Rozdział 22 W objęciach stukniętego Spidermana

- Ale nie możesz się wahać... - westchnął Dino, kiedy już któryś raz nie trzasnęłam go z pięści mając ku temu okazję. - Decepticon wykorzysta każdy Twój niewykorzystany ruch.

- Ale ty nie jesteś Decepticonem... - opuściłam zrezygnowana ręce. - Nie chcę Cię zranić... Abo co...

- Pff! Twoje uderzenia to jak łaskotanie! Do puki nie masz kastetów, jestem bezpieczny...  Nie musisz się martwić, ile razy mam Ci powtarzać? Od większych niż ty oberwałem w jadaczkę i przeżyłem.

- Jakoś mnie tym nie uspokoiłeś... - westchnęłam ponownie podnosząc ręce, zaciskając pięści, stając w lekkim rozkroku na ugiętych kolanach.

- Zacznij od początku. Tak jak Ci mówiłem, bez cackania się. - powiedział stając w tej samej pozie co ja.

Zrobiłam wdech i wydech, zasłoniłam usta i bez zbędnego zastanawiania się przypuściłam atak. Dino był na tyle sprawny i szybki, że moje pięści odbijał dłońmi.

- Z życiem! Zmień repertuar, bo się nudzę señorita! - zawołał, a ja, jak prosił, spróbowałam podciąć mu nogi. Podskoczył niewzruszony, a ja straciłam kilka sekund na łapanie równowagi. Następnie zamach z lewej i moja pięść znowu trzasnęła w dłoń Autobota. O nie, tak nie będzie... Zamach z prawej i zamiast uderzyć, złapałam jego rękę. Drugą już też miałam. Podskoczyłam i obiema nogami odepchnęłam go od siebie. Z hukiem oboje wylądowaliśmy tyłkami na betonowanym boisku. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, jaki to był bolesny błąd. Jęknęłam przeciągle zwalając się na ziemię, znowu snajper bez żadnego stęknięcia wstał i stanął nade mną.

- Zaczynasz myśleć, ale to nie zmienia faktu, że dalej jesteś do niczego. - powiedział przyglądając się swoim szponom. Po chwili jednak spojrzał na mnie.

- Wiesz co? Nie jesteś dobrym nauczycielem. - westchnęłam mrużąc optyki.

- Nikt nie obiecywał Ci świetnego nauczyciela. A mi nikt nie obiecywał świetnych wyników mojej uczennicy od razu... - założył ręce na piersi i przestąpił z nogi na nogę. - Wstajesz? Nie ma... A!

Runął na beton jak długi, a głośne echo rozniosło się między opustoszałymi blokami. Usłyszałam przeciągły jęk. Nie zwlekając, podniosłam się i rzuciłam na niego. Siadłam mu na brzuchu, a ręce przycisnęłam do ziemi. Spojrzał na mnie lekko zdziwiony. Sądziłam, że nawet się nie zachwieje, a tu takie zaskoczenie.

- Unieruchomiony. - sapnęłam triumfalnie.

- Ty cwana franco... - odezwał się mierząc mnie spojrzeniem, a ja ze słodkim uśmiechem wzruszyłam ramionami. On również się uśmiechnął, tylko coś podejrzanie. Nagle coś znalazło się pod moimi pachami i w mgnieniu oka znalazłam się z powrotem na ziemi, a Dino mnie jeszcze przyciskał  swoim zadkiem do podłoża. - Unieruchomiona... - mruknął zadowolony, a ja nadęłam policzki udając, że się złoszczę. - Nie uda Ci się przechytrzyć cwańszego od siebie. - dodał i puścił mnie. Wstał i czekał aż ja też tak zrobię. Wywróciłam oczami i niezgrabnie podniosłam tylny zderzak.

- Prawdziwy z Ciebie dżentelmen... - mruknęłam pod nosem stając obok snajpera, a on tylko wzruszył ramionami.

- Wszechiskra dała rączki i nóżki - radź se sama... - powiedział olewającym tonem, a ja wywróciłam oczami zakładając ręce na piersi.

- Co dalej? - zapytałam używając tego samego tonu głosu co on. Spojrzał na mnie przelotnie i ruszył w stronę blokowiska.

- Ostatni punkt programu: sprawdzę, czy rzeczywiście nadajesz się na snajpera! - zawołał. - Choć szans na to raczej nie widzę... - dodał, a ja ciężko spuściłam powietrze. Jak tak dalej będzie we mnie wierzył, to mogę być pewna, że tej fuchy nie będę mieć. Może to jednak lepiej, jak nie zostanę snajperem. Nie, żebym robiła wszystko, żeby nim nie zostać, ale osobiście nie widzę się w tej funkcji.

Zakołysałam się i opuszczając ręce ruszyłam za ferrari. Siłowniki moich nóg zaczynały się powoli odzywać w postaci delikatnego bólu. Niczemu się nie dziwiłam, pierwszy raz w życiu przeszłam przez tak ciężki trening. Z samego rana musiałam przebiec spod bazy do Prypeci, a stamtąd znowu do bazy i to liczyło się jako jedno okrążenie. A takich miałam zrobić pięć... Dino skończył po niecałej godzince, a nade mną musiał się zlitować, bo po trzech okrążeniach, które zajęły mi półtorej godziny ledwo się wlekłam. Kondycji nie mam w ogóle. Trochę lepiej jest jak używam kół, obojętnie w której postaci. Trochę lepiej było podczas, według Dino lekkiej rozgrzewki, choć moim zdaniem to już był ciężki wycisk. Nie na co dzień przecież, zawisa się głową w dół na grubej gałęzi drzewa i nie robi się brzuszków. Kiedy ja wyciskałam z siebie ostatnie płyny chłodnicze przy dwudziestym takim brzuszku, Mirage jak gdyby nigdy nic zeskoczył z drzewa mówiąc, że trochę się zmachał, a wszystko przez to, że sobie treningi zaniedbał. Myślałam, że rozluźnię siłowniki, zlecę z tego drzewa i powiem, że się poddaję i żeby mnie do bazy zaniósł. W ostateczności, pomógł mi w zrobieniu pozostałych trzydziestu brzuszków. Potem sprawdzał moją siłę, przy czym stwierdził, że nawet Chromia, jako ta najdrobniejsza jest w stanie mi ręce połamać. Kiedy skończyliśmy, postanowił nauczyć mnie kilka chwytów i uników. Jak się okazało, najlepiej wychodziły mi uniki i chyba do nich zaliczane salta i tym podobne. Następnie sprawdzał ogólną zdolność walki, co i tak już wcześniejszego dnia poniekąd zaliczyliśmy. Było niestety tragicznie. No, a teraz znowu gdzieś mnie prowadził.

Chodziliśmy między blokami, a on patrzył gdzieś w górę nie wiadomo czego wypatrując. Idąc wyprostowanym jak struna z założonymi z tyłu rękami i tymi odstającymi na plecach drzwiami wyglądał nawet komicznie, a jak wyobraziłam sobie jego minkę, to już w ogóle. Z drugiej jednak strony, było na co popatrzeć. Nie był tak postawny jak Sideswipe, wydawał się drobniejszy, a gdy nie trzymał rąk z tyłu, nawet można by pomyśleć, że ma lekkiego garba, ale to wszystko przez drzwi na plecach. Mieli całkiem różne sylwetki, ale tak logicznie myśląc, nie bez przyczyny. Mirage'owi nie przydałaby się wybitnie szeroka klatka piersiowa oraz tak silne nogi jak ma jego srebrny przyjaciel. Jest sprinterem, o czym przekonałam się kilka godzin temu, a także snajperem, więc jego smukłość i drobniejsza postura są zaletami. "Ale! Gdzie ja się patrzę?! O czym myślę?! Nie wolno!" skarciłam i mentalnie się spoliczkowałam. "Najpierw znajdę ojca, potem chłopaka. Nie odwrotnie!"
"A moim chłopakiem na pewno nie będzie Dino... ani Sideswipe..."
"Być może tak będzie..." 

W momencie mój przewodnik stanął przed jednym z budynków, a potem kilka kroków w miejscu w obrocie o sto osiemdziesiąt stopni i patrzył na niższy budynek. Spojrzał na mnie.

- Nada się.

- Na co?

- Będziemy skakać. - powiedział zadowolony.

- Że co?!

- To co słyszałaś. - złapał mnie za nadgarstki i pociągnął za sobą. Nawet nie zdążyłam zaprotestować, kiedy on postawił mnie przed sobą.

- Dino, ale nie wyskoczę na to! Nie umiem! Nie wiem!

- Cicho... Nie o to mi chodziło. Nie będę czekał, aż tam wyleziesz. Sam Cię wyniosę, a potem skakać będziesz...  - mówił jakby do siebie. Owinął sobie moje ręce wokół swojej szyi, po czym kazał mi na siebie wskoczyć i mocno złapać go nogami w pasie. Nie wiem czemu, zrobiłam jak kazał. Przelotnie spojrzałam na niego, a on uśmiechnął się zadowolony. - Byłby idealny moment na buziaka, ale nie jestem świnią. Trzymaj się mocno! - zawołał i nagle coś wystrzeliło. Ścisnęłam go mocno i nagle z towarzyszącym temu moim piskiem poszybowaliśmy w górę.  Ziemia w zawrotnym tempie oddalała się od nas. Złote promienie powoli zachodzącego słońca uderzyły w moje optyki, aż nagle z hukiem na czymś wylądowaliśmy, a od mocnego wstrząsu prawie spadłam z Autobota. Jeszcze chwilę piszczałam, aż usłyszałam śmiech.

- Ooo... Señorita... Jeszcze takiego cykora jak Ty to chyba w życiu nie widziałem... 

Puściłam i niezdarnie zeszłam z niego, zrobiłam kilka chwiejnych kroków i siadłam na betonowej powierzchni dachu starego bloku. Nie dał mi odsapnąć - już po chwili wcisnął mi w ręce jakiś pistolet, który wyrzuciłam jak najdalej od siebie piszcząc przy tym jak człowiek z arachnofobią widzący pająka.

- Hej! Ej, eeej! Spokój! - zawołał oburzony. - To nie karabin! - wstał poszedł za odrzuconym sprzętem. - To kotwiczka. - powiedział wracając. - Miotacz lin, czy jak kto tam woli... Wstawaj!

- Nie. - burknęłam podciągając kolana pod brodę.

- Ta! No pewnie! Strzel focha! - zdenerwował się. Złapał mnie za rękę i brutalnie podciągnął do góry. Wcisnął mi ręce miotacz i pociągnął w stronę krawędzi budynku. Zmierzyłam go krótkim spojrzeniem wypełnionym chęcią mordu. - Przestań. - warknął. - Skończmy to szybko i oboje rozejdziemy się w pokoju.

Westchnęłam i wywróciłam oczami. Spojrzałam w inną stronę i chwilę stałam z założonymi rękami.

- Dobra...  - burknęłam. - Co mam zrobić? 

- Aż tak mało logiczne? Wystrzel kotwiczkę w stronę krawędzi dachu budynku przed nami.

Popatrzyłam na miotacz i zaczęłam się zastanawiać jak to może działać. Niby cyngiel jest, kotwica chyba w środku szerokiej lufy, ale czy czasem nie trzeba jakoś przeładować? Obejrzałam z każdej strony i zerknęłam na mojego "nauczyciela", którego, jak zobaczyłam, to odechciało mi się wszelkich starań. Niczego zachęcającego nie było w złapaniu głowy z irytacji i zażenowania.

- Cholera... - jęknął. - Ostatni raz na takie coś się zgodziłem... Tu trzeba, cholera od podstaw zacząć.

- Wiedziałeś o tym. - mruknęłam.

- Nie domyśliłem się, że jest aż tak źle. Ok! Zrobimy inaczej Puntino, no bo co...

Już po cichu cieszyłam się, że odpuścił i wracamy do bazy, bo wziął ode mnie miotacz, ale kiedy zaczął pokazywać, co i jak działa, moje nadzieje rozwiały się jak dym na wietrze. Miotacz był już nabity i gotowy do wystrzału, ale Dino rozładował go ponownie, żeby mnie nauczyć, jak się z tym obchodzić. Złożoną kotwicę trzeba było włożyć do lufy uprzednio wciskając jeden z przycisków zwinąć linę, a potem wcisnąć i puścić, kiedy usłyszy się kliknięcie. Przeciągnięciem w swoją stronę jedyną wajchą przeładowywało się miotacz, a następnie wystarczyło pociągnąć za spust, by wystrzelić.

Kiedy kotwica już tylko czekała na wystrzelenie, Dino stanął za mną i pokazywał jak powinnam się ustawić, jak trzymać ręce i za co trzymać. Dużo mnie poprawiał, odpowiednio ustawiając moje ręce. Trochę nie zbyt komfortowo, czując go na swoich plecach, zdecydowanie zbyt blisko mnie, ale dało się przeżyć. 

- Teraz wyceluj... - instruował prowadząc moje ręce. Jego prawa ręka spoczywała na mojej dłoni i pilnował spustu, znowu drugą podtrzymywał lufę. - Chcesz trafić za krawędź dachu, więc musisz podnieść wyżej lufę. Kotwica to nie pocisk, musisz celować wyżej. - powiedział, a ja podniosłam miotacz. - O, tak. - wtedy wraz ze mną nacisnął cyngiel, a kotwiczka już po chwili zaczepiła się o krawędź drugiego budynku. - Świetnie! Teraz patrz... - zaczął i pokazał mi trzy przyciski na lewym boku miotacza: jeden od blokady, drugi - zwijania liny, trzeci - rozwijania. - Sprawdź, czy kotwica dobrze się trzyma. - pociągnęłam jak najmocniej, a on twierdząco kiwnął głową, po czym kazał mi bardzo mocno złapać kolbę i uchwyt na lewym boku miotacza.

- I co teraz? - zapytałam z uśmiechem.

- Głupio się pytasz... - wzruszył ramionami. - Będę za tobą. - zaraz potem jego ręka dotknęła moich pleców i z całej siły popchnął mnie. Ostatnie co zdążyłam zrobić, to ścisnąć miotacz, a potem to już miałam przed oczami tylko wizję twardego uderzenia o ziemię. Mój wrzask uciszył wszystkie ptaki w okolicy, a huk jaki towarzyszył uderzeniu o ścianę budowli, był z pewnością słyszalny w bazie. Zamroczyło mnie, nawet nie wiedziałam czym uderzyłam, nie miałam siły, ale dalej kurczowo trzymałam miotacz.

- Kropeczka! No coś ty zrobiła?! - usłyszałam głos Dino. Rozejrzałam się i zobaczyłam go z trzy metry ode mnie, trochę wyżej, wiszącego na jednej z lin wychodzącej z jego ręki, opierającego się nogami o ścianę. Patrzył na mnie zdziwiony, rozbawiony jednocześnie chyba zmartwiony.

- Co to miało być?! - wrzasnęłam, a do optyk napłynęły mi łzy. Miałam ochotę się rozpłakać i po prostu beczeć. Miałam dość tego dnia, a przede wszystkim miałam dość Dino.

- No skoro naciągnęłaś linę, to mało logiczne, że będziesz skakać?

- Mogłeś mnie uprzedzić!

- Przecież mówiłem! - oburzył się.

- Co?!

- "Złap mocno kolbę i uchwyt".

- Myślisz, że to wystarczyło?!

- Teraz jak tak patrzę, to nie.

- Ściągnij mnie stąd! - pisnęłam płaczliwie.

- Już! Już! - zawołał i popuszczając linę, krok po kroku zbliżył się do mnie. Wolną ręką objął mnie, a kiedy upewnił, że mnie trzyma puściłam miotacz i owinęłam ręce wokół jego szyi. Okręciłam nogi na jego biodrach i mocno ścisnęłam.

- Ściągnij mnie. - powiedziałam cicho, ale on ani nie drgnął. - Dino, słyszałeś?

- Nie.

- Dino. - warknęłam ostrzegawczo jednak trochę płaczliwie.

- Nie ściągnę Cię, bo chcę Ci coś pokazać. - powiedział zachęcająco.

- Pokazałeś mi już dzisiaj wystarczająco dużo! - wrzasnęłam wściekła.

- I tak Ci pokażę.

- A jak się nie zgodzę?

- Nie masz wyboru. Siedzisz na mnie, a ja nie mam zamiaru schodzić, ani wchodzić. Twoja decyzja teraz ogranicza się do tego, gdzie będzie Ci wygodniej. Nie ukrywam, że lepiej dla mnie, a tym samym dla nas, żebyś przemieściła się na moje plecy.

- W takim razie sama zejdę. - warknęłam i chciałam znowu złapać miotacz, ale on szybkim ruchem pochwycił go i wcisnął jeden z przycisków. Miotacz wjechał na dach beze mnie. Z gardła wydobył mi się ściszony warkot. Miałam ochotę rozszarpać go na miejscu.

- Co ty na to? - zapytał wesoło. - No nie marszcz tego czoła, bo Ci nie ładnie! - zawołał. Warknęłam jeszcze raz, po czym z wyraźnie okazywaną złością i niechęcią do jego osoby, niezdarnie i prawie z niego spadłszy, przeszłam mu na plecy. Ulokowałam się między drzwiami i już tylko czekałam na jego dalsze poczynania. - Señorita, podciągnij się trochę wyżej, żeby Ci ta dupcia tak nie zwisała, bo zlecisz. - powiedział. Wywróciłam oczami i zrobiłam jak chciał. Złapał moją rękę i pociągnął ją do siebie. - Złap mnie za ramkę obręczową*.

- Chyba Cię coś boli! - oburzyłam się. - Nie!

- To jedyne części, których możesz się złapać, żebyś mi nie przeszkadzała. Niżej Ci się złapać nie dam...

- To i tak dla mnie za nisko... I za głęboko. - mruknęłam krzyżując ręce i wsuwając dłonie pod jego zbroję. Wyszukałam ramkę i mocno ją złapałam. - Jesteś stuknięty... - stwierdziłam.

- "Stuknięty" to mało powiedziane... - powiedział sprawdzając mój uchwyt. - Jest ok! No to lecimy.

- Co?! - wrzasnęłam zanim zaczęliśmy spadać. Znowu oczami wyobraźni zobaczyłam, tym razem nasz upadek z wysokości. Wtedy ze swojego miotacza zamontowanego w lewej ręce wystrzelił linę z kotwiczką-łapką, która złapała inny budynek. Szarpnęło nami i zaczęliśmy się wznosić. Powietrze uderzało mnie w twarz i na gwałt wpychało mi się do ust, nie pozwalając piszczeć z przerażenia. Łapka puściła ścianę, a lina schowała się w miotaczu. Wtedy Dino wystrzelił linę z prawej ręki, a łapka załapała inną ścianę. Zaczęliśmy spadać. Ja z piskiem, on z okrzykiem. Zaledwie metr mnie dzielił od przetarcia drzwiami o stary asfalt. I znowu zaczęliśmy się wznosić. Wyrzuciło nas wysoko w górę. Dino zwinął linę i chwilę szybowaliśmy. Trwało to zaledwie kilka sekund, ale widok jaki mi się ukazał był niezwykły, choć nie wiele się różnił od tego, jakbym patrzyła z dachu któregoś bloku. Zachodzące słońce malowało swoimi promieniami wszystko na pomarańczowo. Drzewa i bloki wyglądały jakby płonęły.

Zaczęliśmy spadać. Piszczałam, ale tym razem z zachwytu. Dwie kotwiczki zostały wystrzelone. Opadaliśmy i znowu się wznosiliśmy jak na olbrzymiej huśtawce. Mknęliśmy w górę, a wtedy łapki puściły, a Dino zrobił back-flipa, przy czym prawie go puściłam. Spadaliśmy i dopiero na wysokości dachów Autobot wystrzelił z lewego miotacza. Kotwiczka złapała krawędź budynku. Lina zaczęła się zwijać, a my wykonaliśmy skręt o około dziewięćdziesiąt stopni. Wystrzał z prawego miotacza, a zaraz potem z lewego i kolejny skręt. Kolejne wniesienie, kolejne opadanie i tak jeszcze kilka razy. Lewa kotwiczka po raz ostatni złapała krawędź dachu. Dino tak operował, że nogami do góry, niemal pionowo wyskoczyliśmy ponad dach. Czerwony Transformer wykonał obrót i kilka sekund później wylądowaliśmy na dachu. Zsunęłam się z niego i niepewnie stanęłam na podłożu.

- I jak? - zapytał odwróciwszy się do mnie. Rozłożyłam ręce i otworzyłam usta chcąc coś powiedzieć, ale machnęłam rękami nie mogąc z siebie wydusić, byłam tak zachwycona. - A tak się bałaś. - uśmiechnął się, po czym odwrócił i podszedł do krawędzi. Usiadł spuszczając nogi wzdłuż ściany. Szybkimi kroczkami podbiegłam do niego i usiadłam obok.

- To było nieziemskie. - pochwaliłam.

- Dla mnie żadna nowość, ale zabawa przednia. - powiedział zadowolony. - Jak się zdecydujesz na montaż miotaczy na rękach, to Cię nauczę.

- Ze zwykłym miotaczem się nie da?

- Średnio. Zwykłe są wolniejsze, a po za tym trzeba je nabijać. Są takie, które same się przeładują, ale my akurat takich nie mamy. Tamten, na którym się uczyłaś, był moim drugim miotaczem. Widział jeszcze walki na Cybertronie. Sprzęt prawie nie do zdarcia, ale nic wiecznego. Zaczął się psuć, a zawodnego sprzętu nie mogę używać. Jeszcze jednak działa więc może się przydać.

- Aha... Ale te skoki...! Aaa! Jak Spiderman! Tyle że stuknięty. - powiedziałam radośnie.

- Jak kto?!

- Spiderman. No wiesz... Człowiek ze zdolnościami pająka. Z filmu.

- A z filmu! - zawołał potakując. - Nie znam. - stwierdził nagle poważniejąc.

- Okej... Nie było tematu... - powiedziałam zakłopotana.

- No... Z filmów jestem słaby. Z tym to do Jazza. Ja to raczej język i akcent podłapuję. - powiedział rozkładając ręce. - Ale Spiderman to taki superbohater, dobrze myślę.

- Dobrze. Strzela siecią z rąk jak ty linami. Ma czerwono-niebieski strój... Jeden kolor już masz.

- Może i tak... - stwierdził uśmiechając się, a zaraz potem posmutniał. - Ale żaden ze mnie bohater... - powiedział odwracając się i podpierając głowę na rękach. Popatrzyłam na niego zdziwiona. Siedział i patrzył smutnymi oczami jak słońce zachodzi.

- Powiedziałam coś nie tak? - zapytałam niepewnie. Spojrzał na mnie i wyprostował się.

- Nie. W porządku. Po prostu... Dlaczego mam wrażenie, że mogę Ci powiedzieć wszystko? - zapytał. Otworzyłam usta, ale coś stanęło mi w gardle. Słyszałam już to pytanie od Jazza. Może to zbieg okoliczności...

- Emm... Coś Cię trapi? - zapytałam, nieco schodząc z tematu.

- Zbyt wiele mnie trapi, żeby to powiedzieć w jeden wieczór...

- Ale... Chcesz coś powiedzieć...? - bardziej stwierdziłam, niż zapytałam.

- Zaczęłaś porównywać mnie do superbohatera, ale w cale nim nie jestem...

- Ale to tylko z wyglą...

- Co z tego? - przerwał mi. Jego błękitne oczy drgały przyglądając mi się dokładnie. - Nie nazywaj mnie bohaterem. Za dużo rzeczy zrobiłem źle, za dużo rzeczy nie zrobiłem, by teraz ktoś nazywał mnie bohaterem.

- Dino... Możesz jaśniej? - zapytałam lekko zirytowana jego gadką od rzeczy. Mówi o czymś, o czym ja nie mam pojęcia. Zastanawiał się patrząc na mnie z miną nie wyrażającą absolutnie nic. Po chwili odwrócił się w stronę słońca.

- Prosiłbym Cię, żebyś nikomu nie mówiła, ale co z tym zrobisz, to już Twoja sprawa. - odezwał się nie spoglądając na mnie. - Nie wiem co sądzisz o Prime'ie, ale przypuszczam, że masz go za godnego zaufania, odważnego, honorowego... Też go za takiego miałem, do czasu...

- Co się stało? - zapytałam cicho.

- Meksyk. Grudzień 2014. Cmentarny Wiatr namierzył mnie, Sideswipe'a i Optimusa. Wzięli nas z zaskoczenia. Osłanialiśmy Optimusa jako Ci szybsi. Nagle skądś nadjechał Lockdown... Prime wziął go na siebie, a ja i Sides - Wiatr. Z początku szło nawet dobrze, ale ludzie mieli przewagę liczebną. Mieli lepszą broń... Sides został ciężko ranny, ale walczył dalej. Prime dość mocno obrywał. Zrobiłem szybką masakrę wśród ludzi, żeby Sideswipe miał lżej i pomogłem Optimusowi. Kiedy u niego było już stabilnie, wróciłem do Sidesa. Chwilę potem było już za późno. Sideswipe dostał z moździerza po raz drugi. Żeby go chronić wybiłem cały oddział, co było wbrew moim zasadom. Nadjeżdżał drugi... Skontaktowałem się z Optimusem. Nie było mowy, że mnie nie słyszał...

- Ale walczył z Lockdownem. - zauważyłam.

- Wtedy Lock już przegrywał... Mogliśmy zwiewać, ale ten widocznie uznał, że musi to skończyć tu i teraz. - warknął. - Nie reagował na moje krzyki, a kulki Wiatru już obijały mi się o zbroję. Wziąłem Sideswipe'a na grzbiet i próbowałem uciec na piechotę. Czymś strzelili z helikoptera. Mogłoby nas rozerwać na miejscu, a skończyło się na glebie. Wołałem do Optimusa, że potrzebuję pomocy, że Sides jest ranny. Ludzie skupili się na nim i kiedy wszystkiego było za dużo, rozejrzał się tylko, a po chwili odjechał, zostawiając mnie i Sidesa. Lockdown pojechał za Prime'em. Wziąłem jeszcze raz Sidesa i próbowałem uciekać, on zabezpieczał mnie od tyłu. Trzeci raz wystrzelili z moździerza... - zamilkł i ciężko westchnął. - Sideswipe ciężko dyszał... Obficie energonił... ale nie było tragicznie. Gdybym miał czas i sprzęt, nawet ja dałbym radę go uratować, ale zostałem sam. Nie chciałem go zostawić, ale wtedy mi powiedział, żebym wziął jego ostrze. Powiedział, że Prime musi żyć, bo Autoboty go potrzebują, ale żebym mu tego nie zapomniał. Dodał, żebym go nie zostawił tam żywego... Tak bardzo bał się zgasnąć, ale błagał mnie, żebym go dobił... - zacisnął pięści i po chwili schylił głowę.

Czułam się podobnie jak wtedy, kiedy wysłuchiwałam Jazza, tylko teraz, nie wiem dlaczego, głównie czułam złość i żal. Co do Optimusa zaczęłam mieć mieszane uczucia, ale nie będę go osądzać. Nie było mnie tam, a Dino może niektóre rzeczy wyolbrzymiać. Jednak ta sytuacja miała miejsce, przez co zrobiło się bardzo przykro, a przede wszystkim żal mi było Dino.

- Przebiłem mu Iskrę, jego własnym ostrzem... - kontynuował. - Energon obryzgał mi ręce... - miał łamiący się głos, ale nie zbierało mu się na płacz. Natomiast mi, przez jakiś nagły ból gdzieś w Iskrze do oczu napłynęły łzy. Nie był to ból fizyczny. Poczułam się jak wtedy, kiedy moja kapsuła została wystrzelona, kiedy zostawiłam mamę. - To straszne uczucie, kiedy ostatnia najbliższa Ci osoba odchodzi... Jego oczy dopiero przygasały, a ja musiałem go zostawić. - powiedział ciężko. - Próbowałem jeszcze jakoś pomóc Optimusowi, ale przez Cmentarny Wiatr nie mogłem. Przez dwa dni mnie ścigali... Ich było kilka oddziałów, ja tylko jeden. Jakimś cudem trafiłem nad wybrzeże, nawet nie wiem gdzie to było. Wszelki sprzęt przez który mogli mnie namierzyć w tym nawigacyjny i lokalizator, miałem wyłączony. Znalazłem jakiś prom, który płynął do Europy. Tak oto znalazłem się w Portugalii, a stamtąd pojechałem do Hiszpanii, gdzie trochę zabawiłem...

Nie wiedziałam co mam mu na to powiedzieć. Że co? Że mi przykro? Próbowałam znaleźć odpowiednie sława, ale w końcu westchnęłam i otarłam łzy spod oczu. Nie wiedzieć dlaczego, czułam się podle, a z drugiej strony miałam ochotę płakać i wyżyć się na czymś z wściekłości.

Nagle poczułam jego rękę na sobie. Objął mnie jedną ręką, a głowę oparł na moim ramieniu.

- Nie płacz z powodu moich problemów... - westchnął. - Martw się o swoje.

- Mówiłeś o tym z Sideswipe'em?

- Nie. Nie chcę go martwić. On też ma swoje problemy z którymi słabo sobie radzi... Przypuszczam, że przeją by się tym, że często mam wrażenie jakbym miał brudne ręce od jego energonu...

- Aż tak? - zapytałam zszokowana, a on twierdząco kiwnął głową.

- Aż tak... Ciężko mi z tym, choć koniec końców Sideswipe żyje i nie ma mi tego za złe, ale co się stało to się nie odstanie. Zabiłem go... A on tyle razy ratował mi zbroję... Tak nie zachowałby się bohater...

- Dino... sytuacje są różne... Nie ma sensu, żebyś się za to obwiniał.

- Masz rację, ale nie umiem się z tym pogodzić. Mogłem wtedy bardziej się postarać.

- Nie. Wtedy, to Optimus powinien odpuścić. - powiedziałam twardo, choć w cale nie miałam zamiaru tego powiedzieć. Zakryłam zakłopotana usta. Nie chciałam tego powiedzieć. Nawet nie miałam tego na myśli! Więc dlaczego...?

- Wyjęłaś mi to z ust... - powiedział. Zerknęłam na niego i natrafiłam na jego optyki. Miał lekko rozszerzone źrenice, przyglądał mi się badawczo przy czym wyglądał uroczo. - Tak... - kiwnął kilka razy głową i odwrócił się. - Powinien odpuścić... Od tamtej pory czuję do niego pogardę. Już raz ktoś mnie zostawił i byłbym zginął prawdopodobnie torturowany przez Decepticony, gdyby nie przypadek. Uratowali mnie Ironhide, Sideswipe i... ktoś jeszcze, ale nie lubię rozdrapywać tej rany. Po wszystkim Optimus obiecał, że jego oddziały nigdy by mnie zostawiły, dlatego przyłączyłem się do niego. Niedługo potem, byłem najczęściej ściganym dla informacji przez Decepticony Autobotem. Czasy których nie da się zapomnieć... - uśmiechnął pod nosem. - Teraz już jestem po prostu Autobotem... Optimus wtedy złamał swoją obietnicę, czego nie umiem mu przebaczyć i nie wiem czy to zrobię. Po za tym... Bycie szpiegiem ma swoje wady i zalety, jest to raz szczęście, raz przekleństwo. Mam, a raczej miałem zwyczaj grzebania i wyszukiwania informacji o wszystkim i wszystkich, i dowiedziałem się rzeczy, których nie chciałem wiedzieć... Optimus nie jest święty, tyle Ci tylko powiem. Przepraszam, że tak się nostalgicznie zrobiło!

- Nie, nie... W porządku. Lubię słuchać. - uśmiechnęłam się, on również.

- Rzadko komu o tym mówię, więc czuj się zaszczycona. - powiedział tym razem rozradowany. Przycisnął mnie do siebie, potarł i poklepał moje ramię. - Ooo... Zafircia... Chyba sama Wszechiskra nam Ciebie zesłała. Potrzebujemy takich jak ty...

- To znaczy?

- Nieskażonych tą bezsensowną wojną. - mruknął zadowolony, a sekundę potem złożył szybkiego dzióbka na moim policzku. Zatkało mnie z wrażenia, a on zaczął śmiać się z mojej reakcji.

- Dino! - pisnęłam. - Ty wstręciuchu! - zaśmiałam się.

- Ooo, Puntino! Uwielbiam Cię... Ale i tak będziesz z Sidesem. Już ja Ci to załatwię.

- Coś ty się tak na to uwziął?

- Tak jakoś... Widzę was po prostu. - westchnął rozbawiony. - Pokazać Ci coś?

- Co?

Ściągnął rękę z moich barków i wyciągnął ją przed nami. Zakręcił nadgarstkiem, aż w nim coś strzeliło. Kilka razy zacisnął pięści, po czym przymknął oczy.

- Daj mi chwilę... - odezwał się podnosząc drugą rękę i jeden palec jakby się zgłaszał. - Muszę się skupić. - dodał i opuścił rękę. Nie szczególnie wiedziałam gdzie mam się patrzeć i co chce mi pokazać, jednak szoku doznałam, kiedy przede mną zaczęło czegoś brakować - konkretnie jego ręki... Po prostu jego ręki nie było! W sumie była, ale do łokcia.

Wyciągnąłem przed siebie ręce, a po chwili na trafiłam na niewidzialną przeszkodę. Najpierw płaska powierzchnia, a zaraz potem wielokształtna. Część po części i znalazłam nadgarstek, dłoń i każdy palec. Trzymałam jego rękę, choć wydawać by się mogło, że niczego przede mną nie było.

- Ale jak?! - wrzasnęłam zachwycona zerkając na niego.

- Mam taki mały mechanizm w głowie, który pozwala mi znikać. Z czegoś moje imię musiało się wziąć. - uśmiechnął się. - Kiedyś potrafiłem znikać cały i na pstryknięcie palców, teraz tylko jedna ręka, lewa albo prawa, a w dodatku muszę się dobrze skupić.

- Co się stało?

- Misja we Włoszech. Nabrałem tam wtedy akcentu... Oberwałem dość mocno w łeb do utraty przytomności. Jakim cudem przeżyłem - do tej pory się zastanawiam. Obudziłem się, jak już wracaliśmy samolotem do bazy. Ratch stwierdził, że nic nie jest. Dopiero trzy dni później zauważyłem, że nie mogę znikać. Z wściekłości miałem ochotę rozsadzić bazę, ale przeszło mi. Skoro tak się stało, to widocznie tak miało być. Ratchet chciałby mi to naprawić, ale nie zna tego mechanizmu i nie ma odpowiednich narzędzi, żeby to zrobić.

- Ale i tak mega. - powiedziałam, a jego ręka znowu się pojawiła. Ponownie mnie objął i przycisnął do siebie

- Wiem... Podoba Ci się tutaj? - zapytał nagle.

- W sensie tutaj, czy w ogóle?

- Tutaj. W tym miejscu. - odpowiedział wskazując palcem na dół. Rozejrzałam się nieco zakłopotana.

- Ładny widok na zachód. - stwierdziłam wzruszając ramionami. - A co?

- Więc nie tylko ja widzę tę zaletę. - uśmiechnął się. - Lubię tu przychodzić, jak mnie Crosshairs wkurzy. Zachód taj świetnie widać.

- Czym Cię wkurza? - zapytałam ciekawa.

- Dwóch snajperów w jednym miejscu? Złe połączenie. Tak samo jak dwóch zbrojmistrzów i dwóch medyków.

- A nie trzech?

- Jolt to inna bajka. Ratchet ma do niego inny stosunek niż do Knockouta. Bardzo inny więc Młodego nie biorę pod uwagę. Po za tym, Jolt wychowywał się pod jego okiem. W każdym bądź razie, kiedy Ironhide dojdzie do siebie, a Hound nadepnie mu na odcisk, i jak Leadfoot stanie za Houndem, a ja i Sideswipe za Hide'em, to będą fajerwerki. Znając życie, Cross będzie tylko czekał aż wzajemnie się powybijamy, czym mnie najbardziej wkurza.

- A co z Ironhide'em i Houndem? Co oni mają do siebie?

- Szczerze? Nie wiem. Wiem, że kiedyś się o coś poprztykali i tak zostało. Działają sobie po prostu na nerwy.

- To będzie ciężki okres... - westchnęłam załamana.

- Zbieramy się? - zapytał. Zerknęłam na niego i kiwnęłam twierdząco głową. Wstaliśmy i Dino kazał mi się go złapać jak przedtem, tylko tym razem pozwolił z przodu. Ze mną na piersi podszedł do krawędzi, wystrzelił kotwiczki, a potem skoczył. W zawrotnym tempie spadaliśmy i wznosiliśmy się. Oparłam podbródek na jego ramieniu i patrzyłam jak bloki i drzewa oddalają się od nas. Poczułam senność, a oczy przymknęłam, jak jeszcze skupiłam się na jego cieple. Miło było w objęciach mojego stukniętego Spidermana, ale się skończyło. Wylądowaliśmy, Dino zabrał miotacz i wracaliśmy do bazy. Myślałam, że go na miejscu rozszarpie, jak kazał mi biec. Już na mnie czekał przed wjazdem do bazy, kiedy ja dobiegałam wypluwając Iskrę z komory. Do bazy nie wjechałam - ja się stoczyłam.

Dino jeszcze pełny energii podszedł do wyglądającego na wkurzonego Sideswipe'a, który z założonymi rękami tyłkiem opierał się o maskę Ironhide'a, który z kolei w postaci samochodu stał w kącie, między wejściem do laboratorium, a wjazdem na parking. Ja znowu podeszłam do wołgi i walnęłam się na niej.

- Jak było? - usłyszałam głosik Jazza. Podniosłam głowę i spiorunowałam go spojrzeniem. Podniósł ręce w geście poddania i wrócił się na przód grata.

- Foch, foch, i jeszcze raz foch... - mówił Sideswipe. - Próbowałem z nim gadać, ale się po prostu nie da. Równie dobrze mógłbym gadać do głazu i efekt byłby taki sam. Nie wiedzieć dlaczego potrącił Drifta, prawie mu nogi połamał! Nie wiem o co mu chodzi...

- Daj mu spokój. Też nie chciałeś z nikim gadać...

- A z rana było ok!

- Sides. Wyluzuj. Jak trochę pomilczy, to nic mu się nie stanie. - powiedział pontiac.

- A tu się o bezpieczeństwo martwię!

W tym czasie podniosłam się i chyląc się z jednej strony na drugą podeszłam do srebrnego chevroleta i stanąłem przed nim.

- Jak było? - zapytał entuzjastycznie.

- Tragicznie. - powiedziałam razem z Dino. - Opowiedz za mnie. - zwróciłam się do ferrari. - Ja w tym czasie strzelę focha na Ciebie za ten ostatni bieg i połączę w bólu, jaki by nie był, z Ironhide'em. Nie wchodzić mi w drogę, bo przejadę... Jazz, jak będziesz chciał iść spać, to mnie przekulaj na parking. - wymamrotałam i przetransformowałam. Stanęłam centralnie obok czarnego pickupa.


*ramka obręczowa - zespół części (rzadziej jedna część) ulokowanych zaraz pod zbroją, odpowiadających ludzkiemu mostowi i obojczykom.


No i witam wszystkich! Wiem, że długo nie było, ale jestem na tyle inteligentna, że dorobiłam sobie roboty w postaci trzech innych książek (jedna wkrótce na profilu Tina0021, a dwie - nie wkrótce u mnie) dlatego rozdziały nie będą zbyt częste. Ale czy kiedykolwiek były częste?
Jak się podoba wydanie Dino?  Piszcie czy się podobało. To do następnego. :-*

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top