One-shot
Zmęczony i smutny Krucza Łapa biegł przez puste, nienależące do żadnego klanu tereny, kierując się w stronę stodoły Jęczmienia. Zapewne byłoby mu łatwiej gdyby nie gęsta Mgła, która ograniczała mu pole widzenia i deszcz przez przez który jego futro stało się ciężkie. Przeszkadzały też mu odebrane zewsząd zapachy. W końcu powoli zza białej pokrywy zaczął się wyłaniać czerwony kształt
"Farma Jęczmienia!" pomyślał z ulgą. W końcu dobiegł do wejścia budynku od razu poczuł się zestresowany. "A co jeżeli jednak Jęczmień mnie nie przyjmie?" tylko ta myśl krążyła mu w głowie, gdy wkraczał głębiej do stodoły.
– "Kim jesteś?"
Krucza Łapa wzdrygnął się, słysząc zirytowany głos.
– "K-krucza Łapa, byłem tu już raz wraz z Błękitną Gwiazdą."
– "Więc witam cię w mych progach ponownie Krucza Łapo, co cię tu sprowadza?"– powiedział Jęczmień już spokojnym głosem. – "Przecież nie przyszedłbyś tu sam gdyby nic by się nie wydarzyło."
– "Ja..." – głos ugrzązł czarnemu uczniowi w gardle. Jak niby miałby mu to wytłumaczyć? Powiedzieć wprost że uciekł z klanu? Czy opowiadać wszystko? Nie wiedział co mówić pod wyczekującym wzrokiem samotnika. – "Ja...ja musiałem uciec"
Jęczmień spojrzał na niego poważnym wzrokiem który zmiękł im dłużej wpatrywał się w kruchego ucznia.
– "Musisz być zmęczony, może najpierw się prześpij i dopiero jutro mi wszystko opowiesz...jeżeli będziesz chciał oczywiście"
– "Dziękuje ci bardzo Jęczmieniu" – Krucza Łapa z wdzięcznością pochylił głowę.
Już chwile później leżał w legowisku ze słomy. Gdy zasnął znowu ukazała mu się scena której tak bardzo chciał zapomnieć.
Gdy Tygrysi Pazur zabijał Rudego Ogona, chciał uciec stamtąd jak najszybciej, lecz coś, prawdopodobnie strach, sprawiało, że dalej tam stał. Wtem jego mentor rzucił się na niego z wyszczerzonymi kłami. Został obudzony w ostatniej chwili przez czyjąś łapę. Kiedy spojrzał w górę zobaczył zjeżonego Jęczmienia.
— "Wszystko dobrze? Miotałeś się i mamrotałeś coś przez sen" — wytłumaczył zmęczonym głosem.
— "Tak już wszystko dobrze, dzięki za obudzenie mnie"
– "Pewnie jesteś głodny,może ci coś złapie?"
Kruczą Łapę przyjemnie zaskoczyła ta propozycja, ale odmówił.
– "Nie dzięki sam dam radę zapolować"
Musiał trochę rozprostować kości po tej męczącej nocy. Kiedy w końcu udało coś mu się złapać, wyszedł na dwór i ułożył się cieniu drzewa, patrząc na rozchmurzone niebo nad terenem Klanu Wiatru.
– "Więc... Dlaczego musiałeś uciec ze swojego klanu?"
Krucza Łapa westchnął i z trudem zaczął opowiadać samotnik owi, jak widział Tygrysiego Pazura mordującego zastępce przywódcy, jak próbował się go później pozbyć i na koniec jak jego przyjaciele uratowali go, każąc mu iść do miejsca w którym właśnie był.
Na samo wspomnienie tego wszystkiego robiło mu się słabo. Jęczmień przez cały czas był cicho a na końcu położył drobnemu kotu ogon na barku, patrzył na niego troskliwym wzrokiem.
— "Przykro mi ,że tyle musiałeś przeżyć... jeżeli chcesz możesz tu zostać. Starczy myszy dla nas obu".
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top