Rozdział 19 Dać dzieciom radio i kawałek patyka...
Jazz siedział we wgnieceniu na czarnej masce starej, rozwalającej się wołgi, ja na dachu, a Bumblebee starał się nie zjeżdżać z tyły samochodu. Te samochody są, a w zasadzie były niezwykle wytrzymałe skoro rozpadająca się wołga jest w stanie wytrzymać pod ciężarem trzech Transformerów, z których jeden na nią się wala jak na łóżko. Co robiliśmy? No właśnie nic, po za nudzeniem się. Sideswipe miał załatwić mi mini trening z Dino żeby zobaczyć ile umiem, jednak Dino powiedział nam prosto: "Nie chcę mi się.". Chciałam go namówić, jednak Sideswipe dał mi jasno do zrozumienia, że już jest po gadaniu. Jeśli snajperowi się nie chce, to się mu nie chce i tego nie będzie robił. Nie trudno zauważyć, że Dino to prosty, a jednocześnie niezwykle skomplikowany charakterek, w dodatku trudny. Jak to Bumblebee powiedział: "To jest Dino, jego nie zrozumiesz.", co bez zawahania potwierdził specjalista od szybkich akcji. Potem Jazz zaproponował, że moglibyśmy iść na złomowanie, ale dowiedzieliśmy się od Chromii, która dowiedziała się od Flare Up, która z kolei wiedziała od Crosshairsa, a ten od Hounda, że Wreckerzy aktualnie użerają się z przetapianiem złomu i jak to porucznik potem wywnioskował, dostarczenie złomu mogłoby doprowadzić do wybuchu wojny na skopywanie bagażników. Ostatecznie odechciało nam się wychodzenia z bazy, po tym jak Sideswipe wyciągnął mnie z pracowni Jolta, nie chciało mi tam wracać, choć bardzo polubiłam młodego medyka, Sideswipe zajął się sprzątaniem, aczkolwiek nie wiem czego i gdzie, Dino, Chromia i Flare Up gdzieś się ulotnili, a Cross podobno pomagał od niechcenia Wreckerom i tak oto we troje wylądowaliśmy na wołdze. Zastanawiałam się co robi Optimus, gdyż widziałam go rano i więcej ani widu, ani słychu. Knockout podobno zajmował się czymś na swoim statku, którego jeszcze nie dane mi było zobaczyć, zaś Ratchet musiał zajmować się swoim "projektem" o którym wspomniał mi Jolt, który nie miał zielonego pojęcia czego dotyczył ów projekt. Momentami odnosiłam wrażenie, że niebieski chevrolet żyje na pograniczu dwóch światów: tego rzeczywistego i tego w jego pracowni, w którym najwyraźniej bardzo lubił przebywać.
- Zafira, ty serio nie kojarzysz Skillet? - zapytał Jazz ściszonym głosem, jakby rozmarzony.
- Nie... - jęknęłam zjeżdżając z samochodu.
- Seriooo?
- Serio...
- Jak możesz...?
- A mogę...
- To rozmowa bez sensu... - jęknął i osunął się niżej na masce.
- A, no...
- To skoro Zafira nie zna Skillet, to może jej coś puścisz Jazz. - powiedział bardziej ożywiony niż Jazz Bumblebee.
- Nie chce mi sie... Lenistwo level hard... - wybełkotał, na co Bumblebee westchnął głośno, a po chwili usłyszałam ostre brzmienie gitary.
- A wiesz, że miałem na ten kawałek chętkę. - powiedział już znacznie żywiej srebrny pontiac, na co camaro znowu spuścił ciężko powietrze. Jazz od razu znalazł rytm i już po chwili stał przed nami i tupał w takt.
- The secret side of me / To sekretna storna mnie
I'll never let you see / Której nigdy nie pozwolę Ci zobaczyć
I keep it caged but I can't control it / Trzymam to na uwięzi, ale nie mogę tego kontrolować
So stay away from me, the beast is ugly... / Więc trzymaj się ode mnie z daleka, ta bestia jest brzydka... - zaczął śpiewać.
Bee wstał i stanął obok pontiaca i zaczął udawać, że gra na gitarze.
- It's scratchin on the walls / To drapie w ściany
In the closet in the halls / W mojej szafie, w pomieszczeniach
It comes awake and I can't control it... / Obudziło się i nie mogę tego kontrolować... - zaśpiewali we dwóch. Mieli chyba głosy stworzone do śpiewania, szło im wspaniale. Wtedy zauważyłam, że z lewego korytarza wychylił się Sideswipe trzymający w ręku zrobioną z patyków miotłę. Popatrzył na chłopaków zdziwiony, ale nie wyglądał na złego czy przejętego. Wtedy go dojrzał Bumblebee. Wciąż śpiewając podbiegł do corvette i zabrał mu miotłę. W tamtej chwili jego mina była bezcenna. Bee stanął znowu obok porucznika i trzymając miotłę udawał, że gra na gitarze. Jazz popatrzył na niego jakby z zazdrością i wciąż śpiewając pobiegł do srebrnego chevroleta, złapał go za rękę, uderzył pięścią w nadgarstek z którego w mgnieniu oka wysunęły się ostrza, złapał jedno i wyrwał oszołomionemu zachowaniem kolegów Autobotowi. Solstice staną z powrotem przede mną i trzymając ostrze udawał, że na nim gra. Sides podniósł ręce do góry i rozłożył je pokazując mi, że w ogóle nie zrozumiał o co chodzi.
- My secret side I keep / Trzymam swoją sekretną stronę
Hid under lock and key / schowaną pod kłódka i kluczem
I keep it caged but I can't control it / Trzymam ją na uwięzi, ale nie potrafię jej kontrolować
Cause if I let him out / Ponieważ gdybym go wypuścił
He'll tear me up break me down / Rozerwałby mnie i złamał
Why won't somebody come and save me from this / Dlaczego nikt nie przyjcie i nie uratuje mnie przed tym.
Zbliżał się refren. Bee zachęcał mnie, żebym zaśpiewała z nimi. Nie szczególnie znałam tekst, ale co mi zależało. Wstałam i zaczęłam drzeć się razem z nimi.
- I feel it deep within / Czuję to głęboko w środku
It's just beneath the skin / Jest tuż pod skórą
I must confess that I feel like a monster! / Muszę przyznać, że czuję się jak potwór!
I hate what I've become / Nienawidzę tego czym się stałem
The nightmare's just begun / Koszmar właśnie się zaczął
I must confess that I feel like a monster! / Muszę przyznać, że czuję się jak potwór!
Zerknęłam na Sideswipe'a, który teraz patrzył na nas z założonymi rękami i uśmiechał się. Zerknęłam na żółtego, który najwyraźniej z wielkim zamiłowaniem udawał rockmena.
- I, I feel like a monster! / Ja, Ja czuję się jak potwór!
I, I feel like...! / Ja, ja czuję się jak...!
- NIE! NIE! Wyłączcie ten jazgot! - ktoś się wydarł, a camaro i pontiac nic sobie z tego nie robili. Nagle zza folii przy laboratorium wyleciał wielki klucz. Nim zareagowałam, Jazz oberwał w łeb aż brzdęk przebił się przez ryczące radio Bublebee'ego. Trzmiel tylko popatrzył jak solstice chodzi obok jak pijany i po chwili znowu śpiewał tylko jeszcze głośniej. Sekundę potem z laboratorium wystrzelił miecz! Przeleciał tuż nad głową żółtego Autobota i wbił się w podłogę tuż przed ścianą. Muzyka natychmiast przestała grać, Jazz w końcu padł na ziemię, a Bumblebee wciąż dzierżąc w rękach miotłę wyglądał jakby mu śmierć zajrzała w oczy. Stałam i patrzyłam na to nie wiedząc jak zareagować. Sideswipe śmiał się aż się ledwo na nogach trzymał. Z pomieszczania wyszedł Drift, a za raz za nim Ratchet. Obaj bardzo niezadowoleni z naszych wygłupów.
- Czy wam już się pojęcia mylą?! - wrzasnął wściekły medyk. - Kazałem Ci to wyłączyć, nie drzeć się jeszcze głośniej! Bumblebee! Co to miało w ogóle znaczyć?! Ani trochę szacunku... Jaki ty w ogóle dajesz przykład Zafirze?!
Bee patrzył na niego z wielkimi oczami, a wkrótce nie odrywając wzroku zaczął wskazywać za siebie, na miecz, a drugą ręką na niedaleko leżący klucz którym znokautowano Jazza.
- Sideswipe! - wrzasnął jasnożółty. - Uspokój się!
Corvette tego w ogóle się nie spodziewał i z zaskoczenia aż zachłysnął się powietrzem. Zaczął kasłać, a po chwili stał całkowicie poważny. Wyglądało to komicznie, jednak wtedy byłam tak bardzo wstrząśnięta latającym mieczem, że nie potrafiłam się zaśmiać.
- Myślałem, że zmądrzałeś Sideswipe! No żeby ich jeszcze do tego podżegać?
- Ale... - chciał się bronić.
- Nie obchodzą mnie twoje tłumaczenia. Zejdź mi z oczu. - powiedział machnąwszy kilka razy ręką w stronę srebrnego chevroleta. Stingray nadął zły policzki i zmierzył medyka morderczym spojrzeniem. Nie odzywał się. Drift tym czasie ruszył w naszym kierunku, wyminął nas i podszedł do miecza. Wziął go i począł wracać. Kiedy był obok mnie, zamachnęłam się i z otwartej dłoni trzepnęłam do w czoło. Cofnął się i spiorunował mnie wzrokiem.
- Mieczem?! - krzyknęłam. - Do reszty Ci się w głowie poprzewracało?!
- To katana!
- Nie widzę różnicy! Mogłeś mu głowę odciąć! - krzyknęłam wskazują na powoli dochodzącego do siebie Bumblebee'ego.
- Zdarza się, że nie trafiam!
- Drift. - powiedział ktoś spokojnym, jednak zdziwionym głosem. Odwróciliśmy się w stronę Optimusa, który stał obok Ratcheta przy wejściu do laboratorium. Drift zmieszał się, ja natomiast miałam minę jak dziecko, któremu udało się udowodnić mamie czyjąś winę.
- Wybacz Sen-Sei. Przerwano mi medytację... - odpowiedział zmieszany.
- Medytację - srację... - rzucił Jazz podnosząc się. Wstał i chwiejąc się złapał jedną ręką uderzonego przez klucz miejsca na głowie. - Ale glebę zaliczyłem... - mruknął do siebie. - Ty tak nie lansuj tą medytacją, bo na lepszego nie wychodzisz... Moja głowa... - wybełkotał, podszedł do wołgi i walnął się na niej.
- Drift, przerwanie przez kogoś twoich czynności, nie jest powodem, by mu grozić lub życzyć śmierci. - powiedział spokojnie Prime.
- Nie życzyłem mu śmierci. - oburzył się samuraj. - Owszem, rzuciłem w nich kataną, ale w żaden sposób nie chciałem im zaszkodzić. Sen-Sei, wiesz jakie mam zdolności, nie mogłem im zaszkodzić.
- Ty może nie, ale Ratchet nie mógł mi klucza nad głową przerzucić... Szpaner... - odezwał się srebrny, niski Autobot nie podnosząc w ogóle głowy znad maski zdezelowanego samochodu.
- Sen-Sei, hałas po prostu wyprowadza mnie z równowagi. Nie rzucałbym, gdyby Bumblebee posłuchał Ratcheta i wyłączył radio, a zamiast tego jeszcze je pogłośnił.
- [Pl] Skarżypyta ma kopyta, język lata jak łopata... - zanuciłam rymowankę zasłyszaną od dzieci, co nie uszło uwadze żółtemu Autobotowi, a także błękitno - granatowemu, który tylko na mnie zerknął ukradkiem, żeby tylko Optimus tego nie zauważył.
- Słyszałem razem z Knockoutem muzykę, aż na Atomie. Więc rozumiem, że mogłeś się zdenerwować. Bumblebee, dlaczego nie wykonałeś polecenia Ratcheta?
Camaro zmieszał się. Szybko zerknął na mnie, potem na Jazza, ale nie mogliśmy mu pomóc.
- Eyyy... Nie słyszałem. - skłamał, na co Optimus westchnął głośno i zakrył twarz dłonią. Jego frustrację i zażenowanie poczułam i ja.
- Dzieci... Jak dzieci...! - zirytował się medyk.
- Odezwał się. - usłyszałam Dino. Czerwony Autobot stał obok Sideswipe'a z założonymi rękami i znudzonym spojrzeniem. Ratchet zmierzył go ostrym spojrzeniem, jednak ferrari najwyraźniej sobie z tego nic nie robił. - Sam jakoś nie raczyłeś wysłuchać Sideswipe'a i sam jakoś nie garnąłeś się do uspokojenia sytuacji. Musiał to zrobić dopiero Prime i jak czuję, podpisałbyś się pod tym co powiedział. I kto tu jest dzieckiem? [D] Die Schmach*...- wypowiedział się, a w pomieszczeniu zapanowała cisza. Dino patrzył na nas, z wyjątkiem swojego srebrnego przyjaciela z tą samą niewzruszoną miną, po czym zerknął na bok. - Sideswipe, znowu się w sprzątaczkę bawiłeś? Chłopie, więcej szacunku do siebie. - powiedział zdziwiony patrząc na corvette, który już chciał coś powiedzieć, ale Mirage odwrócił się na pięcie, a chevroletowi ręce opadły.
- Wreszcie ktoś mądrze powiedział. - odezwał się Jazz.
Ratchet gotował się w środku ze złości, natomiast Drift wyglądał na spokojnego. Optimus wyglądał, jakby nie wiedział jak dalej pociągnąć sprawę, by się wzajemnie nie pozabijali. Niby Dino uspokoił sprawę, ale chyba jeszcze więcej dolał oliwy do ognia. Więc trzeba wziąć sprawy w swoje ręce. Już chciałam nas trzech, z Sideswipe'em czterech wybronić, ale Optimus mruknął pod nosem:
- Ironhide... Błagam, wracaj szybko. Jesteś mi bardziej potrzebny niż dotąd myślałem...
Ratchet najwyraźniej nie był zadowolony z tego, co powiedział granatowo - czerwony Autobot.
- No bo to było tak... - zaczęłam, na co Optimus spojrzał na mnie. - Jazz i Bumblebee chcieli mi pokazać co to ten cały zespół Skillet, a że się nudziliśmy to trochę nas poniosło. Zaczęliśmy śpiewać i udawaliśmy, że gramy. Sideswipe niczego nam nie dał, sami zabraliśmy mu miotłę i ostrze.
Medyk zerknął na specjalistę od szybkich akcji, a ten na niego z triumfalną miną.
- Rozumiem.
- Najlepiej rozejdźmy się w pokoju i zostawmy tę sprawę, bo nic dobrego z tej dyskusji nie wyjdzie. - zaproponowałam. Optimus chwilę patrzył na mnie badawczo. Miałam wrażenie, że chce mnie dosłownie przejrzeć na wylot od czego zaczęłam się krępować.
- Zafira ma rację. Rozejdźmy się i nie róbcie sobie nawzajem na złość. - pouczył, po czym wszedł do laboratorium Ratcheta, a potem do Knockouta. Drift poszedł za nim, ale chyba został w pierwszym pomieszczeniu. Usiadłam na dachu wołgi zakładając ręce na piersi nieco zła z powodu przerwania naszej zabawy, ale niestety starszych trzeba uszanować. Bee usiadł obok mnie, na tylnej klapie samochodu. Ratchet spuścił ciężko powietrze i wszedł do lewego korytarza, zaś Sideswipe podjechał na środek głównej sali, zabrał i założył swoje ostrze, wziął miotłę i podjechał do nas.
- Ale następnym razem, puśćcie "Awake and alive". - powiedział z łobuzerskim uśmieszkiem. Uśmiechnęłam się do niego, a on spokojnie podjechał do kąta sali i zaczął zmiatać.
- Tak swoją drogą Bee, masz świetny głos. - pochwaliłam.
- A, no... Dzięki... - westchnął. - A wiesz, że jeszcze jakieś pół roku temu mówiłem za pomocą radia? - zagadną.
- Co?! Nie...
- Prawdę mówię. Uszkodziłem sobie aparat mowy podczas walk na Cybertronie.
- Opowiesz mi? - zapytałam z nadzieją.
Wyłapałam jedną nieprawidłowość: Jolt mówił o krtani, nie o aparacie mowy... Może się pomylił?
- Może kiedyś... - mruknął już mniej entuzjastycznie. - To stare śmieci, nie chcę tego rozgrzebywać.
- Aaa, rozumiem.
- Ratchet próbował mi to naprawić. Ale dopiero Knockout to zrobił. - ostatnie zdanie powiedział znacznie głośniej, jakby chciał, żeby zbliżający się pierwszy oficer medyczny go usłyszał. Starszy medyk prowadził przed sobą niezadowolonego Jolta, a kiedy weszli do sali, jasnożółty spiorunował camaro ostrym spojrzeniem. Więc słyszał...
- A spróbuj tam wrócić i siedzieć tam znowu kilka godzin, a zamknę Ci to. - zwrócił się Młodego.
- I co jeszcze...? Szlaban mi dasz? - zakpił obrażony niebieski chevrolet.
- Jolt! - warknął Ratchet.
- No co, ojcem moim nie jesteś. - burknął zakładając ręce na piersi.
- Ale Twoim przełożonym. - fuknął, a Jolt tylko na niego zerknął i ruszył w naszą stronę. Starszy medyk odprowadzał go wzrokiem, aż napotkał moje spojrzenie. Z jego oczu mogłam wyczytać troskę, ale coś jeszcze, czego nie potrafiłam nazwać. Jakby Jolt czymś go zranił, ale nie chciał tego okazywać i jak najgłębiej to w sobie ukryć i pewnie udałoby mu się to, gdyby nie spojrzał mi w oczy. "Wybacz Ratchet, ale oczy to zwierciadło duszy. Coś Cię trapi." - pomyślałam.
- O co poszło? - zainteresował się Bee odklejając plecy od ściany, kiedy niebieski Autobot usiadł na masce wołgi, obok Jazza.
- "Za długo siedzę w tej klitce..." - syknął. - Ratchet wywalił mnie z mojej pracowni, bo twierdzi, że za długo tam siedzę i zajmuję się głupotami... Jakby on tego nie robił... No dobra, zdarzyło mi się kilka dni tam siedzieć i nie spać, ale bez przesady.
- Nerd. - skomentował Jazz, na co zirytowany Jolt odwrócił się i trzepnął pontiaca prądem, na co ten podskoczył i spadł z auta.
- Goń się. - burknął niebieski.
- Jolt, słuchaj - zaczęłam, a on spojrzał na mnie z łagodnym wyrazem twarzy. - bo mi się jedna rzecz przestała zgadzać.
- Co takiego?
- Mówiłeś o krtani, al...
- Krtań jest częścią aparatu mowy. Aparat składa się z kilku ważnych części, ale najważniejsze to właśnie krtań, którą zwykle się posługujemy i przetwornik, taki mały głośnik, którego używamy kiedy krtań zostanie uszkodzona. A u Bee to było o wiele bardziej skomplikowane! - ostatnie zdanie powiedział głośniej, nie dając mi zapytać. W sumie... odpowiedział na moje nie zadane pytanie.
- Zafi... - odezwał się Jazz z podłogi.
- Tak?
- Bo za chwilę dwunasta. Spać mi się chce. - wymamrotał. Siedziałam chwilę cicho po czym wstałam i pomogłam pozbierać się porucznikowi. W sumie ja te już byłam zmęczona. Tyle się dzisiaj nasłuchałam, że w ogóle dziwię się, że mi jeszcze głowa nie eksplodowała.
- My jeszcze posiedzimy. - poinformował Bee.
- Dobranoc. - powiedziałam, a potem Jazz.
Weszliśmy na parking i skierowaliśmy się do naszego kąta, gdzie na podłodze była rozłożona plandeka. Położyłam się, a obok mnie, bliżej ściany swoje miejsce zajął Jazz. Przysunął się, a ja bez zastanawiania się objęłam go i przytuliłam. Tyle dzisiaj się nasłucham, nie koniecznie miłych rzeczy, że potrzebowałam się do kogoś przytulić. Pontiac mruknął mi do audio receptora ciche "dobranoc" i wtulił się. Niedługo potem słyszałam jedynie jego spokojne spuszczanie powietrza z komory Iskry i cichuteńki szmer przygotowujących się na spoczynek podzespołów. Zamknęłam oczy, wsłuchałam się w niezrozumiałą rozmowę Bumblebee'ego i Jolta, a niedługo potem zasnęłam.
*Die schmach - z niemieckiego, hańba, wstyd.
Witam!
Taki dzisiaj lżejszy do przegryzienia rozdział, można powiedzieć, że taki "zapchaj - dziura". Mam nadzieję, że się podoba. W następnym już mniej gadania, a więcej akcji, albo przynajmniej mam nadzieję, że tak będzie.
Napiszcie mi, czy nie przeszkadza Wam mój zapis piosenek. Chodzi mi o to dodatkowe tłumaczenie.
Ja to tłumaczenie wstawiam, gdyż osobiście wkurza mnie, kiedy ktoś wstawia tekst piosenki, a ja nie wiem o czym to jest, bo mój angielski jest do bani.
Taka mała informacja, w najbliższym czasie prawdopodobnie zajmę poprawianiem już opublikowanych rozdziałów. Nic z fabuły czy z wydarzeń, tylko błędy.
Więc pa pa! :-*
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top