostu czuje się przy mnie równie spokojny, co ja usłyszawszy jego piosenkę?

Kiedy tylko tak na to spojrzę, to jakim cudem zasnął tak blisko mnie, bo w tym samym pokoju, w tak ekspresowym tempie?

Nie boi się mnie?

Nie jest nerwowy?

Zwłaszcza po tym, co mu wtedy zrobiłem. 

(wcale nie czuję poczucia winy, wcale nie czuję poczucia winy, wcale nie czuję poczucia winy -kłamiesz, kłamiesz, kłamiesz- tak samo jak wciąż nie mogę pozbyć się smaku jego skóry).

Jesteśmy po ślubie.

Teraz może mnie zdradzić.

Koniec kontraktu; może zrobić, co tylko zechce.

Nie musi ze mną zostawać.

Wkrótce zobaczę go w objęciu innego mężczyzny, a ja już nawet nie mogę zaprzeczyć temu uczuciu, które jest w głębi mnie.

Boże, nawet jeżeli nie istniejesz, uratuj mnie.

Chyba naprawdę zakochałem się w dziwce.

~ Słowa: 3 996 ~


NARESZCIE SKOŃCZYŁAM PISAĆ.

ALLELUJA @_@

Już skończyłam też i edytować~ Liczę, że wam się spodoba~

Przy okazji, polecam tę inteligencję emocjonalną.

I mi też ten fragment wydaje się cholernie naciągany.

Nie miałam pomysłu, a musiałam jakoś ich pociągnąć do przodu no, wybaczcie mi i błagam nie poddawajcie się na mnie ;-; ;_;

Och, i w następnym rozdziale jest już... to coś.


Edit 04.07.16 - Było: 3 336 słów. 

Edit 28.12.16 - Było: 3 620 słów. 

Edit ostateczny 18.02.17 - Było: 3 658 słów.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top