6 - Przed burzą zawsze jest szaro.

Witam, witam.

Jeżeli doczytałeś do tej pory, to szczerze gratuluję. 

EDIT: Wybaczcie, ale musiałam zmienić końcówkę.

Coś za wcześnie mi się wydaje dojdzie do hum, tego. Brakuje mi lovey-dovey scen, dlatego zmieniam końcówkę, dlatego też ów rozdział doczeka się drugiej części/kontynuacji. 

-skreślone-

~ Kiyoshi ~

Wow.

A myślałem, że wiem, jak wygląda telefon komórkowy.

Kiedy tylko dziś rano dostarczono mi przedmiot, o który dzień wcześniej poprosiłem księcia...

...nawet jeżeli niechętnie wspominam złość wypisaną na jego twarzy...

(i te jego oczy, te niebieskie oczy, takie smutne, smutne)

...to początkowo byłem niesamowicie wdzięczny i gotowy natychmiast skorzystać z tej nowinki technologicznej.

Ale nastąpiła drobna komplikacja.

Nie widzę żadnej klawiatury.

U dołu ekranu są 3 przyciski, a tak, to nic.

Niby jak mam to uruchomić, i gdzie jest jakaś instrukcja obsługi!?

BOŻE.

Czyżbym już zdarzył coś zepsuć, nawet jeżeli jeszcze tego nie dotykałem!?

A może to jeden z tych zagranicznych telefonów dotykowych, o których opowiadała Mia?

Jeszcze nigdy żadnego na żywe oczy nie widziałem.

Faktycznie; wygląda jak ten, co gdzieś raz na banerze w Shinjuku widziałem.

Ale i tak, taka droga rzecz...

Myślę, że następnym razem powinienem bardziej sprecyzować definicję ,,telefonu''.

Dobra, są trzy przyciski.

No niby co może się takiego złego stać, jeżeli wybiorę zły?

...a może to przycisk autodestrukcji, jak w tym filmie!?

O kurczę, denerwuję się jeszcze bardziej.

Dobra, próba pierwsza.

O JEZU. EKRAN SIĘ ZAŚWIECIŁ.

Niepewnie i drżącymi dłońmi przesunąłem pasek, który wyświetlił się na dole ekranu, a po chwili ukazał mi się inny obrazek.

O-okej, faza pierwsza - zdana, i udało mi się nawet uniknąć jakichkolwiek uszkodzeń.

A teraz, jakby tu z tego zadzwonić?

Dlaczego oni muszą aż tak te telefony komplikować!?

Kiedyś to wystarczyło proste wpisanie numeru, jeden przycisk, i voila, dzwoniło!

A tu? Nie ma żadnego takiego przycisku, więc chyba muszę ostrożnie zbadać zawartość ekranu.

Zielona słuchawka.

Dobry znak, czy zły znak?

A co jeżeli to taki automatyczny zapalnik mechanizmu dążącego do autodestrukcji...?

Wdech. Wydech.

Jaka ulga... Wygląda na to, że to jednak nie to, i pojawiła się klawiatura!

Dobrze, że nauczyłem się na pamięć numeru do tego szpitala.

- Witam, tu Karasuma Hospital. W czym mogę pomóc?

Po krótkiej wymianie zdań, rozległo się ciche pykanie, a ja sam cierpliwie czekałem na odpowiedź ze strony mojej siostry.

- ...Kiyoshi?

Jak ja tęskniłem za jej głosem.

- Cześć Mia...

Nie rozpłacz się, nie rozpłacz się, nie rozpłacz się.

...za późno.

Dawno nie uśmiechałem się tak szczerze...

Aach, i pomyśleć, że jeszcze kilka dni temu to ja nie mogłem uwierzyć w to, jak Rei śmiał się przez łzy.



~ Narrator ~

Dokładna północ; 12 godzin do ceremonii zaślubin.

Chłopak o brązowych włosach i zielonych oczach nawet nie usłyszał cichego kliknięcia drzwi, które jeszcze chwilę temu były uchylone. Arbitro cały czas stał bowiem za drzwiami, czekając, aż to młodszy skończy rozmowę.

- Masz to, o co cię prosiłem? - wyszeptał w stronę cienia, który stał na drugim końcu korytarza, gdy upewnił się, że nikt inny ich nie słyszy.

Po chwili z ciemności wyszła sylwetka mężczyzny, który w dłoniach trzymał papierową kopertę, którą od razu podał wujowi księcia.

- Dobra robota, Michael.

- Nie tylko tobie zależy na szczęściu i przyszłości księcia, Arbitro-sama.

- Żeby tylko ten głupiec zdawał sobie z tego sprawę. - westchnął cicho, i po chwili zaczął kierować się korytarzem; sekretarz bez pytania za nim podążył.

- Dobrze pan wie, że nie będzie to takie proste. Zwłaszcza, kiedy weźmie się pod uwagę ten nieprzyjemny incydent z przeszłości.

Niby jak ktokolwiek mógłby o tym zapomnieć?

O łzach niewinnego dziecka, o jego krwi, która bezsensownie została wylana?

O bliźnie, z którą będzie musiał żyć do końca swojego życia?

O jego bezużytecznym bracie, którego przyszły król siarczyście nienawidzi?

Prawdopodobnie z takimi samymi uczuciami pójdzie do grobu.

A może o jego matce, która byłaby bardziej przydatna martwa, służąc jako nawóz dla cmentarnych roślin?

Arbitro zaczął przeglądać dane mu dokumenty; po chwili zatrzymał się w pół kroku, by spojrzeć na drugiego mężczyznę.

- Przeglądałeś może te dokumenty? - ton jego głosu był niski i groźny, a sam mocniej zacisnął dłonie na papierach, niemalże je zgniatając.

- Oczywiście, że nie, Arbitro-sama. Nikt nie miał jeszcze na nie wglądu, jako że dziadek Rei-sama, przeszły król, wyraźnie zabronił robić tego przynajmniej do dnia zaślubin... Ach.

Więc to dlatego dopiero teraz, o tak absurdalnej godzinie, Arbitro wydał rozkaz przyniesienia dokumentów dotyczących rodziny i przeszłości Kiyoshiego, huh?

- Musimy z nim porozmawiać jeszcze przed ceremonią. Po niej nie będziemy mogli już tego zrobić. Cholerna torańska tradycja...

Wuj księcia jeszcze nigdy wcześniej nie czuł się tak zdenerwowany.

,Więc te pieniądze wcale nie były na zachcianki tak jak wszyscy sądzili... Cholera. Ten Rei, żeby tylko nie zrobił niczego głupiego...'

- Wykonaj kopie tych papierów. Jutro z rana dostarczymy je do biura księcia.



~ Kilka godzin później ~

- Mogę wiedzieć, dlaczego zawracasz mi głowę z samego rana? - chłodny głos księcia przeszył inaczej cichy gabinet.

Arbitro w odpowiedzi tylko rzucił mu w twarz pęk papierów.

- Och? Myślałem, że będziesz bardziej zainteresowany przeszłością swojego przyszłego męża.

Jakie to zdziwienie go ogarnęło, kiedy zamiast krzyków i przekleństw, których spodziewał się dosłyszeć w swoją stronę, Rei tylko obdarował go zimnym, pozbawionym emocji spojrzeniem. 

Zaczął powoli kierować się w stronę Arbitro, trzymając w dłoni plik dokumentów. A potem go wyminął...

...by tylko wyrzucić papiery do płonącego wnętrza kominka.

- Co ty wyprawiasz...?!

- To ja powinienem był zadać te pytanie. Czyżby udało się mu zamydlić ci oczy? - niemalże wywarczał, a sam gniewnym krokiem skierował się do wyjścia z pomieszczenia.

- Co...? O czym ty mówisz, nawet nie spojrzałeś na...

- I nie spojrzę. A teraz przestań marnować mój czas. Dobrze wiesz, że jeżeli chodzi o wszelkiego rodzaju zdrady, to mam wystarczająco wiele doświadczenia. - zatrzymał się w drzwiach, i ostatni raz spojrzał się z pogardą na Arbitro. - W końcu dziś wychodzę za mąż.



~ Kiyoshi ~

Denerwuję się.

Cholernie, strasznie się denerwuję.

Rozmawiałem już z Mią, myślałem, że mnie to trochę uspokoi, ale wtedy przypomniała mi, że przecież w-wych...wychodz... ...i ...i to za księcia...

A-a skoro tak... No, bo jak się żeni, i wychodzi za mąż, to trzeba się przecież p-poc... pocał...

NIE MOGĘ NAWET TEGO WYMÓWIĆ WE WŁASNYCH MYŚLACH.

Nigdy wcześniej z nikim tego nie robiłem.

No, może i wciąż pamiętam ten, um... incydent z Rei'em, jeszcze pierwszego dnia pałacowego życia, ale on mnie tylko dotykał, ale nie pocałował.

Nie, żebym wtedy tego chciał!

(-kłamiesz, a może nie kłamiesz? Kto wie?-)

Ale, mimo to...

Wdech. Wydech.

- Kiyoshi-sama. Musi się pan zrelaksować, inaczej jeszcze się pan potknie.

Nie ma to jak pocieszające asystentki.

Stoję teraz na środku wielkiego pomieszczenia, a dookoła mnie latają dziesiątki osób, a sam jestem teraz ubierany w tradycyjny, torański garnitur, cały biały.

I jeszcze będę miał welon.

...

Nie brzmi pocieszająco.

Ani trochę.

~ * ~

Magicznym cudem się nie potknąłem.

Równie cudownym sposobem udało mi się wypowiedzieć słowa przysięgi bez jąkania się.

I równie w dziwny sposób nie straciłem przytomności, gdy mnie pocałował, chociaż było blisko.

Wiem, że powinienem się był tego spodziewać, ale...

Niby jakim cudem miałem przewidzieć, że to tego typu uczucie?!

Mia się już kiedyś całowała, i to nawet wiele razy, jako że miała dość ciekawe życie uczuciowe, ale, jako że to nigdy nie była moja bajka, jakoś specjalnie mnie to nie interesowało.

Ona porównała pocałunek z wybuchem fajerwerków.

Mi to raczej przypomniało obsadzenie dynamitem każdej ściany kopalni zwanej podświadomością, a następnie kilkukrotne zdetonowanie.

Przez chwilę kiedy złączył nasze wargi zapomniałem gdzie, dlaczego i jak jestem. Wiedziałem tylko z kim, bo rozpoznałem ten zapach.

(-chcesz więcej, i nie możesz już nawet zaprzeczyć; nie chciałeś, żeby przestał, ani wtedy, ani nigdy-)

Gdyby sam się nie opamiętał i ode mnie nie oderwał, prawdopodobnie stalibyśmy całując się na środku kościoła przez dobre kilkanaście minut (a może tyle to trwało, tylko ja po prostu nie zdawałem sobie z tego sprawy?).

A tak bardzo się martwiłem, i zupełnie niepotrzebnie.

(-a może właśnie to jeszcze nie koniec, może nie przestanie, może znowu...-)

No, to teraz jak już jesteśmy po oficjalnym krojeniu ciasta (głównej atrakcji poślubnego bankietu, w którym bierze udział wszelka arystokracja z całego świata) które, warto wspomnieć, miało chyba z 8 pięter, jakie jeszcze zostały tradycje Toranu...?

Na ostatniej lekcji Michael mi coś opowiadał, ale nie mogę sobie przypomnieć.

Nah, najwyraźniej nie było to nic ważnego~

Więc, co było następne na liście...?

Dlaczego zawsze w takich momentach muszę zapominać...

- Nie stój tak na środku. Chodź.

Nagły głos i lekkie pociągnięcie wyrwały mnie z zamyśleń, kiedy to ksią... Rei-san (a może już i król...?) delikatnie zaczął prowadzić mnie przez tłumy ludzi.

Powitania.

Z każdą ważniejszą osobą należało się odpowiednio przywitać.

Najwyraźniej nieźle mi idzie; Rei-san jeszcze nie powiedział niczego złego, więc...

Żebym jeszcze tylko rozumiał, o czym ci wszyscy ludzie mówią.

Byłem w stanie wyłapać tylko pojedyncze słowa, a reszta była dla mnie tak samo zrozumiana jak plątanina językowa Tsuki'ego.

~ * ~

Jacy ludzie potrafią być męczący.

A zwłaszcza kobiety.

Mii z tej strony nie znałem, ale wiem, że i ona ma wystarczająco energii, by przez przynajmniej pół godziny opowiadać ci o swoim życiu i to na jednym oddechu.

I najwyraźniej Rei-san podziela moją opinię.

Zaraz.

Skoro on jest królem, to czy to oznacza, że ja też nim jestem, czy przeniosło mnie to do rangi...

- Nie myśl o bezużytecznych rzeczach.

Huh?

Skąd on niby wie, o czym ja...

- Wszystko jest wypisane na twojej twarzy.

Powiedziałem to na głos?

- Zgadując twoje pytanie, mogę ci odpowiedzieć, że nie, nie powiedziałeś tego na głos. Jesteś po prostu bardzo przewidywalny.

...proszę, zakop mnie żywcem.

- To akurat powiedziałeś na głos.

- Huh? C-co? N-nie, na pewno tego nie...

- Czyli jednak pomyślałeś o czymś dziwnym... Tylko żartowałem z tym czytaniem z twojego umysłu, naprawdę tylko zgadywałem.

- Nie wiem czemu, ale jakoś ci nie wierzę.

O cholera.

Natychmiast zatrzymałem się w pół kroku i mimowolnie spojrzałem na niego w panice.

To akurat powiedziałem to na głos.

Do księcia, króla Toran'u, i to jeszcze takim pozbawionym respektu głosem.

Gdyby Michael tu był to by mnie zatłukł.

- Nie przejmuj się, nie zabiję cię za taką drobnostkę. Przynajmniej nie teraz. A teraz chodź, pani Margarett z Francji koniecznie chciała opowiedzieć ci o swojej kolekcji dywanów.

Dawno nie byłem aż tak wdzięczny, że ktoś zmienił temat.

Nie wiem dlaczego, ale jakoś tak mam wrażenie, że mój komentarz rozbawił ks... Rei'a?



~ Rei ~

Achh, a szło tak gładko.

Nadchodzi mój ,,brat''.

(musisz się powstrzymać od zamordowania go, wiesz o tym)

Rozumiem, że zwyczaj nakazuje mu złożyć mi gratulacje i należyte przyszłemu królowi słowa szacunku, ale wolałbym, żeby jednak pozostał w swoim biurze, i najlepiej z niego nie wychodził.

Yuki, huh?

Jego matka wybrała to imię; jakiś obcy reszcie rodziny człowiek, do której uciekł mój... nasz, ojciec, w akcie desperacji, chwilę po moich narodzinach.

Nienawidzę go. Niezależnie od tego, jak bardzo brzydzą mnie moi właśni rodzice, mój wuj, mój aktualny małżonek; to właśnie on wywołuje u mnie największy wstręt.

No bo jak inaczej, aniżeli odwzajemnioną nienawiścią, można byłoby wytłumaczyć zachowanie brata, który niemalże pozwala drugiemu wykrwawić się na śmierć?

Patrzył, jak ,,umieram''.

(-umarłeś, ale w środku, nic już nie pozostało takie samo-)

I to nawet nie on mi to życie uratował.

Zrobił to chłopak, który towarzyszył mi odkąd byłem dzieckiem.

Lokaj, którego uznawałem za przyjaciela, takiego prawdziwego. Lojalnego.

Chłopak... a może raczej już mężczyzna, który potem został kochankiem mojego ojca.

I pomyśleć że kiedyś byłem łatwowiernym dzieckiem, które ufało wszystkim i wszystkiemu dokoła.

(-ale nadal, nadal chcesz ufać, nadal chcesz ufać, ale już nie jesteś łatwowierny; teraz już nie zaufasz-)

Doprawdy, ta rodzina obrzydza mnie coraz bardziej z każdą następną sekundą.

-...,,nie wiem czemu, ale jakoś ci nie wierzę'', huh?

Powtórzyłem cicho pod nosem, gdy mały poszedł na chwilę do toalety, pozostawiając mnie w towarzystwie mego brata.

Dobrze, że Yuki, tak szybko jak się pojawił, tak szybko sobie poszedł.

Nawet samo uściśnięcie dłoni i znoszenie tego jego sztucznego uśmiechu było istną torturą.

Nienawidzę go jak psa.

Dobrze, że Kiyo jest swego rodzaju metodą na odwrócenie uwagi.

Wystarczy, że na niego spojrzę, a od razu moje myśli kierują się na inny tor.

(-wiesz, co to znaczy, wiesz, ale wciąż nie chcesz się do tego przyznać-)

Już nie mówiąc o tym, jak na luzie zdawał się zachowywać w naszej poprzedniej ,,rozmowie''.

(-uroczy, uroczy, uroczy-)

Sam już nie wiem, czy on jest po prostu zbyt szczery, czy zbyt głupi.

Ale jakoś... obie cechy u niego mi nie przeszkadzają.

Przynajmniej jakoś będę mógł wyróżnić go od tej obrzydliwej scenerii pełnej fałszywych aktorów.

Oby i to nie okazało się być tylko aktem.



~ Kiyoshi ~

Koniec.

Boże, to nareszcie koniec.

Uhh, zaraz mi noga odpadnie. Albo nawet i obie.

I o uszy nowe też poproszę, bo wciąż mam wrażenie, że słyszę głosy tych starszych pań, jak piszczały podekscytowane ,,jak my to razem słodko wyglądamy.''

(na co wcale, ale to wcale, wcale, nie spaliłem buraka -kłamstwo, nawet teraz czuję wypieki na twarzy-)

Właśnie teraz jestem prowadzony korytarzami przez ksi... Rei'a, który jasno postawił, że mnie odprowadzi do pokoju.

Hm, dziwne.

Wydawało mi się, że moja komnata jest w drugą stronę od jadalni.

Może idziemy jakimś innym przejściem?

Chociaż, ta posiadłość jest zupełnie inna od tej w Japonii (ale jest równie czerwona).

Większa (a myślałem, że to niemożliwe).

W sumie, to to już zalicza się do pałacu, prawda?

Zwłaszcza z tymi wieżyczkami, i ta sala balowa z wcześniej.

A tak w ogóle, to czy aby na pewno prowadzi mnie w dobrą stronę?

Moje wątpliwości się pogłębiły, kiedy to blondyn zaczął skręcać korytarzami.

I potem schody.

I kolejne.

I jeszcze kolejne.

Aż dotarliśmy do ostatnich, a ja mimowolnie zadrżałem, ale chyba tego nie zauważył (dzięki bogu).

Jeszcze brakuje, żebym i jemu tłumaczył swoje małe... uzależnienie?

Można to tak nazwać?

Ale to w sumie nie jest tak, że muszę znaleźć się wysoko, blisko krawędzi; że znowu muszę poczuć ten obezwładniający strach i drżenie nóg, i jeszcze tą mimowolną ekscytację. 

To po prostu taki mały...

...ach.

W sumie to sam nawet nie wiem, jak to nazwać, więc dla spokoju po prostu zostanę przy nazywaniu tego przyzwyczajeniem.

Minęliśmy tak jeszcze kilka zakrętów, aż w końcu zatrzymał się przy dużych, mahoniowych drzwiach, które zaraz popchnął.

Chyba właśnie sobie przypomniałem, o jakim to ja zwyczaju zapomniałem.

I ten zwyczaj wcale nie był nieważny.

Wręcz przeciwnie.

Chyba po prostu tak bardzo chciałem o nim zapomnieć, że mi się to w końcu udało.

,,Nowożeńcy muszą spędzić ze sobą całą noc.''

Noc. Calutką. Noc, że w sensie przynajmniej 12 godzin, a może i więcej, w zależności od tego, o której zdecyduje się wstać słońce.

A, z tego co mi wytłumaczył Michael, trzy kropeczki na końcu tego przepisu odnoszą się do s... se... sek . . . ... kop... ... k-kopu... ...ws..pół.. No do cholery no.

Na to się nie przygotowałem.

Ani trochę.

Ja, oficjalnie małżonek wielkiego ksi... przyszłego króla Toranu, właśnie teraz stoję przed drzwiami komnaty sypialnej.

Dużej komnaty z ogromnym, czerwono posłanym łożem. I jeszcze z baldachimem, i czy to są płatki róż?

Źle.

Jest bardzo źle.

Nie wywinę się od tego, prawda...?

Kontrakt.

No tak, jak ja w ogóle mogłem zapomnieć.

Czy naprawdę kilka dni z Rei'em wystarczyło, żebym nie był w stanie pamiętać o otaczającej mnie rzeczywistości?

(-nie chcesz, żeby to był tylko kontrakt, nie chcesz, chcesz, żeby to było coś więcej-)

- Poczekaj tu i nigdzie się nie ruszaj. Zaraz wrócę.

Czy on naprawdę ma zamiar mnie zostawić w tak bardzo... sugestywnym pomieszczeniu?!

Na to mentalne pytanie odpowiedziało mi tylko ciche trzaśnięcie drzwi.

~ * ~

6 minut.

Tyle siedzenia w bezruchu wytrzymałem.

Siedzenia w bezruchu na samym końcu balustrady, z głową niebezpiecznie odchyloną do tyłu i drżącymi z zimna dłońmi. Ale to tylko taki mały szczegół.

Może wyjdę tylko na chwilkę z pomieszczenia?

Dosłownie na sekundkę.

Wciąż nie wiem, co z moją siostrą i jej operacją, więc może Arbitro będzie w stanie powiedzieć mi coś więcej.

Woah, denerwuję się... Może było by lepiej, gdybym jednak na niego poczekał?

Dobra, kogo ja oszukuję.

Jeszcze chwila, a oszaleję.

Ostrożnie uchyliłem drzwi, co chwila się rozglądając.

Arbitro na pewno wciąż będzie w wielkiej sali.

Jest za późno, żebym dzwonił do szpitala, więc może się go zapytam, czy coś wie?

Spróbowałem zakraść się najciszej jak potrafiłem, ostrożnie stawiając każdy krok.

Jestem zupełnie jak prawdziwy nin...

- Helu~.

...ja.

Wcale nie zareagowałem przeraźliwym piskiem! Wcale!

W sumie, to tylko dlatego, że zakryłem usta dłonią, ale i tak!

-A-Arbitro... san...

Jak ja nienawidzę tego, jak w takich chwilach muszę się jąkać.

- Oh~? Mówiłem już, nie musisz używać tego ,,san'', nie jestem aż tak stary. - mrugnął do mnie.

Wspominałem już, że on mnie czasem przeraża?

- No cóż, nie przyszedłem tu powspominać... Mam good news for you, Kiyoshi-chan~!

To ,,chan'' to też mógłby sobie odpuścić.

-...Ne, ne, a może po prostu ci przekaże osobiście...

...?

- H-hej, to mój telefon! Kiedy pan... to znaczy ty mi go wyjąłeś z kieszeni!?

- Mam swoje sposoby, chłopcze~

Doprawdy mnie przeraża.

Po chwili stukania w klawiaturę (jak on może robić to tak szybko?) rzucił we mnie telefonem, który ledwo złapałem, i pokazał gestem, żebym przyłożył urządzenie do ucha.

- Kiyoshi...?

- Mia?

Po chwili z drugiej strony telefonu rozległ się dźwięczny śmiech, a ja mogłem tylko wpatrywać się w nią z szeroko rozwartymi oczami.

- Haha, tak, to ja~. Już po operacji. Wygląda na to, że wszystko poszło zgodnie z planem.

- M-Mia, to niesprawiedliwe...

- ...CO SIĘ STAŁO?!

- ...jak możesz tak lekkim tonem powiedzieć coś tak ważnego, jak gdyby nigdy nic..?

Aaach, nie płacz, stoisz na środku korytarza, to byłoby zbyt niepasujące do aktualnego małżonka księcia.

(-za późno, za późno-)

- To ja powinnam była cię teraz oskarżać! Jak mogłeś mi nie powiedzieć, że wychodzisz za księcia, i to takiego seksownego? I jeszcze tak uciekać ze szkoły! Gdybym tylko mogła, to bym teraz przyjechała i cię motyką utłukła! Nie masz prawa, żeby mi cokolwiek teraz upominać przez przynajmniej najbliższe dziesięć lat!

Cała Mia.

- A-ale mówiłem ci już, nie było innego wyboru.

- Huhu, a i ja nie miałam innego wyboru przekazując ci tą jakże wspaniałą wiadomość w sposób lekki i un-poważny. Shesh, Kiyo, brzmisz jakby zrobili z ciebie odlew w piszczącym styropianie, zrelaksuj się trochę.

Wziąłem głęboki wdech, kiedy ona zaczęła z ekscytacją opowiadać o wydarzeniach z ostatniego dnia.

- O! I jeszcze taki miły pan przyszedł! Przekazałam mu coś, czyżby jeszcze nie dotarło?

- Ah, no tak. Trzymaj.

Dopiero teraz sobie uświadomiłem, że Arbitro-san stał tu przez cały czas.

Jak on to robi?

I pomyśleć, że to siebie chciałem nazwać ninją.

Zaczął szperać w kieszeni, by po chwili wyjąć mały rulonik papieru, który z wdzięcznością przyjąłem i od razu rozwinąłem.

...

- Mia... - przerwałem, w szoku patrząc na zawartość kartki.

- Tak~? - zapytała z ekscytacją, zupełnie jakby to ona była tą młodszą osobą w naszej rodzinie.

-...co to?

Zapadła cisza, która trwała dobre kilkanaście sekund.

Może jej się coś sta...

- CO MASZ NA MYŚLI MÓWIĄC ,,CO TO''! PRZECIEŻ TO TAKIE OCZYWISTE! NA PEWNO TRZYMASZ KARTKĘ DO GÓRY NOGAMI!

Spróbowałem przekręcić kartkę kilka razy, ale wciąż...

- Uum, Mia, ale ja naprawdę nic tu nie widzę.

- Czyżby królewskie płatki wyrobiły ci jakąś paskudną odmianę daltonizmu?! Przecież to kot do cholery!

...kot? W sensie taki, co go na ulicy można spotkać, co ma cztery łapy i miauczy?

- Niby, przepraszam cię, z jakiej bańki...

- Nooo, Kiyo, przestań mnie wkurzać!

...zamiast się zaśmiać, niezbyt przyjemne myśli zaczęły mi się nasuwać na podświadomość.

(a może to źle? a może lepiej o tym nie myśl? ten kot ma niebieskie oczy; On też ma niebieskie, głębokie, piękne, to twój ulubiony kolor, prawda?)

Czyli wciąż Mia jest na początkowym stadium rehabilitacji.

Zawsze po tej chorobie pacjenci mają duże problemy z powstrzymywaniem niekontrolowanego drżenia rąk, a podniesienie chociażby najlżejszego przedmiotu jest niesamowicie trudne, czasami nawet wręcz bolesne.

Musiała spędzić naprawdę dużo czasu próbując chociaż trochę upodobnić poziomem tą pracę z jej poprzednimi, nawet jeżeli jej się to nie udało.

- Dziękuję, Mia...

Nawet nie zauważyłem kiedy Arbitro san się wycofał, pozwalając mi na chwile prywatności z siostrą.

- Ne, ne, to teraz twoja kolej, opowiadaj! Jak jest w pałacu? Omg, na pewno muszą traktować cię jak prawdziwą księżniczkę!

Istne królewskie traktowanie, zwłaszcza z Rei'em unikającym mnie jak ognia...

(-też chcesz go zobaczyć-)

- Po pierwsze, w pałacu jestem dopiero pierwszy dzień, wcześniej byłem tylko (a może aż?) w willi. Chyba. - zaśmiała się na moją odpowiedź; jej doskonały nastrój powoli coraz bardziej mi się udzielał. - A po drugie, to jak już to ,,traktują jak książę'', a nie księżni...

- Oj, jedno i to samo~! U nas w kraju okrzyknięto cię jednoznacznie królową Toranu, więc... Nawet Tsuki początkowo miał z tego niezły ubaw. Uwierzysz, że jeden z magazynów pomylił cię z dziewczyną, i przez dobre kilka dni połowa Japonii była przekonana, że jesteś kobietą?

.
.
.
- HUH!? I ja się o takich rzeczach dowiaduję dopiero PO FAKCIE?!

- Oj no już, już, nie gorączkuj się aż tak... I przy okazji, podziękuj temu swojemu przyjacielowi, Tsuki'emu; odwiedzał mnie raz na jakiś czas, zawsze przynosząc kwiaty. Serio, miło z jego strony.

- Pozdrów go ode mnie.

- Och, na pewno~.

Z nim też nie rozmawiałem już od dłuższego czasu...

Zaraz.

Mam o wiele gorsze problemy teraz na głowie.

To oficjalnie 3 i najbardziej poniżający raz, kiedy to pomylono mnie z dziewczyną.

...i to jeszcze na krajową skalę.

Mam ochotę wrócić do pokoju i zrzucić się jednak z tej wysokości.

Już ja widzę te jutrzejsze nagłówki tego magazynu.

,,Nowa królowa Toranu, znaleziona martwa po skoczeniu z balkonu''.

Chociaż znając moje szczęście to nawet śmierć by mi się nie udała, potknąłbym się i wylądował w krzakach.

-a szkoda-



~ Rei ~

A teraz, gdzie jest mój małżonek?

To jedno słowo wciąż pozostawia swego rodzaju niesmak w moich ustach.

(narzucony przez prawo, przez kościół, przez arystokrację tytuł; nienawidzę go - ty wolisz nazwać go inaczej, ale wciąż nie chcesz się do tego przyznać-)

Lepiej go szybko znajdę, by mieć to z głowy.

Dzięki bogu, że tradycja nie nakazuje mi niczego z nim zrobić.

Zastanawiam się tylko, na jaką cholerę musieli udekorować tak to pomieszczenie?

Świeczki? Płatki róż? I to wszystko w kolorze czerwieni?

I tak nigdy nie lubiłem tego koloru.

To zawsze był ulubiony mojej ,,matki'', a o niej to akurat chciałbym najbardziej zapomnieć.

To właśnie ona była główną ,,inspiracją'' do takiej, a nie innej kolorystyki zarówno tego pałacu, jak i tej posiadłości w Japonii.

To ,,prezent pożegnalny'' od niej, dla mojego ojca.

Chciała, żeby na każdym kroku przypominał sobie o niej; przypominał sobie o tym, jak ona go zdradziła, i zostawiła dla innego mężczyzny.

Dlatego też w pewnym sensie byłem masochistą za każdym razem, kiedy przechodziłem przez te czerwone korytarze posiadłości, żeby się odstresować.

Bo to nigdy nie działało.

Tylko na zewnątrz, na powietrzu, mogłem poczuć jakikolwiek spokój; ale nie na zewnątrz, że w ogrodzie.

Mam na myśli daleko, daleko od pałacu i od tego przeklętego różanego (czerwonego) ogrodu.

Zielony od zawsze najlepiej mi się kojarzył.

Trawa, liście drzew i innych, niepachnących sztucznie roślin.

Kolorowe kwiaty zbyt kojarzyły mi się z moją rodziną, bym był w stanie je polubić.

A zwłaszcza nienawidzę tych czerwonych.

(-kolejne wspomnienia, nie chcesz pamiętać, nie chcesz, ale musisz, i dobrze o tym wiesz; one są częścią ciebie, nie pozbędziesz się ich, nigdy-)

Zapach i wizja kolorowych płatków ma cię omamić; w rzeczywistości pod powłoką skrywa zbyt wiele kolców, a sam ich smak jest gorzki, już nie mówiąc o tym, że nie raz bywa wręcz śmiertelny.

Tak jak teraz chwilę o tym pomyślę, to czy ten mały nie ma zielonych oczu?

Zaraz. 

Właśnie, Kiyoshi.

Gdzie on jest...?

I jakim cudem dopiero teraz zauważyłem, że ani nie ma go na łóżku (nie, żebym chciał, żeby tu był), ani nie słyszę wody prysznica...?

Głupi czerwony.

Znowu wystarczył, żeby mnie rozkojarzyć. 


~ Kiyoshi ~

- A teraz, opowiadaj, jak to jest?

- Czemu mam wrażenie, że ta rozmowa przybrała bardzo niebezpieczny dla mojej reputacji w twoich oczach odcień, a sam twój głos barwą zaczął przypominać ten 50 letniego pedofila?

- K-i-s-s-u~! Jakie to uczucie?

Kissu...?

A co to niby ma zna...

...

- C-co, d-dlaczego pytasz o coś tak dziwnego?!

(cudownie, cudownie, cudownie; znasz odpowiedź, ale jesteś zbyt nieśmiały, żeby powiedzieć to na głos)

- Shh, ciszej Kiyoshi, nie chcesz chyba, żeby cię tam ktoś usłyszał, prawda?

- M-masz racje... A-ale skąd te pytanie...? - teraz to już wyszeptałem, a sam poczułem, jak się rumienię.

Żeby teraz mnie tylko nikt teraz nie zobaczył.

- Po prostu powiedz! Jakie są jego wargi? A co z samą techniką? Dobrze całował?

- N-nie podniecaj się! To trwało tylko chwilę, i na pewno się już nie powtórzy, więc...

(ale chcesz więcej, chcesz, chcesz, nie możesz temu zaprzeczyć)

- Ochh~? Czyżbym wyczuła nutkę zawiedzenia w twoim głosie? - przerwała, a po chwili powiedziała nieco chłodniejszym głosem, którego rzadko używała. - Kiyo. Ostatnim razem, gdy rozmawialiśmy; coś się wtedy jednak stało, prawda?

Ach, no tak, wtedy...

- T-to nic, nie przejmuj się...

(-jego dotyk, jego ciepło, jego zapach- nie mogę jej o tym powiedzieć)

- Wiesz, że zawsze możesz ze mną pogadać, prawda?

Zacisnąłem mocniej dłoń na telefonie, a sam ponownie wstrzymywałem się od płaczu.

Nie powinienem był jej tak zamartwiać.

- A-ale teraz wszystko jest już w porządku! Chyba...

- ,,Chyba''...?

- N-nic mi nie zrobił od tamtej pory...

Cholera.

- Czyli jednak coś zrobił...

- N-no ale to nic poważnego, i oprócz tego nic innego, więc...

- Uważaj, dobrze? Nie chcę, żebyś został w jakikolwiek sposób zraniony.

Dlaczego z jakiegoś powodu robię się coraz bardziej zirytowany?

(-nie chcesz, żeby ona widziała w nim potwora; chcesz, żeby widziała go tak, jak ty, a on tylko cierpi-)

- On... on jest dobrą osobą. Może i to, co robi, powoduje, że sam staję się coraz to bardziej zagubiony, ale nie tylko ja się tak czuję. Cokolwiek się nie stało, wynikało z mojej winy, bo nie mogłem się wytłumaczyć, i... - wdech, wydech. Czas najwyższy nauczyć się wyrażać emocje w sposób zrozumiały dla innych ludzi. - On... on dużo przeszedł w przeszłości...

- Więcej, niż my?

- To coś zupełnie innego. On musi myśleć o całym państwie, musisz to zrozumieć, nie ma najmniejszego wpływu na swoją przyszłość, w przeciwieństwie do nas. A poza tym, on jest w stanie uśmiechnąć się naprawdę szczerze, a i śmiech ma piękny, dlatego wątpię, żeby był złą osobą, i to, co robi, na pewno ma jeszcze jakieś inne wytłumaczenie, i...

- ...Kiyoshi Mirai.

- ..tak?

Nie podoba mi się ten ton.

- ...Wiesz, że się zakochałeś?

.
.
.

Zaraz. Co.

-...huh?

- Rumienisz się teraz, prawda?

Dotknąłem dłonią policzka, by ze zdziwieniem stwierdzić, że ten jest ciepły.

- M-Mia, o czym ty mówisz? Niby jak mógłbym tak po prostu...

- A jednak.

Miłość?

(-znasz to uczucie, znasz; to to uczucie, co powoduje zarówno radość, jak i ból, jak i smutek, jak i szczęście, jak i przyjemność, wszystko, wszystko tylko od niego, dla niego-)

Kiedy tylko próbuję o tym myśleć, czuję tylko ból.

Boli mnie głowa, to najbardziej, ciężko mi się oddycha.

(nie rozpłacz się, nie rozpłacz się, i tak ci to nie pomoże, -i tak cię nikt nie pocieszy-)

- Mia... - przerwałem, nie wiedząc jak mogę na to odpowiedzieć. - ...zaśpiewasz mi?

- Huh? Zaśpiewać? Kiyo, przecież wiesz, że fałszować, to fałszuję okropnie. Już nie mówiąc o próbie wykonania całej piosenki, która i tak zakończy się katastrofą i samobójstwem wszystkich pobliskich kotów szpitalnych, a sanitariuszki nie będą tym zbyt uszczęśliwione.

To uczucie; jeżeli to prawda, to nie skończy się to dla mnie dobrze.

Emocje spisane na straty od samego początku, przekreślone jego nienawiścią do mojej osoby.

- Proszę?

- Uh, no dobrze, ale nie zdziw się, jeżeli sam będziesz chciał popełnić samobójstwo, gdy skończę, albo w ogóle zanim zacznę.

A jednak to jej głos uspokoił mnie z tego wszystkiego najbardziej. 

Z powrotem, po raz kolejny, powróciłem myślami do naszej poprzedniej rozmowy.

Więc jednak można się zakochać w kimś, kto nienawidzi cię z całego serca.


~ Rei ~

Gdzie on się do cholery podział?!

Szukałem go już w ogrodzie, jadalni, przeszukałem kilka korytarzy, zarówno tych głównych, jak i pobocznych.

Ostatnio doszło do jakiegoś poruszenia politycznego, i zwolennicy jednego z przeciwników rządów naszej rodziny stali się nieco bardziej agresywni.

A co, jeżeli coś mu się stało?!

Albo, jeżeli go pojmali, i właśnie teraz robią mu jakąś krzywdę?

Nie myśl o tym, nie myśl, na pewno nic mu nie jest.

Gdzie jeszcze nie szukałeś?

Została jeszcze tylko wielka sala, ale po co niby miałby tam pójść...?

(-coś ci w głowie podsuwa odpowiedź, ale nie chcesz, nie chcesz, żeby to było prawdą-)



~ Kiyoshi ~

- Faktycznie; fałszować, to fałszujesz strasznie.

- To dlaczego w ogóle o to prosiłeś?!

Aach, po raz kolejny tego dnia łzy chcą napływać mi do oczu. 

- Kiyo, wytrzymaj do niedzieli.

- W sensie, że mam popełnić samobójstwo w poniedziałek, czy...?

- Arbitro ci nie powiedział? - Och, czyli ją też wuj Rei'a zmusił do używania tej nieformalnej formy jego imienia. - Przyjeżdżam do was w niedzielę! Będę robić za przyzwoitkę, haha~!

...że co?

- Naprawdę?! Zaraz, i co masz na myśli z tą przyz...

- Ups, chyba jedna z pielęgniarek zauważyła, że nie śpię... Trzymaj się Kiyoshi, zobaczymy się w niedzielę!

Ślub odbył się dziś, również w niedzielę, a że powolnymi krokami zbliżają się pierwsze godziny poniedziałku; Mia przyjeżdża dokładnie za tydzień.

Więc i już za równy tydzień będę mógł wytłumaczyć tę całą sytuację Rei'owi, na pewno wtedy mi uwierzy...!

- Wybacz, podsłuchałem nieco, ale... Cieszę się, że tak o nim sądzisz.

Arbitro...? Zupełnie o nim zapomniałem.

- Hm? O kim?

- O Rei'u. Cieszę się, że się w nim zakochałeś.

...

Jak?!

- S-Słyszałeś?!

- Haha, tylko troszeczkę... Ale don't worry, ani słówkiem nie pisnę~

- Dziękuję.

- Nie ma za co kiddo~ - potargał mnie po włosach w czułym geście i delikatnie popchnął w stronę korytarza. - Lepiej wracaj już, nie chcemy zbyt zamartwić twojego męża, prawda~?

Nadal nie mogę się przyzwyczaić do tego, jak to słowo brzmi.

Pokiwałem głową i szybkim krokiem skierowałem się w stronę sypialni.

- Och! I jeszcze jedno. Jak tylko wejdziesz do pokoju, to pierwsze, co zrób to wyjdź na balkon, dobrze~?

- O-ok.

Nie zbyt rozumiałem, o co mu chodzi; naprawdę się musi dużo o mnie martwić, skoro dba o takie drobnostki jak moje samopoczucie.

W końcu, nie ma to jak świeże powietrze na skołatane myśli, prawda~!

Mimo tego, że Rei kazał nie ruszać mi się z pokoju; naprawdę cieszę się, że się chociażby na chwilę z niego wymknąłem.

Jakoś te kilka minut rozmów z moją siostrą wystarczyły, żebym o wiele spokojniej myślał o następnym dniu.



~ Rei ~

Cholera...!

Nadal nie mogę go nigdzie znaleźć...!

Nie uśmiecha mi się myśl wzywania strażników ani trochę, kiedy to nie minął nawet jeden dzień od zaślubin.

Gdzie on mógł się podziać, albo raczej; gdzie możliwie mogli go zabrać?

Oby nic mu się nie stało, a co jeżeli...

- Oi, Rei, you ok~? Wyglądasz tak, jakbyś miał zaraz fajtnąć na samym środku wielkiej sali.

Świetnie. 

Jeszcze tylko mojego wuja mi tu brakowało.

A może... a może to z nim Kiyoshi planuje spędzić noc?

(-zazdrość, zazdrość, wyżera cię od samego środka, ale ty wciąż przekonujesz samego siebie, to tylko tradycja, żeby spędzić z nim noc-)

- Gdzie on jest?

- Jaki groźny... Czemu mnie od razu oskarżasz o porwanie?

- Szukałem go w kuchni, jadalni, ogrodzie, jego starej sypialni, czytelni, bibliotece, i jestem pewien, że nie jest też w toalecie...

(szukałeś go wszędzie, wszędzie, wszędzie, bo się martwisz)

- A balkon sprawdziłeś?

...huh?

- Huh?

Cholera, niezbyt elokwentna odpowiedź jak na księcia.

(-przyszłego króla, poprawiasz się, ale tylko w myślach-)

A ten dupek się tylko jeszcze szerzej uśmiechnął.

- Kiyo-chan, musisz przyznać, miał dość ciężki dzień. Zapewne miał dużo do przemyślenia. I, pewnie, tak jak ostatnio, po prostu zapragnął zaczerpnąć świeżego powietrza na balkonie.

...

- Jeżeli się jednak okaże, że w rzeczywistości był wtedy w twojej komnacie...

- Nie bój się nic, nie tknąłem go, i nie mam takiego zamiaru.

(-on jest tylko twój, i chcesz, żeby tak pozostało, nie chcesz go nikomu oddawać-)

Cholerna, naiwna część mnie, która tak bardzo chce mu uwierzyć.



~ Kiyoshi ~

Tak, jak rozmowa z siostrą nastawiła mnie pozytywnie na następny dzień; to wystarczyło, że tylko przekroczyłem próg komnaty i od razu zacząłem mentalnie panikować.

Nawet fałsz Mii nie uspokoiłby mnie wystarczająco, żebym teraz nie trząsł się jak galareta, stojąc na balkonie.

A może to tylko z zimna...?

Tak czy siak denerwuję się. I boje się jednocześnie.

A co jeżeli zrobię coś nie tak?

Albo się potknę...?

Nawet nie wiem, czy to jest w ogóle możliwe, żeby się potknąć podczas ,,tej'' czynności.

Zaraz.

Ale ja przecież jestem facetem.

Niby jak on ma ze mną zamiar...?

Pamiętam, jak Mia raz ukrywała tą swoją ,,zakazaną mangę'' pod podłogą na strychu, ale nigdy nawet nie pomyślałem, by do niej zajrzeć.

W sumie to nie wiem, czy mam dziękować bogom, że nie przeczytałem tego jej yaoi, a może przeklinać.

Tak czy siak, raczej nie skończy się to dla mnie dobrze, prawda...?

A może jeszcze uda mi się do niej dodzwonić?

O-och, no tak, nie mam do niej numeru, poza tym mógłbym ją jeszcze obudzić, albo przeszkodzić tam innym w szpitalu.

Pozostaje więc może...

...

Nie ma mowy, żebym zapytał się w sumie o to kogokolwiek.

Aaach, stresuje się...!

Zaraz wyrwę sobie z tego stresu wszystkie włosy, albo co gorsza...

- Mogę wiedzieć, co ty robisz turlając się po podłodze?



~ Rei ~

Szybkim krokiem wróciłem do naszej komnaty i zdecydowanie pchnąłem drzwi.

Kiedy tylko poczułem chłodny podmuch wiatru, momentalnie odetchnąłem z ulgą.

Więc jednak, wyjątkowo, ten aktorzyna nie kłamał.

(-ale sam miałeś, chciałeś mieć przeczucie, że nie kłamał, że on cię nie zdradził, nie chcesz, żeby to zrobił, chcesz go dla siebie, tylko dla siebie-)

Chyba, że jest to tylko jakaś sztuczka-pułapka.

Przekroczyłem próg pokoju, wychodząc na zewnątrz, i się rozejrzałem.

Więc jednak nie ma go?! Do cholery, czyli jednak kłamał! 

Jak go tylko znajdę...

. . .

...cofam to, widzę go.

Nie spodziewałem się zobaczyć go...

...turlającego się na podłodze.

. . .

I jak tu mam niby na to zareagować?

Krzykiem (za to, że mnie tak martwił, ale tylko ze względu na opinię publiczną -kłamstwo, kłamstwo, kolejne kłamstwo-).

Śmiechem (bo wygląda przekomicznie, cały czerwony na twarzy, z zamkniętymi oczami, wyraźnie czymś zawstydzony -uroczy, uroczy, uroczy-).

Czy mam go po prostu zignorować, i z królewską godnością pozostawić samemu sobie?

A tę cząstkę mnie, która chciała położyć się obok niego natychmiast zdeptałem, a sam zdecydowałem się na bardziej pokojowe rozwiązanie.

- Mogę wiedzieć, co ty robisz turlając się na podłodze?

~ Słowa: 5 698 ~


To chyba mój najdłuższy do tej pory napisany rozdział. 

No ale cóż, nie powiem, edycja zajęła mi więcej czasu, niż sądziłam.

Liczę, że nadrabia to nieco nieobecność rozdziału w poprzednim tygodniu, jako że umieściłam tylko 2 prologi, po 1k słów każdy.

A może właśnie i tak się wyrównało? 1k + 1k = 2k, kiedy (4k + 2k)/2=3.

Tak, wiem, ja i matematyka. 


Edit 04.07.16 - Było: 4 524 słów. 

Edit 28.12.16 - Było: 5 351 słów. 

Edit 18.02.17 - Było: 5 568 słów.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top