16 - Kiedy potwór chciałby wszystko pomalować na biało.
Hehe, zaczęłam i skończyłam pisać 22.01.17.
Cudne uczucie, tak siedzieć, pisać, i nie musieć robić nic, ale to nic innego... ale też przyznaję, powoli zaczynają boleć mnie palce. I drętwieć.
...ale co tam. Nadal mam i czas, i wenę.
~ Wcześniej ~
Dlaczego... dlaczego tak bardzo pragnę mu uwierzyć?
...dlaczego...?
– ...a twoje ciało? Kto...
Mijały kolejne minuty...
...ale wciąż nie było odpowiedzi.
Zasnął.
~ Rei ~
Nie odpowiedział.
Nie odpowiedział na moje pytanie, nie odpowiedział, a jednak...
...a jednak, mam już tę świadomość.
Tę świadomość, z nim, leżącym na moim ramieniu, oddychającym tak spokojnie, tak spokojnie...
...zupełnie, jakbym dla niego nie był potworem.
Zasnął, tak blisko mnie.
Zaufał mi.
Dobrze wie, że w jednej sekundzie... w jednej sekundzie mógłbym go znowu skrzywdzić, znowu zranić.
Mógłbym... mógłbym go połamać, mógłbym go skaleczyć, mógłbym go znowu ugryźć, mógłbym...
...mógłbym go udusić, mógłbym go zabić.
I on o tym wie, on... on na pewno dobrze o tym wie...
...a jednak, zasnął.
Przy mnie. Tak... tak blisko mnie, jak nigdy wcześniej.
Ze mną oplatającym całe jego ciało.
...zaufał mi...
Z każdą następną sekundą, z nim, na moim ramieniu, tak blisko, tak blisko mnie...
...odpowiedź na to pytanie, którego nawet nie usłyszał, staje się coraz bardziej oczywista.
Ona... ta odpowiedź, już dawno temu powinna była być oczywista, prawda?
Tak bardzo, bardzo oczywista.
...dlaczego, dlaczego, dlaczego nie mogłem tego dostrzec...
...dlaczego, dlaczego szukałem odpowiedzi wszędzie tam, gdzie były same wątpliwości?
Gdybym, gdybym tylko już na samym początku, skierował to pytanie do niego...
...gdybym tylko już na samym początku zaufał jemu; jemu, a nie tym szeptom, nie temu skrawkowi papieru, przecież mógł być fałszywy, fałszywy; nie innym słowom, innych ludzi, nic dla mnie nie wartych...
...gdybym tylko...
...jego krew, krew; tyle krwi, przeze mnie, przeze mnie...
Tyle istot, w przeszłości, straciło przeze mnie życie.
Nie było to raz, nie było to dwa; nie było to nawet kilkadziesiąt.
Więcej. Z całą pewnością więcej.
Nie pamiętam już nawet, ilu zdrajców, ilu separatystów, ilu morderców zginęło z moich własnych rąk.
Nawet... nawet nieważne, czy było to z mojego ostrza, z mojej broni, czy też za chłodnym rozkazem...
...tylu ludzi już zabiłem...
...a jednak, pierwszy raz; pierwszy raz w życiu, ta krew, przelana przeze mnie, tak bardzo...
...tak bardzo mnie prześladuje.
Pierwszy raz przelałem krew niewinnego.
Czy to... czy to dlatego?
A może dlatego, że to jego krew?
A może dlatego, że pierwszy raz nie byłem świadom ran, które sam zadawałem?
Nie istnieje na to żadne usprawiedliwienie.
Nie ma żadnej wymówki.
Nawet... nawet nie chcę żadnej szukać.
....nienawidzę, nienawidzę, tak bardzo nienawidzę tego uczucia...
Opuściłem już to pomieszczenie.
Zostawiłem go, owiniętego w ciepłą pościel. Zostawiłem go w tym już wyjątkowo białym pomieszczeniu.
Nienawidzę, nienawidzę, tak bardzo nienawidzę czerwieni...
...niemalże tak samo, jak nienawidzę tej kobiety, która zabarwiła każdą część korytarza na czerwono.
Piękny mi prezent pożegnalny.
...teraz, zwłaszcza teraz; każdy najmniejszy zakamarek tego pałacu zdaje się mi tylko wypominać, to wszystko wypominać.
Zupełnie, jakby krzyczał, krzyczał; krzyczał: ,,Twoja wina, to twoja wina, to tylko i wyłącznie twoja wina...''
Nigdy wcześniej tak bardzo nie pragnąłem spalić; spalić, spalić te wszystkie korytarze, spalić te wszystkie róże, te wszystkie dywany, te wszystkie kotary, i te obrazy; obrazy, które nawet teraz zdają się na mnie patrzeć oskarżycielskim spojrzeniem...
...spalić, spalić...
- Rei-sama.
- Czego.
Warknięcie, wściekłe, niskie; odpowiedź na przerwanie ciszy, która jeszcze chwilę temu panowała w moim własnym gabinecie.
I jakim cudem tu wszedł, skoro nie udzieliłem mu na to pozwolenia?
- Pukałem, ale nie było odpowiedzi. Zmartwiłem się, że coś się mogło stać.
Heh... jakby jeszcze to było prawdą...
Zapewne bardziej martwił się, że stanie się jeszcze bardziej bezużyteczny dla mojego ojca, niż jest już teraz.
- Po co tu przyszedłeś?
Krótka, zimna wymiana. Kilka słów wystarczy, żeby pokazać mu, jak bardzo nie jest tu potrzebny.
Powinien był po prostu dać się zamknąć w sypialni ojca.
Z całą pewnością byłby tam o wiele bardziej użyteczny...
...a i samemu byłoby mu tam o wiele lepiej; z dala od tych wszystkich kpin, z dala od...
...od nienawiści.
Pewnie i jego bym zabił, gdyby nie ten mały fakt, że ojciec tym razem mógłby mi tego nie wybaczyć.
- Masz... gościa, Rei-sama.
Głos. Tak... tak chłodny.
Tak bardzo inny od tego, który zazwyczaj kierował w moim kierunku.
Coś się zmieniło.
Ta chłodna obojętność...
...tak inne od tego, co normalnie kierował w moją stronę.
A gdzie się podziała osoba, która zwraca się do mnie ze strachem w głosie, która nie potrafi mi spojrzeć w oczy, która chowa się za plecami mojego ojca, ilekroć to ja nie skieruję w jej stronę krzywego spojrzenia?
A teraz patrzy mi w oczy i nie odwraca wzroku.
Ta chłodna obojętność...
...tak inna od tego normalnie obecnego strachu, tej jego normalnej żałosności.
Tym razem nie widnieje w jego oczach ani krztyna normalnie obecnego poczucia winy.
Jest tylko wściekłość...
Ach, właśnie. Skupiając się chwilę na samej wiadomości, którą mi przekazał...
...,,gość''...
- Jaki mamy dzisiaj dzień?
Nie wydawał się nawet zdziwiony moim pytaniem; wręcz przeciwnie. Spodziewał się go, gdy z pewnością siebie, bez zająknięcia, podał mi odpowiedź.
- Niedzielę.
...co tu się do cholery wyprawia?
Zmrużyłem oczy, wpatrując się w niego uporczywie.
Spodziewałem się, że nie minie kilka chwil, a odpowie na wszystkie moje nieme pytania...
...ale on tego nie robi.
Uparcie wpatruje się w moje oczy. Nie odwraca wzroku.
Zupełnie tak, jak kiedyś...
Tyle lat nie spojrzał na mnie jak na drugiego człowieka...
...ale nie powiem, że tęskniłem za tym uczuciem.
Zwłaszcza, kiedy odpowiedzi same zaczynają układać się w mojej głowie.
Niedziela.
No tak...
...oczywiście, jak ja mogłem chociaż przez chwilę zapomnieć?
Jest... jeszcze jedna, drobna przeszkoda, której prawdopodobnie będę musiał się pozbyć.
Nikt, kto dotyka mojej własności, nie ma prawa żyć...
...
Ach, no tak; przecież, on jest... niewinny...
...więc...
...więc dlaczego?
Kto...
...kto inny mógłby...?
- Gość oczekuje ciebie w ogrodzie.
Nie chce nawet zdradzić płci tej osoby...
Dlaczego mam...
...tak dziwne przeczucie na ten temat?
I jeszcze to jego spojrzenie...
...przecież już, od tej pory; wszystko miało być idealne.
Kiyoshi; tylko mój, tylko dla mnie...
...zamknięty...
...ale też bezpieczny; bezpieczny, od tych wszystkich oczu innych ludzi, od dotyku innych mężczyzn; bezpieczny od tych wszystkich możliwych wątpliwości.
Ale nie mogę też zapomnieć...
...jest jeszcze tylko ta jedna przeszkoda...
...ale dlaczego akurat w ogrodzie?
Dlaczego nie może po prostu przyjść do sali przesłuchań, sali tronowej, jadalni, albo chociaż przy bramie; cokolwiek, ale wewnątrz ścian zamku...?
...ale nie zadałem tego pytania, niezależnie od tego, jak dziwne by to nie było.
Zamiast tego podążyłem w ślad za Michaelem; do wyjścia z mojego gabinetu, na ten czerwony korytarz.
Gdy tylko zamknąłem za sobą drzwi na klucz (nie mogę w końcu tylko ufać strażnikom; są tam ważne dokumenty; zbyt ważne, żeby móc zaufać innym ludziom), sekretarz udał się w prawo.
Dlaczego skręca w tę stronę?
Przecież, ogród...
...ach.
Teraz rozumiem.
Mam tam iść sam.
Z każdą następną sekundą robię się coraz to bardziej i bardziej podejrzliwy.
Zamach...?
...nie...
...niemożliwe.
Niemożliwe, żeby on; ze wszystkich ludzi...
...ufałem mu kiedyś.
Może i było to dawno, tak dawno temu...
...ale nawet i teraz wiem, że on nie byłby zdolny do czegoś takiego.
Chociaż...
...on też był w stanie kiedyś zaufać mi w podobny sposób; zapewne sam powiedział kiedyś o mnie podobne słowa.
A sam musiał je wszystkie wypluć.
...nie, żeby było mi go żal.
Dobrze mu tak.
W końcu, była to tylko zapłata za to, co sam musiałem zrobić; za coś, czego sam pożałowałem.
Wciąż doskonale pamiętam smak tych słów na moim języku; tego, jak bardzo go broniłem na początku; tylko, żeby potem widzieć, jak...
...jak to wszystko staje się niczym więcej, a pustym kłamstwem, a on sam kierował się w stronę sypialni mego ojca.
Chociaż, na razie, jedyne co mogę zrobić, to skręcić w lewo...
...a następnie przejść te wszystkie korytarze prowadzące do ogrodu, ignorując oskarżycielskie spojrzenia postaci z obrazów.
~ Wspomnienia... - Narrator ~
Ogród.
Jedno, wydawałoby się, tak niepozorne miejsce...
...a kryje w sobie tyle wspomnień.
Tyle bólu. Tyle cierpienia.
Chociaż, patrząc na ostatnie wydarzenia; z całą pewnością nie tylko...
...ale kto by się przejmował szczegółami w tym i tak już jakże nieidealnym świecie?
Ważne jest to, co ugrzęzło w pamięci, niczym różane kolce.
Wspomnienia bólu. Krzyk dziecka; śmiech matki.
Już wtedy zaczynało coś być ,,nie tak''.
Już wtedy powinien był zdać sobie z tego sprawę.
...byłoby lepiej, gdyby nigdy nie istniał...
...ale jeszcze wtedy to zignorował.
Tak samo jak ignorował pieczenie rany, która co chwila się otwierała; rany, w którą tak uporczywie się wpatrywał.
Pierwsze ślady czerwieni.
A potem...
...potem ogród odszedł w zapomnienie.
Nawet czerwień, tak żywa czerwień, nie była w stanie przywrócić mu życia.
Nawet, jeżeli tak długo był zapomniany...
...to właśnie tam pierwszy raz usłyszał jego piosenkę.
Piosenkę, której słowa wciąż doskonale pamięta.
Zawsze, zawsze sądził, że śpiewał wtedy o samym sobie...
...aż do teraz.
...now I feel like a bird...
...caged without a key...
...everyone comes to stare at me...
...with so much joy and revelry...
...they don't know how I feel inside...
...through my smile I cry...
...they don't know what they're doing to me...
...Keeping me from flying...
That's why I say that I know,
Why the caged bird sings.
Only joy comes from song...
She's so rare and beautiful to others...
Why not just set her free?
So she can fly, fly, fly...
Spreading her wings and her song,
Let her fly, fly, fly,
For the whole world to see...
She's like a caged bird...
Fly, fly
Ooh, just let her fly
Just let her fly, just let her fly
Spread wings, spread beauty...
Nawet potwór zasługuje na inny kolor w życiu, niż tylko czerwień.
~ Kiyoshi; nieco wcześniej... ~
To, wtedy...
...to nie był sen, prawda?
Ciepło, które mimo minionych godzin wciąż zadawało się być blisko mnie...
...ciepło drugiego ciała...
...to nie był sen...
...prawda?
Sposób, w jaki jestem szczelnie zawinięty kołdrą; to już drugi raz...
...wtedy też?
I jeszcze...
...sposób, w jaki mnie dotykał...
...i ta obietnica...
...czy jest jeszcze tamto ,,dzisiaj''...?
...jeżeli tak...
...jeżeli tak, to chciałbym jak... jak najbardziej móc skorzystać z tego ciepła...
Pukanie.
Znowu rozlega się pukanie, a ja z nadzieją udzielam odpowiedzi.
Dźwięk przekręcanego klucza.
- ...dzień dobry.
Ach. Alyssa-san...
Nie powinienem był być aż tak... aż tak zawiedziony, prawda?
- D-dzień dobry. - uśmiechnąłem się w jej stronę, ze zdziwieniem przyglądając się zawartości tacy, które ze sobą przyniosła.
...bandaże?
- A-ano, dlaczego...?
- Rei-sama poprosił, żebym opatrzyła twoje ramię. Mam też maść przeciwbólową i jedzenie.
Maść przeciwbólowa...
...!
- A-Alyssa-san, czy mogłabyś mi ją zostawić...? - zapytałem dość niepewnie, wskazując na małe, niepozorne pudełeczko.
Jeżeli się zgodzi, to będę mógł...
- Tak, oczywiście.
Odetchnąłem z ulgą.
W ten sposób...
- A teraz, czy mógłbyś rozpiąć koszulę...?
Usiadła obok mnie na łóżku, nie nagląc mnie nawet kiedy ręce wciąż mi nieco drżały podczas rozpinania koszuli.
Zarówno nakładanie maści, jak i późniejsze bandaże; mimo moich protestów, Alyssa-san zrobiła to sama...
...ale wciąż, byłem jej bardzo wdzięczny.
Nie wypytywała. Nie wpatrywała się we mnie natarczywie; po prostu... po prostu pomogła.
Ta maść... naprawdę zaczyna działać...
- Jeszcze jedno, Kiyoshi-sama...
Z nieco przepraszającym spojrzeniem skierowała swoje spojrzenie na leżącą na tacy miskę wypełnioną czymś, co zgaduję było tą podobną-do-zupy-mlecznej substancją, którą przyniosła mi też i ostatnim razem.
Może gdyby przyniosła ją jeszcze kilka godzin temu, to bym odmówił, ale...
...ale z tym jak Rei...
Przynajmniej dzisiaj, przynajmniej, póki nie skończy się dzisiaj.
- Dziękuję. Zjem.
Wziąłem łyżkę i zacząłem powoli połykać zawartość talerza. Jest... naprawdę smaczne, i lekkie.
Poza tym, nareszcie to okropne uczucie, jak gdyby ktoś cały czas zaciskał swoje palce na mojej szyi zniknęło...
Odstawiłem pusty już talerz na tacę, dziękując jej z lekkim skinieniem głowy.
Opuściła pomieszczenie z lekkim uśmiechem na twarzy, na który odpowiedziałem jej tym samym.
Dźwięk przekręcanego klucza.
...
...ach.
Zapomniałem się jej jeszcze zapytać, jaki mamy dzisiaj dzień.
~ * ~
Czytałem tę samą książkę, której nie skończyłem wcześniej, kiedy ponownie przerwało mi pukanie do drzwi.
- Kto tam...?
Z ulgą zauważam, że odpowiedź tym razem wyszła z moich ust o wiele pewniej.
W końcu... poprzednia wizyta Rei'a była niczym obietnica; obietnica, że już mnie nie zrani.
Dlatego mam też tę pewność, że co by się nie działo...
Odgłos ponownie otwieranych kluczem drzwi.
- Chodź ze mną na chwilę, Kiyoshi.
...ach. Arbitro-san.
Również ma klucz...?
Zaciekawił mnie tym nieco.
Wygląda na tak bardzo poważnego...
...czy coś się stało...?
- Weź tylko ze sobą swoją marynarkę.
- D-dobrze...
Bez wypowiedzenia żadnych z formułujących się w mojej głowie pytań, wykonałem to jego ciche polecenie, i już po chwili kierowaliśmy się przez te korytarze.
Teraz to zaczynam się trochę denerwować...
Zazwyczaj już teraz skomentowałby coś z tym swoim typowym uśmieszkiem, a teraz...
...jeszcze nigdy wcześniej nie widziałem go, żeby był aż tak poważny.
- Ubierz, bo będzie ci zimno...
Te drzwi...
...prowadzą do ogrodu, prawda?
Tego samego, w którym Rei po raz pierwszy...
...on wtedy usłyszał, jak śpiewam, prawda?
Poprowadził mnie przez chwilę przez zielone przejścia pełne krzaków czerwonych róż.
Och...!
Rei...
Ciekawe, co on...
...tu robi...
Pytanie ugrzęzło mi w gardle, gdy tylko moje spojrzenie utknęło na znajdującej się tuż obok drzewa postaci.
Wózek inwalidzki...
...różowy koc...
...niebieska chusta na głowie...
...blada, niemalże biała skóra...
...drobne, drżące dłonie...
...ale ta twarz...
...ten uśmiech...
...te zielone oczy...
Nie pamiętam dokładnie momentu, w którym wyrwałem się biegiem w tę stronę. Nie pamiętam, ile razy się potknąłem. Nie pamiętam, kiedy rzuciłem się przed nią na kolanach, oplatając jej część ramionami, chowając głowę blisko jej serca.
Pamiętam tylko dotyk jej dłoni (zimnej, tak bardzo zimnej; tak bardzo trzęsą jej się ręce) dłoni na mojej głowie, jak głaskała delikatnie moje włosy.
Wiem, że nie przestała nawet wtedy, kiedy zasnąłem; łzy przemoczyły koc, którym była opatulona.
- Mia...
- Kiyo-chan. Wróciłam.
~ Narrator ~
- Poznaj jego ,,kochankę''. - głos Arbitro; tak bardzo różny od tego, którym zazwyczaj mówił. Przepełniony jadem. Tak... tak chłodny. Tak bardzo inny.
Szok nie wystarczył, żeby opisać uczucia przyszłego króla w tamtej chwili.
Nie mógł na to patrzeć.
Nie mógł.
Musiał... musiał pomyśleć.
Musiał zostać sam.
Musiał na chwilę uciec od tej czerwieni.
Nim zdążył opuścić tę scenę; plik dokumentów został mu brutalnie wepchnięty w dłonie.
Potrzebuje chwili z samym sobą jak jeszcze nigdy wcześniej.
Maska pękła.
Została zdeptana; wbijając szklane kawałki w różne miejsca.
W oczy, w umysł, w serce.
Nie zostawiła jednak po sobie najmniejszego śladu, że kiedykolwiek istniała.
Nie istnieje czerwona blizna, w którą znowu może się wpatrywać godzinami.
Jest tylko pojedynczy plik dokumentów.
~ Rei ~
Ja...
...naprawdę jestem...
...potworem, prawda?
Usłyszałem już kiedyś te słowa skierowane w moją stronę.
Nie raz.
Ale zawsze... zawsze był powód. Dobry powód.
Zawsze mówiła to moja ofiara; ktoś, kogo mordowałem. Dla państwa. Dla siebie. Dla ,,rodziny''.
Żeby przeżyć.
Innego mordercę.
Teraz morduję tę cząstkę siebie, która przez cały czas patrzyła na to wszystko z obojętnością.
Zdaje się krzyczeć. Przezywa mnie potworem, mordercą.
A ja mogę tylko siedzieć w jego pokoju...
...naszym pokoju...?
...mam prawo w ogóle jeszcze tak myśleć...?
...łzy.
Słony smak, który czuję jak co chwila spływa mi z oczu. Trafia też do ust.
Słone. A jednak... smakuje tak inaczej od krwi.
Nigdy...
...nigdy wcześniej nie płakałem.
Nie w ten sposób.
Zawsze...
...zawsze to był tylko gniew.
Tylko nienawiść.
Nigdy... nigdy nie łzy.
...tyle łez...
...a jednak wiem, że on wypłakał o wiele więcej ode mnie.
Przeze mnie.
Jeszcze nigdy...
...jeszcze nigdy odpowiedź na to, kim jestem dla tego państwa; dla tego świata, dla tej sceny; nie była tak... tak jasna.
Tak oczywista.
Czy to naprawdę możliwe, że tym, przed kim naprawdę powinienem był go ukryć...
...jestem ja sam?
Jedyny potwór w tym pałacu.
~ * ~
Wieczór.
Minęło wiele godzin, ale dopiero teraz...
...dopiero teraz moje myśli, nareszcie, nareszcie; zdają się powoli zwalniać.
Wciąż... wciąż, uczucia, tyle uczuć; tak sprzecznych, sprzecznych.
Ale tym razem jest... jest już inaczej.
Obietnica.
Obietnica, którą złożyłem sam sobie.
Już nigdy, już nigdy więcej...
...nie przestanę mu wierzyć.
W pełni mu zaufam.
Nie zasługuję na nic w zamian od niego...
...ale, sam, przynajmniej tyle mogę od teraz zrobić.
Prawda?
Będę... trzymał się tego zaufania.
Nawet, jeżeli pojawią się kolejne ,,dowody''. Kolejne wątpliwości. Kolejne wymówki. Nawet jeżeli, własnymi oczami...
...im też nie zaufam.
Ostatnia rzecz, której będę się trzymał. Zaufanie mu.
Już nigdy...
...już nigdy, nigdy; nie pozwolę...
...nie pozwolę, żeby ktokolwiek; cokolwiek go skrzywdziło.
Te myśli towarzyszą mi nawet teraz, kiedy ich obserwuję.
On, i jego siostra.
Kiyoshi i Mia Mirai. Rodzeństwo. Rodzice zginęli w wypadku 10 lat temu. Choroba siostry. Wiele prac dorywczych. Dofinansowanie przez ciotkę z zagranicy. Brak funduszy na operację.
Początek marca; wpłata na rzecz operacji, przyszłej rehabilitacji i lekarstw; wzniesiona przez Torański Skarbiec.
I od razu przypomina mi się każdy najdrobniejszy szczegół.
,,...pracować jako pomoc domowa...''
,,...jestem przyzwyczajony do spania na podłodze...''
,,...u-uh, a j-jak m-mam to z-zjeść...?''
,,...t-to na p-pewno w p-porządku, żebym n-nosił t-tak drogie ubrania?''
I te spojrzenie. Pełne szczerego podziwu i zdziwienia, na każdą najmniejszą rzecz.
Jak ja mogłem nie zwrócić na to uwagi?
Na to, jak bardzo było to prawdziwe.
A teraz siedzą razem, przy tym samym drzewie, przy którym kiedyś spędziłem z nim tę jedną, szczęśliwą chwilę.
Teraz, ten uśmiech, delikatny uśmiech na jego twarzy...
...i ta samolubna zachcianka, żebym to ja stał się powodem, dla którego by się uśmiechał.
Ale to by już było za dużo.
Nie zasługuję nawet być teraz, zwłaszcza teraz, w jego obecności.
W końcu ja jestem potworem, a on...
...a on jest moim idealnym przeciwieństwem.
~ Kiyoshi ~
Mia, Mia~!
Tak bardzo...
...tak bardzo za nią tęskniłem...
Opowiada, wciąż opowiada, a i tak już tyle mi opowiedziała...
Kiedy to tutaj, w tym pałacu, momentami czas zdaje się stawać w miejscu, to po drugiej stronie mil wody życie toczy się dalej swoim własnym rytmem.
Opowiedziała mi; tak dużo...
...o tym, jak Tsuki znalazł sobie dziewczynę; podobno bardzo ładną, pokazała mi nawet zdjęcie na swoim telefonie, który również dostała od Arbitro-san (muszę pamiętać, żeby mu potem jeszcze i za to podziękować).
O jeszcze o tym, jak to gazety przepraszały za tę drobną ,,pomyłkę'' przy ogłaszaniu Torańskich zaślubin (akurat przy tej części myślałem, że się spalę ze wstydu)...
O tym, co się tam pozmieniało w szpitalu od mojej ostatniej wizyty, i przykładowo o tym, że pani spod 40 wróciła już do domu, i że ktoś wpłacił wystarczająco dużo pieniędzy na konto fundacji brata Tsuki'ego, że jego brat mógł kontynuować rehabilitację...
I jeszcze o tym, jak klasa, mimo iż bardzo... zszokowana tą całą sytuacją, wciąż była dla mnie szczęśliwa. Mia pokazała mi nawet zdjęcie plakatu! ,,Powodzenia, Kiyoshi!'' z takim małym dopiskiem zakodowanego ,,księżniczko'', na co znowu spaliłem buraka. Poniekąd było to miłe, a zarazem złośliwe (dopisane z boku ,,księżniczko'', i to jeszcze świńską łaciną; z całą pewnością to sprawka Tsuki'ego)
Tak szczęśliwy...
Jestem... naprawdę, tak bardzo szczęśliwy...!
Tyle dobrych rzeczy zdarzyło się w przeciągu ostatnich dni.
A teraz, jak Mia tu jest, jestem pewny, że Rei...
- Kiyo-chan. - głos Mii wyrwał mnie z lala-land'u, i sam oddałem jej moją pełną uwagę. - Dlaczego nic nie jesz?
...ach.
N-no tak.
Zapomniałem o tym kompletnie...
Mia...
...
...i tak by z pewnością zauważyła po jakimś czasie, więc...
...nie ma najmniejszego sensu, żeby chociaż spróbować skłamać.
Nawet nie chcę kłamać.
- Ostatnio... o-ostatnio nie za dobrze mi w-wychodzi jedzenie...
Zwłaszcza, że już dzisiaj coś zjadłem.
To jest...
...tak bardzo żenujące.
Przyznać się do takiej rzeczy...
Mogłem tylko spuścić wzrok, wiedząc, że na pewno teraz na jej twarzy jest tylko zawiedzenie.
I zapewne jeszcze zmartwienie.
Miałem... miałem jej już niczym nie martwić, a jednak...
...a jednak zdaje się to być jedyna rzecz, którą wciąż robię.
- ...chodź tutaj.
Gdy tylko się do niej zbliżyłem, ona od razu mnie objęła, gładząc lekko moje włosy.
Zaczęła śpiewać, wciąż mnie przytulając. Głos, wciąż cichy, wciąż nieco słaby, ale...
...tęskniłem, tak bardzo tęskniłem za tym uczuciem.
Objęła mnie jeszcze mocniej, gdy tylko słowa jej piosenki zaczęły się lekko załamywać.
Nie pozwoliła mi podnieść głowy, a ja sam nawet nie próbowałem się wyrwać.
Zamiast tego posłusznie tak zostałem, powoli usypiając siebie i swoje wciąż nieco skołatane myśli równym rytmem jej serca.
Ostatnią myślą, nim zbliżyłem się do bram krainy Morfeusza, było to ciche pytanie, które z każdą następną sekundą coraz to bardziej odpływało głębiej, w czeluści mojego umysłu.
Dlaczego ona również teraz płacze?
~ Słowa: 3 305 ~
Ach... może się to wam wydać dość żałosne... ale, nie jestem nawet przed okresem, a sama płakałam na tym rozdziale. Czemu? Nie wiem. Nie mam... absolutnie pojęcia.
Może dlatego, że jesteśmy coraz bliżej końca, jest wciąż 22.01, godzina 13:37, a ja już zabieram się za 17 rozdział?
Przy okazji, jest to już 50 post na blogu~! Nie rozdział, oczywiście, tych jest ciut mniej, ale wciąż~.
Do końca: trzy rozdziały i epilog.
Edit 04.03.17 - Było: 3 233 słów.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top