Rozdział 16 Odkrycia Knockout'a
Było w miarę cicho, słyszałam tylko jakieś rozmowy prowadzone gdzieś w bazie z których nic nie dało się zrozumieć i co jakiś czas warkoty silników. Mimo że leżałam na podłodze, było mi bardzo wygodnie. Drgnęłam i poczułam na sobie którąś z łapek Jazz'a. Niechętnie otworzyłam oczy, a widząc pontiaca wtulonego we mnie i śpiącego w najlepsze uśmiechnęłam się. Jednak matczyne metody są niezastąpione. Autobot w nocy nie świrował, jedynie w nocy przez sen czułam jak z dwa, trzy razy się trochę szarpnął. Miał przystawioną buźkę do mojego dekoltu, głowę opartą o moje ramię, ręką na której spał jednocześnie zasłaniał sobie głowę, podobnie z drugą, tylko swój łokieć wcisnął pod moją pachę. Z niewiadomych przyczyn miał nasunięty wizjer. Może w mocy znowu płakał, albo znowu przygotowywał się do walki we śnie. Nogi miał podciągnięte pod brzuch, co było dla mnie trochę niewygodne. Ogólnie w dziwnej pozycji spał, ale ważne, że spał, a w dodatku wyglądał tak słodko. Zaczęłam go głaskać po główce, po pokrywach audio receptorów, a ten tylko kilka razy mruknął i kiwnął palcami, a nawet jeszcze bardziej wtulił się we mnie.
Jazz, mimo że nie był wielki, był moim zdaniem bardzo dobrze zbudowanym robotem. Bez problemu powaliłby mnie. Szerokie ramiona i klatka piersiowa. Z twarzyczki był nawet... przystojny, a te 'kocie uszka' dodawały mu uroku. Chociaż... jakby się tak przyjrzeć, to jego odstające części na głowie również przypominały skrzydła z kapelusza greckiego boga - Hermesa. Pachniał płynem do spryskiwaczy, a momentami wyczuć można było świeży zapach ozonu.
Głaszcząc go i przyglądając mu się, w pewnym momencie odniosłam wrażenie, że w pomieszczeniu jest ktoś jeszcze. Przycisnęłam srebrnego bota do siebie, by czasem nie stracił oparcia i nie przekręcił się budząc się przy tym i na miarę możliwości spojrzałam za siebie. Moja spóźniona intuicja nie myliła się, nie byłam sama. Za mną stał Knockout i mierzył mnie spojrzeniem z którego nic nie potrafiłam wyczytać, co nadawało mu trochę groźny, a może bardziej tajemniczy wygląd.
- Coś się stało? - zapytałam zmieszana.
- Jak to zrobiłaś? - zapytał chłodno i podszedł bliżej.
"Dobre pytanie." - stwierdziłam w myślach.
- Kobieca intuicja. - powiedziałam na odczepne.
- To nie odpowiedź. - warknął.
- Oooh... Knockout, zrobiłam to, co mi Iskra podpowiadała. A to że się udało, to trzeba się z tego cieszyć.
- Czy ja mówię, że się nie cieszę? - nagle zmienił ton głosu na trochę bardziej przyjazny. - Ja się po prostu pytam, jak to zrobiłaś. Ja z Ratchet'em i Jolt'em nie potrafiliśmy go w normalny sposób uśpić i nagle zjawiasz się ty, a Jazz śpi jak zabity. Wytłumaczysz mi to?
Już chciałam mu powiedzieć, co myślę o ich sposobach usypiania srebrnego Autobota, ale zacisnęłam zębatki. To nie był właściwy moment na tego typu dyskusje.
- Pogadamy później... - mruknęłam. - A tak w ogóle jak długo tu jesteś?
- Od jakiś... dziesięciu minut? - powiedział rozkładając ręce.
- I od dziesięciu minut stoisz tu i przyglądasz się jak śpię z Jazz'em. Słyszałeś o czymś takim jak prywatność?
- Nie przyglądam się wam, tylko jemu! - oburzył się.
- Ciszej. Daj mu odespać te tygodnie. Tak w ogóle to czemu jemu?
- A co? Miałem się Tobie przyglądać? - zapytał zadziornie. - Nie powiem, o wiele ciekawszy z Ciebie obiekt obserwacji, znacznie... ładniejszy. - dodał z uśmieszkiem i puścił mi oczko.
Zmarszczyłam brwi i zmroziłam go spojrzeniem. To było niemal chamskie. Jak myśli, że mi w ten sposób zaimponuje, to się grubo myli. Bądźmy szczerzy, Knockout od pierwszego wejrzenia wygląda na podrywacza i taki zresztą jest, a ja najwyraźniej mu się podobam. Nie powiem, uczucie fajne, kiedy komuś się podobasz, a zwłaszcza że osobnik który jest Tobą zainteresowany jest niezłym... autkiem, ale w tamtym momencie czerwonooki Autobot spalił sobie u mnie na jakiś czas. Westchnęłam ciężko i zirytowanie.
- I co w nim ciekawego zaobserwowałeś? - zapytałam pokazując mu moje zniechęcenie do jego osoby.
- Śpi w pozycji larwalnej.
- Że co? - wtedy to się zdziwiłam.
- Tak się nazywa pozycja w której aktualnie śpi Jazz, ręce przy klatce piersiowej z dłońmi w pobliżu głowy i podkulone nogi. Tak są ułożone larwy Transformerów w drugiej połowie rozwoju.
- Co to oznacza? - zapytałam zainteresowana. Wydało mi się to bardzo ciekawe. Momentalnie to całe oburzenie wywołane zachowaniem czerwonego medyka znikło.
Aston martin podszedł jeszcze bliżej i przyklęknął przy mnie.
- Młode Transformery tak śpią jeszcze przez jakiś czas po przyjściu na świat. Jazz nie jest młody. Chociaż bywają wyjątki...
- Ma to jakieś większe znaczenie, że śpi inaczej?
- A no ma. Może nie większe, ale o czymś świadczy. Czuje się zagrożony lub jest chory.
- Chory? Na co? - trochę się przestraszyłam.
- Na szczęście nie oznacza to, że złapał jakieś bakcyla. Chodzi o choroby psychiczne.
- Na przykład depresja?
- Na przykład... Może też byś schizofrenia, nerwica, psychoza...
- Zostańmy przy depresji i poczucia zagrożenia. - powiedziałam. Nie chciałam więcej wiedzieć. Wydało mi się to przerażającym.
- A co miałeś na myśli mówiąc o wyjątkach?
- Jolt'a. Chłopak z niewiadomych mi przyczyn, ma w zwyczaju spać w pozycji larwalnej i nie jest to u niego objaw choroby.
- Widzę, że macie tu niezłe skupisko...
- Ta, ta... Banda dziwaków.
- Nie to chciałam powiedzieć...
- Ale za niedługo sama to stwierdzisz. Zobaczysz, przebywanie z tą samą grupą idiotów w dodatku w Czarnobylu, w zamkniętej bazie nie wychodzi na zdrowie. - powiedział z uśmiechem przez który odniosłam wrażenie, nie puszcza słów na wiatr. - Przyjdź do mnie, do laboratorium jak będziesz mogła. Kilka rzeczy musimy załatwić. - dodał, po czym wstał i zostawiając mnie z dziwnym wrażeniem, że znajduję się w domu wariatów wyszedł. Po chwili bezużytecznego patrzenia się na wyjście odwróciłam się do Jazz'a. Dalej spał bardzo mocno, nie chciałam używać określenia "jak zabity", bo to nie byłoby na miejscu. Pokusiłam się i dałam mu dzióbka w ten słodki łebek. Niech śpi i mu na zdrowie wyjdzie.
Autobot spał jeszcze bardzo długo po tym jak Knockout nas opuścił. Czasami coś mruczał pod nosem, kilka razy wzdrygną się, aż po około trzech godzinach zaczął kręcić się. Wyciągnął jedną łapkę do góry, nogi wyprostował i zaczął się przeciągać mrucząc przy tym zadowolenie. Wyciągniętą rękę położył na moim ramieniu po czym podniósł głowę, ściągnął wizjer z oczu i zadowolony spojrzał na mnie.
- Cześć śpiochu. - przywitałam się z szerokim uśmiechem na twarzy.
- A myślałem że anioły nie istnieją...
- Ja nie anioł, tylko Motyl, ale dzięki za komplement. Jak się spało? - zapytałam na co robot uśmiechnął się błogo.
- To ja spałem...?
- Aha, i to bardzo długo i mocno. Chyba odespałeś wszystkie te zaległe tygodnie.
- Czy wszystkie to bym się sprzeczał, ale na pewno nie byłoby tego gdyby nie ty. Dzięki. Dzięki, że za mną pobiegłaś. - powiedział nieco bardziej poważnie, ale wciąż się uśmiechając.
- Od tego są przyjaciele, co nie? - powiedziałam niepewnie, a on wyszczerzył się w swój charakterystyczny sposób i owinął ręce wokół mnie i przytulił się.
- Mam kumpelę...! - zawołał ściszonym głosem.
- A ja kumpla...! - powiedziałam w ten sam sposób co on.
- A no masz... Dobra! Koniec wylegiwania, robota czeka! - zawołał podnosząc się, a ja zrobiłam podobnie, tylko z lekkim opóźnieniem. Przeciągnęłam się i nie zgrabnie wstałam.
- Przydałoby się posprzątać...
- Eee tam, potem to ogarnę... Ale...
- Co?
- Czy dzisiaj też... w nocy... ty ze mną...?
- No tak.
- To nie będę tego sprzątał. Chodź, bo zakwitniemy tu... - powiedział machnąwszy zachęcająco ręką i skierował się w stronę wyjścia, a ja za nim. Wyszliśmy na tą główną salę, gdzie świeciło pustkami. Można było tylko usłyszeć jakieś echa dochodzące nie wiadomo skąd.
- Wszystkich wywiało... - skomentował mój towarzysz.
- Gdzie jest laboratorium Knockout'a? - zapytałam.
- Idziesz do Ratch'a i na prawo. A po co Ci to?
- Prosił żebym do niego przyszła. Coś chciał ze mną załatwiać.
- Kiedy?
- Ty spałeś.
- Ahaaa... Dobra... Dobra, chrzanił, lecę szukać Prime'a. Do zoba! - zawołał i pobiegł w stronę lewego korytarza. Chwilę jeszcze stałam i patrzyłam w korytarz w którym zniknął Jazz, a potem skierowałam się do zasłoniętego wejścia laboratorium. Niepewnie odsłoniłam zwisający plastik i zajrzał do pomieszczenia. Nikogo tam nie było i nie wiedziałam czy to dobrze, czy źle. Ostrożnie i jak najciszej wśliznęłam się do sali i rozejrzałam się w celu upewnienia się, czy rzeczywiście Ratchet'a nie ma. Świeciło pustkami aż raziło w oczy. Wzruszyłam ramionami i stanęłam przed brudnym, bordowym materiałem zasłaniającym wejście do drugiego punktu medycznego. No chyba że laboratorium Ratchet'a to punkt medyczny, a laboratorium Knockout'a to punkt naukowy, albo coś w tym stylu. Westchnęłam lekko zdenerwowana i bojąc się, co zobaczę za zasłoną niepewnie odgarnęłam ją i zajrzałam do pomieszczenia. Tam też nikogo nie było. Weszłam do środka i zaczęłam się rozglądać. Na przeciw wejścia przy ścianie stały jakieś szafki, półki, które trochę przypominały mi jakieś archiwum, a w nich albo na nich jakieś sprzęty do nieznanego mi przeznaczenia. Wchodząc głębiej na lewo, po prawej stronie była druga, mniejsza część laboratorium z wielkim blatem po prawej stronie, pod którym było wiele metalowych szafek, a na nim było mnóstwo drobnych narzędzi, szkła i sprzętu, a nad tym wszystkim na ścianie wisiały trzy wielkie monitory. W lewym rogu stało coś bardzo dużego, co było osłonięte jakąś plandeką, a obok tego stała jakaś... beczka o przeźroczystych ścianach, metalowej podstawie i wieku szczelnie zamkniętym, a w środku niej był jakiś płyn. Na przeciw blatu i monitorów nie było żadnego sprzętu, natomiast było jakieś wielkie przejście do pomieszczenia lub korytarza całkowicie spowitego ciemnością. Po lewej, w większej, pierwszej części laboratorium, niemal w kącie tworzonym przez ścianę oddzielającą jedną część pomieszczenia od drugiego stał wielki stół, a pod ścianami również znajdowało się mnóstwo kosmicznego sprzętu. Podsumowując: laboratorium Ratchet'a to ziemska epoka oświecenia w porównaniu z nowoczesno - kosmicznym laboratorium Knockout'a. Ale czemu się tu dziwić? To baza w podziemiu pod ruinami czarnobylskiego reaktora atomowego, umocnienia gruzami i drewnem, unowocześnienia przez sprzęt jednego czerwonookiego Autobota. A po za tym, wycofuję stwierdzenie, że sala była pusta. Na tym ogromnym stole leżał wielki robot, chyba większy od Ratch'a.
- Knockout? - zawołałam wchodząc głębiej i rozglądając się za czerwonym medykiem. Jak na złość go nie było.
- Knockout? - powtórzyłam, ale odpowiedziała mi cisza. - Knockout, kazałeś mi przyjść. Gdzie jesteś?
Nikt się nie odzywał, a że za bardzo nie wiedziałam co ze sobą zrobić, postanowiłam poczekać. Nie czułam się zbyt komfortowo w nieznanym miejscu, a w dodatku z wrażeniem, że nie powinno mnie tu być. Nerwowo rozglądałam się i co chwilę zerkałam na robota. To raczej o tym mówił Jazz, ten robot jest odbudowywany.
Z upływem minut, zakłopotanie zaczęło przekształcać w zaciekawienie i zainteresowanie. Coraz częściej zerkałam w stronę stołu, a niedługo potem powoli i jednak dalej niepewnie zaczęłam się zbliżać, uważając na każdy krok, by nie narobić hałasu mogącego zwabić czyjeś oczy. Im byłam bliżej tym bardziej czułam niepokój i strach przed tym co zobaczę jak będę bliżej, ale jednocześnie intrygowało mnie to.
Autobot był wielkości, a może nawet ciut większy od pierwszego oficera medycznego, ale z pewnością przewyższał go swoją muskulaturą. Nie był szczupły, nie był otyły jak... Hound, ale był dobrze zbudowany. Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy z powodu tego w jakiej pozycji był ułożony to jego stopy. Szerokie z wieloma masywnymi, odstającymi częściami. Gdyby mnie przydeptał, mogłabym chyba... na pewno bardzo by mnie uszkodził.
Stojąc już przy krawędzi stołu, miałam wgląd na jego rękę, a raczej dłoń. Siwe, masywne łapska z mnóstwem blizn i rys. Z ciekawości złapałam go za palce. Był zimny, kiedy żywy Transformer jest lekko ciepły, on był zimny jak zwykła blacha. Przerażające. Spojrzałam dalej na jego rękę i głośno przełknęłam olej. Miał zamontowane ogromne działka. O tyle dobrze, że były schowane. Gdyby było inaczej, chyba bym opuściła laboratorium w trybie przyspieszonym. Nawet nieaktywna, będąca nieużywana, zepsuta broń wywołuje u mnie wewnętrzną panikę i odruchy przygotowujące do ucieczki. Działka były schowane i dopóki taki stan rzeczy trwał, skończyło się tylko na przyspieszeniu pracy Iskry. Ciekawość oczywiście nie odeszła, a nawet pokusiła mnie bardziej. Wsparłam ręce na blacie i wskoczyłam na blat kolanami. Wtedy mogłam spojrzeć na bota z góry.
Ostatecznie stwierdziłam, że byłby w stanie powalić jasno żółtego medyka i chyba z samym Optimusem mógłby się zmierzyć. Transformował się w czarną, jakąś mniejszą ciężarówkę. Miał niezwykle rozbudowaną klatkę piersiową, szerokie bary i... ja przy nim byłam jak chuda szkapa, cienki patyczek. Po za tym, posiadał mnóstwo blizn, wgnieceń i rys, czego nie zauważyłam u innych Autobotów w takiej ilości. Z pewnością był zasłużonym i doświadczonym żołnierzem.
Spojrzałam na jego twarz i przysunęłam się bliżej. Trochę się bałam, że zaraz mnie ktoś przyłapie albo on w jakiś magiczny sposób ożyje i mnie własnoręcznie zamorduje. Pierwsze co mi się skojarzyło patrząc na niego to to, że przypominał mi zwierze zwane pumą. Przypominał mi pumę, dzikiego kota, drapieżnika. "Tylko pytanie, czy to dobre skojarzenia...?" - pomyślałam.
Miał duży nos, który szczerze powiedziawszy pierwszy rzucił mi się w oczy. Policzki chroniły dwie, siwe, masywne osłonki łączące się z siwymi, kolistymi pokrywami audio receptorów. Zza nich wychodziły czarne, szerokie, skierowane do tyłu, a potem do góry części, które też w jakiś sposób przypominały małżowiny uszne jakiegoś zwierzęcia. Ciężko mi było stwierdzić, czy posiadał coś na wzór grzebienia na głowie, choćby takiego jak ma Bumblebee, który zaczynał się od kwadratowej, wklęsłej, siwej części na czole. Autobot musiał kiedyś poważnie ucierpieć, gdyż prawa część ów kosteczki na jego czole była przechylona nad jego oko. Wokół oka, pod nim jak i na brwi miał ogromną szramę, bliznę, z wieloma zniekształceniami, a nawet dziurami w zbroi, powieki miał poszarpane.
- Biedaczysko... - westchnęłam.
Odsunęłam się nieco i jeszcze raz spojrzałam na niego z większej odległości. I tak patrząc na niego, zrobiło mi się w Iskrze jakoś pusto, smutno. Widziałam przed sobą swojego: Transformera, Autobota, ale tak jakby był maszyną, zwykłą maszyną, martwą, bez uczuć. Położyłam dłoń na jego piersi i z niewielkim nakładem siły rozsunęłam jego komorę Iskry. Wewnątrz nie było jego siły napędowej, jego... duszy. I to chyba przez to, wisiała wokół niego taka przygnębiająca aura. Bez Iskry był jak pusty pojemnik albo puszka: jest, ale nie ma w nim nic.
Zrobiło mi się go żal. Z jednej strony to dobrze, że wróci do żywych, ale czy nie zostanie to zrobione wbrew naturze, a może nawet wbrew Wszechiskrze? Może jest mu tam lepiej, a oni chcą go ściągnąć z powrotem do tego świata. I co on będzie czuć, kiedy go ożywią? Nie znałam go, a jednak bałam się o jego przyszłość, co się z nim będzie działo. Jeżeli miałby cierpieć tak jak Jazz to wolałabym, żeby coś poszło nie tak i przywrócenie go do życia nie doszło do skutku.
Wyciągnęłam do niego rękę i delikatnie pogładziłam palcami go po lewym policzku, a wtedy jego powieki i części nosa drgnęły. Natychmiast cofnęłam rękę wystraszona. "Zafira, spokojnie, on nie ma Iskry, nic się nie dzieje." - uspokajałam się w duchu, a po chwili znowu położyłam palce na jego policzku, a ostatecznie całą dłoń. Z każdym moim ruchem, jego powieki drgały, a lewe oko nawet lekko się otworzyło i jakby zaczęło się w nim tlić błękitne światło. Przerażenie i jednocześnie fascynacja doprowadziły do zwiększenia obrotów mojej Iskry. Nie wiedziałam czy mam jakieś zwidy, czy dzieje się to na prawdę.
- Zafira?
- AAAAA! - pisnęłam odskakując od czarnego robota i mocno uderzając tyłkiem o podłogę. Rozejrzałam się, a przy wejściu do laboratorium stał Optimus ze zmieszaną miną. Pozbierałam się wściekła z podłogi i stanęłam przed liderem.
- Prime! Dała Wszechiskra rączki to się puka! Ale nie! Bo trzeba wbić do labu i Zafirę o zawał przyprawić! Ja z wami wszystkimi tutaj zwariuję! Co ty tu w ogóle robisz?! Prime! No trochę kultury by się przy... AAAŁ! - trzasnęłam się z całej siły w twarz. - Zafira ty głupia blacho! Do Prime'a?! Z takim...
"Gadasz do siebie, kretynko." - skarciłam się w myślach i swoich krzyczanych słów nie skończyłam. Zapadła cisza, a ja w tym czasie gorączkowo myślałam, co mam powiedzieć.
- Optimusie, ja przepraszam, że zaczęłam krzyczeć, ale jak się wystraszę to mnie...
- Nic się nie stało, Zafira. - powiedział spokojnie, a od jego łagodnego głosu zrobiło mi lżej na Iskrze. W duchu odetchnęłam z ulgą.
- Masz rację, powinienem zapukać. - dodał, a ja uśmiechnęłam się. - Wiesz, gdzie Knockout?
- Niestety nie. Kazał mi tu przyjść, bo coś chciał ze mną załatwić, ale jak przyszłam to go nie było. - odpowiedziałam, a Prime pokiwał twierdząco głową. - Kto to jest, jeśli można zapytać? - zapytałam niepewnie wskazując kciukiem na czarnego Autobota. Czerwono - granatowy robot spojrzał na wskazanego, podszedł do stołu i stanął nieopodal. Patrzył chwilę na niego jakby zamyślony.
- Nazywa się Ironhide. - powiedział jakby dumny z ów Autobota, ale w jego głosie usłyszałam też smutek. - Był moim zastępcą i jednym z najlepszych specjalistów od broni.
- Chyba mnie Wszechiskra za coś karze... - mruknęłam łamiącym się głosem, łapiąc za głowę. Czy niewystarczająco dużo jest w tej bazie świrów z obsesją na punkcie broni?
- Nie musisz się go obawiać. - uspokoił. - To dobry żołnierz, mój najlepszy przyjaciel oprócz Ratchet'a... Bywał nerwowy i agresywny, ale na Autobota, a zwłaszcza na kobietę nie podniósłby ręki.
- Ale wiadomość, że jest zbrojmistrzem skreśliła go u mnie całkowicie.
- Nie słusznie.
- Co mam poradzić, że się boję?
- Boisz się broni, więc dlaczego boisz się Autobota, który nią się zajmuje lub posługuje?
Chciałam odpowiedzieć, ale zrezygnowałam. Optimus miał rację, boję się broni, a przez to od razu niesłusznie odrzucam robota, który tak na prawdę nic by mi nie zrobił. Chyba by mi nic nie zrobił.
- Racja. - powiedziałam cicho.
- Rozumiem twoje obawy. Wreckerzy nie należą do przyjemnych.
- To pewnie zasłużony żołnierz, prawda?
- Jeden z najlepszych. Tyle mu zawdzięczam... wielokrotnie ocalił mi życie. - zamilkł i chwilę patrzył na czarnego, aż w końcu podszedł bliżej i położył dłoń na ramieniu robota. - Sideswipe na Ciebie czeka, Ironhide. Ja i reszta również. - powiedział po czym lekko potrząsł jego ramieniem, a potem odwrócił się do mnie. - Większość moich Autobotów na niego czeka. Miał żelazne zasady i był nieugięty, ale zawsze był wyrozumiały i dbał o sprawy żołnierzy. Wielu z nich wyszkolił. Side...
- Ooo! Optimus. - usłyszeliśmy.
Po drugiej stronie stołu stał Knockout.
- I Zafira. Cóż sprowadza? - zapytał.
- Chciałem zapytać, kiedy...
- Dwa, trzy dni, nie więcej. - wszedł w słowo. - Teraz tylko czekam, aż jego Iskra będzie cała, zamontuję i możesz wyciągać Matrycę.
Optimus tylko pokiwał głową, z wolna podszedł do wyjścia i zatrzymał się. Odwrócił się jeszcze do nas i powiedział:
- Chciałem Ci Zafira podziękować, że pomogłaś Jazz'owi.
- Nie ma sprawy. Musimy sobie pomagać, prawda?
- Jak najbardziej prawda. - powiedział i wyszedł. Chwilę jeszcze patrzyłam za nim, aż w końcu spojrzałam na czerwonego medyka.
- Mogliście wołać. - powiedział.
- Nie było potrzeby. Kazałeś mi przyjść, o co chodzi?
Machnął ręką żebym za nim poszła i podszedł do blatu.
- Zajmę Ci tylko chwilę. Potrzebuję fragment Twojej zbroi. - zaczął szukając czegoś pomiędzy wieloma rzeczami do nieznanego mi przeznaczenia.
- Po co?
- Żebym mógł Cię odbudować gdybyś zginęła, a twoje Ciało zostałoby zniszczone.
- A jeżeli ja nie chcę, żebyś mnie odbudował? - zapytałam, a on spojrzał na mnie. Jego szkarłatne, uwodzicielskie oczy wyrażały niezrozumienie, a nawet złość.
- Co jeśli ja nie chcę? Może we Wszechiskrze jest lepiej. - powiedziałam.
- Wykonuję tylko rozkazy. - powiedział oschle. Już chyba wiedział do czego zmierzam.
- Knockout, zastanowiłeś się czy to jest słuszne? Moralne? Etyczne?
- Twierdzisz, że to co robię jest złe? - oburzył się.
- Tego nie powiedziałam.
Czerwonooki mierzył mnie ostrym spojrzeniem, od którego miałam ochotę się gdzieś schować. Najwyraźniej weszłam na niestabilny grunt.
- Nie powiedziałam że to jest złe, ale czy to jest w pełni dobre?
- W ten sposób odbudowuję wojsko Autobotów, żeby ta cholerna Ziemia jeszcze istniała. Przywracam ich do życia. Co może być w tym złego?!
- A zastanowiłeś się chociaż przez chwilę, co czuje Jazz?! - wykrzyczałam.
- Ale reszta jakoś sobie radzi!
- Jakoś, Knockout! Jakoś! Może o tym nie wszyscy mówią, ale skoro choć jeden Autobot ma z tym problem, to wypadało by mu pomóc!
- Przecież chciałem, ale...
Trzasnęłam medyka z otwartej dłoni w twarz jak najmocniej umiałam, a po laboratorium rozszedł się bardzo głośny brzdęk. Aston martin przekręcił głowę w lewo i natychmiast zakrył policzek dłonią. Chwilę tak trwał, aż w końcu spojrzał na mnie. W jego rozżarzonych oczach widziałam rządzę mordu, nieogarniętą wściekłość. Usłyszałam gniewne, niskie warczenie. Nie bałam się go. Wyjątkowo czułam się jakbym zaraz miała go pobić. Podniosłam wyżej głowę i patrzyłam na niego równie wściekła. Jednak po chwili odpuściłam i spuściłam powietrze z komory.
- Przepraszam Knockout, nie chciałam żeby to tak wyszło. Chciałam na spokojnie, ale poniosło mnie. Przepraszam.
Zagato mierzył mnie jeszcze chwilę tym zabójczym spojrzeniem, a potem bez słowa złapał moją prawą rękę, wziął jakieś narzędzie, które przyłożył mi do niebieskiej obudowy na przedramieniu, coś przycisnął i poczułam niemiłe ukłucie, czy drapnięcie.
- Przeprosiny przyjęte. - mruknął jednocześnie nakładając na podrażniony fragment blachy jakąś mazistą, przeźroczystą substancję. - To zapobiegnie ewentualnej rdzy. Mogę wiedzieć, co nagadał Ci Jazz?
- Mówił że czuje się ze sobą źle. Że się boi. Mówił, że ma uszkodzony kod, że zachowuje się inaczej niż przed śmiercią. Powiedział, że nie ma Ci tego za złe, ale po prostu... Jeśli czuje do siebie wstręt, to chyba rzeczywiście jest coś nie tak.
- To mu minie za jakiś czas. Każdy inaczej reaguje.
- Nie rozumiesz tego, że on się męczy.
- To co? Mam go zabić? - oburzył się.
- Nie. Wysłuchać. Czy choć raz, zapytaliście się go, jak się czuje, albo dlaczego tak się boi?
Knockout chciał odpowiedzieć, ale otworzył usta i na tym się skończyło. Chwilę patrzył mi w oczy, ale po chwili posmutniał i odwrócił spojrzenie.
- Wiesz dlaczego nie śpi?
- Bo śni mu się, że umiera, że go Megatron rozrywa. W ten sposób zresztą zginął.
- A wiesz co się dzieje, kiedy podacie mu usypiające?
- Śpi. - odpowiedział, jakby to było całkiem normalne. Zabrzmiał, jakby chciał zapytać: "Po co mi takie głupie pytania zadajesz? Przecież to oczywiste."
- Mówił, że nie chce tego brać, bo nie potrafi się wybudzić, a ten sen się cały czas powtarza, ale czasem trzeba jednak odpocząć. Gdybyśmy mu tego nie podawali, długo by nie pociągnął. - dodał bez współczucia.
No niestety trochę w tym racji było i z tym zgodzić się musiałam. Owszem, Jazz wtedy był wykończony, ale chyba lepiej tak, niż umrzeć z wycieńczenia.
- Śni mu się to, owszem, ale podczas tych snów... Kiedy jest pod narkozą, śni mu się to inaczej: długo umiera, albo jest rozrywany kawałek po kawałku. Jego to boli, choć w rzeczywistości nic mu się nie dzieje.
- Niestety na to nic nie poradzę, Zafira. Nie jestem psychologiem. Mogę zrobić tylko tyle ile już zrobiłem. Mogę tylko zadbać o to, by nie zgasł.
Spuściłam smutna powietrze i chwilę nad tym myślałam. Nie mogę przecież zwalać winy na Knockout'a i Ratchet'a. Chcą dobrze, jednak ich możliwości są ograniczone.
- Jeszcze jedna rzecz, która mnie bardzo martwi. Powiedział, że boi się, że jest klonem samego siebie i że ten prawdziwy Jazz tak na prawdę nie żyje. Czy...
- To nie jest możliwe. Gdybym odbudował go na bazie tylko CNA, to wtedy tak: moglibyśmy mówić o klonowaniu. Pod względem genetycznym, byłby taki sam, ale w rzeczywistości byłby to całkiem inny Transformer. Musiałby uczyć się wszystkiego od nowa, wypracowałby się u niego inny charakter, nie miałby swoich nabytych cech szczególnych. Jednak kiedy używam kodu DSGC, odtwarzam wszystko: charakter, cechy szczególne, broń jaką się posługiwał, wspomnienia, doświadczenie, umiejętności. Wszystkie te cechy zapisują się w tym kodzie.
- A gdybyś zbudował mnie, ale ja bym żyła, to jak by to działało?
- Nie działałoby.
- Jak to?
- Zanim wcielę coś w życie, zazwyczaj to sprawdzam. Tą ewentualność o której mówisz sprawdziłem na kilku cybertrońskich zwierzętach - szkodnikach. Tej kopii żywego organizmu nie dało się w żaden sposób ożywić. Dopiero kiedy zabiłem oryginał, dało się ożywić duplikat.
- Jak to się dzieje? - zapytałam z niemałym zdziwieniem.
- Wszechiskra choć zniszczona dalej istnieje. - powiedział zadowolony. - Najwyraźniej istnieje jakieś łącze między nią, a Iskrami potomnymi. Kiedy Iskra potomna gaśnie, oddaje duszę do Wszechiskry, ale kiedy ściąga się duszę z powrotem, nie można jej podzielić na dwa organizmy. Widocznie DSGS i Kość są ze sobą w jakiś sposób powiązane. Niestety nie powiem Ci więcej, bo to są tylko moje domysły. Wszechiskry już nie ma i nie mogę tego zbadać.
- A błędy? Mówił, że ma błędny ten kod.
- To jest nieuniknione. DSGC jest jak... puzzle w kształcie trójkątów równobocznych. Elementy kształtem są identyczne, a w dodatku wzory na nich zapisane są bardzo podobne i tak bardzo skomplikowane, że w jedno miejsce mogłoby wejść z dziesięć innych tych puzzli. Używam do tego komputera, ale nie ma systemu bez wad.
- To samo mi powiedział Jazz...
- Gdybym miał próbkę jego metalu zaraz po śmierci, komputer nie miałby problemu z odczytaniem kodu. Wystarczyłoby to tylko zapisać. Jednak z czasem kod degraduje i rozpada się, a wiele elementów trzeba domyślnie odbudować.
- Co wpływa na tą degradację?
- Kiedy Transformer żyje, ma w sobie energon, to kod zmienia się pod wpływem wielu czynników, a im dłużej efekt czynnika, na myśli mam na przykład: stare blizny, istnieje jako fragment kodu, tym wolniej się rozpada.
- Nie bardzo rozumiem...
- Załóżmy, że masz jakąś starą bliznę, od wielu lat, a ja zrobiłem Ci jakąś nową, a kilka dni później ktoś Cię zniszczył. Jak będę cię odbudowywał, to z pewnością odbuduję starą bliznę, a nową nie koniecznie. Dużą rolę odgrywa czas. Im dłużej żyjemy, tym trwalszy jest kod, ale chcąc nie chcąc po śmierci zaczyna się rozpadać, aż w końcu nie da się go poskładać.
- Czyli... Jeżeli jakiś Transformer zgasł powiedzmy... dwadzieścia ziemskich lat temu, to już nie można go odbudować, tak?
- Raczej po trzydziestu, ale już po dziesięciu jest na prawdę pod górkę. A tak po za tym, to rdza jest głównym czynnikiem niszczenia kodu. Jazz niestety rdzewiał kilka lat i stąd te problemy, ale i tak wypadł lepiej w odbudowie niż Ironhide. Miałem go odbudować zaraz po Ratch'ecie, bo z Hound'em jako wiceliderem jest na prawdę ciężko, podobno Ironhide był znacznie lepszy, ale jego kod był tak rozwalony, że komputer pierwsze trzy próby odrzucił i każdą musiałem zaczynać od nowa, a nie miałem już do tego nerwów. Zabrałem się za Jolt'a w między czasie składałem kod Ironhide'a. Skończyłem Młodego, chciałem zabrać się za tego, zrobiłem kilka części, kod padł. Dwa razy. Potem zabrałem się za Leadfoot'a, chciałem potem Ironhide'a. Miałem już połowę części, kod padł. Jak mi teraz kod padnie, to chyba kogoś skrzywdzę, albo rzucę tym wszystkim i...
- [pl] Wjedziesz w Biescady*... - dopowiedziałam po nosem.
- [ang] Co?
- Nic, nic... Co znaczy, że kod padł?
- To tak jakby przez jakiś czas niezauważalny błąd w systemie. Kiedy błąd się ujawni, kod jest nie do uratowania, trzeba zacząć wszystko od nowa. Więc kiedy miałem już połowę części, myślałem, że wyjdę z siebie.
- Nie boisz się, że...
- Bardzo się boję, że coś pójdzie nie tak. Owszem, bywam czasem... sadystyczny, ale nie chcę, żeby ktoś przez moje błędy cierpiał. Jazz cierpi, ja o tym wiem, ale nie mogę się użalać nad jedną jednostką i zaprzestać moich działań, bo ucierpieć na tym może ktoś inny. Mam przestać działać, bo jeden kod mi się nie udał?
- No, nie... - przykro było to słyszeć, ale nie zawsze prawda jest miła i przyjemna.
- Bardzo się boję, tylko nie wiem czy bardziej samego mojego niepowodzenia, czy ewentualnego wpier*olu od Sideswipe'a i Dino albo, co gorsze, od samego poszkodowanego. Optimusa się nie obawiam, on mnie rozumie, ale podobno Ironhide to kawał sku*wiela.
- O matko... - przeraziłam się. Jeden mówi tak, drugi tak... I komu tu wierzyć?! Mam nadzieję, że jednak Optimus miał rację.
- Ale skoro wszyscy za nim tęsknią, to chyba coś w tym musi być...
- A jak odbudowałeś broń?
- To jest też ciekawe. Kiedy zakłada się nową broń, zwłaszcza palną, bo z białą często przychodzimy na świat, też wykorzystujemy ten kod. Zbrojmistrzowie nazywają to przyswojeniem albo akceptacją. Nową broń zaczynamy transformować kiedy organizm zapisze ją, w efekcie: broń ma DSGC ale nie ma CNA.
- Działamy jak jakieś komputery... - mruknęłam.
- Nie nazwałbym tego tak. Po prostu mamy zdolność zapisywania w sobie informacji, ale nie w procesorze. Gdyby tak było, potrzebowalibyśmy kilka razy większy procesor, a tak... Sami w sobie jesteśmy wielkimi kartami pamięci!
Chwilę na niego patrzyłam w milczeniu, próbując to wszystko sobie w głowie poukładać. Knockout też wiercił we mnie dziurę, ale tak intensywnie co ja w nim. W czasie rozmowy rozluźnił się i już nie wyglądał na wściekłego, że go posądzałam o sytuację Jazz'a. To, w jaki sposób opowiadał mi o tym wszystkim bardzo mi się podobało.
- Wszystko wydaje mi się logiczne, ale dalej tego nie pojmuję... Uznajmy, że rozumiem to w części i lepiej powiedz mi, jak odbudowujesz? Jak wygląda ten cały proces... tworzenia? - zapytałam, a kącik ust czerwonego medyka podniósł się w delikatnym zadziornym uśmiechu. Odbił się od krawędzi blatu o który dotychczas się opierał i skierował się w stronę tego czegoś zasłoniętego. Złapał za plandekę i mocnym szarpnięciem zerwał ją z dwóch zbiorników, podobnych do tego, który nie był zasłonięty.
Podeszłam bliżej zaciekawiona. Beczka która nie była zasłonięta, miała w środku mętny płyn, a na jej dnie widniała gruba warstwa czarnego osadu. Po prawej stronie od środkowego zbiornika, był zbiornik mniej więcej tej samej wielkości co ten z osadem, tylko ten był ustawiony poziomo, a jego jedno wieko było bezpośrednio połączone ze ścianą największego. Wewnątrz była srebrzysto - szara ciecz, która uwalniała się w dużym baniaku. W środkowej beczce było coś, co jednocześnie zachwycało i przerażało. W środku był blado - błękitny, półprzeźroczysty płyn w którym nieprzerwanie drobniusieńkie pęcherzyki powietrza uciekały do góry. Znowu w samym centrum przeźroczystego cylindra było coś, co ciężko było opisać. Było to z pewnością z metalu w srebrzystym kolorze. Miało półkulistą, stabilną podstawę z której krawędzi odchodziły setki metalowych niteczek, które jak parzydełka meduzy, falującymi ruchami wyginały się raz na zewnątrz, raz do wewnątrz, a co chwilę przechodził przez nie impuls elektryczny o białym świetle. Nitki bez ustanku się zmieniały, jakby stale transformowały. O wiele bardziej widoczne to było w miejscu, gdzie nitkowate twory przyczepione były do swojej podstawy; tam jakby powoli plotły swoją podstawę.
- Co to jest?! - zawołałam zszokowana widokiem czegoś, co wyglądało jak żywcem wyciągnięte z horroru science-fiction.
- Jego Iskra. - powiedział wskazując kciukiem na czarnego robota.
- Jak to?
- Tak powstawała każda jego część, a Iskra jest ostatnia. - powiedział, a ja spojrzałam na niego pytająco wielkimi oczami. - Mam tłumaczyć?
- Jak najbardziej. - wydusiłam.
- Ten srebrny płyn to mieszanka metali i transformium. W odpowiednich warunkach, odpowiedniej temperaturze i ciśnieniu jest to płynne, ale to mniej ważne. Ważne jest, że po zmieszaniu transformium i zwykłych metali, po upływie pewnego taka mieszanka staje się potem czystym transformium. Ludzie to jednak w jakiś sposób mądry gatunek, nieprawdaż? Szkoda tylko, że nie pomyśleli o takiej możliwości, może by nas nie ścigali ze względu na nasz metal... - powiedział i przez chwilę myślał. - Transformium, jak to ludzie nazwali, można programować. Komputer w którym jest zapisany kod DSGC, wysyła fale według kodu, powodując tym samym pobudzenie transformium, które zaczyna zapisywać ten kod według fal. Następnie, w roztworze z energonem zaczyna się proces tworzenia: cząsteczki zaczynają się łączyć w ten o to -wskazał na środkowy baniak - widoczny sposób.
- Czyli... Komputer daje sygnał, metal go przyjmuje, zapisuje i robi coś według tego kodu, tak?
- W skrócie tak.
- A w tym trzecim zbiorniku, co jest?
- Zanieczyszczenia ze stopów metali. Węgiel, rdza... Metal pozyskujemy ze zniszczonych samochodów.
- A jeszcze tak zapytam, po co ludziom transformium?
- Żeby tworzyć własne "Transformery". - powiedział robiąc cudzysłów w powietrzu. - Nazywamy je Vehiconami**. Są zdalnie sterowane przez ludzi. Niektóre mają własną wolę, ale to tylko za sprawą Megatrona. Nie będę Ci opowiadał o tych wydarzeniach, bo mnie tam nie było. Wiem na pewno, że ludzie nie wiedzą co to CNA i DSGC i najzwyczajniej w świecie, nie stworzą Transformera z własną wolą i rozumem. Kod Vehiconów istnieje, ale jest o wiele prostszy i zdeformowany. Nie mają CNA.
- Rozumiem. A samo składanie jest trudne?
- Nie. O wszystkim informuje mnie komputer, jaka, jak ustawiona, gdzie ma być konkretna część. Potem tylko Optimus za pomocą Matrycy Przywództwa ich ożywia.
- Jak to wygląda?
- Przywrócenie do życia? - zapytał, a ja kiwnęłam potwierdzająco głową. - Optimus łączy Matrycę z Iskrą. Wszystkie przewody nagle wypełniają się energonem, a Iskra zaczyna pracować, wszystkie funkcje życiowe wracają do normy. Jest jednak pewna różnica między ożywieniem po odbudowie, a ożywieniem... tak po prostu, bez odbudowy. Bez odbudowy, Transformer zachowuje się jakby przed chwilą się obudził, jest chwilę otępiały, ale niedługo potem wszystko wraca do normy. Odbudowani reagowali na prawdę dziwnie. Same pytania "gdzie jestem?" i "co się stało?" nie są czymś dziwnym, ale to jak się budzili. Ratchet nie umiał złapać tchu, Jolt zachowywał się przez kilka godzin jakby się niedawno wykluł, a z Sideswipe'em nie mieliśmy kontaktu przez około dobę. Gapił się tylko w sufit i nic. Bałem się, że ma uszkodzony procesor. Leadfoot był co najmniej rozbrajający, bo bez słowa wyszedł, tylko potem nagle się przewrócił. Arcee zaczęła strzelać. Zarysowała mi lakier... Chromia omdlewała co jakiś czas i śmiała się słabo, znowu Flare Up miała jakieś dziwne zaniki pamięci. Zadawała pytania, a po minucie wszystko zapomniała, zadawała pytania, zapominała... Potem nie wiedziała jak w ogóle znalazła się na Ziemi... Jazz zaczął krzyczeć i wyrywać się, ale szybko się uspokoił i szybko nawiązał kontakt.
- Niezłe tu miałeś przeboje. - stwierdziłam.
- No... - mruknął po czym zapadała cisza, którą oczywiście musiałam przerwać następnym pytaniem.
- Aaa... Czy on... - wskazałam na czarnego Autobota. - Czy on w jakiś sposób może reagować na... bodźce. W tym stanie? - zapytałam, gdyż reakcja martwego robota bardzo mnie zaskoczyła, a nawet porządnie wystraszyła.
- To nie możliwe. Jest martwy. Nie ma Iskry. Nie reaguje na nic. A co?
- Aaaa... Tak się pytam... - powiedziałam śmiejąc się nerwowo, co medyk zauważył, ale wzruszył ramionami. Jakbym powiedziała mu, że uchylił oko, to wysłał by mnie do czubków. Może po prostu wyobraźnia działała mi na wysokich obrotach.
- Czemu to było zakryte? - zapytałam wskazując na baniaki, a opierając się o krawędź lady.
- Ratchet nie lubi kiedy jest odkryte. Przeraża go to. Zresztą, nie dziwię mu się. Też bym na to nie umiał patrzeć jakbym pomyślał, że stamtąd wyszedłem...
- Pewnie też dlatego Jazz tu nie chodzi...
- Nikt oprócz Optimusa i Ratchet'a tu nie chodzi.
- W sumie... Też bym wolała tu nie przychodzić chyba, że bym absolutnie musiała.
- Aż tak źle? - zapytał uśmiechając się.
- Wiesz... To nie jest miły widok, kiedy ktoś martwy leży na stole i wygląda jakby czekał na sekcję zwłok... - powiedziałam nieco ironicznie, ale byłam całkowicie poważna.
- Zawsze możesz przyjść popatrzeć na mnie! - powiedział głośniej zadowolony, a ja spojrzałam na niego z politowaniem.
- Jeszcze przed chwilą u mnie punktowałeś... - rzekłam zażenowana jego odzewem.
- Oj, uwierz mi Iskiereczko - zaczął i natychmiast znalazł się przede mną naruszając moją przestrzeń osobistą, patrząc na mnie zalotnie. - będę miał u Ciebie więcej punktów niż ktokolwiek inny...
- Daruj sobie Speedy Boy, ale na wypucowany lakier i pewność siebie mnie nie weźmiesz. - powiedziałam oschle patrząc na ciemne przejście, ale zaraz po chwili spojrzałam na niego i przez przypadek natrafiłam na jego oczy. Czerwone, o zalotnym spojrzeniu, jednocześnie dzikie i trochę szalone. Mogłabym patrzyć w nie cały czas. Oblała mnie fala gorąca, widząc coraz bardziej mnie pożera wzrokiem.
- Knockout, przestań. - warknęłam kierując oczy w inną stronę.
- Przecież nic nie robię. - zamruczał przybliżając się do mnie jeszcze. - Jeszcze. - dodał półszeptem.
- Knockout, bo zaraz znowu twój policzek spotka się z moją dłonią i wyjdę stąd, albo zacznę piszczeć i wołać o pomoc. - zagroziłam. - Tak w ogóle w co ty podrywasz?! Przyszłam tu, bo mnie o to prosiłeś, wyjaśniłeś mi kilka rzeczy i na tym się sprawa skończyła!
- Może dla Ciebie. Ha, ha... Powiedz szczerze, podobam Ci się? - zapytał i nieco odsunął się. Tego pytania to się chyba nawet spodziewałam, nie mniej jednak zamurowało mnie. Niechętnie na niego popatrzyłam. Biała twarz i krwisto czerwony lakier było w jego przypadku idealnym połączeniem. Szerokie ramiona i klatka piersiowa. Trzy grzebienie na głowie i... i znowu zatrzymałam się na oczach... "Co ze mną jest nie tak?!" - zawołałam w myślach.
- No wiesz... - zaczęłam skrępowana. - Tak z wyglądu to... Może... Trochę... - dramatyczna pauza. - Bardzo...? - dokończyłam chcąc zapaść się po ziemię. Tak, czerwonooki medyk podobał mi się.
- Wiedziałem. - powiedział zadowolony odsuwając się.
- Hipnotyzujesz oczami, zauważyłeś? - zapytałam już trochę bardziej śmielej.
- Zauważyłem, ale reagujesz na nie tylko ty.
- Bo jestem dziewczyną...? - zapytałam rozkładając ręce.
- Ale nie jedyną w tej bazie. A tak w ogóle, o co Ci chodzi z tym Speedy Boy'em?
Uśmiechnęłam się pod nosem, odbiłam od blatu i wymijając medyka skierowałam się w stronę wyjścia.
- Była taka piosenka: "Speedy Speed Boy". Tak mi się skojarzyłeś, jak Cię policja złapała. - opowiedziałam i przeszłam za czerwoną "kotarkę".
Weszłam do głównego pomieszczenia, gdzie akurat Optimus rozmawiał o czymś z Ratchet'em. Uśmiechnęłam się nieśmiało, kiedy obaj na mnie spojrzeli i stanęłam pod ścianą, nie wiedząc co ze sobą zrobić. Wtedy nagle z "Małego Centrum" wyskoczył Jazz i podbiegł do Prime'a, przerywając jego konwersację.
- Optimus! - zawołał stając przed nim. - Tu jest raporcik z ostatniego wypadu. - powiedział dając czerwono - granatowemu tablet. - To jest na poważnie, ale jest jeszcze na wesoło i tam dalej są jeszcze zaległe. Trochę wodę lałem, bo pamięć to jednak suka i poszła się... ekhem... Zrobiłem też trochę porządków w systemie, niezły burdel tam był. Z jaką robotą jeszcze lecę?
- Jakbyś mógł trochę posprzątać przy komputerach. - powiedział spokojnie, aczkolwiek w jego oczach wyło widać porządne zdziwienie.
- Spoko oko! Szmata będzie wskazana... Crosshairs! Szmata mi potrzebna! Jakbyś tak mógł pofatygować cztery koła! - zwołał w stronę korytarza.
- Spie*dalaj! - krzyknął ktoś.
- Sam się zbadaj... - powiedział ciszej. - To było suche, Jazz. - dodał i przez przypadek spojrzał na mnie. - Siema Motylek! - zawołał rozradowany, zasalutował i po sekundzie ruszył tam, skąd przyszedł. Spojrzałam na Optimusa, on na mnie i już chciał coś powiedzieć, ale go uprzedziłam.
- Ja nic nie zrobiłam! - zawołałam pokazując otwarte dłonie przed sobą w geście obronnym.
*Biescady - błąd celowy.
** Vehicon - wiem, że ta nazwa kojarzy się od razu z robotami z "Transformers: Prime" ale w filmie, roboty stworzone przez ludzi też są określane tym mianem.
Cześć wszystkim! W końcu to napisałam... 6452 słowa samego rozdziału! Mam nadzieję, że wszystko przynajmniej w części rozumiecie (w razie czego pytać). I mam nadzieję, że napisałam wszystko co chciałam... ale mniejsza. Z tym opisem laboratorium to... najlepiej jak spojrzycie na plan pod poprzednim rozdziałem. Opis tego pomieszczenia mi nie wyszedł i nie wiem, czy można coś z tego zrozumieć.
Dwie sprawy mam:
Po pierwsze, następny rozdział ma być z Jolt'em, czy z Siostrami Arecee? Mam kilka wersji wydarzeń, ale nie wiem co pierwsze będzie lepsze. Nie ma to większego znaczenia, co będzie pierwsze, dlatego się pytam. Jeśli Jolt: zbombarduję was biologią, jeśli siostry to... to w sumie nie wiem co.
Po drugie... Jeśli polubiliście tą kretynkę Zafirę, to zapraszam do mojej i mojej wspólniczki książki pt. "Po dwóch stronach" (Wiem... chamska reklama i przekupstwo). I jeśli lubicie takich bohaterów jak: Ironhide, Sideswipe i Sunsteraker, Mirage, Prowl, Jazz, Smokescreen, czy z Decepticonów: Knockout, Breakdown, Vehicon Steve, Starscream czy Barricade, to serdecznie zapraszam. (Co prawda o Decepticonach jest trochę mniej...)
Wiem, wiem... reklama, za którą można by z widłami mnie gonić...
To ja już kończę, pa pa! :-*
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top