6. Niepotrzebne

Wszystko mogłoby skończyć się lepiej, gdyby nie charakter Fuksa. Być może Iwian powinien to przewidzieć, znając jego dziwaczną przypadłość - dla niego wszystko musi skończyć się dobrze, zawsze istnieje odpowiednie wyjście. Każdy najmniejszy błąd stara się wręcz chorobliwie naprawić, rozgrzebując stare sprawy i często wprowadzając jeszcze większy zamęt. Być może, gdyby Iwian szczerze by z nim porozmawiał na temat Loty, uspokoiłby jego wybujałą podświadomość, a koło nieszczęść nie zaczęłoby się znów toczyć. Może.

Fuks leży w łóżku, nasłuchując równego oddechu Iwiana śpiącego tuż obok. Naprzeciwko stoi drugie łóżko - puste od kilku dni, które spędzili u pani Kordeli. Któryś z nich mógłby je zająć, oczywiście. Tylko że spanie razem przynosi im namiastkę bezpieczeństwa, pozory normalności, która została im odebrana. W zaciśniętej dłoni Fuksa spoczywa medalion w kształcie dwóch rombów, z czego mniejszy znajduje się wewnątrz drugiego. Ostre krańce wbijają mu się w skórę, otrzeźwiając umysł i dając fałszywe poczucie kontroli.

To nic złego - przekonuje siebie. - Ja tylko chcę ją odnaleźć.

Tępy ośle, przecież wiesz, że nie żyje.

Ale może...

Może co? To bez sensu. Zginęła. Przepadła. Chcesz stracić też Iwiana?

On sobie poradzi. Lota nie. Negatywni...

Ile razy będziemy to wałkować, idioto? Ona nie żyje, a ty jesteś potrzebny bratu. Zmarłym nie da się pomóc.

On też sobie bez niej nie poradzi. Zmienił się. Chcę, żeby stary Iwian wrócił.

Zapomniałeś może o bandzie szajbusów za Srebrnym Murem, co? Tamtego świata nie da się już uratować.

Oh, zamknij się. To już postanowione.

Fuks z niemal niesłyszalnym szelestem wysuwa się z pościeli. Ubiera się najciszej jak potrafi. Podłoga lekko skrzypi pod jego krokami, gdy przekrada się wśród cieni głównej izby do drzwi. Po chwili wahania przekręca klucz w zamku.

Przecież nikt się nie włamie – próbuje się usprawiedliwić. – Prawdopodobieństwo jest naprawdę malutkie. Tyciusieńskie.

Na zewnątrz jest chłodno, jednak nie tak bardzo, jak ostatnimi czasy bywało. Mimo to Fuks i tak lekko drży, przekradając się przez ciemne zaułki miasteczka. Wydostaje się poza obręb budynków, wciąż idzie dalej, do niewielkiego zagajnika, by mieć pewność, że absolutnie nikt go nie zobaczy.

Chłopak staje pośród uginających się drzew i kurczowo chwyta za wisiorek, próbując opanować drżenie rąk.

To z zimna.

Gówno prawda.

Fuks przekręca mniejszy romb.

---

Iwiana budzi głośne pukanie do drzwi.

– Już późno – rozlega się przytłumiony głos Mildred. – Śniadanie jest gotowe.

Iwian otwiera oczy i ospale podnosi się do pozycji siedzącej. Drapie się po rozczochranych, jasnych włosach i ze zdumieniem zdaje sobie sprawę, że Fuksa nie ma. Jak wiadomo, to on ma głębszy sen, ale za to Fuks zwykle śpi zdecydowanie dłużej. Iwian wzrusza w końcu ramionami i zaczyna się ubierać, nie roztrząsając dalej tej sprawy.  Wchodzi do głównej izby, gdzie już czeka skromny posiłek. Bliźniaczki i pani Kordela siedzą przy stole, czekając z rozpoczęciem jedzenia.

- A gdzie Fuks? Nie mogłeś go dobudzić? - pyta pani Kordela z pokrzepiającym uśmiechem.

- Myślałem, że już wstał - Iwian marszczy brwi, mocno zaniepokojony. - Nie było go, gdy się obudziłem.

- Tak? - pani Kordela wygląda na szczerze zdziwioną. - To pewnie dlatego drzwi były otwarte. Nie martw się, skarbeńku, pewnie po prostu wyszedł na spacer. Zaraz wróci, jestem pewna.

- Idę go poszukać - informuje Iwian, wracając do swojego pokoju po dodatkową koszulę.

- Zostań, przecież wiesz, że jest jak kot - chadza własnymi ścieżkami. Zjedz chociaż śniadanie.

Ale Iwian już nie słucha. Grzebiąc wśród bagażów w poszukiwaniu grubszych ubrań znajduje jeden z naszyjników. Nie. Przecież nie mógłby... 

W pośpiechu przeszukuje resztę ubrań, lecz drugiego wisiorka nie znajduje. Jego oddech przyśpiesza, a źrenice się rozszerzają. Wpycha medalion do kieszeni i podrywa się do góry. Szybko zakłada koszulę i prawie biegiem rzuca się do drzwi wyjściowych. Mija zdezorientowane bliźniaczki i już ma wyjść, gdy pani Kordela zastępuje mu drogę.

- Co się dzieje? - pyta, szczerze zmartwiona. Iwian mógłby z łatwością przepchnąć ją na bok i nie zważając na nic wybiec z domu. Teraz liczy się bowiem każda sekunda. Tylko że nie chce tak jej potraktować, po tym wszystkim co dla nich zrobiła. Zamiast tego przełyka ślinę i zdobywa się na uspokajający uśmiech.

- Nic takiego. Po prostu Fuks robi czasami naprawdę głupie rzeczy i ma zerową orientację w terenie. Trzeba go znaleźć, zanim kompletnie się zgubi.

- Oh - pani Kordela usuwa mu się z drogi - to go szukaj. Tylko wracaj szybko z tym łachudrą, bo potrawka wystygnie.

- Oczywiście - Iwian wciąż się uśmiecha, choć doskonale wie, że nigdy już tu nie wróci. - Oczywiście.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top