Rozdział 23 Kontakt z bronią.
Przez cały dzień było pochmurno, ale to nas, czyli mnie, Bumblebee, Jazza i Flare Up nie powstrzymało przed zabawą w "policjantów i złodziei"... Zaczęło się od tego, że Jazz czymś drażnił jedną z Sióstr Arcee, a w efekcie ta miała ochotę go rozszarpać. Chcąc mieć trochę śmiechu, ja i Bee pojechaliśmy za nimi i tak jakoś wyszło, że ja pomagałam Flare Up, a Bee Jazzowi. Ostatecznie ganialiśmy w dwóch grupach po Czarnobylu łapiąc nawzajem i ciesząc się z każdej "wygranej". Oczywiście tak oficjalnie nikt nie nazwał tej gry w ten sposób, ale gdyby ktoś rzucił taką nazwą, prawdopodobnie wszyscy by wiedzieli o co chodzi. Było dobrze, do puki nie zaczęło padać. Nikt nie pomyślał o tym, że mokra, śliska trawa może być tak bardzo niebezpieczna. Nie wiem co się konkretnie wydarzyło, bo byłam za daleko, żeby dokładnie widzieć, ale z tego co Flare Up powiedziała, ona miała dorwać Bee, ale pośliznęła się i nie doszło do ataku z zaskoczenia. Bumblebee i Jazz chcieli ją złapać, ale zwiadowca również się pośliznął i runął na mniejszą od siebie Autobotkę, przy okazji roztrzaskując sobie kolano na kamieniu. Jazz miał tego pecha, że potknął się o nogi camaro i uderzył w drzewo, i nie dość, że od samego uderzenia rozkwasił sobie nos na "garbie" pnia, to jeszcze natrafił na suchy patyczek, który tak niefortunnie wcisnął się pomiędzy jego części, że uszkodził przewód z energonem. W kilkanaście sekund twarz pontiaca była zalana gęstą, błękitno-zieloną cieczą.
I w takim stanie doprowadziłam ich do laboratorium Ratcheta, mając na jednym ramieniu Bumlblebee, a na drugiej ręce wiszącą, ogłuszoną Flare Up. Jazz nie pomagał mi, bo paluchami próbował zahamować ergotok*, choć nie wiem jak tego chciał dokonać. Ratchet jak nas zobaczył, to chyba nie wiedział czy się śmiać czy płakać. Widok jak z kiepskiej komedii. Kiedy jednak ocknął się, od razu zabrał ode mnie poszkodowanych, a ja ulotniłam się nie chcąc mu przeszkadzać. I tak oto zostałam bez zajęcia. Może zostałabym w sali głównej wylegując się na wołdze w oczekiwaniu na przyjaciół, ale sama przy Ironhide'zie bardzo się krępowałam. Bałam się go, nawet jak przysypiał oparty o ściany. Pół biedy, kiedy stał w formie samochodu. Nie wiem, gdzie była reszta, a przynajmniej Chromia, Sideswipe i Dino, a Joltowi nie chciałam przeszkadzać.
Ruszyłam wolno lewym korytarzem z nadzieją, że kogoś znajdę. W pomieszczeniu ze "stołem pingpongowym" nikogo nie było, a z dalszych pokoi nie dochodziły żadne dźwięki więc i tam raczej żywej duszy. Po bijącym świetle i migającym cieniu poznałam, że Jolty był u siebie. Redox siedział cicho, więc musiał być zamknięty w wolierze, a jego pan musiał pracować. Na końcu skręcającego w prawo korytarza był hangar - warsztat, skąd słychać było jakieś rozmowy, a głównie przekleństwa. Wolałam nie wchodzić Wreckerom w drogę więc bezradnie stałam w tym korytarzu i zastanawiałam się, czym mam się zająć. Prawdopodobnie poszłabym do Młodego, gdybym nie zauważyła wejścia po lewej stronie z którego wydobywało się słabe światło. Był to oczywiście mały, ale bardzo zagracony magazyn, w którym ktoś zapomniał zgasić światło.
Po prawej i lewej stronie do ścian były przykręcone drewniane półki, na których wszelakie części wprost walały się. Na podłodze było tyle opon i gratów, których nawet nie umiałam nazwać, że prawie nie dało się wejść, a między tym wszystkim przewijały się jakieś materiały. Można też było nadepnąć na jakieś narzędzia. Tak patrząc na to, odniosłam wrażenie, że gdy przywożą części ze złomowania, po prostu wrzucają je tu jak węgiel łopatą do pieca.
Patrząc na ten syf i burdel na kółkach stwierdziłam, że mogłabym tu ogarnąć, bo i tak nie miałam nic lepszego do roboty, a może się na coś przydam. Włączyłam sobie cicho muzykę z You Tube'a dzięki temu małemu "pudełeczku" z Internetem, które dostałam od Marzeny, bo niestety, radio nie odbierało i niespiesznie wzięłam się do pracy. Najpierw wyrzuciłam z pomieszczenia całe mnóstwo większych gratów, przede wszystkim opony z których, jak się okazało po dokładniejszych oględzinach, prawie każda była z innej parafii. Podobnie było z nadgryzionymi przez rdzę felgami. Potem zaczęłam porządkować śmietnik na półkach: wszystkie podobne do siebie części składałam w jednym miejscu. Kilka półek musiałam naprawić - znaleźć śrubokręt i kilka śrubek nie było ciężko. Segregacja części zajęła mi jakąś godzinę, co poznałam po ilości odtworzonych piosenek - jeśli przyjmie się, że utwory mają średnio cztery minuty, to godzina wystarcza na przesłuchanie piętnastu kawałków. Potem wytrzepałam i poskładałam wszystkie narzuty, plandeki i folie, a wszystko zmieściłam na jednej półce. Znalazłam miotłę i zanim schowałam pozostałe graty stwierdziłam, że przydałoby się trochę zamieść, bo było tam tyle grudek zaschniętego błota, piachu i kamieni, a między tym mieniły się drobne podkładki, śruby i wkręty, których wbicie we własną oponę nie byłoby niczym miłym.
- I'm hotter than fire, water can't cool me down. Water can't cool me do-o-own, whoa whoa whoa whoa. I'm dancin... - nuciłam sobie zamiatając brud na jedno miejsce.
- Zafira?! - usłyszałam, na co podskoczyłam z cichym piskiem. Lekko wystraszona spojrzałam w stronę wyjścia, gdzie stał zdziwiony Drift. Natychmiast wyłączyłam muzykę i patrzyłam na niego jak zbity pies nie wiedząc co powiedzieć, jak się tłumaczyć. Autobot rozejrzał się po magazynie i z podniesioną brwią ponownie zatrzymał spojrzenie na mnie.
- Sama to zrobiłaś? - zapytał łagodnie, a mi kamień z Iskry spadł, wiedząc już na pewno, że opierdzielu nie będzie. Kiwnęłam twierdząco głową i delikatnie uśmiechnęłam się. - W takim razie podziwiam, bo już niektórzy brali się za to, ale nie kończyli. Po za tym Wreckerzy to straszni bałaganiarze...
- Jak się komuś nudzi, różne rzeczy może zrobić. - uśmiechnęłam się i chciałam zabrać do dalszej pracy, ale jeszcze raz spojrzałam na bugatti. - Tak w ogóle, gdzie są wszyscy?
- Niekurzy na siłowni. Zaraz powinni skończyć.
- Aha. Dzięki za informację. - uśmiechnęłam się i wzięłam zamach, by końcówką miotły zmieść kolejną porcję piachu na kupkę. Po chwili usłyszałam kroki, a kiedy spojrzałam w stronę wyjścia, Drifta już tam nie było. Na pierwszy rzut oka wydawał mi się wredny i nieprzychylny, ale wtedy w Polsce, to musiało być rozdrażnienie. Wydaje się być całkiem miły, kiedy jest spokojny. Zatrzymałam się i jeszcze raz spojrzałam w stronę wyjścia. Nie zastanawiając się, podeszłam i wychyliłam na korytarz. - Drift?! - zawołałam.
Samuraj, który już był prawie przed skrętem korytarza, zatrzymał się i odwrócił.
- Tak? - zapytał, a ja oparłam miotłę o ścianę i podbiegłam do niego.
- Chciałam Cię przeprosić. - wyznałam. - Za tą całą akcję z radiem.
Transformer podniósł brew zdziwiony.
- Nie ty powinnaś mnie przepraszać. Natomiast ja powinienem Ciebie przeprosić za to, że byłem dla Ciebie niewyrozumiały i ostry podczas powrotu do Czarnobyla.
- Nie byłam zła... Tylko... Przynajmniej nie za ten powrót. Chyba Cię źle oceniłam. - wyjaśniłam.
- Naprawdę? - zdziwił się, choć może bardziej smutno stwierdził. - Jak to mówią: pierwsze wrażenie najważniejsze. - zaśmiał się. - Tak na prawdę nie mam do Ciebie uprzedzeń, przez Bumblebee jestem nerwowy.
- Okej. Rozumiem. - uśmiechnęłam się słodko, po czym odwróciłam się i wróciłam do magazynu, a Drift poszedł w swoją stronę. Ledwo wzięłam miotłę i troszeczkę zamiotłam, kiedy w wejściu stanął Sideswipe, zziajany, zgrzany i mokry od płynów chłodniczych. Z rozchylonej komory Iskry nawet para uchodziła. Oparł się o ścianę i zanim coś powiedział, sapał chwilę zmęczony.
- Świetna robota. - pochwalił uśmiechając się i dyszał dalej. - Miałem tu... haa...haa... haa... tutaj taką haa... ścierkę, ręcznik... haa... haa... Taki szaa... szary. - wysapał, po czym osunął się na ziemię i oparł o ścianę.
Chwilę zastanowiłam się, czy coś takiego widziałam po czym, spomiędzy poskładanych na półkach materiałów wyciągnęłam wspomniany "ręcznik".
- Przydałoby się to wyprać. Czasami... - powiedziałam podając mu materiał, a on uśmiechnął się zawstydzony. - Coś ty taki zgrzany?
- Ha...! - zaśmiał się. - Knockout udostępnił mi bieżnię**, haa... haa... którą ma na Atomie. Od jakiś czterech i pół godziny jechałem z średnią prędkością haa... stu dwudziestu kilometrów na godzinę.
Otwarłam szeroko oczy z wrażenia. Chwilę na niego patrzyłam lekko zszokowana, a on uśmiechnął się zacząwszy ścierać krople płynów chłodniczych z szyi i barków.
- Wooow... Ja bym padła.
- To mało jak dla mnie... - westchnął, a widząc moją minę wyrażającą niedowierzanie, zachichotał cicho, po czym jakby posmutniał i spuścił ze mnie spojrzenie. - Byłem w stanie jeździć z podobną prędkością po dwanaście godzin bez przerwy i nie znalazłabyś na mnie ani kropelki płynów haa... - zrobił kilka głębszych wdechów. - Kondycja mi diametralnie spadła...
- Sides... - przykucnęłam przed nim. - Nie łam się. I tak jesteś najlepszy w tym co robisz. - uśmiechnęłam się, na co rozpromienił się. Miał naprawdę śliczny uśmiech, co w połączeniu z jego ciepłym spojrzeniem dawało wizerunek robota, w którym chyba nie można się było nie zakochać.
- Oj Motylku, bez Ciebie było by ciężko... - westchnął zadowolony.
- Jestem tu kilka dni. - zauważyłam.
- A i tak czuję, że bez Ciebie nie mógłbym normalnie żyć. O ile to co tutaj robimy, można nazwać życiem. - powiedział pogodnie, ale dało się w tym wyczuć smutek. Od razu mi się go żal zrobiło, ale nie dałam tego po sobie poznać. - No nic. - odezwał się zbierając z podłogi. - Uciekam... Ogarnąć się i wyklepać maskę pewnemu czerwonemu ferrari.
- Co zrobił? - zapytałam również wstając.
- Skądś dorwał pisak... Wymalował "śliczne" wzorki na moich drzwiach, a że zatrzymać się ani transformować na bieżni nie mogłem, bo zaliczyłbym ścianę z ogromną prędkością, upiekło mu się. - wywrócił oczami po czym skierował do wyjścia. Zanim zniknął za ścianą, na jego drzwiach zobaczyłam kilka mazideł, męskie genitalia i szczerzącą się w uśmiechu buźkę z wybitymi zębami. Wstrzymałam śmiech, zrobiłam głęboki wdech, ale i tak parsknęłam pod nosem. Nie przypuszczałam, że Dino może mieć tego typu "poczucie humoru". Zboczuszek... Ale w sumie nie tylko on.
Ledwo odwróciłam się, by dokończyć sprzątanie, a usłyszałam krzyk.
- Coś ty zrobiła?! - podskoczyłam jak oparzona wrzątkiem i spojrzałam na czerwonego Wreckera, który zszokowany patrzył na porządek w magazynie. - Przecież ja tu miałem wszystko na swoim miejscu! Cholera! - z wściekłości kopnął w jedną z opon leżących obok wejścia, po czym spiorunował mnie spojrzeniem. - Wypad! - krzyknął na mnie pokazując palcem wyjście. Rzuciłam miotłę i uciekłam z magazynu. Leadfoot prawdopodobnie pluł się i klął po cybertrońsku oglądając nowy ustrój w pomieszczeniu. Przykro mi się zrobiło i ze spuszczonymi drzwiami poszłam do głównej sali.
Jazz wyszedł już od Ratcheta, co dało się poznać po grającej muzyce. Ewentualnie mógłby to być Bumblebee. W momencie kiedy stanęłam przy końcu korytarza, utwór skończył się, a Jazz z zaklejonym nosem, leżący w najlepsze na wołdze zaczął szukać następnego. Ironhide, który jak dotąd drzemał, ożywił się i zerknął na Jazza.
- Jazz... - jęknął przeciągle. - Puściłbyś coś dla wszystkich... - westchnął, ponownie przymykając optyki i oparł na ścianie rękę, a na niej głowę. Jazz spojrzał na niego i uśmiechnął się szeroko. Z tym opatrunkiem na twarzy wyglądał komicznie.
- Już ja wiem, co ty masz na myśli... - zaśmiał się pod nosem, a po chwili usłyszałam dość... specyficzną melodię, a dopiero potem skojarzyłam ją z latami osiemdziesiątymi, a słysząc ten charakterystyczny głos piosenkarza i pierwsze słowo piosenki: "strangelove" już wiedziałam, że to Depeche Mode. Nie ma co, jeśli Ironhide lubi tego typu muzykę, to zapunktował u mnie. Klasa po prostu.
Podeszłam do Jazza, który nucił sobie tekst pod nosem. Siadłam na dachu rzęcha i spojrzałam na niego. Oczywiście słodki banan na twarzy.
- Co Ci Ratchet powiedział? - zapytałam.
- Rozprułem sobie taki mały przewodzik... Przypalał mi to...
- Ysss... - zasyczałam. - Pewnie strasznie bolało.
- Żebyś wiedziała...
- A gdzie Bee? I Flare?
- Flare Up stwierdziła, że pójdzie uciąć komara, bo jej z deka w dyńce szumi, a Bee gdzieś bujnął. - odpowiedział, a ja uśmiechnęłam się udając, że zrozumiałam to co powiedział. Coś z tego wiedziałam, ale nie wiem czy dobrze myślałam. - Mnie by się nie chciało... - dodał.
- Masz zamiar coś robić? - zapytałam.
- Nie. - pokręcił głową i opadł na wóz. - Teraz będę leżał i śmierdział... jak typowy leniwiec...
- Tiaaa... Wali od Ciebie leniem gorzej, niż od leniwca. - wywróciłam oczami z uśmiechem na twarzy i odeszłam od porucznika. Nie miałam pomysłu, co mogłabym robić, dopóki nie zauważyłam na podłodze kilka kamieni. Wzięłam największy i siadłam pod ścianą. Wysunęłam sztylet z prawej ręki, ustawiłam go sobie tak, jak potrzebowałam i chciałam się zabrać za rzeźbienie, ale zdałam sobie sprawę, że nie wiem, co chcę rzeźbić. Rozejrzałam się, a swojego modela miałam przed sobą, relaksującego się na wołdze. Uśmiechnęłam się pod nosem i zbliżyłam ostrze do kamienia i zaczęłam w nim skrobać, co jakiś czas zerkając na Jazza.
W pewnym momencie Jazz zmienił pozycję - z leżenia na plecach, przekręcił się na bok twarzą do mnie i udawał, że nie zwraca na mnie uwagi. Za każdym razem, kiedy na niego zerkałam, szybko odwracał spojrzenie i jakby "podziwiał ściany". Kiedy znowu ja kątem oka widziałam, że na mnie patrzy, skrobałam kamień i niby to rzeźbiłam Ironhide'a, który soją drogą, zaczął się przyglądać mi albo mojemu zajęciu. Dobrze, że bardziej byłam przejęta udawaniem, że w ogóle nie widzę jak się na mnie solstice gapi, bo inaczej świdrującego spojrzenia wicelidera, które tak jak Jazz odwracał za każdym razem kiedy na niego zerkałam, chyba bym nie wytrzymała. Nie mam pojęcia, jak długo to trwało, ale kiedy już nie umiałam kryć swojego rozbawienia (Jazz swojego zresztą też), spojrzałam na niego kładąc kamień w którym już coś było widać na podłoże.
- Długo jeszcze? - zapytałam, a on wyszczerzył się w swój charakterystyczny sposób i machnął ręką.
- Mogę tak cały dzień. - odpowiedział, a ja parsknęłam ze śmiechu.
- My to udani jesteśmy...
- A jak?! Trzeba mieć w życiu jakiś ubaw... Dlaczego ja? - zapytał, a ja wzruszyłam ramionami.
- Jesteś na linii ognia mojego wzroku? - zasugerowałam, a pontiac zaśmiał się.
- Tylko tak... Pokaż tam - wskazał palcem na moją nieskończoną figurkę. - co we mnie jest the best.
- Co masz na myśli? - zapytałam, a on podniósł rękę prężąc przy tym siłowniki i udał, że cmoka swój biceps.
- Masz ze mnie zrobić boga, złotko. - zaśmiał się, a ja podniosłam brew rozbawiona, znowu Ironhide spojrzał na niego, jakby coś mu się przesłyszało. Jazz to zauważył i rozłożył ręce nie wiedząc o co mu chodzi. - No co?! Pomarzyć nie wolno? - zapytał, a czarny Autobot wzruszył ramionami.
- Puść coś w końcu. - burknął. No tak, już chwilę siedzieliśmy w ciszy. Pozory na prawdę mogą mylić, bo zbrojmistrz wcale nie wygląda na takiego, który lubi muzykę. Wydawał się być bardziej jak Ratchet, który już miał okazję mi pokazać swój stosunek do muzyki. No... Może bardziej do hałasu.
- Okej... - mruknął srebrny Autobot, a za chwilę ruszyła znacznie dynamiczniejsza melodia. - Well if you ever plan to motor west travel my way, take the highway that's the best get your kicks on Route 66. / Więc jeśli planujesz kiedyś jechać na zachód, podróżuj moją trasą, najlepszymi drogami, kieruj się na trasę 66. - zaczął cicho śpiewać.
https://youtu.be/qqrKxBhKdFM
Uśmiechnęłam się pod nosem, wzięłam do ręki figurkę i wróciłam do przerwanej czynności. Ponieważ nie widzę, co jest za Jazzem, będzie to raczej coś w rodzaju płaskorzeźby. Miałam już przód samochodu, zarys tyłu i ogólną postać Jazza, co raczej przypominało bezkształtną masę. Zerknęłam ja mojego modela i prawie mi ręce opadły oraz z ledwością powstrzymałam się od śmiechu. Jazz już nie leżał, tylko siedział na masce złomu i rękami skierowanymi bardziej do dołu, prężył siłowniki z miną "twardziela" na twarzy.
- Jazz! - pisnęłam rozbawiona. - Paskudo, kładź się! - rozkazałam, a on ponownie położył się na aucie. - przyjrzałam się szczegółom, które były mi potrzebne i skupiłam się na kamieniu. Może dłużej bym nad tym wisiała, gdyby pewien osobnik o czarnej zbroi nie postanowił się nagle podnieść i siąść mniej niż metr ode mnie. Znieruchomiałam, jedynie podniosłam drzwi. Przeniosłam spojrzenie z figurki na porucznika, a ten tylko machnął ręką, żebym robiła dalej swoje i nie przejmowała się nim. Łatwo mu mówić, nie on siedzie tuż obok wielkiego, na szczęście schowanego działka. Niepewnie wróciłam do zajęcia, czyli wyskrobywania szczegółów ręki, którą w rzeczywistości Jazz się podpierał. Całkowicie skupiłam się na rzeźbieniu i na moment przestałam zwracać uwagę na Ironhide'a, do póki nie usłyszałam cichego szczęku metalu i szumu poruszających się części. Podniosłam oczy na pontiaca, a Iskra prawie podeszła mi do gardła. Jazz z ostrym spojrzeniem patrzył prawdopodobnie na wicelidera i kręcił z jakiegoś powodu głową. Po swojej prawej stronie, kątem oka zobaczyłam cień. Upuściłam figurkę zrywając się z miejsca, ale wielkiej łapie, która zacisnęła się na moim ramieniu nie zdążyłam umknąć.
- Nie! - pisnęłam, a on nie zważając na to przyciągnął mnie, a drugą ręką przycisnął do siebie. Jazz zeskoczył z grata i w mgnieniu oka znalazł przy nas próbując odciągnąć łapę GMC ode mnie, ale nic z tego, pontiac jakby dla niego nie istniał. Ironhide puścił moje ramię i sprawnym ruchem złapał moje ręce unieruchamiając mnie.
- Ironhide, puszczaj ją w tej chwili! - wrzasnął srebrny Autobot, a czarny w odpowiedzi zawarczał groźnie. Ze strachu na moment znieruchomiałam. Wicelider klęczał na jednym kolanie. Może i miałabym jakąś szansę mu się wyrwać, albo spowodować aby choć zachwiał się, ale byłam do tego za drobna i za słaba.
Porucznik stał przed nami z nieustępliwą miną. Jednak zbrojmistrz miał go gdzieś i zamiast mnie puścić, chwycił mocniej i ze szczękiem wysunął swoje działa. Natychmiast zaczęłam wrzeszczeć i wierzgać, ale na nim to nie robiło wrażenia. Wyrwałam z uścisku swoje ręce i próbowałam odepchnąć od siebie broń, której bałam się dotknąć w obawie, że coś uruchomię, a broń strzeli.
- Ironhide, puść! - piszczałam, kopiąc go i uderzając pięściami w zbroję. Jazz coś krzyczał, ale nawet nie zwracałam uwagi co. Wicelider nic sobie ze mnie nie robił. Wolną rękę, a w zasadzie działo na niej założone przycisnął do mojej piersi. - Nie! - wrzasnęłam próbując to odepchnąć, a kiedy to nie działało, zaczęłam na oślep bić go po twarzy. Usłyszałam warkot.
- Uspokój się. - zabrzmiał jego głos, po którym dało się poznać, że nie ma ochoty na mój sprzeciw, ale ja dalej swoje. Jazz w ogóle nie miał wpływu na czarnego Autobota. Zrezygnował z prób uwolnienia mnie i zanim gdzieś pobiegł krzyknął, że zaraz wróci.
- Błagam puść! - krzyczałam już przez płacz.
- Uspokój się, nic Ci nie robię! - podnosił głos zirytowany. Uderzałam piętami o jego stopy, a rękami gdzie popadnie. Musiało go to zdenerwować. Podniósł rękę wyżej, prawie pod samo gardło. Wrzasnęłam przeciągle i płakałam. Położyłam dłonie na broni i trzęsącymi się rękami próbowałam jeszcze raz odepchnąć działo.
- Ironhide, błagam puść! - pisnęłam.
- Przecież Ci nic nie robię! - wrzasnął.
- Ironhide! - wrzasnął ktoś jeszcze, a po głosie poznałam, ze to Optimus. - Ironhide, natychmiast ją puść! - rozkazał, ale wicelider zamiast tego, podniósł się na równe nogi i przycisnął mnie mocniej. - Ironhide, co ty robisz?!
- Nie widać? Przyzwyczajam gówniarę do broni. - warknął.
- Optimusie! Błagam Cię! zabierz go ode mnie! - krzyknęłam przez płacz. Bałam się, ze mnie z nim zostawi.
- Ironhide, to nie jest sposób!
- A widzisz inny?! - wrzasnął.
- Błagam! Puść mnie! Boję się! - piszczałam. Jazz, który prawdopodobnie wtedy pobiegł po Prime'a, teraz próbował mnie uspokoić. Złapał mnie za ręce i coś mówił, ale nie słuchałam go.
- Ironhide, proszę Cię, zlituj się i puść ją. - mówił granatowo-czerwony Autobot.
- Nie, dopóki nie przestanie wrzeszczeć. - syknął.
- Co Ci strzeliło do łba?! - wrzasnął Jazz. - Przecież nic Ci nie zrobiła! Po co to robisz?!
- Bo tego nie rozumiem! Jak można się bać broni?!
- Strach - rzecz normalna!
- Ironhide, nie zmuszaj mnie, żebym użył siły. - zagroził lider, natomiast zbrojmistrz podsunął działko wyżej pod sam mój podbródek. Załkałam żałośnie. Próbowałam jakoś się jeszcze odsunąć od broni, ale jego ręka nawet nie drgnęła. Wtem usłyszałam warkot silnika, a za chwilę obok topkicka stała Chromia, a przed nas wyjechał Jolt, który przetransformował i wściekły stanął w pozycji gotowej do walki.
- W tej chwili ją puść. - rozkazał, a w odpowiedzi na gniewne warknięcie wicelidera rozciągnął palce pomiędzy którymi przeskoczyły iskry. - Dopóki mam jeszcze cierpliwość. - dodał.
- Śmiesz mi grozić, Jolt? - zapytał czarny Autobot.
- W obronie Zafiry nawet Tobie się postawię. - syknął, a wściekły GMC zawarczał przeciągle, robiąc krok w stronę młodego medyka. Młody nie wyglądał na wystraszonego, a wręcz przeciwnie, mordował wzrokiem o wiele większego od siebie przeciwnika, a słysząc kolejny warkot odpowiedział tym samym strasząc kolejnymi iskrami na rękach i plecach. Niebieski chevrolet wyglądał, jakby się zaraz miał rzucić na topkicka nie patrząc na to, czy jestem w jego uścisku, czy nie.
- Jolt, Ironhide, w tej chwili się uspokójcie. - powiedziała ostrzegawczo Chromia, a w tym czasie Optimus wyciągnął zza pleców miecz. Złapał za jego ostrze, a rękojeść przystawił do szyi Autobota.
- W tej chwili schowaj broń. - rozkazał Prime.
- Bo co? Zabijesz mnie? - burknął nawet na niego nie spojrzawszy.
- Nie, ale z pewnością ogłuszę. Puść ją i nie każ mi tego robić. - powiedział, po czym zapadła cisza, którą mąciły tylko moje jęki i stęki. Ironhide wydał kolejny pomruk niczym nadchodząca burza, a Joltowi miedzy rękami i częściami na plecach przeskoczyły ogromne błyskawice, demonstrujące jego możliwości. Wtem Chromia stanęła bliżej i złapała wicelidera za rękę, na on wzdrygnął się, ale wzroku z medyka nie spuścił. Zaczęła gładzić go po ręku.
- Ironhide, proszę. - powiedziała łagodnie. - Proszę Ciebie jak przyjaciela, puść ją. Nic tym nie osiągniesz, a tylko ją do siebie zrazisz.
Zbrojmistrz sapnął, a ciepły powiew powietrza poczułam na głowie. Nie wiem co mnie pokusiło, ale zamiast dalej patrzeć na zatroskanego Jazza, od którego dzieliły mnie tylko ręce czarnego Autobota, podniosłam głowę i chyba na moje nieszczęście nasze spojrzenia skrzyżowały się. Jak zwykle wściekle lodowato niebieskie optyki przewiercały na wylot, niemal jak mordercy z najgorszego horroru. Ponownie zaczęłam się szarpać, uderzać pięściami w jego rękę i dopiero po chwili zerwałam kontakt wzrokowy. Usłyszałam raz jeszcze głos granatowej Autobotki, a wtedy uścisk puścił. Pierwsza myśl - ucieczka, jak najdalej. Zerwałam się biegiem w stronę wyjazdu i dzieliło mnie już nie wiele, kiedy coś, lub bardziej ktoś uczepił się mojej ręki, pociągnął do tyłu, a następnie popchnął w stronę ściany przy której stała wołga. Runęłam na podłogę, a do ziemi przycisnął mnie Jazz.
- Nie! - pisnęłam. Pontiac chwilę mnie trzymał, aż złapał mnie pod pachy i zaciągnął pod ścianę, a ja dalej rwałam do wyjścia. Posadził mnie, siadł mi na nogach, objął i przycisnął do ściany, a wszystko w kilka sekund. - Jazz, puść mnie. Chcę wyjść. - jęknęłam zrozpaczona.
- Jak się uspokoisz. - sapną zmęczony siłowaniem się ze mną. Odpuściłam, ale w każdej chwili byłam gotowa wyrwać mu się i uciec.
Napięcie między Autobotami nie zniknęło. Optimus schował miecz, Chromia oddaliła się, natomiast Ironhide i Jolt nie odpuścili. Jeden i drugi mrozili się wzrokiem.
- Groziłeś mi. - warknął czarny.
- Bo ty groziłeś Zafirze. - syknął volt.
- Nie miałem zamiaru robić jej krzywdy. Zdajesz sobie sprawę, że poraziłbyś i ją?
- Kontroluję to. Może i trochę by oberwała, ale miałaby szansę uciec.
- Wiesz co mnie przeraża? Że chciałeś to zrobić. - powiedział powoli zbliżając się do medyka. Jazz, wciąż mnie mocno trzymając patrzył za siebie, a słysząc jego ciche "cholera", Iskra podeszła mi do gardła. Optimus po cichu nakazał coś Chromii, a ta pospiesznie skierowała się do laboratorium. - Nie tak Cię uczyłem, Jolt.
- To bez zwią...
- Na ziemię. - rozkazał groźnie, a chevrolet wyprostował się z dumą.
- Nie. - powiedział.
- Na ziemię i nie strój mi tu fochów, bo moja cierpliwość ma swoje granice.
- Nie odbębnię kary, bo nic nie zrobiłem. - powiedział głośniej. - Po za tym...
- Nie ma żadnego "po za tym". - wszedł mu w słowo.
- Już mnie przecież nie trenujesz!
- A powinienem, bo z Ratchetem to ty się masz za dobrze! - wrzasnął, a zanim go złapał, Jolt wystrzelił z rąk długimi biczami z których strzelało długimi błyskawicami prądu. Wtem, do sali wjechał Ratchet, a za nim Chromia. Przetransformowali, a pierwszy oficer medyczny stanął obok wicelidera.
- Jolt, w tej chwili schowaj broń. - rozkazał. Jazz podniósł się i przykucnął obok mnie. Trzymał mnie za rękę. Również przykucnęłam i przybliżyłam się do niego.
- Szykują się fajerwerki. Musimy stąd spadać. - szepnął.
- Ironhide, ty też powinieneś stąd odejść.
- Nie. - warknął.
- Tylko niech Jolt weźmie z drogi bicze. - dodał porucznik.
Trójka Autobotów zaczęła w dość gwałtowny sposób wymieniać zdania. Optimus trzymał się z dala, a Chromia zniknęła z pola widzenia. W końcu Jolt zamachnął się celując w któregoś z Transformerów, a nam otworzyło to drogę ucieczki. Jazz zerwał się z miejsca ciągnąc mnie za sobą i nie transformując wbiegliśmy do tunelu. Na czworaka wdrapaliśmy się po stromym wjeździe i prawie wyskoczyliśmy z tunelu.
- Co to miało być?! - wrzasnęłam wściekła i przerażona, ale zamiast mi odpowiedzieć, solstice wstał, podźwignął mnie i pociągnął za sobą. Usiedliśmy na gruzach niedaleko wjazdu.
- Joltowi po tej odbudowie czasem odbija. - westchnął. - Hormony mu skaczą i w sytuacjach stresowych robi się agresywny i nieposłuszny. Nigdy tak nie miał, Ratchet nie wie co z tym zrobić, a Hide o tym nie wie. Ta trójka to jeden wielki Trójką Bermudzki, strasznie burzliwy i lepiej się w niego nie wpierdzielać. - wyjaśnił. - Mają trochę ze sobą wspólnego... - dodał. - Jolt, jak był jeszcze pisklęciem***, zawsze dreptał przy nodze Hide'a albo Doktorka. Pamiętam... on taki jeszcze głupi był, nawet jeszcze chwiejnie chodził, powalił pół centrali swoimi biczami. Nie wiedział, że robi źle, myślał chyba, że to zabawa, dopóki go... chyba Dino go obezwładnił, ale nie pamiętam. W każdym razie, nie zapomnę tego komicznego widoku, jak się Hide tłumaczył Prime'owi i kilku innym, a wystraszony Młody przyklejony do jego nogi i trzęsie portkami.
- Do czego zmierzasz? - zapytałam.
- Młody potem bał się innych, ale wiecznie u Ratcheta nie mógł siedzieć. Zmierzam do tego, że strach trzeba przezwyciężać.
- O nie! - podniosłam się z miejsca, ale ten zdążył mnie złapać i znowu usadził na gruzie.
- Siadaj. - rozkazał i usiadł mi na kolanach, żebym nie mogła mu uciec. Złapał za policzki i popatrzył w optyki. - Boisz się mnie? - zaskoczył mnie tym pytaniem, ale pokręciłam przecząco głową. Wtedy on przytulił mnie, a ja niepewnie to odwzajemniłam. - Cykasz się? - zapytał.
- No... Nie. - powiedziałam zdziwiona.
- Wiesz gdzie masz grabie?
- No... Na Twoich plecach.
- Wiesz co tam kitram. - powiedział, a po chwili mnie olśniło i natychmiast cofnęłam ręce.
- Karabin. - jęknęłam prze zaciśnięte zębatki.
- Więc teraz się cykasz. Bałaś się bardziej dział Ironhide'a, czy biczy Jolta?
- Działek.
- A jak Ci powiem, że są bardziej niebezpieczne. - powiedział, a ja znieruchomiałam. Jazz drgnął i odsunął się. Widząc moją przerażoną minę uśmiechnął się serdecznie. - No właśnie. Zrobimy tak: ja teraz wyciągnę karabin...
- Co?! N...! - zatkał mi usta dłonią.
- Ciii. Cichutko. Ja wyciągnę karabin i ostrożnie wyciągnę magazynek. - poinstruował. Odsłonił mi usta i powoli sięgnął za siebie. Po chwili karabin był przede mną, a ja miałam ochotę zrzucić Jazza z siebie i uciec jak najdalej. Powoli odwrócił go górą do dołu, odczepił kilka części i wyciągnął cztery magazynki, a piąty z rękojeści. Cztery rzucił na ziemię, a piąty pokazał mi z bliska. - W tym magazynku mieści się setka dysków, które przed strzałem transformują do pocisków o kalibrze dwudziestu milimetrów. Karabin bez nich nie wystrzeli, choć dodatkowo strzela plazmą, taką jaka jest w blasterach. - tłumaczył. - Może również stać się częścią mojej łapy. Taka opcja podczas bitki jest bardzo wygodna. Tarcza rozkłada się automatycznie po wyciągnięciu go. I co? Straszny? - zapytał, a ja nie wiedziałam co mam mu powiedzieć. Wyciągnął do mnie rękę i złapał moją dłoń, po czym położył ją na broni. Oczywiście nie byłam z tego zadowolona i kilka razy szarpnęłam ręką. - Nie bój się. Nie wystrzeli. Nawet gdyby był załadowany. Weź na moment ręce. - poprosił. Przekręcił karabin tak jak powinien być i poprosił o moją rękę. Kazał mi trzymać na wysokości poziomych magazynków, a drugą ręką złapałam rękojeść. - No i super. Trzymasz karabin! I co? Dalej taki straszny? - zapytał entuzjastycznie, a ja nie miałam pojęcia co mu odpowiedzieć.
- No nie... - mruknęłam zawstydzona przyglądając się broni.
- No widzisz?! - zawołał radośnie schodząc mi z nóg.
- No chyba mi optyki szwankują. Zafira z karabinem w ręku! - zaśmiał się Sideswipe, który razem z Dino skądś wracali. Nic dziwnego, gdyby Dino nie był cały w błocie i liściach.
- Bagno mam nawet w łożysku... - westchnął ferrari zrezygnowany.
- No nie była mi ta informacja potrzebna do życia. - zaśmiał się Jazz, zbierając magazynki.
- Więc jednak wyklepałeś mu maskę? - bardziej stwierdziłam.
- Jak widać na załączonym obrazku. - mruknął czerwony snajper.
- Tak. I moje drzwi też wyczyścił. - uśmiechnął się corvette. - A ty co z tym karabinem?
- Uczymy się przezwyciężać strach. - odpowiedział pontiac.
- To super! A mój miotacz też weźmiesz? - zapytał wyciągając broń zza pleców, na co pisnęłam i rzuciłam w niego karabinem Jazza. Pudło. Sideswipe znieruchomiał, a po chwili powoli obniżył rękę i schował miotacz. - Okej...
- To my może pójdziemy do katakumb... - westchnął Mirage i mieli się już ruszyć, kiedy Jazz się odezwał.
- Idźcie od drugiej strony. Hide, Doktorek i Jolt mają zwarcie. Nie wiem, czy się już pozabijali czy nie...
- Znowu...? - jęknął czerwony kierując się już w inną stronę.
- O co poszło? - zapytał srebrny chevrolet.
- O Motylka i broń...
Sideswipe kiwnął tylko głową i poszedł za przyjacielem. Jazz pobiegł po swoją własność, załadował magazynki i jakiś czas tłumaczył mi co i jak działa. Coś co mnie rzeczywiście zainteresowało to to, że ten karabin nie może wystrzelić wbrew woli właściciela. Odbiera impulsy nerwowe osoby, która go trzyma, sąd Jazz może przetransformować go tak, iż staje się częścią jego ciała. Dokładnie przez ten sam mechanizm, blokowany jest spust, kiedy np. nie myśli się o strzelaniu, a tylko trzyma karabin. Jedyną opcją na niekontrolowany wystrzał jest pociągniecie za spust, bez trzymania za rękojeść.
Po wszystkim wróciliśmy do bazy, ostrożni i cisi jak złodzieje. W głównej sali nikogo nie było, natomiast z laboratorium dochodziły ciche rozmowy. Jazz, jako osobnik ciekawski stanął przy wejściu i podglądał, aż w końcu machnął ręką pokazując bym podeszła. Niepewnie to zrobiłam. W pomieszczeniu był Jolt, Ironhide i Ratchet. Straszy medyk krzątał się przy swoim sprzęcie, natomiast młodszy siedział na stole. Przed nim stał wicelider. Młody wtulony w czarnego Autobota cichutko łkał, a ten znowu przyciskał jego głowę do siebie, a drugą ręką gładził po grzbiecie. Jazz szturchnął mnie, a kiedy na niego zerknęłam uśmiechnął się.
- Nie taki Hide straszny jakiego go widzimy. - powiedział.
*ergotok - odpowiednik krwotoku.
**bieżnia - służy do tego samego co ludziom, ale zwykle ćwiczy się na niej w formie samochodu.
***pisklę - określenie bardzo młodych Transformerów, od momentu ich narodzin do tak zwanej pierwszej transformacji. Zwykle okres pisklęcia trwa od miesiąca do dwóch, a w tym czasie Transformer uczy się chodzić, mówić, ogólnie mówiąc: intensywnie poznaje świat.
Na - re - szcie. To skończyłam. Poświęciłam na to całą moją wolną niedzielę, zamiast uczyć się na odpowiedź z polskiego o renesansie. Jutro zginę, umrę na zawał podczas tej odpowiedzi, a osobnika prądotwórczego czyli Jolta nie będę mieć przy sobie żeby mnie ratował, ale warto było. Więc do następnego!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top